Na furce z weglem do Brukseli
(...) Jeśli do Brukseli pojedzie również Elżbieta Bieńkowska, można oczekiwać, że klimatyczna wajcha pójdzie w ruch.
Czy Donald Tusk jako przewodniczący Rady Europejskiej będzie reprezentował polskie interesy? Taką nadzieję mają politycy PiS, którzy już przygotowali listę życzeń, czy raczej żądań. Przewodniczący Tusk ma zadbać m.in. o to, by nasi rolnicy dostawali większe dopłaty, a cena gazu spadła. Prezes Jarosław Kaczyński wzywa również do wywrócenia paktu klimatycznego, który podobno „ogranicza szanse rozwojowe”.
W odpowiedzi na tak sformułowane żądania podniósł się chór głosów wskazujących, że przewodniczący Tusk nie może prezentować interesu narodowego – jego zadanie polega na godzeniu zwaśnionych stron, ustalaniu kierunku politycznego, reprezentowaniu UE na zewnątrz. Próba ustawiania polityki pod dyktando Polski może zakończyć się, jak to napisał Witold Gadomski „gigantyczną kompromitacją”.
Tyle że Gadomski używa znamiennego przysłówka „jawnie”. Tusk nie może reprezentować Polski jawnie. A przecież prawdziwa polityka, wstyd pisać takie banały, nie toczy się wyłącznie przed oczyma kamer. Toczy się również (a może przede wszystkim) w zaułkach brukselskich gmachów. Również po godzinach. Również na bezliku rautów, po których pozostają okruchy na wykładzinach i poplamione winem obrusy. Zakładam, że podczas tego typu spotkań przewodniczący nie będzie stał w kącie. A jeśli komisarzem ds. energii zostanie wicepremier Bieńkowska (oczywiście ona też nie może jawnie reprezentować itd.), polska polityka otrzyma niepowtarzalną okazję do zbudowania bardzo mocnej grupy wpływu.
Obawiam się tego wpływu na politykę klimatyczną. Agenda, z jaką pojadą do Brukseli polscy politycy jest bowiem oczywista, a jej fundamenty premier Tusk opisał w kwietniowym tekście programowym dla „Financial Times”. Przypomnę, że jednym z głównych postulatów jest rehabilitacja europejskiego węgla jako źródła energii. W grudniu ubiegłego roku wicepremier Bieńkowska obiecała polskim górnikom „obronę dobrego imienia polskiego węgla”, co, zważywszy na sytuację polskich kopalń, wydaje się zadaniem karkołomnym. Niechęć Donalda Tuska, Jarosława Kaczyńskiego i całej miłościwie nam panującej klasy politycznej do odnawialnych źródeł energii jest wręcz przysłowiowa: konsekwencje uporczywego i systemowego utrudniania prosumentom dostępu do sieci możemy zobaczyć już tej zimy. Według informacji URE, tylko w latach 2011-2012 operatorzy systemów dystrybucyjnych odmówili przyłączenia do sieci źródeł OZE o łącznej mocy 5,6 GW. To tyle ile wynosi moc 9 dużych bloków energetycznych. 64 proc. węgla i 90 proc. ropy importowanych do Polski pochodzi ze wschodu. Mimo to, rozmowa o zmianie fatalnego bilansu kocentruje się wyłącznie na rehabilitacji polskiego węgla. Węgiel jest bowiem nasz, a wiatr i słońce są obce.
Czołowe stanowisko w Brukseli obejmuje więc przedstawiciel tej grupy unijnych polityków, która pakt klimatyczny najchętniej zmięłaby w kulkę i rzuciła do pieca. Jeśli do Brukseli pojedzie również Elżbieta Bieńkowska, można oczekiwać, że klimatyczna wajcha pójdzie w ruch.
Nie oficjalnie, nie jawnie. Po godzinach, przy winie. To znacznie skuteczniejsze.
autor: Michał Olszewski