Unia energetyczna nie zastąpi polityki klimatycznej
Inwestycje w odnawialne źródła energii i efektywność energetyczną to europejski pomysł na zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego. Brak porozumienia w kwestii polityki klimatycznej de facto zmniejsza bezpieczeństwo energetyczne Unii, w tym Polski
Premier Donald Tusk ogłosił kilka tygodni temu autorski projekt Unii Energetycznej. Filarami nowej Unii mają być m.in. węgiel, gaz łupkowy, wspólne kontrakty na rosyjskie surowce i potężne dofinansowanie nowych inwestycji energetycznych w Europie Środkowo-Wschodniej (nawet do 75% wartości). Niektóre postulaty, takie jak dywersyfikacja dostaw surowców czy finansowanie infrastruktyry energetycznej ze środków UE są oczywiście słuszne. Problem polega na tym, że propozycja ta nie wspiera, ale wręcz podkopuje politykę klimatyczno-energetyczną Unii Europejskiej. W propozycji polskiego rządu zabrakło bowiem miejsca nie tylko dla odnawialnych źródeł energii, które sukcesywnie nabierają realnego znaczenia w całym unijnym miksie energetycznym, ale nawet dla idei oszczędzania energii (bądź też zwiększania efektywności energetycznej). Znalazło się za to miejsce dla niewydobywanego jeszcze nigdzie w Europie i wciąż wielce niepewnego gazu łupkowego oraz dla „rehabilitacji węgla”. Polski Premier lekceważąco pominął też kluczowe dla UE kwestie redukcji emisji gazów cieplarnianych, oceniając, że: „Jeśli ktoś chce mieć ambitniejsze cele redukcyjne, chce emitować mniej dwutlenku węgla, to my nie będziemy go zatrzymywać w tych pomysłach”.
Propozycja Premiera Tuska jest kolejną odsłoną rozgrywki między rządem Polski a agendami Unii. Komisja Europejska forsuje ambitne cele redukcji emisji, zaś polski rząd upiera się, że cele redukcyjne są dla nas niekorzystne. Zarówno w oficjalnych negocjacjach jak i sporach teoretyków brakuje jednak odniesienia do tak istotnego elementu, jakim jest sposób realizacji polityki energetyczno-klimatycznej. Koncentrując się na celach dotyczących redukcji CO2 lub udziału energii ze źródeł odnawialnych w finalnym miksie energetycznym, pomija się aspekt sposobu dochodzenia do tych celów i ich finansowania. A przecież to właśnie w szczegółach dotyczących procedur, zatwierdzania pomocy publicznej czy decydowania o wskaźnikach emisyjnych diabeł jest pogrzebany.
Na Zachodzie bez zmian
W sprawie klimatu i energii między Polską a agendami UE trwa cicha wojna pozycyjna. Obie strony są na tyle silne, aby wzajemnie sobie zaszkodzić, ale nie na tyle, aby narzucić drugiej stronie swoje stanowisko. Ten konflikt objawia się tym, że polski rząd blokuje rozwój unijnej polityki klimatycznej i opóźnia wdrażanie przyjętych już norm na własnym terytorium. Wystarczy wspomnieć, że stanowiąca flagowy okręt pakietu energetyczno-klimatycznego dyrektywa o handlu emisjami z 2009 r., do dnia dzisiejszego nie została wdrożona do polskiego prawa. Unia z kolei forsuje coraz ambitniejsze cele dotyczące redukcji gazów cieplarnianych, a polskie veto obchodzi bokiem. Dobrym przykładem tej taktyki była rozgrywka w sprawie wycofania z rynku części uprawnień do emisji, aby podnieść ich zbyt niską cenę. Polski rząd robił co mógł, by do tego nie dopuścić. Komisja jednak przeprowadziła proces decyzyjny w taki sposób, aby ominąć głosowania jednomyślne, wiedząc że polscy negocjatorzy nie mają szans na znalezienie szerszego poparcia.
To konflikt typu: przegrana – przegrana. Tracą na nim obie strony. Im dłużej trwa, tym straty dla energetyki i środowiska są większe. Fragmentacja wewnętrznego unijnego rynku energii, niepewność odnośnie cen emisji CO2 i niejasność regulacyjna prowadzą do spadku nakładów na inwestycje energetyczne. Unia co roku importuje ropę naftową, gaz ziemny i węgiel o wartości ok. 406 mld Euro (co stanowi 3,2% jej PKB). Według szacunków Komisji, jeśli utrzyma się dotychczasowy wzrost zależności Unii od importu surowców energetycznych z państw trzecich, to w 2030 roku Europa będzie musiała kupować ponad 90% ropy naftowej, ponad 80% gazu i ponad 40% węgla. Odpowiednie wskaźniki dla Polski wynoszą już obecnie: blisko 100% importu ropy naftowej, 75% gazu i 14% węgla. Inwestycje w odnawialne źródła energii i efektywność energetyczną to europejski pomysł na zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego z perspektywą kilkudziesięciu, a nie kilku lat do przodu. Brak porozumienia w kwestii polityki klimatycznej de facto zmniejsza bezpieczeństwo energetyczne Unii, w tym Polski.
Impas na poziomie unijnym przekłada się na sytuację w kraju. Inwestycje w energetyce stoją i dotyczy to zarówno źródeł odnawialnych jak i konwencjonalnych. Nie wchodząc już w ocenę inwestycji w rozbudowę elektrowni węglowej w Opolu, należy przypomnieć, że ruszyła ona tylko dzięki osobistemu zaangażowaniu premiera. Z powodu niepewności co do otoczenia prawnego, cen uprawnień CO2, możliwych dopłat do odnawialnych źródeł i podatków od łupków, banki nie są w stanie wskazać, które inwestycje są ekonomicznie opłacalne. W praktyce, na poważnie realizowane są tylko inwestycje w infrastrukturę sieciową – linie przesyłowe i dystrybucyjne, magazyny gazu, terminal gazowy. Rzecz charakterystyczna – co do konieczności realizacji tego typu inwestycji jest pełne zrozumienie między instytucjami polskimi i unijnymi. Zgoda buduje.
Polski rząd nie ujawnia opinii publicznej kosztów, jakie płaci polska energetyka za blokowanie na forum unijnym wszystkiego co ma jakikolwiek związek z klimatem. A Unia dysponuje potężną bronią, która może zniweczyć wysiłki nie tylko poszczególnych przedsiębiorstw, ale także rządów. Jest nią wyłączna kompetencja Komisji Europejskiej w zakresie zatwierdzania pomocy publicznej udzielanej na wsparcie inwestycji przez władze krajowe. Komisja orzeka o kategoriach projektów, które mogą być finansowane z „naszych” funduszy strukturalnych. Wreszcie, to Unia ma decydujący głos w określaniu polityki finansowej Europejskiego Banku Inwestycyjnego, Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, nie mówiąc już o funduszach specjalnych, takich jak Europejski Program Energetyczny na rzecz Naprawy Gospodarczej czy programy finansowe w ramach Traktatu Euroatom. Agendy Unii Europejskiej decydują o funduszach, które mogłoby dopiąć finansowo każdą inwestycję energetyczną, którą uznają za „leżącą we wspólnym europejskim interesie”. Może więc warto porozumieć się z Unią, co do tego co leży we wspólnym interesie? Przykłady dotyczące otwarcia przez Komisję postępowania w sprawie nielegalnej pomocy publicznej dla brytyjskiego programu kontraktów różnicowych w energetyce atomowej, braku zgody banków europejskich na finansowanie inwestycji węglowych czy wreszcie decyzja, iż z pomocy regionalnej w ramach funduszy strukturalnych nie mogą korzystać inwestycje energetyczne skłaniają do refleksji. Lobbiści sektora paliw kopalnych wyliczają potencjalne straty polskiej gospodarki w przypadku przyjęcia nowego pakietu klimatycznego. Może warto policzyć także koszty alternatywne? Czy ktoś policzył ile traci polska gospodarka na skutek braku porozumienia z Unią co do polityki klimatyczej i w efekcie braku inwestycji w energetyce?
Odrobić lekcję z Lizbony
Wejście w życie Traktatu z Lizbony utrawaliło podział kompetencji między Unią i państwami członkowskimi. Obie strony sporu powinny o tym pamiętać. Organy Unii Europejskiej muszą zrozumieć, że Lizbona wyraźnie przesądza, iż państwa członkowskie mają prawo kształowania swojego miksu energetycznego, a więc mogą zadecydować czy stawiają na OZE, atom, gaz łupkowy czy inne źródła. Polski rząd powinien wreszcie dostrzec, że w Traktacie jest też zapisana zasada „zanieczyszczający płaci”. Możemy więc stawiać na różne źródła energii, ale te brudne będą nas sporo kosztować. Traktat z Lizbony wyraźnie wskazuje też, że Unia stawia sobie za cel wspieranie oszczędzania energii, promocję źródeł odnawialnych oraz dbanie o bezpieczeństwo dostaw. Efektywność energetyczna i odnawialne źródła energii są według Traktatu najlepszą odpowiedzią Unii na wzrastającą zależność od importu ropy, gazu i węgla. Rząd musi także przyznać, że nie jest jedynym organem decydującym o polityce energetycznej i przemysłowej. Wyłączne kompetencje Komisji w zakresie reguł konkurencji i zgody na udzielanie pomocy publicznie w dużym stopniu wiążą mu ręce.
Wzajemne uznanie swoich ograniczeń może być podstawą kompromisu odnośnie kształtu polityki klimatyczno-energetycznej. Dla ochrony naszego interesu narodowego, ale także interesu Unii jako całości Polski rząd powinien zaproponować regulacje proceduralne dotyczące planowania energetycznego i zarządzania polityką klimatyczną (climate governance). Kluczowymi elementami takich regulacji powinny być: wiążące i ambitne cele w zakresie redukcji gazów cieplarnianych, udziału OZE i oszczędności energii; swoboda państwa członkowskiego w zakresie planowania ścieżki dojścia do osiągnięcia tych celów; domniemanie, że zatwierdzenie przez Komisję planów krajowych stanowi jednocześnie zgodę na finansowanie/objęcie pomocą publiczną ujętych w nich projektów energetycznych. Braki lub opóźnienia w realizacji planów krajowych, zarówno w aspekcie dochodzenia do celów klimatycznych, jak i w aspekcie realizacji inwestycji energetycznych powinny skutkować sankcjami finansowymi w postaci obowiązku zwrotu dofinansowania ze środków publicznych.
Kompromis w zakresie zarządzania polityką klimatyczną jest nie mniej ważny niż kompromis dotyczący celów redukcji gazów cieplarnianych. Zaproponowanie go pozwoliłoby Polsce zmienić wizerunek klimatycznego hamulcowego Europy. Osiągnięcie takiego kompromisu sprawiłoby, że otoczenie regulacyjne byłoby bardziej stabilne, a środki publiczne – bardziej dostępne, inwestycje energetyczne mogłyby ruszyć z miejsca. Skutkiem byłoby pobudzenie gospodarki i zwiększenie naszego bezpieczeństwa energetycznego.
autor: dr Marcin Stoczkiewicz, członek zarządu Fundacji Clientearth
żródło: http://csr.forbes.pl