Klimat i nauka vs polityka
Obecna sytuacja klimatyczna wymaga drastycznych działań. Trudno ukryć, że większość tych działań i trudnych decyzji musi zostać podjęta przez polityków.
Polityków, którzy niestety – nie tylko w Polsce – często przodują w rozpowszechnianiu nieprawdziwych i szkodliwych informacji, zaprzeczających faktom naukowym o skutkach zmian klimatycznych i zanieczyszczenia środowiska. W Polsce dyskusja o tych kwestiach wydaje się odbywać całkowicie poza politykami - pisze Miłka Stępień.
Żadna z partii, posiadających reprezentację w parlamencie polskim, nie stawia na pierwszym miejscu kwestii ekologicznych, a część z nich nawet nie wydaje się uważać, że zmiany klimatu są problemem, którym warto sobie zaprzątać jakoś szczególnie głowę. Ba, niektórzy nawet otwarcie mówią, że w te zmiany nie wierzą, co dodatkowo jest podtrzymywane przez wręcz skandaliczne wypowiedzi części polskiego świata naukowego. Zaskakująco często zarówno polscy profesorowie różnej maści jak i politycy wszlekich opcji są nominowani w kategorii „klimatycznej bzdury roku”. Ci, zaś, co mówią sensownie, niestety, nie przebijają się do mainstreamu politycznego w naszym kraju.
Uważam jednak, że to nasza wina – w sensie nas, wyborców. To my nie zaznaczamy, że te sprawy są dla nas ważne. Nie domagamy się czystego powietrza w miastach. Nie przejmujemy się faktem, że prawie żadna z reprezentujących nas partii w parlamencie nie stawia na OZE, a wszystkie partie w obecnzm sejmie głosowały za dotacjami do węgla. Jak odbywały się marsze w obronie Puszczy Białowieskiej nie było aż takich tłumów, jakie powinny były być, aby pokazać, że to ważna dla nas kwestia. Walka z nowymi odkrywkami węgla raczej też nie porywa tłumów. Mimo najgorszego powietrza w całej Unii Europejskiej mało kto wychodzi na ulice, żeby domagać się od naszych polityków innych przepisów i zadbanie o jakość powietrza, którym oddychają nasze dzieci, my sami, nasi rodzice i dziadkowie. W Polsce, wiele wywalczonych osiągnięć w zakresie ochrony środowiska została politykom różnych opcji narzucona przez ostatnie dwie dekady w związku z naszym wejściem do Unii Europejskiej, a nie dzięki masowym naciskom wewnętrznym. Dlatego też tak łatwo obecnie przychodzi panu ministrowi Szyszko odejście od pewnych regulacji w tym zakresie, gdyż w swojej narracji wskazuje na to, że przynajmniej część z nich została na nas wymuszona. Potrzebujemy zatem zielonego przebudzenia w Polsce.
Moim zdaniem, najpoważniejszym problemem w Polsce nie jest jednak to, jak się zachowujemy jako wyborcy czy aktywiści ekologiczni. Kwestią podstawową jest to, że osoby, które widzą ogrom wyzwań, przed którymi stoi Polska i cały świat nie angażują się bezpośrednio w politykę – że nie wchodzą w skład partii politycznych i od środka nie próbują wymóc poważnego potraktowania tych tematów, że nie promują partii politycznych, które już traktują tę tematykę jako bardzo ważną, że nie angażują się finansowo, PRowo, merytorycznie i osobowo w zmianę jakości klasy politycznej i nie walczą o te kwestie w samorządach, sejmikach wojewódzkich i parlamencie. Kongres Kobiet ciągle ponawia swój apel do wszystkich kobiet, aby zaangażowały się w politykę, gdyż wtedy będą miały wpływ na to, jakie będzie podejście do kwestii kobiecych. Gdzie jednak są takie same apele środowisk ekologicznych w całej Polsce? Wiemy dobrze, że kwestie, o które my walczymy, są naglące, że trzeba wprowadzać rozwiązania już teraz. Rwiemy sobie włosy z głów, gdy Szyszko popisuje się niewiedzą podczas COP w Bonn i blokuje podjęcie sensownych działań wobec zagrożeń wynikających ze zmian klimatycznych. I co? I nic. Nie widać, żeby to się przekładało na większe zaangażowanie polityczne tych środowisk.
Piszę do Was zatem z apelem. Wiem, że nie lubicie polityki i polityków, brzydzicie się nimi, nie macie do nich zaufania. W związku z tym przestańcie oddawać im władzę nad naszym państwem i nad naszym środowiskiem. Zaangażujcie się! Zacznijcie działać politycznie! Stańcie się tymi, którzy podejmują decyzje, a nie tylko biernie je przyjmują. Promujcie ludzi z zielonym programem politycznym. Tłumaczcie, dlaczego jest to ważne, by popierać takie postulaty. Edukujcie, wpływajcie na to, jakie decyzje wyborcze ludzie podejmują. Nie bójcie się jasnych stwierdzeń w tym zakresie, bo nieśmiałymi i dyplomatycznymi półsłówkami nic nie zmienicie. Zawalczcie o naszą przyszłość, bo przecież wiemy, że oni nie traktują tych spraw priorytetowo – wystarczy przejrzeć pierwszy lepszy program większości partii politycznych. Kiedy więc my na swoich debatach tematycznych i w swoich grupach facebookowych dyskutujemy o tym, czy lepiej ograniczyć na całym świecie spożycie mięsa, a może jakoś zawalczyć z zatrważająco szybko rosnącą populacją na świecie, to oni podejmują wiążące decyzje często nawet „nie wierząc” w zmiany klimatyczne. W kluczowym momencie historycznym oddajemy władzę nad światem lekką ręką Trumpom, Korwinom-Mikke i Szyszkom tego świata.
Sama zajmuję się polityką – z przerwami – od ok. 15 lat, nie dlatego, że jakoś szczególnie chcę być polityczką. Raczej chodzi o to, że pragmatycznie rzecz biorąc uważam, że wszelki aktywizm jest mało skuteczny, dopóki ktoś inny tworzy legislację i ustala priorytety strategiczne państwa. Widać to szczególnie wyraźnie przy obecnych antyśrodowiskowych rządach PISu i działaniach pana ministra Szyszko czy dziwacznych propozycjach w zakresie energetyki ministra Tchórzewskiego, które Polskę w przeciągu dwóch lat cofnęły o kilkanaście lat w zakresie regulacji środowiskowych. Ogólnie nietrudno się zorientować, że obecny rząd raczej nie wierzy w zmiany klimatyczne, a z pewnością ma trochę na bakier z najnowszą wiedzą naukową z zakresu ochrony środowiska. Nieszczególnie też było widać, żeby poprzednie rządy poważnie traktowały te kwestie, a raczej dosyć miałko kluczyły, byleby nie podpaść zbyt mocno Unii Europejskiej. Jako przykład tego podejścia wystarczy wspomnieć, jak od lat Polska marnuje okazje na włączenie się w rewolucję energetyczną, która błyskawicznie rozprzestrzenia się po świecie. O tym, jak szybko partie najsilniejsze obecnie na polskim rynku politycznym rezygnują z postulatów w tym zakresie, można łatwo prześledzić w przypadku ustawy prosumenckiej… Właściwie w ogóle by się nie pojawiła, gdyby nie zmasowane działania lobby pro-OZE; PO i PSL niezbyt ochoczo się do ustawy odniosły, a ostatecznie przeszła dzięki głosom PISu, który – z kolei – dobił energetykę odnawialną ustawą antywiatrakową, gdy parę miesięcy później doszedł do władzy. Od 25 lat też nie powstała sensowna ponadpartyjna strategia energetyczna dla Polski i przez cały ten okres dotujemy węgiel, a obecny rząd póki co robi wszystko, co w jego mocy, aby kontynuować takie działania.
Kiedy zajęłam się polityką prawie 15 lat temu, wiedziałam od samego początku, że droga mojej partii do zdobycia reprezentacji w parlamencie będzie raczej długa. Nie oczekiwałam jednak, że aż tak mało się zmieni w podejściu Polaków do kwestii ekologicznych w przeciągu tych wszystkich lat. I choć czasem obserwowałam podejmowanie ‘zielonych’ tematów przez partie mainstreamowe, raczej nigdy nie były to działania kompleksowe i traktowane priorytetowo. Reprezentuję dosyć marginalną w Polsce „Partię Zieloni”. Nietrudno się domyślić, że ważnymi aspektami naszego programu są kwestie związane z ochroną środowiska i przeciwdziałania zmianom klimatycznym. A dlaczego pozostaje ona marginalna? Z paru powodów. Bo nasz potencjalny elektorat woli działać w NGOsach niż w polityce. Bo nie chcecie się angażować politycznie. Bo nie chcecie mieszać nauki czy aktywizmu z polityką. Bo wydaje Wam się, że któraś z tych innych partii, dla których środowisko nie jest priorytetem, wreszcie ten temat pociągnie. Bo myślicie, że ktoś inny na poważnie w końcu o środowisko zawalczy. Chcę jednak Wam uświadomić, że dopóki nie zaczniecie wchodzić w politykę i to ostro, dopóty nasze dyskusje pozostaną marginalne i niesłyszane. Polityka to gra kompromisów. Jak myślicie – z których postulatów zrezygnują w pierwszej kolejności partie obecne w polskim parlamencie? Przecież wiemy chyba dosyć dobrze, jakie mają najważniejsze cele, i nie są nimi ograniczenie wzrostu temperatury na świecie do 1,5 stopnia. Nie mamy czasu czekać, aż pojawi się polityczna reprezentacja, która pociągnie ten temat. To my musimy się nią stać. Już teraz.
Miłka Stępień
źródło: https://www.reo.pl