Po happeningowym Paryżu, trzeźwy Marrakesz. Musimy się bardziej starać, aby zachować dobry klimat
Paryż, ach Paryż
Rok temu na 21 Konferencji Klimatycznej (COP 21) w Paryżu „się działo”. W tym roku na COP 22 w Marrakeszu królowały techniczne szczegóły. Było nawet trochę nudno. W Paryżu w 2015 r. główną rolę grały deklaracje delegatów na temat ratowania świata i wzywanie do solidarności. Na ulicach tysiące aktywistów wysyłało do mediów jasny przekaz – ochrona klimatu to sprawa, która wiąże się z prawami człowieka. Tylko bowiem w znośnym klimatycznie świecie jest miejsce na respektowanie praw człowieka – życia, zdrowia, wolności. Kiedy dom zalewa powódź w głowach pozostaje jedno – ratuj się kto może. I to wszelkimi metodami.
Paryż przyniósł dobre deklaracje, na które wielu czekało z wypiekami na twarzy. Oto wszystkie kraje świata podjęły zobowiązania redukcyjne odnośnie emisji CO2. Celem jest to, aby temperatura Ziemi nie wzrosła o więcej niż 2 stopnie Celsjusza, a najlepiej byłoby, gdyby wzrost udało się zatrzymać na 1,5 stopnia. Potem przyszło Porozumienie Paryskie, czyli pierwsze prawnie wiążące światowe porozumienie dotyczące klimatu. Większość państw podpisała je 22 kwietni 2016 r., a ratyfikowała w drugiej połowie roku. Unia Europejska ratyfikowała je 5 października 2016 r.
Szczyt w Marrakeszu nie był taki kolorowy jak ten w Paryżu. Teraz trzeba było wyłożyć karty na stół i krytycznie ocenić narzędzia, którymi dysponujemy do zapobiegania gwałtownie następującym zmianom klimatu. A przy stole siedziało blisko 200 państw. Już wcześniej zdawano sobie sprawę, że dotychczasowe ambicje to za mało. Marrakesz nieco otrzeźwił strony, bo jeszcze bardziej wyraźne okazało się to, że dotychczasowe wkłady redukcyjne to za mało. Jeżeli nie zmienimy kursu, to temperatura może wzrosnąć nawet do 3,4 stopni. Czekają nas też wydatki. W ocenie Globalnej Komisji ds. Gospodarki i Klimatu, w ciągu kolejnych 15 lat świat będzie zmuszony wydać 90 bilionów dolarów na rzecz renowacji istniejącej oraz budowy nowej infrastruktury. Zwiększenie tych nakładów o zaledwie kilka procent wystarczy do realizacji założeń Porozumienia Paryskiego i powstrzymania wzrostu średniej temperatury globalnej dużo poniżej 2 stopni Celsjusza do końca XXI wieku.
Po Marrakeszu okazuje się też, że słowa „zaufanie jest dobre, ale kontrola jest lepsza” wciąż odbijają się czkawką. Leninowi zmiana klimatu może się nie śniła, ale na temat natury ludzkiej miał coś do powiedzenia. I jakkolwiek słowa te mogą być interpretowane, okazuje się, że już rok po ambitnych deklaracjach znowu rzeczywistość skrzeczy. W opublikowanym 16 listopada br. Climate Change Performance Index czytamy, że żadne z 58 państw, które poddane były ocenie swojego wkładu w redukcję emisji CO2, nie podjęło jeszcze odpowiednich działań, które pozwoliłyby ograniczyć wzrost globalnej temperatury poniżej 2 stopni Celsjusza. Nie możemy bowiem spocząć na laurach. Rok 2016 będzie najprawdopodobniej trzecim z kolei najgorętszym w historii pomiarów.
Co oznacza zmiana klimatu dla człowieka, dla przyszłych pokoleń czyli – biorąc pod uwagę tempo zmian - już dla naszych dzieci? Nie wiadomo na pewno. Nie mniej prognozy sugerują, że będzie niespokojnie. A także nierówno - społecznie, politycznie i pogodowo. Jednych będzie zalewać, innych przypiecze słońce. Z kolei w Stanach - jak to odczuł już Trump, który kwestionuje zmianę klimatu - może być coraz zimniej. Poza tym, ci, którzy mają dużo będą mogli się jeszcze przemieścić, lecz ci co nie mają za wiele raczej zacisną pasa. American dream w warunkach zmian klimatu jeszcze bardziej obnaży fakt, że droga do bogactwa nie koniecznie polega na ciężkiej pracy. W warunkach zmian klimatu droga biegnie w jeszcze bardziej kręty sposób od pucybuta do pucybuta, ale od miliardera do milionera. Biedę zastąpi bieda. Natomiast na miliardy też nie ma co liczyć. Bo zmiany klimatu pożerają mnóstwo pieniędzy i oznaczają straty finansowe dla firm, szczególnie tych, które zależne są od wody.
Szczyt w Marrakeszu zbiegł się z wydarzeniem, na które skierowane były oczy prawie całego świata. Wygrana Trumpa dodatkowo otrzeźwiła opinię publiczną, również jeżeli chodzi o zmianę klimatu. Kandydat na prezydenta sugerował, że podejmie rewizję porozumienia paryskiego. Trump twierdzi bowiem, że zmiana klimatu to nie zjawisko, ale pojęcie wymyślone przez biznesmenów, którzy chcą sprzedawać panele słoneczne. Oraz przez Chińczyków chcących pozbawić USA ich pozycji na świecie. Trump zagrał w kampanii wyborczej między innymi na emocjach pracowników w zawodach, które już wkrótce mogą się okazać przegranymi w obliczu innowacji, jaką są odnawialne źródła energii. Po raz kolejny okazuje się, że jeżeli nie zadbamy o sprawiedliwą transformację np. górniczych monomiast, sektory te zaczną się radykalizować i okopywać w przypominaniu sobie czasów minionych. Na świecie nie brak przykładów na to, jak fatalne dla sytuacji społecznej może być odgórne planowanie przemysłem, bez uwzględnienia czynnika ludzkiego. Wiele angielskich miast do dzisiaj nie może podnieść się po tym, jak Margaret Tatcher w latach 80-tych zamknęła z dnia na dzień kopalnie jednocześnie wysyłając w świat przekaz, że „nie ma czegoś takiego jak społeczeństwo”. Przykładem fatalnej restrukturyzacji jest też Wałbrzych, a wkrótce może się nim też okazać Konin. Chyba dzisiaj za wcześnie na podobne tezy, ale osoby z zawodów tradycyjnie związanych z węglem mogą się okazać tymi, które będą, nie bez powodu, chciały pozostać w „starym wspaniałym świecie”, ponieważ jak na razie nikt nie potraktował ich poważnie, kiedy przychodziło do np. rewolucji technologicznych. Tych ludzi jest masa i ze względu na pragnienie pewnej przyszłości oraz zachowania godności będą chcieli zostać w świecie tradycyjnym i często podatnym na populistyczne obiecanki.
W Polsce władza je umiejętnie podsyca resentyment do polityki klimatycznej, która postrzegana jest jako niebezpieczeństwo dla status quo. Z górnictwa uczyniono misję społeczną, a nie zawód. Taka retoryka nadal znajduje posłuch. Jednak dzisiaj na sentymenty nie ma już tyle miejsca. W wielu krajach, w tym w Polsce, bicie serca górnictwa i energetyki węglowej utrzymywane jest przy życiu kolejnymi zastrzykami wsparcia budżetowego. Gdyby nie to, wiele kopalń już dawno przestałoby istnieć. Dane dotyczące rozwoju OZE wyraźnie wskazują, że to właśnie ta branża ma przyszłość, przynosi zyski a do tego pozwala na przeciwdziałanie zmianie klimatu.
Czy Trump może wpłynąć na losy polityki klimatycznej? To się okaże. Ale już w trakcie trwania kampanii 145 liderów innowacyjności, w tym związanych z branżą OZE, zwróciło się w liście otwartym do Trumpa z wątpliwościami, że jego zwycięstwo może być bardzo złe dla amerykańskiej innowacyjności. Przekonywali, że Ameryka nie stoi nad przepaścią – a taki katastroficzny scenariusz wieszczył Trump - ale rozwija się w kierunku nowych technologii. To co jest z pewnością problemem zarówno w USA jak i w innych częściach świata, to różnica między bogatymi a biednymi. Wydaje się wątpliwe, aby Trump mógł zmienić znacząco sytuację.
Czy jednak odnawialna transformacja wymaga tyle pieniędzy jak straszy, a raczej straszył, Trump? Na to pytanie odpowiedział m.in. szczyt w Marrakeszu. To czego dzisiaj potrzebujemy, to nie tylko pieniądze, ale przede wszystkim korzystne otoczenie regulacyjne. I właśnie te decyzje będą zarazem wyrazem odpowiedzialności za przyszłość, ale też gwarantem dla innowacyjnego biznesu, na który jesteśmy obecnie skazani, jeżeli chcemy uprawiać jakikolwiek biznes na tej planecie. „Podstawowym wyzwaniem nie jest pozyskanie środków na rzecz nowych, niskoemisyjnych inwestycji, ale wdrożenie mechanizmów gwarantujących, że realizowane inwestycje związane z rozwojem miast, produkcją energii, transportem czy wykorzystywaniem terenu będą miały charakter zrównoważony i niskoemisyjny. Rolą międzynarodowych mechanizmów finansowych, takich jak Zielony Fundusz Klimatyczny (Green Climate Fund ) czy Global Environment Facility powinno być wspieranie rozwoju nowych technologii, ograniczanie ryzyka inwestycyjnego oraz promocja dobrych praktyk, tak aby zmobilizować kapitał prywatny na rzecz inwestycji w zrównoważone, niskoemisyjne rozwiązania” – podkreśliła podczas konferencji podsumowującej COP 2016 w Polskiej Agencji Prasowej, zorganizowanej przez Koalicję Klimatyczną Joanna Wis-Bielewicz z instytutu badawczego adelphi research.
Zdumiewające, że powyższa wypowiedź wpisuje się dokładnie w sens przesłania papieża Franciszka, który od jakiegoś czasu jest głosem sumienia w debacie dotyczącej zmian klimatu, słuchanym przez decydentów na COP i nie tylko. Nawet osoby niewierzące przysłuchują się jego dobrej nowinie, bo tkwi w nich nie tylko racjonalność, ale i mądrość. A do tego pragmatyzm – przyzwyczajeni do pewnych postaw, musimy się jednak zgodzić, że przeżeranie (Sic!) nie swojego (bo do kogo należy ziemia, podobno pożyczyliśmy ją od naszych dzieci) w konsumpcyjnym widzie oraz jazda bez trzymanki z własnym dzieckiem na pokładzie nikomu ani na dobre nie wyjdzie. Papież Franciszek wzywa do odważnych działań legislacyjnych i nazywa niszczenie środowiska grzechem. Jego głos jest o tym bardziej ważny, że obecnie nie ma wyraźnego lidera wśród stron Porozumienia Paryskiego. Papieża można nazwać takim liderem i uznać, że już dzisiaj jego słowa są niczym drogowskaz: „Wiemy, że technologie oparte na spalaniu silnie zanieczyszczających paliw kopalnych, zwłaszcza węgla, ale także ropy naftowej, a w mniejszym stopniu gazu, powinny być stopniowo zastępowane” (punk 165 Encykliki). „W odniesieniu do zmian klimatu postęp jest niestety bardzo ograniczony. Zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych wymaga uczciwości, odwagi i odpowiedzialności, w szczególności od krajów najpotężniejszych i najbardziej zanieczyszczających” (169). „Problem polega na tym, że nie mamy jeszcze kultury niezbędnej, by stawić czoło temu kryzysowi, i konieczne jest stworzenie przywództwa, które wskazałoby drogi, usiłując odpowiedzieć na potrzeby przyszłych pokoleń” (53). Czyżby Franciszek już rok temu widział dokładnie, jaki przekaz będzie potrzebny w Marrakeszu?
Szybki rozwój technologiczny oraz spadek cen instalacji i urządzeń oznaczają przyszłą dominację rozwiązań niskoemisyjnych. Odnawialne Źródła Energii (OZE) przeżywają obecnie swój największy rozwój. Instaluje się najwięcej mocy, a poza tym tworzy się miliony nowych miejsc pracy. Obecnie 8,1 mln ludzi pracuje w branży OZE, przy 5% wzroście w 2016 r. Spadają ceny paneli słonecznych, oświetlenia LED, coraz więcej firm chce produkować samochody elektryczne. Wciąż jednak zmiany idą za wolno, aby znacząco zredukować emisje gazów cieplarnianych. Jeżeli rynek rzeczywiście rządzi się prawem, że wygrywa najlepszy i najprzystępniejszy, to przyszłość powinna postawić właśnie na OZE. Chyba, że wolny rynek to jednak iluzja i polityka okaże się królem, który przebije asa. W Marrakeszu był to jeden z tematów, bowiem bez wsparcia dla transferu technologicznego zarówno rynkowe jak i polityczne procesy mogą się okazać zbyt czasochłonne. A czas jest jednym z tych zasobów, którego zaczyna nam również brakować.
Trzeba oczywiście wspomnieć też o celach i ambicjach naszego kraju. Jak to Polacy, lubimy stawiać na swoim. Sarmacka krew wciąż płynie, a nawet ma się coraz lepiej. Podczas gdy świat mówi jedno, my mówimy drugie. Nasze umiłowanie wolności, waleczność i miłość ojczyzny każą nam stawiać na rozwiązania rodzime i podchodzić z dystansem do tych stosowanych przez resztę świata. Od jakiegoś czasu narasta też wśród części Polaków i sceny politycznej lęk, że transformacja energetyczna zagraża interesom naszego kraju. Ale to nie jawna postawa strachu ma nas charakteryzować, ale właśnie odwaga. Która ostatnio skutkuje coraz to nowymi reformami, również takimi, które wymagają ofiary. Jak już na Kongresie Kultury (2016) zwróciła uwagę Maria Janion, w Polsce można ostatnio zaobserwować właśnie wzmożony trend mesjanistyczny i to centralnie sterowany.
Na tym się nie kończą nawiązania staropolskie, które mogą się okazać pomocne, jeżeli chodzi o zachowanie się Polski zarówno na COP w Marrakeszu jak i w samej polityce klimatycznej. Jako Polacy lubimy przyrodę, szczególnie lasy. Każde dziecko wie i wiedzieć powinno co znaczy „darz bór”. Współczesny Sarmata stawia na swoim, jeżeli chodzi o przyrodę, a ta w jego rozumowaniu wciąż jest obiektem, nad którym się panuje. Nikt nie zabrania mieć swoich opinii (ostatnio bardzo modne słowo) na różne tematy. Unii Europejskiej wysłuchamy, po czym przedstawimy nasze stanowisko, które pięknie łączy miłość do lasów i wolność oraz pomysłowość, a nazywa się – leśne gospodarstwo węglowe. Polityka klimatyczna w naszym wydaniu polegać będzie bowiem na neutralizowani emisji CO2, który nazwany nawet został „gazem życia”.
Minister Szyszko, to świetny retor. Jego wypowiedzi mają przekonać, że los polskiej przyrody leży Ministerstwu na sercu jak nic. I wydaje się, że minister naprawdę w to wierzy. Tak jak wierzy w sukces Polski po COP w Marrakeszu: „Polityka klimatyczna jest dla Polski bardzo ważna. Dobrym przykładem naszego zaangażowania w tym obszarze jest m.in. realizacja naszych zobowiązań wynikających z Protokołu z Kioto”. Poza tym: „Dzięki Polskim Lasom Państwowym lasy użytkujemy, rąbiemy, pozyskujemy drewno, a jednocześnie jest ich coraz więcej. Realizujemy hasło „czyńcie sobie ziemię poddaną” dając przykład zrównoważonego rozwoju”.
Co na to organizacje ekologiczne? „Samo sadzenie drzew nie rozwiąże problemu, nawet gdybyśmy obsadzili lasem całą Polskę. Nie jesteśmy w stanie zrekompensować pochłanianiem CO2 emisji z innych sektorów, jak chociażby z energetyki, transportu, rolnictwa czy budownictwa. Dlatego też musimy również obniżać emisje we wszystkich możliwych obszarach gospodarki” – powiedziała Urszula Stefanowicz z Polskiego Klubu Ekologicznego Okręgu Mazowieckiego na konferencji prasowej Koalicji Klimatycznej. Minister Szyszko twierdzi, że i tak będziemy liderami w neutralizacji zmian klimatu. Polska swoje już zrobiła, więc nikt nam nie może niczego zarzucić. Tym bardziej, że zdaniem ministra zmiany klimatu to nie jest problem Polski, a nasz udział w tych działaniach świadczy o solidarności mimo wszystko. Polska, najwyraźniej, znajduje się w Polsce, a nie na planecie Ziemia.
Żeby jednak nie było, sarmatyzm to nie tylko szlachcic, ubrany w staromodny kontusz, uwielbiający środki lokomocji jak np. karoca. Sarmata to nie tylko pan na włościach, blokujący wszelkie reformy, które zagrażają jego prywatnym interesom, nie zważając na dobro państwa. Sarmatyzm to też gościnność. I temu minister Szyszko dał zdecydowany wyraz – COP 24 w 2018 r. odbędzie się w Polsce. Najprawdopodobniej w Katowicach.
Hanna Schudy
Newsletter/ Obserwator TEPP (Transformacji Energetycznej Ponad Podziałami) 10.2024 |
Kopalnia Turów pochłania dawny kurort uzdrowiskowy Opolno-Zdrój, a (...) |
TURÓW - Wyrok NSA niezgodny z prawem UE (...) |
Trwa wyścig o czyste powietrze – najnowszy ranking (...) |
Newsletter/ Obserwator TEPP (Transformacji Energetycznej Ponad Podziałami) wrzesień (...) |
Wakacje ze śmieciami. Czy system kaucyjny oczyści środowisko? |
Wakacje ze śmieciami. Czy system kaucyjny oczyści środowisko? (...) |
prof. Jan Popczyk: Trzy fale elektroprosumeryzmu |
Jean Gadrey: Pogodzić przemysł z przyrodą |
Jak wyłączyć ziemię z obwodu łowieckiego i zakazać (...) |
Bez mokradeł nie zatrzymamy klimatycznej katastrofy |
Zielony Ład dla Polski [rozmowa] |
We Can't Undo This |
Robi się naprawdę gorąco |