O niemieckiej wsi Atterwasch informuje dziś New York Times i BBC. Leży osiem kilometrów od granicy z Polską, nikt tu nie rozmawia o przyszłości. Bo w przyszłości nie ma Atterwasch.
Jest wielka dziura w ziemi. - Człowiek czuje się jak w pajęczynie, owinięty przez pająka, zostawiony na później z obietnicą: mogę cię zjeść, a mogę nie zjeść - opowiadają mieszkańcy.
- To jest stan ciągłego zagrożenia. Jak w przypadku choroby, której diagnozy jeszcze nie postawiono. Ludzie są agresywni albo poddają się rezygnacji. Mamy objawy depresji, zwłaszcza u starszych. Często powtarzają: "Naziści zrobili z nami, co chcieli. Socjaliści zrobili z nami, co chcieli. Teraz mamy wolność i ona też zrobi z nami, co chce. A więc nic się nie zmieniło". Niektórzy borykają się z myślami o śmierci. Mówią: "Wolę umrzeć, niż doznać tego wstydu, gdy wszystko mi odbiorą i będę musiał stąd odejść - opowiada Matchias Berndt.
Jest ewangelickim proboszczem w Atterwasch - niewielkiej wsi na Łużycach - najbardziej na wschód wysuniętym powiecie Brandenburgii. 240 mieszkańców, jedyna ulica, a przy niej kościół z cmentarzem i mała ochotnicza jednostka straży pożarnej. Wieś jakich wiele po obu stronach przebiegającej nieopodal Nysy Łużyckiej, za którą zaczyna się już Polska. Jeszcze 10 lat temu mało kto o niej słyszał.
Dziś informują o niej amerykański "New Jork Times" i brytyjska BCC. Przygraniczna wioska stała się symbolem zmian w niemieckiej energetyce.
Jeden list, który zmienił wszystko
Zaczęło się w 2007 roku, gdy każdy mieszkaniec Atterwasch dostał list od koncernu energetycznego Vattenfall Europe. Firma informowała, że pod ich domami znajdują się potężne pokłady węgla brunatnego i że wszyscy mieszkańcy tej, a także dwóch innych wiosek muszą wyrazić zgodę na rozbudowę kopalni produkującej węgiel na potrzeby pobliskiej elektrowni Jänschwalde. I że koncern wybuduje dla nich nowe wioski, do których wszyscy zostaną przeniesieni.
- Chcą zrównać wszystkie domy z ziemią. Wykopać wszystkich zmarłych na cmentarzu. Wyburzyć kościół. Wyciąć wszystkie drzewa - wylicza Christian Huschga, niemiecki scenarzysta, który od ponad 30 lat żyje wraz z rodziną w Atterwasch.
- Ja w tych lasach bawiłem się jako dziecko. Tu budowaliśmy szałasy. Znam wszystkie stawy w okolicy. Tu było nasze dzieciństwo. Możemy stąd odejść, ale dusza pozostanie. W żadnym innym miejscu nie będziemy czuli się jak w domu. Od siedmiu lat żyjemy w niepewności, ale ja widzę tu przyszłość dla moich dzieci. Wierzę, że kopalni nie będzie - dodaje.
Celem jest przesiedlenie do jednego miejsca
Na Łużycach wydobywa się co trzecią tonę węgla brunatnego w Niemczech - w ubiegłym roku ok. 63 mln ton surowca, mniej więcej tyle, ile zużywają rocznie wszystkie polskie elektrownie opalane węglem brunatnym. Na razie po niemieckiej stronie działa sześć odkrywek i sześć elektrowni. Największa, należąca do szwedzkiego koncernu Vattenfall w Jänschwalde, znajduje się 25 km od nadgranicznego Gubina. Koncern w tamtejszych kopalniach i elektrowni zatrudnia ponad 8 tys. ludzi.
Geolodzy szacują, że po niemieckiej stronie Nysy znajduje się jeszcze ok. 12 mld ton węgla. Według Vattenfall 250 mln ton jest w okolicach Atterwasch, a także dwóch innych wsi - Grabko i Kerkwitz. Na lata 2030-70 koncern zaplanował wydobycie. Mieszkańcom obiecał "nową Atterwasch w zupełnie innym miejscu", choć do dziś lokalizacja nie została określona.
"Celem jest przesiedlenie wszystkich do jednego miejsca" - obiecywał koncern w rozdawanych mieszkańcom broszurach. Zapewniał, że wszystkie straty zostaną zrekompensowane, a mieszkańcy otrzymają nieruchomości o podobnej wielkości i wartości. Do dziś nie ujawnił, co na list odpowiedzieli mieszkańcy Atterwasch.
Ja chcę wyjechać, ale nie mogę. Jak w pułapce
- Są tacy, którzy chcą walczyć. Są tacy, którzy są po środku. I tacy, którzy chcą odejść - mówi Monika Schulz-Höpfner, mieszkanka Atterwasch i deputowana do parlamentu Brandenburgii z ramienia CDU. Sama jest wśród tych, którzy walczą. Na równi z tymi, którzy chcą odejść, tkwią w pułapce, jaką od siedmiu lat jest wioska. Plan budowy kopalni sprawił, że domy mieszkańców Atterwasch stały się bezwartościowe. Ze wsi wyjechali młodzi, nie widząc tu dla siebie przyszłości.
- Ja od początku chciałam odejść. Nie jestem przeciwna kopalni i wszystko akceptuję. Po śmierci męża, gdy wyjechała moja córka, mówiłam: "Najchętniej pojechałabym razem z tobą". Przez kopalnię musiałam zostać. Nikt nie kupi mojego domu. Już i tak sześć domów stoi pustych - mówi Heidrun Türke, emerytka.
- Żyjemy w wielkiej niewiadomej. Jakby coś nad nami wisiało. Człowiek czuje się jak w pajęczynie, owinięty przez pająka, zostawiony na później: mogę cię zjeść, a mogę nie zjeść. Od strony psychiki to jest naprawdę paskudna sprawa. Nie wierzę, że we wsi są od tego wyjątki. Muszę przyznać, że... zaczęłam się rozglądać za wsparciem. To jakiś sposób, aby nie dać się zniszczyć - mówi Sabine Nitschke, pracowniczka nadleśnictwa.
Zobacz Atterwasch na własne oczy
Słowa Sabine Nitschke i innych mieszkańców wsi można usłyszeć. Można przyjrzeć się im twarzom i zobaczyć miejsce, w którym żyją i którego nie chcą opuścić. Opowiada o nich internetowy dokument "Atterwasch", który dziś ma swoją światową premierę. To interaktywna podróż do wsi, która stała się pułapką dla mieszkańców. Autorami dostępnego w czterech wersjach językowych dokumentu są kanadyjski dziennikarz Frédéric Dubois i włoski fotoreporter Marco del Pra.
Polskie siostry Atterwasch
Na początku czerwca rząd Brandenburgii zdecydował, że odkrywki węgla brunatnego na polsko-niemieckim pograniczu będą kontynuowane. Wydobycie ma rozpocząć się w 2026 r.
Rząd landu odrzucił protesty Zielonych i ekologów z Greenpeace - Niemcy, którzy zamiast produkcji energii elektrycznej z węgla promują odnawialne źródła energii (OZE). Dziś jedna czwarta niemieckiego prądu powstaje z węgla brunatnego. Tyle samo pochodzi z OZE.
- To nad Nysą rozegra się europejska wojna o odnawialne źródła energii. Jeśli jej nie wygramy, przez 50 lat nie uwolnimy się od węgla. Przyjedziemy tysiącami i powstrzymamy nową odkrywkę węgla brunatnego - zapowiadała w maju na łamach "Wyborczej" Anna Dziadek z polskiego stowarzyszenia Nie Kopalni Odkrywkowej, które współpracuje z niemieckimi ekologami.
Polscy ekolodzy mają podobny problem jak ich niemieccy koledzy. Kilkanaście kilometrów na wschód, po polskiej stronie granicy, stoją bliźniacze Atterwasch.
Pod Gubinem i Brodami na granicy z Niemcami pod ziemią leży 1,6 mld ton węgla brunatnego. O koncesję na wydobycie stara się PGE Gubin, spółka córka państwowego koncernu, który produkuje 40 proc. energii w Polsce. Nad Nysą Łużycką obiecuje drugi Bełchatów. Biedne nadgraniczne lubuskie gminy zobaczą pieniądze, o jakich do tej pory nie śniły. Z samych lokalnych podatków Gubin i Brody dostaną 140 mln zł. Ze słownika ma zniknąć słowo "bezrobotny".
Ceną jest wysiedlenie ok. 2,2 tys. ludzi i likwidacja 15 wsi. Mieszkańcy tych miejscowości również nie zgadzają się na likwidację.
autor: Łukasz Woźnicki, kal
Cały tekst: http://wyborcza.pl
Newsletter/ Obserwator TEPP (Transformacji Energetycznej Ponad Podziałami) listopad 2024 |
Powstrzymajmy czarne piątki |
Obywatelskie społeczności energetyczne |
COP29: Cel finansowy zbyt niski, ale transformacji nie (...) |
Decybele Przyszłości |
Rzeka betonu nikogo przed powodzią nie uratuje |
Newsletter/ Obserwator TEPP (Transformacji Energetycznej Ponad Podziałami) 10.2024 |
prof. Jan Popczyk: Trzy fale elektroprosumeryzmu |
Jean Gadrey: Pogodzić przemysł z przyrodą |
Jak wyłączyć ziemię z obwodu łowieckiego i zakazać (...) |
Bez mokradeł nie zatrzymamy klimatycznej katastrofy |
Zielony Ład dla Polski [rozmowa] |
We Can't Undo This |
Robi się naprawdę gorąco |