Odkrywka węgla brunatnego zmienia krajobraz.
3 lata temu na Kujawah, na pograniczu województw Kujawsko - Pomorskiego i Wielkopolskiego, otwarto odkrywkę Tomisławice.
INWESTYCJI TEJ TOWARZYSZYŁY PROTESTY EKOLOGÓW OBAWIAJĄCYCH SIĘ OSZUSZENIA POBLISKICH JEZIOR, ZWŁASZCZA ODLEGŁE GO O 8 KM GOPŁA. SPRAWY SĄDOWE DOTYCZĄCE DECYZJI ŚRODOWISKOWEJ TOCZĄ SIĘ DO DZIŚ, KOMISJA EUROPEJSKA NADAL BADA KWESTIĘ EWENTUALNEGO ZŁAMANIA PRAWA UNIJNEGO, A NAUKOWCY SPIERAJĄ O DŁUGOFALOWY WPŁYW ODKRYWKI NA CHRONIONE OBSZARY NATURA 2000. W MIĘDZYCZASIE WYKOPANA ZOSTAŁA W GMINIE WIERZBINEK PAROKILOMETROW A DZIURA, OBOK WYROSŁA RÓWNIE IMPONUJĄCA HAŁDA. MIEJSCOWI KTÓRYCH GOSPODARSTWA ZNALAZŁY SIĘ NA TERENIE DZIURY LUB HAŁDY WZIĘLI ODSZKODOWANIA I WYJECHALI, ICH SĄSIEDZI ZOSTALI – NIEKTÓRE DOMY ODDZIELA OD ODKRYWKI KILKADZIESIĄT METRÓW. TO O NICH JEST TEN REPORTAŻ.
Gałczyce.
Pan Jan ma do odkrywki podejście filozofi czne. Przez ponad rok patrzył co dzień na rosnącą hałdę piachu, jak coraz bardziej zasłania mu wschód słońca.
Pan Jan wie jak jest, no bo sam pracuje na kopalni. No, właściwie nie na kopalni, tylko dla prywatnej spółki co robi zlecenia dla kopalni, o to ma akurat żal bo mu mniej płacą niż powinni. Gdyby sam na papierze był górnikiem, miałby barbórkę i przywileje, no i większe pieniądze. No, ale wiadomo, dobrze jak praca jest – pracodawcy się wkońcu nie wybiera. Jest operatorem przenośników, i wie jak taka hałda powstaje. Zresztą – nie ona jedna. Pan Jan przez 30 lat pracował na różnych odkrywkach, to widział niejedną dziurę – czyli wyrobisko, i niejedną hałdę – czyli zwałowisko – bo tak się to fachowo nazywa. No, inna rzecz że co innego widzieć górę żwiru i gliny w pracy, a inna mieć ją za płotem, ale przecież idzie się przyzwyczaić. „Ja wiem, że to zupełni e nie wygląda jak pan przyjeżdża z miasta to panu przeszkadza, że tu hałda, a tam dziura, to wygląda bardzo paskudnie. Ale jakby pan to oglądał pomalutku, od podstaw, to idzie się przyuczyć do wszystkiego ” – uśmiecha się. „Jak zaczęli ją sypać , to mi małżonka zaczęła piszczeć, ale mnie to tam nie ruszało. No, fakt, jak ją sypali to hałas był jak nic, tak się trzęsło że jak herbata była na stole to się wylewała. Ale teraz od paru miesięcy jest już spokój. Za 20 lat to zalesią i będzie ładnie ”. Pan Jan oddycha z ulgą.
Gałczyczki.
Pani Renata niespecjalnie ma czas myśleć o odkrywce. 15 dzieci w różnym wieku, część już pełnoletnia, najmłodsze dwutygodniowe – to wypełnia życie. Czasem się zastanawia, że może lepiej że ją kopalnia zostawiła, choć z początku mówili że ją wykupią. „Ja tam się cieszę i nie cieszę.
Bo gdyby wykupili tę moją gospodarkę, to ja mam już dorosłe dzieci, i każde chciałoby wtedy dostać swoją część, i ja bym musiała taką cenę od kopalni dostać żeby siebie urządzić, a i dzieciakom coś dać. A tak to wszyscy mieszkają ze mną.” – wywód jest prosty i logiczny. Żadnych wątpliwo ści nie mają za to nastoletnie dzieci pani Renaty, które korzystają na potęgę z największej piaskownicy na Kujawach – wbiegają na hałdę, zjeżdżają z niej, kopią w niej dziury i generalnie cieszą się każdą chwilą. Być może kiedyś sami zostaną górnikami i będą takie hałdy sypać ?
Gałczyce.
Pani Barbara ma najbardziej żal o to odszkodowanie. Że kopalnia na pieniądzach nie siedzi, to wszyscy wiedzą, choć tym co ich wykupywali podobno nieźle płacili. Ale żeby człowiekowi dać za popękane ściany 1000 zlotych – to przecież śmiechu warte. „Ci co ich wysiedlili to ręce do Boga złożyli, a my tu zostali. Teraz mamy przechlapane, najpierw hałas był straszny, potem kurz – z tych skał, z tych zaspów. Jak panowie z ochrony środowiska przyjechali, to powiedzieli że to nic, że oni nasypią i sobie pójdą. A co z tego, jak tu wszystkie płytki poodpękiwały, wieczorem to takie były wstrząsy że się na łóżku nie dało leżeć. Ten tysiąc to ledwo starczył by ścianę pomalować, a i tak czekałam 7 miesięcy ”. Pytana czy myślała by nie brać tych pieniędzy i domagać się więcej, waha się. „No wzięłam, co miałam zrobić ? To jednak jakieś pieniądze.”
Galczyce.
Pani Władysławie co mieszka naprzeciw pan i Barbary też zaproponowali tysiąc. Nie wzięła, bo niby co miałaby z taką kwotą zrobić ? „Ja to nie jestem ani za ani przeciw kopalni, ale przecież zate pieniądze domu nie naprawię. Więcej nie chcieli dać, ten pan to mnie jeszcze postraszył, że jak się będę upierała i nie przyjmę tego odszkodowania, to przyślą komisję co stwierdzi, że mi się nic nie należy. Bo mówi, my potrafimy pani udowodnić, że te szkody to nie są wcale szkody górnicze, że może grunt osiada, albo dom stary to się rozpada ”. Pani Władysława wzdycha. „Potem mówili syna zatrudnią na kopalni, jak się tylko pretensji zrzeknę. No to może bym się zrzekła, ale potem okazało się że oni kucharzy ani piekarzy nie potrzebują – a syn właśnie po takiej szkole, i pracy dla niego nie ma ”. Pani Władysławie szklą się oczy. „No i tak tu sobie żyję. Najgorsze są te burze piaskowe, wie pan co to jest ? Jak tylko wiatr od zachodu przyjdzie to tu tylko żółty pył, jakby się na pustyni mieszkało, świata nie widać ani wte ani wewte. Ale mi powiedzieli, za kilka lat oni to tak pięknie zalesią że będę mieszkać w przepięknej okolicy, to sobie wtedy mogę flintę kupić i na dziki polować” – śmieje się.
Gałczyce.
Pan Piotr z żoną codziennie patrzą jak znikają jego stawy i gotują się w bezsilnej złości. „No jest jak jest, wszystko powysychane, stawy poszły w diabły, studnie puste, wody nie ma ”. Faktycznie, po stawie tuż przy domu zostało tylko spękane dno, i zdjęcie na laptopie jak pływa po nim łabędź.
„Panie, my tu truskawki mieli, i cukinię mieli, to wody potrzebuje, tośmy ją z naszych stawów brali, teraz katastrofa, na samych warzywach jesteśmy w tym roku 30 tysięcy do tyłu. Tu wody zawsze było pełno, na wiosnę te łąki były zawsze zalane, teraz Sahara a przecież dopiero co się zima skończyła, dopiero co roztopy były. Jeszcze nam mówią, że to susza, że deszcz nie pada – to ja się pytam czemu gdzie indziej nie wysycha, przecież jak tam pada to i tu pada, a jak tam nie pada to i tu nie pada ” – podnosi głos. Faktycznie, gdy jesteśmy następnego dnia w rejonie jeziora Głuszyńskiego, może 10 km dalej od odkrywki, już od Byczy w każdym stawku stoi woda, a na polach zalegają kałuże po stopniałym śniegu. „Jak nam wcześniej mówili, no ci niby ekolodzy, że t ak będzie, to żeśmy się śmiali, i ja się śmiałem, że bajki opowiadają. Bo chłop już taki jest że jak nie zobaczy sam, na skórze nie poczuje, to nie uwierzy ”. Panu Piotrowi zaczyna drżeć głos. „Najgorsze jest, że teraz naszego gospodarstwa to nawet nikt nie chce kupić. Był facet z Łodzi, jak się dowiedział że obok odkrywka, to chciał dać 100 tysięcy za całą gospodarkę, dla śmiechu chyba.”
Boguszyce.
Historia pana Jana z żoną, jeśli prawdziwa, jest wstrząsająca. Nie chodzi o to, że gospodarstwo stoi na samej krawędzi wyrobiska, a łyżka koparki obraca się miarowo za oknem. Pan Jan jest z tych, którym cała gmina zazdrości – ich ziemia w całości pójdzie pod odkrywkę, wezmą pieniądze i zaczną życie od nowa. U pana Jana poszło o wycenę. „Ja już 4 lata się skarżę z tą kopalnią, te sprawy się toczą jak się toczą, bo sądy w Polsce są sprawiedliwe, ale nierychliwe. Już drugi rok jak pan widzisz zabrali mi ziemię” – pokazuje ręką na dziurę zaczynającą się tuż za oknem i ciągnącą po horyzont – „Ja miałem jedną wycenę, a oni drugą. Sąd ma wycenić po swojemu, ale to potrwa, a w międzyczasie zrobił takie zabezpieczenie, na wniosek kopalni, że weszli mi na grunty. Więc ja teraznie mam ani odszkodowania, ani środków do życia. Czy to jest normalne w tym kraju – jak pan uważa? Bo mi się wydaje, że coś jest nie tak. Oni mnie po prostu chcą zmusić, jak Łukaszenko na Ukrainie, że jak nie będę miał co jeść to przyjdę do nich na kolanach. Jeszcze mi wójt przysłał podatek do zapłaty, no za te grunty których już nie mam, bo mówią że skoro ich sądownie jeszcze kopalni nie oddałem, to znaczy je mam, trzeba płacić. A że ich już nie ma, bo jest dziura, to nieważne ”. Wyraźnie poirytowany pan Jan pokazuje ponaglający list z gminy, z naliczonymi kosztami upomnienia. „W tym roku mi mają dom wyburzać, a jak nie mam gdzie mieszkać, to mi mają dać pomieszczenie zastępcze, gdzieś w Wierzbinku. No bo przecież mogę wziąć odszkodowanie, to które mi dają, tyle ile oni wycenią ”. Żona pana Jana nie odzywa się, ale cały czas głową potakuje. „Na zebraniu powiedzieli że od tych gospodarzy, których gospodarki pójdą pod odkrywkę, jednego z synów przyjmą do pracy, no takie odszkodowanie za straconą ojcowiznę. A mój syn właśnie skończył technikum górnicze, to i go wzięli, 9 miesięcy pracował na kopalni. Ale przez to że ja byłem taki oporny w tej walce, to go zwolnili. Wcześniej mu powiedzieli że jak ojciec podpisze, to mu nawet kierownicze stanowisko dadzą.” Trochę nie dowierzamy w to wszystko, więc pan Jan nas oprowadza dookoła domu, koparka tak blisko że nie wchodzi w obiektyw. Trzy miesiące później okazuje się historia pana Jana jest jednak prawdziwa - pokazuje ją Elżbieta Jaworowicz w „Spra wie dla reportera”.
Palmowo.
Józef Imbiorski, przez wiele lat sołtys Tomisławic, wierzy w sprawiedliwość. Sam na razie do odkrywki ma z dwa kilometry, ale kiedyś będzie ją miał za płotem. Od kilku lat toczy bój sądowy z kopalnią, o stwierdzenie nieważności decyzji środowiskowej. Wygrał proces w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Poznaniu, po kasacji złożonej przez kopalnię Naczelny Sąd Administracyjny skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia przez Poznań. Wszyscy już myśleli, że przegrał, a tu niespodzianka – poznański sąd jesienią 2012 znów stwierdził wydanie decyzji z rażącym naruszeniem prawa, w toku kolejna kasacja w Warszawie. „Oni mówią wszystko w porządku, że odkrywka zgodna z prawem. Ja mam swoich prawników, co mówią że prędzej czy później sprawę wygram. A jak kopalnia straci decyzję środowiskową, to za chwilę zabierzemy im koncesję na wydobycie węgla, i pozwolenie na budowę też. I to będzie koniec tej odkrywki ” – mówi twardo.
Gałczyczki.
Pan Sławek nie myśli o tak poważnych sprawach, żyje raczej problemami dnia codziennego. Jego gospodarstwo leży na samym końcu drogi, tuż przed zwałowiskiem. „Teraz jest trochę gorzej, bo wszędzie daleko, bo wszędzie objazd, kiedyś była tu na wprost droga do Ostrowa, ale właściwie to po co tam jeździć, tam już wszystko wysiedlone”. Pokazuje nam wyschnięty stawek. „Kiedyś brałem z niego wodę na pole, ale wysechł. Do prowadzili hydrant, ale za każdy metr sześcienny muszę płacić. Byłem w kopalni w sprawie odszkodowania, ale powiedzieli nie mają na to środków finansowych. No, to już nie pytałem ”. Pan Sławek jednak stara się też widzieć dobre strony swojej sytuacji. „Ale teraz przynajmniej jak tę drogę odcięli, to cisza i spokój, nie jeżdżą auta, jak przejedzie jeden samochód na dzień to jest dużo, ptaki śpiewają, pięknie jest ” – dodaje optymistycznie.
autor: Jan Bóbr