Tu rozstrzygnie się europejska wojna o zieloną energię?
Organizacja ekologów ogłasza wielką mobilizację na granicy z Niemcami: - Przyjedziemy tysiącami i powstrzymamy nową odkrywkę węgla brunatnego. W Rospudzie nam się udało, tym razem też damy radę.
Pod Gubinem i Brodami na granicy z Niemcami pod ziemią leży 1,6 mld ton węgla brunatnego. O koncesję na wydobycie stara się PGE Gubin, spółka córka państwowego koncernu, który produkuje 40 proc. energii w Polsce. Zatrudnia 46 tys. ludzi. Nad Nysą Łużycką ma być więc drugi Bełchatów. PGE w odkrywkę i elektrownię o mocy 1,8 tys. MW chce zainwestować 20 mld zł - dwa razy więcej niż w bloki elektrowni Opole. Koncern zamierza osiągać zyski przez 45 lat.
Biedne nadgraniczne lubuskie gminy zobaczą takie pieniądze, o jakich nie śniły. Z samych lokalnych podatków Gubin i Brody dostaną 140 mln zł. Ze słownika ma zniknąć słowo bezrobotny. W kopalni średnio zarobi się 7 tys. zł. A PGE obiecuje pracę dla 2 tys. ludzi. Zacznie się w okolicach Pleśna w 2020 r. Złoża mają tylko 10 m grubości, co oznacza, że dziury będą płytkie, ale rozległe.
Cena? Wysiedlenie ok. 2,2 tys. ludzi, likwidacja 15 wsi, m.in. Grabic, Datynia, Koła.
Z samej strategii rozwoju PGE do 2035 r. o Gubinie za wiele się nie dowiemy. Zapisy są lakoniczne: kopalnia węgla brunatnego i elektrownia o mocy 1800-2700 MW - jeśli w świetle polityki klimatycznej projekt będzie miał uzasadnienie ekonomiczne.
Po niemieckiej stronie Nysy "uzasadnienie ekonomiczne" energetycy znaleźli już dawno. Dziś jedna czwarta energii elektrycznej produkowanej w Niemczech pochodzi z węgla brunatnego (tyle samo z OZE - odnawialnych źródeł energii). Na Łużycach wydobywa się co trzecią tonę węgla brunatnego w Niemczech (w ub.r. - ok. 63 mln ton surowca, mniej więcej tyle, ile zużywają rocznie wszystkie polskie elektrownie opalane węglem brunatnym).
Geolodzy szacują, że po niemieckiej stronie Nysy znajduje się ok. 12 mld ton węgla. Lada chwila zapadnie decyzja o tzw. drugim odcinku odkrywki Welzow-Południe. Nowa odkrywka przygotowywana jest też w okolicach Cottbus. Na razie po niemieckiej stronie działa sześć odkrywek i sześć elektrowni. Największa, należąca do szwedzkiego koncernu Vattenfall, w Jänschwalde (3 tys. MW) - 25 km od nadgranicznego Gubina. Koncern w tamtejszych kopalniach i elektrowni zatrudnia ponad 8 tys. ludzi.
Ekolodzy twierdzą, że to nad Nysą rozegra się europejska wojna o OZE. - Jeśli jej nie wygramy, przez 50 lat nie uwolnimy się od węgla - mówi Anna Dziadek z polskiego stowarzyszania "Nie kopalni odkrywkowej".
Po niemieckiej stronie działa bliźniacza organizacja Klinger Runde. W wyborach samorządowych zdobywa 70 proc. głosów, bo jak mówi Thomas Burchard, rzecznik stowarzyszenia, wiatraki są lepsze niż "gąsienica", która pożera ziemię. Burchard wyciąga i pokazuje wydruk z ich strony internetowej. - Wczoraj był piękny słoneczny dzień, wiał wiatr. Przy takiej pogodzie 75 proc. energii zużywanej w całych Niemczech wytworzyły OZE. Mogłyby nawet 100 proc., ale elektrowni węglowych nie można tak po prostu włączać i wyłączać - tłumaczy.
Jedziemy zobaczyć niemieckie energetyczne eldorado. Przy granicy mijamy dużą farmę fotowoltaiczną. - Takich jest tu mnóstwo - macha ręką Burchard. - Buduje je każde miasto, które ma tereny przemysłowe - dodaje.
Wjeżdżamy do wsi Atterwasch w walczącej z odkrywkami gminie Schenkendöbern. Po prawej stoi biogazownia. Zapewnia energię całej wsi, nadwyżkę sprzedaje. W oddali widać wiatraki. Przygraniczne Forst ma ich osiem. Produkują dwa razy więcej energii, niż są w stanie zużyć mieszkańcy tego 20-tysięcznego miasta.
A na horyzoncie rysują się gigantyczne kominy elektrowni w Jänschwalde. Na odkrywkę spoglądamy z turystycznego punktu widokowego. Kłęby kurzu, żółty piach, taśmociągi, maszyny i ciężarówki wyglądają jak porozrzucane zabawki w brudnej piaskownicy.
Wieś Klinge. Tu 40 lat temu ruszyła łużycka odkrywka. W dole wyrobiska - piękna błękitna woda. Szczegół - ryb nie ma. Zbyt duże zasiarczenie. Z czasem poziom wody podniesie się jeszcze o kilkadziesiąt metrów. Dopiero wtedy powstanie piękne jezioro. Na razie teren jest ogrodzony, zwałowiska porasta trawa i cherlawe drzewa samosiejki.
Historię węgla na polsko-niemieckim pograniczu śledzimy na interaktywnej mapie w muzeum w "nowym" Horno, wsi, która ma zaledwie 10 lat. Kopalnie objęły aż 850 km kw. Z powierzchni ziemi znikło 125 miejscowości. Odkrywki otacza lej depresyjny z obniżonym poziomem wody gruntowej, który zajmuje 2 tys. km kw., czyli powierzchnię czterech Warszaw.
Zanim górnicy wydobędą węgiel, równają z ziemią wioski. Niszczą budynki, drzewa wyrywają z korzeniami. Potem odwadniają teren. Gdy na suchej ziemi nie zostaje już nic, zaczynają kopać...
Mieszkańcy starego Horno po wysiedleniu przenieśli cały cmentarz. Z wielkiego dębu spod kościoła zbudowali pomnik.
Mathias Berndt, ewangelicki proboszcz w Atterwasch, liczy na to, że odkrywka nie dotrze do wsi. A ma to się stać ok. 2035 r.: - Bo nie wierzę. Musiałaby powstać także nowa elektrownia. Ta w Jänschwalde ma już 40 lat. Jej czas się kończy.
- A jeśli elektrownia powstanie po polskiej stronie? - pytamy.
Pastor marszczy czoło. - Wtedy to się może zdarzyć, tutaj wozi się węgiel nawet na odległość 30 km. Ale są przecież cele klimatyczne w UE. Tylko wtedy można je osiągnąć, jeśli zaczniemy się pozbywać energii z węgla - tłumaczy.
Twierdzi, że prawo UE stoi za takim wsiami jak jego. Nie lubi języka siły i pieniędzy koncernów energetycznych. - Bo są jeszcze ludzie. Większość chce mieć swoją małą ojczyznę i czystą energię. Oczywiście są też tacy, co mówią: "Dajcie mi pieniądze do ręki i ja stąd idę". To ok. 10 proc. Mamy demokrację i można mieć różne zdanie, ale dla mnie jest niezrozumiałe, żeby w XXI w. niszczyć wioski, aby pozyskać węgiel. To technologia z poprzednich stuleci - twierdzi pastor Berndt.
W pierwszą niedzielę stycznia do Atterwasch na wiec przychodzą ludzie z okolicznych wsi. Robią tak, odkąd dowiedzieli się, że "pójdą pod kopalnię". W tym roku demonstrowało 800 osób, także z Polski.
Docieramy do Taubendorf. Pola obsiane zbożem, w oddali lasy, zadbane domy, mnóstwo kwiatów. Tylko... mury pękają. Mieszkańcy wsi na rekreacyjnym placu postawili dzwon. Bije codziennie o godz. 18. Na trwogę, przeciw odkrywce.
Odkrywka w Kerkwitz ma ruszyć ok. 2025 r. To wieś historyczna, bo jako pierwsza w NRD dostała zgodę na budowę kościoła. Przy kościele billboard: "Nie jesteśmy nadkładem".
Podobnych miejsc oporu jest więcej. Np. kładka przez rzekę łącząca polskie Markosice i niemieckie Gross Gastrose, gdzie od pięciu lat zbierają się protestujący Polacy i Niemcy. W pobliżu odbędzie się 23 sierpnia demonstracja Greenpeace.
- Nieraz sytuacja wydawała się przegrana, bo trudno wygrać z wielką władzą i pieniędzmi, a mimo to się udawało. Tak było np. z Rospudą. Decyzja o blokadzie inwestycji zapadła na szczeblu europejskim Greenpeace'u. Będziemy walczyć do końca - zapowiada Maciej Muskat, dyrektor Greenpeace Polska.
Gdy w 2007 r. polski rząd podjął decyzję o budowie drogi przez Dolinę Rospudy, ekolodzy rozbili obóz i przypięli się łańcuchami do drzew. - W obozie zobaczyłem prawdziwą solidarność, byli w nim prawicowcy, lewacy, anarchiści i poważni naukowcy. Cała Polska słała jedzenie i ciepłe ubrania. Mówiliśmy, że jest "jak na strajku". Ale z drugiej strony nigdy nie widziałem tyle nienawiści, gdy lokalni politycy przyprowadzili ludzi z Augustowa. Machali krzyżami, życzyli nam śmierci - opowiadał Adam Wajrak. Tłumaczył, że szalę przeważyli działacze organizacji pozarządowych, naukowcy i prawnicy. Wsparła ich Komisja Europejska - na tyle, że rząd wycofał się z budowy drogi.
Większej analogii między Gubinem a Rospudą Wajrak nie widzi. - Akcja jest ze wszech miar słuszna, ale porównanie nietrafione. Rospuda stała się symbolem walki o polską przyrodę, do której Polacy mają wyjątkowy, pozytywny stosunek. Z kolei - przyznaję z wielkim smutkiem - o ile świetnie czujemy tematy przyrodnicze, to energetycznych już nie. Odkrywka pod granicą to inna bajka, to historia o klimacie. Gubin nie potrzebuje Rospudy, żeby być ważny - twierdzi Wajrak.
Pod Gubinem znajdują się obszary chronionego krajobrazu. Na liście są Dolina Nysy, rezerwat leśny Uroczysko Węglińskie i gniazda orła bielika. W spisie Natura 2000 umieszczono Jeziora Brodzkie, Mierkowskie Wydmy oraz Uroczyska Borów Zasieckich.
PGE, chcąc uniknąć sporów, od razu zapowiedziało omijanie obszarów Natura 2000. Pierwotnie odkrywka miała zająć ok. 16 tys. ha. Będzie o połowę mniejsza.
Przyrodników to nie przekonało, zamierzają skarżyć inwestycję do Komisji Europejskiej. Dr hab. Leszek Pazderski, ekspert Greenpeace'u, pokazuje zdjęcia z Pojezierza Gnieźnieńskiego. Nie on jeden obawia się, że teren wyschnie, a Jeziora Brodzkie zwyczajnie znikną. - Widziałem w życiu setki jezior, ale czegoś takiego nigdy. Jeziora polodowcowe zarastają naturalnie, ale w skali setek lat, a nie opadają o kilka metrów w kilka lat. Dziwnym zbiegiem okoliczności akurat w pobliżu nieco wcześniej otwartej odkrywki węgla brunatnego Jóźwin. Jeziora Brodzkie mają maksymalnie 1,2 i 1,7 m głębokości. Łatwo sobie wyobrazić, co oznacza dla nich obniżenie poziomu wody choćby o metr.
Paweł Mrowiński jest przyrodnikiem, mieszka i pracuje w okolicach Brodów. - Odkrywka to nie degradacja. To całkowita dewastacja terenu i tego, co wokół niego. Szczególnie narażone będą obszary błotne, rośnie tu wiele gatunków chronionych roślin: przygiełka brunatna, woskownica europejska czy gałuszka kulecznica. Żyje licznie ptactwo, m.in. objęte ochroną rybołowy, bieliki, bociany czarne i bardzo rzadkie czaple bąki. Tereny upodobały sobie borsuki, wilki, popielice i wiele gatunków nietoperzy oraz chronione w całej Unii chrząszcze: pachnica dębowa, jelonek rogacz i kozioróg dębosz. W przyrodzie nic nie dzieje się w oderwaniu od siebie, te wszystkie gatunki będą zagrożone - ostrzega.
Ale i na to PGE ma odpowiedź: postawi sięgające 140 m w głąb ziemi ekrany, które skutecznie ograniczą odpływ wody. Tak ochroni jeziora i Nysę Łużycką.
- Osłona betonowa musiałaby mieć wiele kilometrów długości, a i tak nie gwarantuje, że woda nie zostanie zassana od dołu - twierdzi Pazderski.
Pod koniec roku poznamy kluczowy raport środowiskowy o inwestycji pod Gubinem i Brodami. To m.in. inwentaryzacja przyrodnicza, analiza wód powierzchniowych i podziemnych, ich wpływ na środowisko, a także badania archeologiczne.
- Na każde możliwe oddziaływanie przygotowujemy środki zapobiegawcze, dotrzymamy standardów środowiskowych - mówi Hanna Mrówczyńska, dyrektor PGE Gubin, inżynier górnik z Bogatyni. W kopalni Turów odpowiada za ochronę środowiska i gospodarkę nieruchomościami. Irytują ją groźby ekologów. A ci znów nie wierzą górnikom. - Autorzy raportów zawsze minimalizują koszty środowiskowe. Jeśli płaci im się kilkaset tysięcy, to nie po to, aby napisali, że teren jest zbyt cenny i nie nadaje się pod inwestycję - mówi Pazderski. Ekolodzy mówią, że trzeba działać, zanim wykopana zostanie największa dziura w Europie.
- Zwykłe kłamstwo - odpowiada Mrówczyńska. - W jednym czasie zajętych pod eksploatację będzie co najwyżej 2,5 tys. ha. W najgłębszym miejscu odkrywka sięgnie 120 m. W Europie są znacznie większe wyrobiska. Zablokują nasze? Szkoda, że niczego nie zbudowali. To ich sposób na życie i pracę. Ale praca z tego będzie tylko w Greenpeasie, a nie dla ludzi, którzy mieszkają pod Gubinem.
Górników i energetyków wspierają lubuscy politycy, posłowie, marszałek. "Za" są wszystkie partie od PO po PiS. Ekologów za to popierają wójtowie. - Wielu inwestorów przerażonych planami i ochroną złóż rezygnuje z tworzenia tu miejsc pracy. Stajemy się terenem zapowietrzonym, bez szans na rozwój - mówi Zbigniew Barski, wójt gminy Gubin.
Mrówczyńska: - Problem gmin jest inny: niski budżet, wyludnianie się wsi. To trend ogólny. Małe miasta się wyludniają, a duże rozrastają. Tutaj blisko 20 proc. mieszkańców korzysta z pomocy społecznej, złoża są bogactwem tego regionu i należy je wykorzystać.
Według PGE kopalni chce dziś 56 proc. mieszkańców. Ci, którzy są na "tak", liczą przede wszystkim na pracę. Jednak podczas referendum w 2009 r. to przeciwnicy energetycznego kompleksu odnieśli zdecydowane zwycięstwo.
22 maja w Lubuskiem był premier Donald Tusk. Poparł plany PGE. - To odległa przyszłość, ale w naszej strategii to złoże odgrywa istotną rolę, ta inwestycja powstanie - zapowiedział.
Wedle prognoz prąd z elektrowni Gubin popłynie w 2030 r.
źródło: http://wyborcza.pl
Newsletter/ Obserwator TEPP (Transformacji Energetycznej Ponad Podziałami) listopad 2024 |
Powstrzymajmy czarne piątki |
Obywatelskie społeczności energetyczne |
COP29: Cel finansowy zbyt niski, ale transformacji nie (...) |
Decybele Przyszłości |
Rzeka betonu nikogo przed powodzią nie uratuje |
Newsletter/ Obserwator TEPP (Transformacji Energetycznej Ponad Podziałami) 10.2024 |
prof. Jan Popczyk: Trzy fale elektroprosumeryzmu |
Jean Gadrey: Pogodzić przemysł z przyrodą |
Jak wyłączyć ziemię z obwodu łowieckiego i zakazać (...) |
Bez mokradeł nie zatrzymamy klimatycznej katastrofy |
Zielony Ład dla Polski [rozmowa] |
We Can't Undo This |
Robi się naprawdę gorąco |