Przepis na bunt społeczny, czyli jak projekt Prawa Geologicznego i Górniczego uruchamia polskie społeczeństwo obywatelskie
Mimo że przepychana w błyskawicznym tempie, nowelizacja jednej z kluczowych ustaw dla polskiej energetyki, w ciągu kilku dni, zdążyła już wzbudzić duży opór społeczny. W praktyce oznaczałaby, że z procesu decyzyjnego w sprawie tworzenia nowych kopalń wyłączone zostaną nie tylko gminy i społeczności lokalne, ale nawet właściciele nieruchomości, którzy mogą dosłownie z dnia na dzień dowiedzieć się, że ich działki zostały przeznaczone na wydobycie węgla. Bez prawa do odwołania lub poddania takiej decyzji kontroli sądu.
Pierwsze czytanie poselskiego projektu ustawy o zmianie ustawy Prawa Geologicznego i Górniczego ma się odbyć od razu po wyborach - 14 października 2019 (poniedziałek), godz. 18:00. Wiele wskazuje, że determinacja dla zmiany prawa spowodowana jest głównie przez jeden projekt - odkrywkę Złoczew. Wiadomo, że na węgiel z tego regionu szykuje się koncern PGE, który w oddalonej o 50 km elektrowni Bełchatów planuje przez co najmniej kolejne 20 lat spalać najbardziej emisyjne paliwo, czyli węgiel brunatny. Koncern planował i starał się jak mógł od wielu lat, ale do koncesji wciąż było bardzo daleko. Aż nagle, we wrześniu 2019, niedługo przed wyborami, posłowie PiSu związani z ministerstwem energii zaczęli powtarzać, że już wkrótce ruszą do pracy kolejne łopaty. Jest to teoretycznie możliwe. Tylko, że „teoretyczne” okazałoby się wówczas też państwo, które za nic ma właścicieli nieruchomości, działek, rolników, samorządowców, wszystkich którzy w zgodzie z obowiązującym prawem teraz współdecydują o swoim regionie i swojej własności. Gdyby projektowane przepisy weszły w życie, koncern we współpracy z rządem sam będzie określał, które złoża należy eksploatować.
Ekonomia węgla narodowego
Kiedy jeszcze parę miesięcy temu minister energii Adam Gawęda obiecywał, że koncesję na wydobycie węgla z, nieistniejącej jeszcze, kopalni Złoczew uda mu się załatwić w ciągu paru miesięcy, wielu pukało się w głowę. Nie pierwszy Gawęda obiecywał ekonomiczne zamki na piasku. Projekt jest bowiem bardzo kontrowersyjny pod względem opłacalności, a przecież będzie on współfinansowany przez Polaków. Odkrywka jest oddalona o 50 km od elektrowni, do dzisiaj nie wiadomo jak będzie transportowany węgiel, jej głębokość zadziwia geologów i budzi poważne obawy hydrogeologów. Dalsze „życie” Bełchatowa wymagać będzie także coraz kosztowniejszych modernizacji. Najbardziej w zapewnieniach PGE i ministrów brakowało do tej pory podstawy prawnej – nie można przecież w Polsce dostać koncesji na wydobycie węgla bez przeprowadzenia raportu oddziaływania na środowisko oraz przy sprzeciwie społeczności lokalnej. Poza tym wydawało się, że budowa głębszej niż wysokość wieży Eiffla kopalni w regionie borykającym się z suszą jest pomysłem co najmniej fantastycznym. Pomysł na nowe Prawo Geologiczne i Górnicze nie jest już jednak imaginacją. To zmyślnie pomyślany wytrych, który umożliwiłby obejście wielu przepisów, aby dobrać się do tego co, znajduje się pod ziemią, nawet jeżeli na niej leżą pola uprawne, nieruchomości, drogi…
Zmiana prawa dla odkrywki Złoczew
Złoczew ma powstać na potrzeby dalszego opalania elektrowni w Bełchatowie. Elektrownia ta jest przez władze traktowana jak skarb narodowy, z kolei przez rolników z oddalonej o 50 km miejscowości jest symbolem czekającego ich zniszczenia regionu. Bełchatów jest poza tym oceniany jako numer jeden w Europie pod względem emisji CO2. Z tego powodu Fundacja ClientEarth Prawnicy dla Ziemi złożyła w Sądzie Okręgowym w Łodzi bezprecedensowy pozew przeciwko właścicielowi Elektrowni Bełchatów, spółce Polska Grupa Energetyczna Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna S.A (PGE GiEK). Fundacja domaga się, by sąd nakazał PGE GiEK zaprzestania działalności powodującej zagrożenie dla środowiska jako dobra wspólnego poprzez odejście od spalania węgla w Elektrowni Bełchatów najpóźniej do 2035 r. lub zainstalowanie w elektrowni urządzeń redukujących emisję CO2 do zera w tym samym terminie. Wszystko przemawia za tym, że inwestycja ta narusza prawo i wolności obywateli, ale jest też kompletnie nieracjonalna pod względem gospodarności i troski o budżet państwa. Przypomina to raczej słusznie miniony system centralnego sterowania, który nie troszczył się ani o koszta, ani o środowisko, ani o własność prywatną.
Jedna osoba kontra węglowa machina?
Mimo przepisów krajowych, unijnych, umów międzynarodowych dotyczących ochrony klimatu jak Porozumienie Paryskie, Bełchatów chce się rozrastać i teraz dzięki przychylności parlamentarzystów idzie na starcie ze społeczeństwem i instytucjami. Sprzeciw budzi nie tylko sam pomysł specustawy, ale także to jak władze komentują protesty rolników. Wypowiedź ministra Adama Gawędy o rzekomo „jednoosobowym” proteście sprowokowała do zabrania głosu lokalnych działaczy oraz organizacje pozarządowe. Stanisław Skibiński rolnik ze Stowarzyszenia „Nie dla Odkrywki Złoczew” komentuje: „PGE to duży koncern, ma dobrze opłacanych prawników, współpracuje z politykami i władzami samorządowymi. W sumie powinienem czuć się wyróżniony, że rzekomo ja sam jeden mam aż taką moc sprawczą, że udało mi się powstrzymać tą całą machinę”. Minister jest zdeterminowany i twierdzi: "Są takie tereny, są takie złoża, które są strategiczne, i choć ich eksploatacja zawsze rodzi pewne oddziaływania na środowisko, to musi to być realizowane z punktu widzenia interesów Polski". Stąd pomysł wprowadzenia „obszarów specjalnych”, gdzie zawieszone będzie prawo obywateli do decydowania o swoim regionie czy nawet nieruchomości.
Nic dziwnego, że projekt budzi obawy – także inne niż te, na które wskazuje Client Earth w swoim pozwie. Miłosz Jakubowski z Fundacji prawniczej Frank Bold podkreśla: „Poselski (choć popierany przez rząd) projekt nowelizacji prawa geologicznego i górniczego rażąco ingeruje we władztwo planistyczne samorządów i w prawa właścicieli nieruchomości położonych na obszarach górniczych, jak również jest niezgodny z prawem UE, ponieważ decyzja o lokalizacji kopalni ma być podejmowana przed przeprowadzeniem oceny oddziaływania na środowisko. Z procesu decyzyjnego wyłączone zostały nie tylko gminy i społeczności lokalne, ale nawet właściciele nieruchomości, którzy mogą dosłownie z dnia na dzień dowiedzieć się, że ich działki zostały przeznaczone na wydobycie węgla - bez prawa do odwołania lub poddania takiej decyzji kontroli sądu”. Radosław Gawlik prezes Stowarzyszenia Ekologicznego EKO-UNIA dodaje: „Mówienie o jednej blokującej osobie to kłamstwo. Protestuje stowarzyszenie i duża grupa rolników, których byt będzie zagrożony, kiedy kopalnia zacznie pochłaniać ich gospodarstwa. Poza tym w proces włączone są ogólnopolskie organizacje jak Prawnicy dla Ziemi (ClienthEarth), Greenpeace Polska, Fundacja RTON, Frank Bold i EKO-UNIA. Projekt wywłaszcza ludzi i samorząd na rzecz świętego węgla. Może PiS arogancją doprowadzi w końcu do buntu społecznego?”. Skibiński puentuje: „Koncern od lat nie może spełnić warunków prawnych i środowiskowych niezbędnych do uzyskania koncesji, więc teraz chce przy pomocy przychylnych polityków i ministerstwa energii wyłączyć obywateli, samorządy, a nawet sądy z udziału w postępowaniach, a tym samym podważyć nasze konstytucyjne prawo własności”.
Atmosfera wokół projektu ustawy jest coraz bardziej napięta i w ramach samego PiSu już pojawiają się głosy, że takie obejście woli samorządów, jakie przewiduje ustawa, po prostu nie zgadza się z ideą państwa, które stawia na dobro ludzi. Część posłów PiSu już wycofała swoje podpisy popierające projekt. Zadeklarowani autorzy projektu idą jednak w zaparte i sięgają po narzędzia jak np. zawieszenie pracy Sejmu na czas po wyborach. To wszystko sprawia, że przepis na kolejny protest obywatelski jest w zasadzie gotowy.
Hanna Schudy,
Stowarzyszenie ekologiczne EKO-UNIA