Kto organizuje źle, organizuje dwa razy – publiczna rozprawa do poprawki
To miała być wyjątkowa rozprawa w postępowaniu administracyjnym. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska (RDOŚ) we Wrocławiu zaoferowała interesariuszom biorącym udział w opiniowaniu raportu oddziaływania na środowisko inwestycji PGE czyli kopalni węgla brunatnego Turów, rozmowy przy wspólnym stole.
Organizacja takiej rozprawy nie wynika z procedury i jest opcjonalna. RDOŚ chciał umożliwić publiczną debatę nad inwestycją wszystkim zainteresowanym podmiotom. Same konsultacje z kolei miały charakter transgraniczny, dotyczyły Polski, Czech oraz Niemiec, stąd idea spotkania w Bogatyni była dobra – miała przybliżyć problematykę wszystkim zainteresowanym stronom. To niecodzienne wydarzenie, w którym wielu pokładało nadzieje, dość szybko przerodziło się w karykaturę samego pojęcia konsultacji. Nie było też wspólnego stołu.
W kolejce do mikrofonu
Spotkanie w Bogatyni otworzył RDOŚ, następnie osobny panel miał koncern PGE, który prezentował poszczególne elementy raportu oddziaływania na środowisko. Dopiero po tym zaproszono przybyłych Niemców, Czechów i Polaków do składania uwag. Zostali oni poinformowani, że na każdą osobę przewidziane są 2 minuty wypowiedzi, co w przypadku tłumaczenia tradycyjnego było nie lada wyzwaniem, bowiem każda wypowiedź musiała być tłumaczona na dwa języki obce. Organizator nie zadbał o tłumaczenie symultaniczne a powodem miało być to, że zgłosiło się zbyt dużo osób, dla których nie wystarczyłoby słuchawek. Nie było też stołu. W zasadzie interesariusze musieli stać w kolejce, czasami trwało to nawet godzinę, a kiedy już się dostali do mikrofonu, to nie mogli go wziąć do ręki i kiedy ów magiczny czas 2 minut był przekraczany, to prowadzący z RDOŚ w zasadzie kończył wypowiedź. Niejednokrotnie inwestor odpowiadał na takie przerwane pytanie – szczególnie w przypadku Niemców, gdzie czasownik jest na końcu zdania – że dana wypowiedź nie była pytaniem czy nawet kompletnym zdaniem. Poza tym odpowiedzi inwestora szły zazwyczaj w kierunku, że pytanie nie dotyczy istoty sprawy, czyli raportu oddziaływania na środowisku, albo że pytający nie rozumie problemu czy, że na to pytanie odpowiedziano już pisemnie. Z godziny na godzinę, robiło się coraz bardziej irytująco. Kwintesencją było potraktowanie Hetmana kraju Libereckiego, odpowiednika naszego marszałka, który dostał trochę więcej czasu niż 2 minuty, ale spotkało go przyjęcie podobne jak innych czeskich czy niemieckich gości. Jego gest kciuka skierowanego na dół mówił wszystko – dlatego także pisząc to sprawozdanie nie mam skrupułów odwoływać się do emocji, gdyż nawet polityk wysokiego szczebla podarował sobie dyplomację na tym międzynarodowym spotkaniu. Chciał nawet powiedzieć – rozumiemy Was, zrozumcie jednak też nas. Na nic się zdały jego słowa o tym, że lubi Polskę i że ma polską żonę. Został poinformowany o czasie, a następnie wygwizdany przez mieszkańców.
Rozmowy przy wspólnym stole?
Myślę, że nawet dla przybyłych Polaków spotkanie miało bardzo napiętą atmosferę, a u Czechów czy Niemców mogło wywołać wrażenie, że nie są tam mile widziani. I mimo że prowadzący spotkanie RDOŚ co rusz uciszał zgromadzonych mieszkańców Bogatyni, to jednak buczenie na sali czy wręcz przekleństwa i śmiechy kierowane w stronę mieszkańców Zittau czy Uhelnej nie sprawiały wrażenia międzynarodowych konsultacji transgranicznych.
Uwagi kierowane przez stojących w kolejce do RDOŚ i inwestora miały charakter krytyczny. Tylko jeden głos, oddany zresztą przez mieszkańca Bogatyni, był w zasadzie pytaniem czy po rozbudowie odkrywki poziom zanieczyszczenia i hałasu będzie tak dobry jak obecnie czy może nawet lepszy (Sic). Poza tym mieszkańcy Niemiec i Czech pytali o wpływ kopalni na odwadnianie terenu, na osadzanie gruntu, na szkody górnicze w budynkach, na zanieczyszczenie powietrza, wreszcie interesował ich wpływ na klimat. Szereg pytań dotyczyło planowanej ściany szczelinującej, która ma ograniczyć odpływ wody z Nysy i wód podziemnych. Odpowiedzi inwestora w tym temacie były następujące: Jeżeli powstanie kopalnia, będzie budowany ekran przeciwfiltracyjny który ma sprawić, że nie tylko woda nie będzie odchodzić, ale i powróci do utworów wodonośnych w Czechach. Logika była chyba taka, że jak kopalnia powstanie, to problem z wodą zamiast się pogłębiać, raczej zniknie. Kopalnia nie będzie też miała wpływu na wody powierzchniowe, gdyż tak wynika z modeli badanych przez PGE. Kiedy pytano o wodę odprowadzaną z odwadniania wyrobiska, kopalnia twierdziła, że spełnia wszystkie wymogi i wody z odwadniania mają głównie nieść ił, do tego siarczany i chlorki. Wartości chemiczne odpowiadają wg raportu PGE nawet niższym stężeniom niż dopuszczalne prawem i pozwoleniami wodnoprawnymi.
Klimatyczna zmora
Z kolei w przypadku powietrza PGE dysponuje, jak twierdzi, badaniami wszystkich możliwych źródeł pylenia, jakie mogą być związane z odkrywką. Modele przewidują, że zanieczyszczenie mieści się w granicach kopalni, dodatkowo kopalnia wciąż ma usprawniać minimalizację pylenia, także tego, które może docierać do Drausendorf. Co było do przewidzenia poszerzona kopalnia nie będzie też miała znaczącego wpływu na bioróżnorodność, ponieważ – i to jest znamienne - na terenie kombinatu i w okolicy nie rejestruje się gatunków chronionych i cennych. Tylko w przypadku klimatu kopalnia unikała w wypowiedziach zachwalania swojego ekologicznego nastawienia. Przy przestawianiu raportu nie podano żadnych konkretnych danych tylko jakościowy opis, następnie oddzielone zostały emisje ze spalania w elektrowni od tych powstałych przy budowie i eksploatacji odkrywki. Czy to właśnie te kwestie są dla PGE zmorą, o której koncern woli nawet nie myśleć? Na pytanie mieszkańca Czech o emisje węgla brunatnego ze spalania w pobliskiej elektrowni należącej do PGE dyrektor odpowiedział, że emisje z elektrowni obejmuje inny raport oddziaływania na środowisko stąd na tym etapie postawione pytanie jest bezprzedmiotowe. Gromkie brawa mieszkańców Bogatyni i uśmiech na twarzy inwestora miały tylko nas utwierdzić, że kopalnia węgla brunatnego i emisje CO2 ze spalania tego węgla to zupełnie inna para kaloszy.
Wszystko jest ze sobą...rozłączone
W całym tym wymienianiu sukcesów PGE trzeba też dodać odpowiedź udzieloną innemu mieszkańcowi czeskiej Uhelnej odnośnie odwodnienia ujęcia wody pitnej. Dowiedzieliśmy się, że zwierciadło wody podziemnej w Uhelnej obniża…samo ujęcie wody w Uhelnej. Jest to prawda, ale pomieszana jest tu kompletnie skala - ilość wody jaką Uhelna wydobywa w rok, to kopalnia wysysa w jeden dzień. Tak jak życie mieszkańców Opolna Zdrój szczególnie kiedy wiedzą już, że kopalnia po prostu podejdzie pod ich domy, a wcześniej obiecane wykupienie nieruchomości przez kopalnię teraz okazuje się być tylko obietnicą.
Inwestor kwitował też pytania Niemców, że albo nie rozumieją o co sami pytają, albo nawet – jak w przypadku członka największej niemieckiej organizacji ochrony przyrody BUND z Berlina – współautorka raportu stwierdziła nawet, że przedstawione uwagi dotyczące ekranu przeciwfiltracyjnego idą w stronę oskarżania koncernu o oszustwo albo o lekceważenie badań hydrologicznych. Mieszkaniec Zittau na uwagę, że jego stary, zabytkowy dom zapada się ze względu na osadzanie terenu, dowiedział się, że dzieje się tak, gdyż dom jest stary, a jeżeli już coś miało na niego wpływ, to zapewne niemiecka, dawno zamknięta kopalnia, ale na pewno nie Turów oraz nie planowana odkrywka, wobec czego nie było dla PGE zrozumiałe, dlaczego mieszkaniec Zittau stawia bezprzedmiotowe pytanie. Najbardziej dramatyczne wydawały się jednak uwagi Czechów, a jeden z nich – dopiero za drugim razem, gdyż za pierwszym nie dano mu nawet dokończyć pytania – oznajmił, że jeżeli kopalnia powstanie, to on zdecydowany jest podjąć wszelkie kroki, aby tą inwestycję zatrzymać.
Kiedy interesariusze tak stali w kolejce do mikrofonu, na sali buczące towarzystwo było już na tyle rozochocone, że nie kryło nawet tego, że część osób jest po prostu pijana. Organizator nie zdecydował się ich jednak skutecznie upomnieć, nie zrobiła tego także policja, która dość mocno ochraniała spotkanie, a najbardziej chyba parking, który zamknięto, ale znalazło się na nim miejsce dla dwóch samochodów z rejestracją z Bełchatowa. Właśnie te elementy czyli obrażanie przybyłych gości, źle zorganizowane tłumaczenie, a do tego błędne tłumaczenie na język czeski sprawia, że należy poważnie zastanowić się, czy samo to spotkanie można uznać za byłe. Nie tylko kwestie tłumaczenia sprawiły bowiem, że przybyli goście nie zostali potraktowani poważnie. W zasadzie nie udzielano odpowiedzi na ich pytania poza dość opieszałymi uwagami inwestora, że pytanie nie jest konkretne itp. Problematyczne jest też to, że mieszkańcy Niemiec nie zostali oficjalnie poinformowani o odbywających się konsultacjach transgranicznych. Winą można za to obarczać urząd niemiecki, ale jednak. Po zgłoszonych uwagach raport został zmieniony w lipcu, w związku z tym można jeszcze raz składać uwagi do 1 października włącznie. Niemcy mogliby składać swoje uwagi do Polski, w trwających konsultacjach. Takie uwagi musiały by być jednak złożone w j. polskim. 4 października odbędą się także konsultacje merytoryczne na szczeblu rządowym Czech i Polski. Mieszkańcy wielokrotnie jednak apelowali o wizję lokalną z udziałem PGE i RDOŚ.
Spotkanie trwało do wieczora. Mimo że tak długo, nie zadowoliło jednak Niemców i Czechów, którzy - także na nasze zaproszenie - przyjechali do Polski podzielić się uwagami dotyczącymi kopalni. Bardzo ich przepraszamy za farsę, jaka ich spotkała w Bogatyni.
Hanna Schudy