Newsweek: Polska zaczadzona węglem
Szczyt klimatyczny się kończy. Bałagan w polskiej energetyce – zostaje. Od Rosji i węgla jesteśmy tak samo uzależnieni jak ćwierć wieku temu.
- Zjadą się, pop...ą i nic nie zrobią. Wiadomo, że przyjechali się tylko za darmo nażreć i pochlać – taką opinię usłyszałem niedawno z ust kierowcy miejskiego autobusu na temat szczytu klimatycznego w Warszawie. Może to i skrajne poglądy, ale nie da się ukryć, że toczące się przez niemal dwa tygodnie obrady pod egidą ONZ nie zainteresowały nawet psa z kulawą nogą.To symptomatyczne. Stosunek Polaków do szczytu klimatycznego jest wypadkową tego, jakie miejsce zajmuje problem globalnego ocieplenia w naszej świadomości. Czyli traktujemy to, jako coś, co zupełnie nie jest warte uwagi, co najwyżej jako jedną z brewerii które przyszły do nas z Zachodu, z tej samej półki co feminizm i związki partnerskie. Jeśli ktoś mówi w naszym kraju o zmianach klimatycznych i problemie emisji CO2 może liczyć co najwyżej na pobłażliwy uśmieszek, bo przecież my w Polsce mamy teraz większe problemy, i nie zamierzamy przejmować się konsekwencjami dla środowiska naszego rozwoju gospodarczego, przynajmniej dopóki nie dogonimy bogatego Zachodu. Doskonale wyczuli te nastroje przywódcy rosnącej w siłę skrajnej prawicy. Artur Zawisza, jeden z liderów Ruchu Narodowego, podczas tegorocznego Marszu Niepodległości wzywał do żądania przez Polskę „rabatu” na emisję CO2 w ramach paktu klimatycznego, na wzór brytyjskiej ulgi budżetowej.
Problem w tym, że nie potrafimy oderwać polityki energetycznej od sporu o przyczyny zmian klimatu, zamiast potraktować pakiet klimatyczny jako szansę na unowocześnienie naszego sektora energetycznego.
Pakiet klimatyczny? To dla mięczaków
W sukurs tym oczekiwaniom idzie nasz rząd, którego działanie jest oparte na założeniu, że dni unijnej polityki klimatycznej są już policzone. Problem w tym, że nie potrafimy oderwać polityki energetycznej od sporu o przyczyny zmian klimatu (swoją drogą jesteśmy jednym z ostatnich zachodnich krajów w którym taka zacięta debata ma miejsce, w większości państw udział człowieka w globalnym ociepleniu uznawany jest za fakt), zamiast potraktować pakiet klimatyczny jako szansę na unowocześnienie naszego sektora energetycznego.
Problem jest poważny, bo jesteśmy przywiązani do dziewiętnastowiecznej wizji energetyki, z wielkimi zakładami i ogromną siecią linii, czyli sieci energetycznych i ciepłowniczych.
Ten system jest niewydajny. Po 2015 r. grożą nam potężne blackouty. Już teraz średni czas odłączenia od prądu dla gospodarstwa domowego w ciągu roku wynosi 300 minut, podczas gdy w Niemczech tylko 15 – przekonuje prof. Zbigniew Karaczun z Katedry Ochrony Środowiska w warszawskiej Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, ekspert Koalicji Klimatycznej. W dodatku nasz sektor energetyczny jest i będzie co raz bardziej kosztowny. - Polski węgiel kamienny kosztuje 100 dolarów za tonę. Już teraz importujemy jego duże ilości, m.in. z USA, gdzie kosztuje niemal o połowę mniej. Nasze łatwo wydobywalne zasoby skończą się za 20-25 lat – dodaje Karaczun. Oznacza to, że wkrótce możemy się obudzić w świecie z bardzo drogim prądem. Konsekwencje będą o wiele większe niż wyższe rachunki. - brak transformacji energetyki obniży naszą konkurencyjność, co może nas wpędzić w pułapkę średniego dochodu, tj. że nigdy nie wyjdziemy poza poziom 65 proc. średniego dochodu najbogatszych państw świata – mówi Karaczun.
„Węgiel, głupcze!”?
Od państwowych gigantów energetycznych nie wymaga się innowacyjności, a jedynie utrzymania starych i tworzenia nowych miejsc pracy
Taki stan rzeczy utrzymuje się przez politykę naszego rządu, który od państwowych gigantów energetycznych nie wymaga innowacyjności, a jedynie utrzymania starych i tworzenia nowych miejsc pracy. Dość przypomnieć ostatni spór premiera Tuska z Krzysztofem Kilianem, (byłym już) prezesem Polskiej Grupy Energetycznej o kompletnie nieopłacalną budowę nowej elektrowni w Opolu. Oparty na węglu zakład miał stać się opłacalny dopiero po 35-u latach, a więc w momencie, kiedy z pewnością stałby się już przestarzały i wymagał gruntownej modernizacji. Przykład ten pokazuje, że wręcz wymaga się od polskich firm petryfikowania starych technologii zamiast szukania nowych.
Brakuje postępu nawet w tak podstawowych sprawach jak efektywność energetyczna, czyli maksymalne wykorzystanie produkowanej energii. - Ustawa w tej sprawie sprzed dwóch lat jest fatalna. Jako narzędzie poprawy efektywności wymieniono tam np... audyt energetyczny – komentuje Karaczun. A obecnie polski PKB jest 2,5 razy bardziej energochłonny od unijnej średniej.
Nie wspominając o uniezależnieniu energetycznym od Rosji , jakie dawałoby korzystanie z niskoemisyjnych źródeł energii. Tymczasem od trzech lat nie możemy się doczekać ustawy o Odnawialnych Źródłach Energii. Wydawało się, że projekt jest już wreszcie gotowy, ale przed wakacjami znów wyrzucono go do kosza. Hamuje to inwestycje w tym sektorze, gdyż banki niechętnie dają kredyty, ze względu na brak jasno określonego środowiska prawnego. Tymczasem niemal w całej Europie OZE są traktowane jako szansa na uniezależnienie się od zewnętrznych dostaw surowców energetycznych, np. ropy z państw Zatoki Perskiej. Natomiast w Polsce nie ma nawet jasno określonych warunków dla podmiotów, które chciałyby zainwestować energetykę odnawialną. .
Ciągle miotamy się od ściany do ściany, nie mogąc nawet zdecydować się czy w nieodległej przyszłości postawić na gaz łupkowy czy na elektrownię jądrową. - Węgiel z nami zostanie co najmniej jeszcze przez 40 - 50 lat. Trzeba od niego odchodzić, ale w sposób rozsądny. Budować niskoemisyjny sektor energetyczny by za 30-40 lat stał się nowoczesny i konkurencyjny. I żeby kopalnie nie były jedynym miejscem pracy na Śląsku – wyjaśnia Karaczun.
Tylko czy pojawią się chęci i determinacja do zrealizowania takiej wizji?
źródło: http://polska.newsweek.pl
komentarz redakcji:
Zaczyna się zadawanie ważnych pytań przez główne media. Pytań, które zadajemy bezskutecznie Premierowi od kilku lat
R.Gawlik