Bogatynia to jedno z najbardziej zanieczyszczonych miejsc w województwie dolnośląskim. Według WIOŚ ponadnormatywne stężenia pyłów zawieszonych, szczególnie w sezonie grzewczym, ale także poza nim, mają swoje znaczące źródło w niezorganizowanej emisji przemysłowej z kopalni węgla brunatnego.
Niezależnie bowiem, czy lato, czy zima, powietrze w Bogatyni, a szczególnie na osiedlu Zatonie, pozostawia wiele do życzenia. W marcu 2018 r. Dolnośląski Alarm Smogowy (DAS) przeprowadził własne badania na rynku w Bogatyni. Wyniki pomiaru pyłu zawieszonego pokazały, że przez cały tydzień badania norma średniodobowa PM10 była przekroczona blisko 3 krotnie. Gdyby Bogatynia była w Czechach, to w mieście musiałby wtedy obowiązywać alarm smogowy, gdyż u naszych sąsiadów ogłasza się go już przy stężeniach 100 mikrogramów na metr sześcienny.
Hanna Schudy
Burmistrz: Tzw. EKO-UNIA ma nienaukowe podejście
Władze miasta na wieść, że organizacja społeczna komunikuje problem na zewnątrz zareagowały...dość typowo. Twierdzą, że problemu z powietrzem nie ma, a EKO-UNII (jednej z założycielek DAS), zależy na polaryzacji władzy i mieszkańców z głównym pracodawcą czyli elektrownią i kopalnią Turów. W wywiadzie dla ArtRadia burmistrz twierdzi nawet, że „są pewnego rodzaju organizacje, którym zależy na wyciąganiu pieniędzy”. Wcześniej władze zdecydowały, że nie powstanie w Bogatyni Komisja ds. Zdrowia. Następnie zadeklarowały, że nie wezmą udziału w konferencji organizowanej przez DAS w Bogatyni 17 maja, gdyż ta będzie „nienaukowa”. Również to nie było aż tak zaskakujące, gdyż wiele badań dotyczących ryzyka środowiskowego wskazuje, że w miejscach, gdzie znajdują się tak duże zakłady ustalone są zasady informowania o problemie i monitorowania tegoż. W Bogatyni o tym, czy jest problem, czy nie ma decyduje zatem władza. Ta zresztą powołuje się na standardy oraz pomiary kopalni i elektrowni, które twierdzą, że spełniają najwyższe wymogi ochrony środowiska. Samorząd, jak twierdzi burmistrz, nie będzie bowiem weryfikować danych pomiarów jakości powietrza bez współpracy z „Turowem”. Sędzia zatem sądzi we własnej sprawie.
W takich warunkach naiwnością byłoby twierdzenie, że na zmianę nastawienia władz wpłyną same naukowe argumenty. Poza tym, we współczesnym świecie dane mogą być zbierane na różne sposoby i przez różne podmioty – m.in. przez DAS, WIOŚ czy kopalnię. Z kolei o ryzyku nie decydują same twarde dane, ale to na jakie ryzyko czyli potencjalne szkody środowiskowe władza i społeczeństwo są się w stanie zgodzić. Przeważnie tak jest, że zakład przemysłowy stawia poprzeczkę ryzyka dużo niżej niż organizacje ekologiczne. Biorąc pod uwagę reakcję władz domyślać się można, że to nie w faktach tkwi problem, ale w woli ludzi i ich akceptacji danego stanu rzeczy. A na stan rzeczy wpływa z pewnością to, że Bogatynia jest w zasadzie jednym dużym zakładem węglowym. Wiele osób jest z tego zadowolonych, bo mają stałą i dobrze płatną pracę. Choćby dlatego ludzie nie chcą się wychylać. Nawet jeżeli wiedzą o problemie zanieczyszczenia, to często się do niego przyzwyczaili i myślą, że potrafią sobie z nim poradzić.
Kto za zanieczyszczenia płaci najwięcej?
Jest jednak sprawa, która z pewnością nie da spokoju nawet tym, którzy sami nie rejestrują problemów zdrowotnych. Chodzi o dzieci. Płacą one zdrowiem najwięcej za „dobrobyt” miasta. Poza tym, to także dzieci, a nie obecni dyrektorzy staną za 20 lat przed dylematem – co ma mi do zaoferowania miasto, które przez lata coraz bardziej uzależniało się od wydobywania i spalania węgla? No i kto im zapłaci za straty zdrowotne, które poniosły wychowując się w przemysłowym mieście na początku XXI wieku? Ponieważ prawdziwa zmiana rzadko prowokowana jest przez tych na górze, a prawie zawsze jest wynikiem buntu mas czy po prostu ludzi na dole, można podejrzewać, że to właśnie rodzice i dziadkowie dzieci będą tymi, którym na zmianie powietrza w Bogatyni powinno zależeć najbardziej.
Problem zanieczyszczenia powietrza oraz jego wpływu na zdrowie człowieka jest analizowany i badany od wielu lat na całym świecie. W Polsce pod tym względem przoduje Wojskowy Instytut Medyczny z Warszawy. Gen. bryg. dr. hab. n. med. Wojciech Lubiński, były lekarz Lecha Kaczyńskiego, który razem z nim zginął w katastrofie Smoleńskiej, jest patronem konferencji „Dum Spiro Spero”, na której co roku prezentowane są najnowsze badania wpływu zanieczyszczenia powietrza na zdrowie. W tym roku patronat nad konferencją objął sam premier Mateusz Morawiecki. Prelegenci podkreślali, że dla zdrowia najgorsze są sytuacje, kiedy zanieczyszczenie ma charakter permanentny, ciągły. A jak wiadomo, w 2015 r. w Bogatyni WIOS zarejestrował przekroczenie średniodobowej normy PM 10 aż 172 razy (2. najgorsze miejsce w kraju)! Mimo że od tego czasu sytuacja uległa pewnej poprawie, to i tak badania chociażby DASu wskazują, że zanieczyszczenia w sezonie grzewczym są bardzo wysokie. I na nic zda się zapewnianie, że elektrownia poczyniła spore inwestycje czy spełnia normy europejskie, gdyż jak już wspomniałam problemem dla Bogatyni jest obecnie przede wszystkim niezorganizowana emisja ze źródeł przemysłowych jak kopalnia. Aby ograniczyć problem zakład musiałby zmodernizować m.in. proces transportu węgla oraz popiołów. Trudno jednak oczekiwać poprawy w momencie, kiedy władze ani nie chcą powołać komisji zdrowia, ani nie chcą pochylić się nad wynikami badań jakości powietrza. Zamiast tego, co też bywa powszechne, oczerniają ekologów, twierdzą, że uciepłowniają miasto oraz nie chcą psuć dobrych stosunków z elektrownią i kopalnią, które zapewniają trzymanie się standardów. Władze obiecują też, że zorganizują swoją konferencję naukową wraz z Turowem. Tylko czy dowiedzą się na niej czegoś innego niż np. komunikują badacze z Wojskowego Instytutu Medycznego? Skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle?
Przedwczesne zgony, zapalenia oskrzeli, astma, alergie...
Z ekspertyzy Łukasza Adamkiewicza, zrobionej na zlecenie Uniwersytetu Wrocławskiego, w Bogatyni w 2016 r. liczba przedwczesnych zgonów z tytułu zanieczyszczenia powietrza pyłami PM 10 wyniosła 29 osób. Średnia roczna zachorowalność na zapalenie oskrzeli z tytułu złego powietrza u dzieci wyniosła 138 przypadków. Z kolei biorąc pod uwagę badania prowadzone na świecie warto przytoczyć wnioski amerykańskiego zespołu badawczego z Uniwersytetu Columbia (USA), który przebadał DNA dzieci z chińskich miejscowości, gdzie odnotowywano duże zanieczyszczenie powietrza. Aby nadać tym badaniom polski akcent dodajmy, że kierownik badań prof. Frederica Perera została uhonorowana przez Uniwersytet Jagielloński za prowadzone w Krakowie badania dotyczące wpływu zanieczyszczenia powietrza na zdrowie dzieci. Zespół badał miejsca, gdzie działały elektrownie węglowe. Naukowcy wybrali okolice Tongliang w Chinach, gdzie została wcześniej zamknięta stara elektrownia węglowa. Dla porównania brano pod uwagę DNA dzieci z tej samej miejscowości, ale z czasu, kiedy zakład jeszcze działał. Wyniki badań pokazują, że DNA czyli nasz „kapitał”, decydujący o budowie oraz kondycji naszego organizmu, był mniej uszkodzony po tym, jak elektrownia została zamknięta. Zmiany w DNA dotyczyły telomerów, co w dorosłym życiu osób skutkowało przedwczesnym starzeniem się, problemami z układem nerwowym czy układem krążenia, ale także nowotworami złośliwymi. Zespół badawczy stwierdził także, że wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne, które są wynikiem niepełnego spalania węgla - a ich stężenie w Polsce jest wielokrotnie większe niż dopuszcza norma - wpływają na rozwój układu nerwowego już w życiu płodowym. Może to skutkować w przyszłości niższym IQ oraz szeregiem innych problemów z tytułu uszkodzeń układu nerwowego. Dodajmy, że ten sam temat omawiał na konferencji „Dum spiro spero” w Warszawie 2018 r. prof. dr hab. N. Med. Wojciech Hanke z Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi. Profesor Perera powiedziała także: „Ludzie uważają, że redukcja zanieczyszczeń i ich źródeł ma negatywny wpływ na poziom gospodarczy danych miast. Jednak badania pokazują, że jest odwrotnie, kiedy weźmiemy pod uwagę koszty zdrowotne, za które płacą obywatele czy samorządy”. Co ciekawe władze Chin zareagowały na wyniki badań zgoła odmiennie niż Bogatyni, twierdząc, że „badania wskazują kierunek, w jakim powinien iść rozwój kraju”. Dodajmy, że Chiny są jednym z najbardziej zanieczyszczonych krajów na świecie i są tam miejsca, gdzie nie można normalnie oddychać a śmiertelność wywołana zanieczyszczeniem powietrza jest bardzo wysoka. Można zatem z przekąsem zapytać – czy musi się wydarzyć nieszczęście, aby ci, którzy zarabiają na węglu nie byli jednocześnie tymi samymi podmiotami, które określają, jaki poziom zanieczyszczenia jest dobry, a jaki już ryzykowny czy nawet zły? Profesor Perera zwraca też uwagę, że komunikat naukowców nie został odebrany jako wyłącznie zła wiadomość czy wytykanie palcami: „Pokazaliśmy bowiem, jakie korzyści dla ludzi, a szczególnie dla dzieci ma redukcja zanieczyszczeń powietrza” – powiedziała Perera. Dodała także: „Mniej spalanego węgla oznacza, że będziemy zdrowsi, dzieci bardziej inteligentne i będziemy mieli lepsze życie”. Czy nie na tym właśnie polega bogactwo?
Ziemię pożyczamy od naszych wnuków?
Zanieczyszczenie powietrza i jego fatalny wpływ na zdrowie dzieci, to nie jedyny problem związany ze spalaniem węgla, za który zapłacą nie Ci, którzy na nim zarabiają. Na świecie coraz więcej badań dotyczy wpływu zmian klimatu na zdrowie właśnie dzieci. Zwykliśmy sądzić, że zmiana klimatu to tylko intensywne zjawiska pogodowe, ale na tym się niestety nie kończy. Natomiast elektrownia Turów, mimo swoich inwestycji np. w odsiarczanie spalin wciąż emituje i emitować będzie gazy cieplarniane i pogłębiać problem zmian klimatu. Na 284 elektrowni węglowych w Unii Europejskiej, Turów zajmuje wysokie 16 miejsce w europejskim rankingu najbardziej zanieczyszczających powietrze i klimat jednostek (Elektrownia Bełchatów to nr 1). I nawet jeżeli nie ona jedna przyczyniła się do zawirowań w naszej atmosferze, to na nic się zda wypieranie problemu w stylu – co złego to nie ja. Jeżeli do zanieczyszczenia powietrza dodamy jeszcze choroby związane ze zmianami klimatu, to okaże się, że najwięcej za to znowu zapłacą dzieci. W artykule opublikowanym przez Amerykańską Akademię Pediatrii czytamy, że aż 88% wszystkich skutków zdrowotnych globalnego ocieplenia ponoszą dzieci. Przykładem była chociażby epidemia wirusa Zika, która miała związek ze wzrostem temperatury na powierzchni ziemi. Wirusy, drobnoustroje czy insekty korzystają na zmianie klimatu, a chorują głównie najmłodsi. W Europie podniesiono ostatnio alarm, w związku z raportem dotyczącym wpływu zmian klimatu na rozprzestrzenianie się kleszczy. Wypieranie problemu zanieczyszczenia powietrza i kładzenie wszystkiego na szalę krótkoterminowego rozwoju ekonomicznego będzie niestety te problemy mnożyć.
Trudno jest zmieniać świat do jakiego się przyzwyczailiśmy. Jako zdrowi, dorośli, a często też bogaci ludzie nie chcemy przejmować się losem słabszych. Jeżeli jednak prawdą są słowa piosenki Majki Jeżowskiej, która 1 czerwca w Bogatyni zaśpiewa z pewnością swój przebój „Wszystkie dzieci nasze są”, to może bardziej pochylimy się nad zdrowiem najmłodszych obywateli w żłobkach i szkołach oraz tych, którzy dopiero się rodzą. W końcu my od naszych przodków dostaliśmy nienajgorszy świat.
Newsletter/ Obserwator TEPP (Transformacji Energetycznej Ponad Podziałami) 10.2024 |
Kopalnia Turów pochłania dawny kurort uzdrowiskowy Opolno-Zdrój, a (...) |
TURÓW - Wyrok NSA niezgodny z prawem UE (...) |
Trwa wyścig o czyste powietrze – najnowszy ranking (...) |
Newsletter/ Obserwator TEPP (Transformacji Energetycznej Ponad Podziałami) wrzesień (...) |
Wakacje ze śmieciami. Czy system kaucyjny oczyści środowisko? |
Wakacje ze śmieciami. Czy system kaucyjny oczyści środowisko? (...) |
prof. Jan Popczyk: Trzy fale elektroprosumeryzmu |
Jean Gadrey: Pogodzić przemysł z przyrodą |
Jak wyłączyć ziemię z obwodu łowieckiego i zakazać (...) |
Bez mokradeł nie zatrzymamy klimatycznej katastrofy |
Zielony Ład dla Polski [rozmowa] |
We Can't Undo This |
Robi się naprawdę gorąco |