Partia Zieloni: Zajmijmy się polityką przeciwpowodziową na poważnie!
Jeśli nie chcemy co roku patrzeć się z niepokojem na nasze rzeki, postawmy na realne, a nie pozorowane działania przeciwpowodziowe.
Czas wreszcie na długofalowe myślenie oparte na przewidywaniu i zapobieganiu problemom – zima nie musi zaskakiwać drogowców, a powódź kolejnych rządów.
Od lat wraz z organizacjami pozarządowymi zwracamy uwagę na konieczność zmian w polityce przeciwpowodziowej w Polsce. Już w trakcie powodzi w 2010 roku wystosowaliśmy wspólny list otwarty do rządu, parlamentu i władz samorządowych oraz mediów, w którym pisaliśmy, że „wielokrotnie wskazywaliśmy na marnotrawienie środków publicznych (polskich, unijnych, kredytów np. z Europejskiego Banku Inwestycyjnego – EBI), wydawanych na ochronę przeciwpowodziową. Poświęcono temu zagadnieniu kilka publikacji. Z opracowań tych, powstałych przy udziale hydrologów, wynika, że środki wydawane pod hasłem ochrony przeciwpowodziowej, najczęściej nie tylko tej ochronie nie służą, ale często zwiększają ryzyko i zasięg powodzi oraz straty z nią związane”.
Powtarzające się powodzie są skutkiem wieloletnich zaniedbań kolejnych rządów – niewdrożenia unijnej ramowej dyrektywy wodnej i prawa przeciwpowodziowego, rozbicia polityki przeciwpowodziowej na różne służby, braku planów zagospodarowania przestrzennego w dorzeczach rzek. Od 1997 roku co kilka lat mamy powodzie i rządy nie wyciągają z tego żadnych wniosków. Do tej pory środek ciężkości skupiony jest na budowie nowych wałów przeciwpowodziowych oraz na postulatach pogłębiania i regulacji rzek. Zapomina się przy tym, że w praktyce działania te jedynie odsuwają problem na dalszy bieg rzeki. Woda w uregulowanym, pogłębionym korycie płynie szybciej, zamiast w naturalny sposób meandrować i rozlewać się na terenach zalewowych. Taka pozorna ochrona przeciwpowodziowa marnuje środki publiczne i zwiększa groźbę powodzi w dolnych biegach rzek.
Niestety, w wyniku wieloletnich zaniedbań na wielu dotychczasowych obszarach zalewowych pozwolono na budowę domów i mieszkań. W efekcie co roku wzrasta zagrożenie powodziowe oraz narażenie osób mieszkających na terenach zalewowych na olbrzymie koszty – koszty, które obciążą w efekcie również państwo.
Dobra, przyjazna dla ludzi i środowiska polityka przeciwpowodziowa powinna być systemowa i stawiać na minimalizację zagrożeń:
retencję wód w całych dolinach rzecznych, łącznie z małymi dopływami, w tym zalesianie obszarów w górnym biegu rzek, które stanowią element naturalnego systemu zatrzymywania wód;
zakaz zabudowy terenów zalewowych, w tym przyjmowanie planów zagospodarowania przestrzennego, zabraniających zabudowy na obszarach zalewowych;
rezygnację z pomysłów regulacji rzek – kraje, które do II połowy XX wieku regulowanie rzek traktowały jako priorytet, odchodzą od tego (realizowane są tam obecnie wyłącznie projekty renaturyzacji rzek, jako najskuteczniejsze metody zwiększające pojemność przeciwpowodziową);
system ubezpieczeń zachęcający do indywidualnych działań przeciwpowodziowych i zniechęcający do budowy domów na terenach zagrożonych;
przygotowanie wspólnych planów działań przeciwpowodziowych, edukujących i kształcących zachowania społeczności zagrożone powodzią.
Jeśli nie uwzględnimy tych pięciu filarów, nie uda się prowadzić skutecznej polityki przeciwpowodziowej, uwzględniającej charakter rzek i naturę powodzi. Polska ma skąd czerpać inspirację, dbając o prawidłowe wdrażanie unijnej dyrektywy powodziowej oraz ramowej dyrektywy wodnej.
Jeśli się tego nie zrobi systemowo, co roku będziemy z niepokojem patrzeć na wiosenne i letnie prognozy pogody oraz wydawać kolejne, publiczne pieniądze na wały, nonsensowne pogłębianie i regulację rzek, dewastujące przyrodę i przerzucające problem z jednego miejsca na inne.
Agnieszka Grzybek, Adam Ostolski – przewodniczący Partii Zieloni