Susza jest szczególnie groźna dla uregulowanych rzek - o wyprostowanych korytach, na których znajdują się urządzenia piętrzące wodę. Pozbądźmy się jednak złudzeń, że kilkuhektarowe sadzawki budowane często ze środków publicznych jako tak zwana mała retencja cokolwiek poprawiają w zasobach wodnych okolicy.
Nie każdy ekolog to oszołom, nie każdy burmistrz to specjalista w każdej dziedzinie, ale warto i jednego, i drugiego posłuchać. Oczywiście ekologa oszołoma trudniej, zwłaszcza gdy przy kupnie mu się łatkę ekoterrorysty. Ale jeśli burmistrz nazywa siebie ekologiem, to może łatwiej znajdzie słuchacza.
To co dalej napiszę, jest powszechnie znane w wąskiej grupie ludzi, poparte faktami, publikacjami i dobrymi praktykami, ale niestety ta wąska grupa ludzi nie jest grupą decyzyjną, z kolei ci, którzy decydują, tej wiedzy nie chcą przyswoić, idą w zaparte słuchając innej wąskiej grupy ludzi, którym przyświeca zupełnie inny cel: budować, aby zarobić, nie patrząc na efekty i współczesną wiedzę.
W roku 1995, napisałem do „Wspólnoty”, nie będąc jeszcze burmistrzem, artykuł o problemie eksploatacji zbiornika Sulejowskiego i poboru z niego wody na potrzeby aglomeracji Łódzkiej, a później kolejny do czasopisma „Aura”, również na ten temat. Nie wiem kto kogo podsłuchał, ale Łódź zrezygnowała z poboru wody ze zbiornika i słusznie, bo zapewne obecna susza dostarczyłaby mieszkańcom kolejnych kłopotów. W roku 2015 we „Wspólnocie” opublikowałem artykuł o tym, kto odpowiada za suszę i powodzie - już jako samorządowiec. Na jego końcu zamieściłem zdanie „Czy ktoś wreszcie zreflektuje się i zapanuje nad bałaganem w gospodarce zasobami wodnymi naszego kraju i marnotrawieniem środków publicznych na nieefektywne ekonomicznie, szkodliwe dla środowiska przedsięwzięcia hydrotechniczne i melioracyjne? Wątpię choć chciałbym się mylić”.
No cóż, być może ekologa posłuchał w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku samorząd Miasta Łodzi, ale burmistrza niestety decydenci mają gdzieś. Przytaczam to nie dlatego, żeby pokazać swoją mądrość, ale aby dokonać porównania - samorząd decydujący o podziale pieniędzy musi dokładnie sprawdzić, jak wydać każdą złotówkę - i naszych kochanych polityków, którzy korzystają ze starej rzymskiej zasady: dziel i rządź.
Być może nadszedł wreszcie czas, aby wysłuchać ekologów oszołomów i odsunąć od decydowania zasobami wodnymi tych technokratów, którzy ratunek na suszę widzą w budowie zbiorników zaporowych, dróg wodnych na wysychający rzekach. Piszę nie tylko z przekonania, ale korzystając z powszechnie dostępnej wiedzy, której jak widać nie są w stanie przyswoić ci, którzy od dziesięcioleci podejmują decyzje w naszym kraju.
Najlepsza recenzja zbiornikowa to taka która znajduje się poza korytem rzeki. Wtedy cała objętość wody może być wykorzystana na miejscu. Przykładem negatywnym jest zbiornik we Włocławku na Wiśle. Od pół wieku obok siebie istnieją: zbiornik zaporowy i susza na Kujawach. W jakim celu wybudowano zbiornik?
Odpowiedź jest prosta: był to czas budowania mega inwestycji "na potrzeby socjalistycznej gospodarki". Ale czy obecnie stać nas na takie marnotrawstwo? Chyba tak, bo kiedy słucham naszych kochanych polityków to włos jeży mi się na głowie, gdy uzasadniają budowę zbiornika zaporowego Siarzewo na Wiśle.
W drugiej połowie XX wieku rabunkową pozyskiwano żwir i piasek z koryt rzecznych, kanalizowano koryta rzeczne oraz budowano zapory i inne przegrody w rzekach. Pomimo zwracania uwagi na to negatywne zjawisko kolejne władze wodne, których spadkobiercą jest obecnie minister Gróbarczyk, dalej stosują to samo podejście. A przecież każda nowa zapora, kanał i regulacja pogłębia straty w zasobach rzek i dolin.
Co zrobić? Pierwszy krok to naprawa szkód wyrządzonych naturze, a nie kontynuacja - szczególnie w zagrożonym suszą pasie nizin - prac utrzymaniowych na rzekach rolniczych. Efekty tych prac teraz widzimy (ilustracja 1). Dodam, że praktycznie wszystkie prace z katalogu utrzymaniowych zapisanego w ustawie Prawo Wodne dają efekt przyspieszenia odpływu wody, co... pogłębia problem suszy! Wynika to z wadliwie sformułowanego prawa nakładającego obowiązek zapewnienia swobodnego przepływu wód i lodu, który realizuje się poprzez przekopywanie rzek i usuwanie naturalnej roślinności z brzegów i dna koryt. Z drugiej strony przyspieszenie odpływu wód z małych zlewni w krajobrazie polno-leśnych generuje też potencjalne powodzie na rzekach głównych, nad którymi skoncentrowana jest infrastruktura, ponieważ woda dociera do nich szybciej i większej ilości.
Postulat jest więc taki: Prawo powinno zostać zmienione, sam katalog prac utrzymaniowych poddany gruntownej rewizji, prace utrzymaniowe przyspieszające odpływ prowadzone tylko tam, gdzie jest to przekonująco uzasadnione, a istniejące rowy odwadniające powinny być wyposażone w urządzenia piętrzące. Warto przypomnieć, że cała Polska jest pocięta tysiącami rowów jedynie odwadniających, wskutek czego zwierciadło wód gruntowych obniżyło się średnio o 1 m.
Na domiar złego w ostatnich latach kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt tysięcy km bieżących rzek i potoków zostało pogłębionych w ramach tak zwanego utrzymania wód.
Z danych opartych na monitoringu przetargów zebranych przez Fundację WWF Polska wynika, że tylko w roku 2016 prace trwale przyspieszające odpływ wód, a zatem zwiększające ryzyko suszy, wykonano na około 7800 km bieżących cieków. W roku 2016 wszelkie prace przyspieszające odpływ wód przeprowadzono w naszym kraju łącznie na około 15200 km bieżących cieków (ilustracja 1). Nasuwa się pytanie, czy te prace, finansowane ze środków publicznych, były dobrze zaplanowane? Czy rzeczywiście i wszędzie były potrzebne? W jakim stopniu przyczyniły się do powstania i pogłębienia problemu z suszy rolniczej?
Po kolejne przykłady degradacji systemu wodnego Polski odsyłam do literatury fachowej i polecam nie opierać dalej swoich decyzji na przekazie polityków, którzy z założenia w Polsce na wszystkim się znają i za nic nie odpowiadają, bo tzw. odpowiedzialność społeczna nic ich nie kosztuje. Powstaje pytanie co co robić?
W moim przekonaniu, choć to nie będzie popularne - na masową skalę trzeba odtwarzać naturalną recenzję w krajobrazie rolniczym, powinny być renaturyzowane osuszone niegdyś mokradła, odtwarzane utracone tereny zalewowe w dolinach rzek (na przykład przez likwidację lub odsuwanie obwałowań), przywracane meandrujące koryta wyprostowanym rzekom, odtwarzane starorzecza i oczka śródpolne. Bardzo ważną rolę mógłby również odegrać dobrze zaplanowany program zalesień gruntów porolnych.
Susza jest szczególnie groźna dla rzek uregulowanych - o wyprostowanych korytach, na których zbudowano urządzenia piętrzące wodę. Pozbądź my się jednak złudzeń, że kilkuhektarowe sadzawki realizowane często ze środków publicznych jako tak zwana mała retencja cokolwiek poprawią w zasobach wodnych. Jest sprawą powszechnie znaną w środowisku badaczy, że taki zbiornik nie retencjonuje wody, bo ile spadnie do niego z nieba, tyle samo wyparuje. W tym stanie rzeczy są to raczej pseudozbiorniki retencyjne/ rekreacyjne z mulistym dnem, silnie zanieczyszczoną wodą, zakwitami toksycznych sinic itd.
Ostatnio zaczyna się mówić o powszechnym udostępnieniu rolnikom zasobów wód podziemnych dla potrzeb nawodnień. Rzeczywiście wody podziemne z różnych względów lepiej nadają się do nawodnień niż powierzchniowe (rzeki i jeziora), między innymi ze względu na ochronę przyrody rzek i ich dolin. Jednak zasoby wód podziemnych nie są nieograniczone. Aby móc z nich korzystać rozsądnie i trwale - obecnie i w perspektywie przyszłych pokoleń - muszą być odnawiane. Dla odnawiania się zasobów wód podziemnych bardzo ważne są wszystkie elementy tak zwanej naturalnej retencji: rzeki o naturalnych meandrujących korytach, zalewane wiosną doliny rzek i inne tereny podmokłe, w tym okresowo zalewane lub podsiąkające łąki i pastwiska.
Dla regeneracji zasobów wód podziemnych bardzo duże znaczenie będzie miało również zatrzymywanie wody w sieciach rowów melioracyjnych wyposażonych w zastawki. Zatem rolnicy mogą i powinni pełnić istotną rolę w rozwiązywaniu problemu suszy to przez udział w odtwarzaniu zasobów wód podziemnych – dla swojego dobra i dla dobra ogółu społeczeństwa.
W pełnieniu tej funkcji mogłyby rolnikom skutecznie pomóc tzw. „pakiety retencyjne” np. jako element dopłat we Wspólnej Polityce Rolnej na lata 2021-2027. Celem pakietów retencyjnych jest "wspieranie rolników, użytkowników terenów nadrzecznych i mokradłowych, w działaniach zmierzających do zatrzymania wody na zarządzanym przez nich terenie lub ograniczania jej odpływu".
Dopłatami w obrębie pakietów retencyjnych objęte byłoby wykonanie w korycie rowu progów o stałej koronie, np. w postaci ścianki szczelnej, grobli wykonanej z worków wypełnionych piaskiem lub uszczelnionych narzutów kamiennych. Na gruntach nieużytkowanych rolniczo nie prowadzono by żadnej konserwacji rowu, pozwalając na jego zarastanie i zamulenie. Na gruntach użytkowanych jako łąki i pastwiska dopuszczono by ograniczoną konserwację rowów. Dopłatami objęte byłyby narażone na podstopień a użytki rolne oraz stawy Bobrowe - powstałe wskutek budowy przez bobry tam piętrzących wodę w rowach czy potokach.
W przypadku podtopionych łąk i pastwisk (przy założeniu że podtopienie trwa średnio 2 miesiące w roku) dopłata za retencjonowaną na gruncie i w glebie wodę wynosiłaby około 170 zł za hektar. Twórcy pomysłu tej dopłaty postulują również uwzględnienie strat w plonach jakie to nosi użytkownik podtopionego terenu, dzięki czemu dopłata byłaby znacznie wyższa: ok. 730zł/ha.
W przypadku "pakietu bobrowego" dopłata za staw Bobrowy byłaby uzależniona od jego powierzchni. Przykładowo, zastaw Bobrowy o powierzchni 600 m2 (20 x 30 m) wynosiłaby około 700 zł/rok (więcej informacji o propozycji pakietu retencyjnego można znaleźć w publikacji: Stelenga J., Brzezińska L., Jobda M., 2016, rekomendacje zmian w programie rolnośrodowiskowym. Monografia. Wyd. IUNG-PIB, Puławy). Dzięki takiej dopłacie bóbr mógłby stać się w mile widzianym sojusznikiem rolnika i w pewnym sensie wszedł w skład inwentarza żywego gospodarstwa. Przy okazji kwestii stawów bobrowych, należy przypomnieć, że są one pożądanym elementem naturalnej retencji (ilustracja 2).
Gdyby pakiety retencyjne Zostały wprowadzone do tworzonego obecnie systemu wspólnej polityki rolnej na lata 2021-2027, znacznie łatwiej byłoby zarządzającym wodami planować racjonalne działania na rzecz zapobiegania i łagodzenia skutków suszy w taki sposób, żeby możliwe było pogodzenie interesu rolnika interesu przyrody.
Należy podkreślić, że w świetle współczesnej wiedzy o hydrologii i ekosystemach wodnych, każdy nowoczesny regionalny czy krajowy program retencji wód powierzchniowych powinien być oparty na ochronie i odtwarzaniu retencji naturalnej, a nie na budowie sztucznych zbiorników retencyjnych niszczących rzeki i ich doliny.
I na koniec powrócę do mojego cytowanego na początku zdania: „Czy ktoś wreszcie zreflektuje się i zapanuje garaż bałaganem w gospodarce zasobami wodnymi naszego kraju? Odpowiem: wątpię, choć chciałbym się mylić”.
Sławomir Chmielewski;
Burmistrz Mogielnicy.
Newsletter/ Obserwator TEPP (Transformacji Energetycznej Ponad Podziałami) 10.2024 |
Kopalnia Turów pochłania dawny kurort uzdrowiskowy Opolno-Zdrój, a (...) |
TURÓW - Wyrok NSA niezgodny z prawem UE (...) |
Trwa wyścig o czyste powietrze – najnowszy ranking (...) |
Newsletter/ Obserwator TEPP (Transformacji Energetycznej Ponad Podziałami) wrzesień (...) |
Wakacje ze śmieciami. Czy system kaucyjny oczyści środowisko? |
Wakacje ze śmieciami. Czy system kaucyjny oczyści środowisko? (...) |
prof. Jan Popczyk: Trzy fale elektroprosumeryzmu |
Jean Gadrey: Pogodzić przemysł z przyrodą |
Jak wyłączyć ziemię z obwodu łowieckiego i zakazać (...) |
Bez mokradeł nie zatrzymamy klimatycznej katastrofy |
Zielony Ład dla Polski [rozmowa] |
We Can't Undo This |
Robi się naprawdę gorąco |