Czego możemy się uczyć z niemieckiej Energiewende?
Z dyskusji przetaczającej się w mediach w Polsce można odnieść wrażenie, że Niemcy nie realizują spójnej i długofalowej polityki klimatyczno-energetycznej, a bezpieczeństwo energetyczne największego społeczeństwa w UE jest zagrożone.
Spróbujmy przedstawić szerzej – nie tylko z perspektywy koncernów węglowych i atomowych – sytuację za naszą zachodnią granicą – piszą Dariusz Szwed i Radosław Gawlik.
Autorzy polemizują z tezami artykułu: Węglowa schizofrenia Niemiec
W Niemczech mimo, że koalicja CDU/CSU-SPD przesuwa akcenty, np. ograniczając wysokość dopłat do odnawialnych źródeł energii (co zresztą wynika z przewidywanych spadków cen instalacji OZE), to celów samej transformacji energetycznej – tzw. Energiewende – nikt nie neguje. Żaden poważny polityk niemiecki nie podważa polityki klimatyczno – energetycznej tj. konieczności wycofania się z atomu i węgla i docelowo całkowitego przejścia na OZE.
Także badania opinii publicznej wskazują na stałe ponad 90-procentowe poparcie obywatelek i obywateli dla realizacji Energiewende u naszych sąsiadów za Odrą. Ponieważ jednak ten proces zrobił się bardzo dynamiczny i OZE coraz mocniej wypychają z rynku elektrownie na źródła kopalne, różne lobby starają się wyhamować ten proces, wygrywając ten czas dla siebie i np. dla węgla brunatnego.
Nikt jednak nie neguje faktu, że paliwa kopalne to źródła przejściowe, które w 2050r będą stanowiły energetyczny margines. Prawdą jest to, że Niemcy nadal emitują dwukrotnie więcej dwutlenku węgla niż Polska, ale nie zapominajmy, że mają dwukrotnie więcej obywateli i mają prawie czterokrotnie większą gospodarkę. I co ważne dekarbonizują energetykę odchodząc jednocześnie całkowicie od energii jądrowej i demokratyzując całą energetykę, o czym za chwilę.
OZE w Niemczech wypiera z rynku najdroższy atom, węgiel następny w kolejce
W ciągu ostatnich 14 lat udział OZE w niemieckim miksie energii elektrycznej wzrósł z ok. 6% do prawie 30%. Przez pierwsze 9 miesięcy 2014 roku Niemcy, największe 80-milionowe społeczeństwo UE, wyprodukowali po raz pierwszy w historii najwięcej energii elektrycznej – 27,7 % ze źródeł odnawialnych. OZE wyprzedziły tym samym dotychczasowego lidera – węgiel brunatny.
Dodatkowo w pierwszej połowie 2014 roku instalacje OZE (w większości będące własnością obywateli-prosumentów) wyprodukowały u naszego zachodniego sąsiada w sumie rekordowe 81 TWh – tyle ile my, Polacy, w tym czasie zużyliśmy całej energii elektrycznej, która nadal produkowana jest u nas prawie w 90 procentach z węgla, przez kilka koncernów.
To informacje dla tych, którzy wciąż twierdzą, że OZE to może być jakiś niewielki dodatek do klasycznych elektrowni węglowych czy atomowych. Zgoda, iż w latach 2011-2013 Niemcy zwiększyły nieznacznie udział węgla kamiennego (z 19 do 19,7%) i węgla brunatnego (z 25% do 25,8%) w produkcji energii. W tym samym jednak czasie zgodnie z przyjętym programem zmniejszyły udział energii jądrowej (z 18% do 15,4%). Czyli największy wzrost udziału OZE, minimalny chwilowy wzrost udziału węgla i zgodne z planem znaczne ograniczenie udziału atomu (do całkowitego odejścia do końca 2022r.).
Zatem w Niemczech OZE wypierają obecnie z rynku głównie najmniej elastyczny i najdroższy (gdy uwzględni się pełne koszty wraz z zagospodarowaniem odpadów jądrowych) atom, a dalszy spadek cen OZE i technologii magazynowania energii w kolejnym etapie spowoduje także wyeliminowanie z rynku paliw kopalnych.
Kluczowe w Energiewende jest też to, że nie tylko zazielenia, ale także demokratyzuje sektor wytwarzania energii. Miliony prosumentów (PROducent i konSUMENT w jednym) stają się ważnymi graczami na rynku energii, historycznie zdominowanym przez cztery koncerny (jak to nadal ma miejsce w Polsce). Nota bene jeden w tych największych koncernów za Odrą – E.ON, właśnie w grudniu 2014 r. ogłosił wycofanie się z atomu i węgla oraz przejście na OZE. Wygląda na to, że koncerny w końcu zaczynają rozumieć, że inwestycje w energię odnawialną mają stabilną przyszłość.
Demokratyzacja energetyki – korzyści dla wszystkich obywateli
W opisie sytuacji energetycznej naszego sąsiada najczęściej całkowicie pomijany jest aspekt obywatelski. Miliony prosumentów zielonej energii (w Polsce mamy ich zaledwie kilkuset), setki spółdzielni energetycznych (w Polsce niestety nie ma na razie żadnej), a nawet lokalne referenda (np. w Hamburgu i Berlinie) w kwestii rekomunalizacji sieci energetycznych (w Polsce głównie słyszymy o tendencji odwrotnej - prywatyzacji) wskazują, że dekarbonizacja gospodarki RFN ma także wymiar społeczny i partycypacyjny – hasło „Power to the People” – władza czy moc (energii) w ręce ludzi ma tu znaczenie symboliczne.
W 2013 roku 95% inwestycji w instalacje Niemczech to były inwestycje prosumentów, rolników, małych i średnich przedsiębiorstw itp. 4 wielkie koncerny miały zaledwie 5-procentowy udział w tym zielonym energetycznym torcie. To efekt obowiązującej od prawie 15 lat ustawy o energiach odnawialnych, wspierającej obywateli i obywatelki w produkcji własnej czystej energii odnawialnej na dachu czy w ogródku. I co ważne, korzyści z demokratyzacji energetyki przewyższają koszty w postaci dopłat (tzw. taryfy gwarantowane) do zielonej energii.
Z danych niemieckiej federalnej Agencji Energii Odnawialnych wynika, że w samym tylko w 2011 roku, dzięki większemu udziałowi rozproszonych OZE, Niemcy uzyskali lokalne korzyści w postaci: unikniętych kosztów zdrowotnych i ekologicznych (np. czystsze powietrze) – 5,8 mld euro, unikniętych kosztów zakupu energii od rodzimych koncernów – 9,2 mld euro czy unikniętych kosztów importu surowców energetycznych z zagranicy – 2,5 mld euro. Demokratyzowanie energetyki jest zatem inwestycją publiczną realizowaną przez władze dla dobra obywateli. Nie dziwi zatem, przypomnijmy, ponad 90-procentowe poparcie dla Energiewende.
Węglowe lobby próbuje blokować zieloną transformację
W środę, 3 grudnia rząd Niemiec przyjął Klimatyczny Program Działania 2020 – dojścia do ograniczenia emisji o 62-78 mln ton CO2 rocznie. Zdaniem rządzącej koalicji jest to konieczne dla osiągnięcia wyznaczonego wcześniej celu 40% redukcji gazów cieplarnianych do 2020 r., choć np. parlamentarzyści Zielonych w Bundestagu twierdzą, że dla osiągnięcia zaplanowanego 40-procentowego celu redukcyjnego w 2020 r. konieczne jest wyższe ograniczenie wielkości emisji – ok. 100 mln ton.
Rząd zamierza osiągnąć ten cel m.in. poprzez wymuszenie ścięcia emisji o 22 mln ton z elektrowni węglowych oraz ograniczenie emisji o 25-30 mln ton dzięki podniesieniu efektywności energetycznej (np. docieplenie budynków), ale też np. poprzez rozwój transportu elektrycznego czy rowerowego.
Przyjęty program 2020 jest oczywiście wynikiem kompromisu pomiędzy rządzącą koalicją a, nadal mocnym, lobby węglowym, które broni status quo i nie chce ponosić pełnych kosztów emisji zanieczyszczeń, zagrożeń dla zdrowia obywateli czy niszczenia środowiska. Natomiast realizacja rządowego Programu 2020 zmusi niemiecki sektor energetyczny do zamknięcia najbardziej trujących (zatem bardzo drogich np. z perspektywy polityki zdrowotnej i ekologicznej państwa) elektrowni na węgiel brunatny.
Dodatkowo Sigmar Gabriel wskazuje, że stopniowe ograniczanie zużycia węgla rozkręci sektory gospodarki niskowęglowej. Przykładowo rządowe wsparcie na poziomie 1 mld euro rocznie w docieplenie budynków ma przynieść dodatkowe 12 mld euro inwestycji prywatnych w tym obszarze.
Zdecydowanych działań rządu oczekują także organizacje pozarządowe i branżowe. Niedawno Germanwatch i WWF Niemcy przedstawiły raport, z którego wynika, że osiągnięcie celów polityki klimatycznej Niemiec (redukcja emisji o 40% do 2020 r.) jest realne tylko dzięki zmniejszaniu emisji o co najmniej 100 mln ton CO2 w sektorze wytwarzania energii elektrycznej w stosunku do poziomu z 2013 roku. Raport sugeruje także przyjęcie spójnego planu zamykania po 35 latach zakładów wykorzystujących węgiel brunatny i po 40 – elektrowni na węgiel kamienny.
Niemiecka Federacja Energii Odnawialnych (BEE) wyraziła swoje wyraźne poparcie dla planów rządu ws. nakładania wiążących celów redukcji emisji CO2 także na koncerny energetyczne. Dyrektor Zarządzający BEE Hermann Falk wskazał, że "najstarsze i najbardziej nieefektywne kotły węglowe nie tylko emitują najwięcej CO2, są także jednymi z najgorszych dla nowego świata energetycznego, ponieważ są najmniej elastyczne w odniesieniu do wytwarzania energii elektrycznej".
Zamknięcie wszystkich elektrowni atomowych w Niemczech do końca 2022 r. (decyzja zapadła w 2011 r. po katastrofie w Fukushimie) powoduje powstawanie różnych problemów, np. chwilowe i niewielkie zwiększenie wykorzystania węgla, gdyż sektory przemysłu efektywności energetycznej i energii odnawialnej a szczególnie magazynowania energii nie są jeszcze wystarczająco mocne i rozwinięte. Ale to się dynamicznie zmienia w Niemczech ale także w innych krajach. To zaś oznacza, że bilansowanie sieci elektroenergetycznej opartej docelowo w 100% na OZE staje się coraz bardziej realne.
Niemcy nie ograniczają zużycia energii
To, co można wytknąć naszym sąsiadom zza Odry, to niewystarczające działania na rzecz ograniczania zużycia energii, a także ubóstwa energetycznego – poprzez jej oszczędzanie i podnoszenie efektywności energetycznej. Docieplanie domów, wymiana oświetlenia na energooszczędne LED, zwiększanie udziału transportu niezmotoryzowanego (np. pieszy, rowerowy) i mniej energochłonnego (np. transport zbiorowy) nadal nie jest w Niemczech priorytetem, choć opłacałoby się wszystkim obywatelom.
Wynika to niestety z potężnego lobbingu energetyki, która nie jest zainteresowana ograniczaniem ale zwiększaniem produkcji – dotyczy to wszystkich źródeł: nieodnawialnych i odnawialnych. Przemysł energooszczędny nadal przegrywa z energochłonnymi konkurentami, którzy są masowo wspierani pieniędzmi podatnika. Przegrywają także biedniejsi obywatele, których interesy są słabiej reprezentowane. Pamiętajmy jednak, że poziom ubóstwa energetycznego w Niemczech jest znacznie niższy niż w Polsce.
Lekcja z Energiewende dla Polski
Poziom ubóstwa energetycznego w Polsce należy do najwyższych w Unii Europejskiej. Nie dlatego, że w ciągu kilku lat dopłaciliśmy do nowych, taniejących technologii OZE kilka miliardów złotych ale dlatego, że – jak można odnieść wrażenie – polską energetyką od dziesięcioleci rządzi węglowy kartel pobierający corocznie w sumie co najmniej kilkanaście miliardów złotych subwencji z naszych kieszeni.
Rząd, niestety także nowa Pani premier, zajmuje się obroną interesów koncernów energetycznych, zamiast wyciągać obywateli z ubóstwa energetycznego. Skuteczne ograniczenie ubóstwa energetycznego wymaga po pierwsze postawienia na zwiększenie efektywności energetycznej. Pani premier Kopacz zamiast 100 mln zł przyznanych natychmiast po objęciu urzędu na ratowanie jednej kopalni powinna przeznaczyć te, i nie tylko te środki, na finansowe wsparcie docieplenia domów milionów Polek i Polaków, na wymianę żarówek na energooszczędne LEDy, na poprawę transportu zbiorowego czy nawet budowę dróg rowerowych (przypomnijmy, że rowery nie zużywają paliwa…).
Te działania powinny być priorytetem rządu także dlatego, że jesteśmy nadal zbyt mocno uzależnieni od importu surowców energetycznych z krajów, których przywódcy zagrażają pokojowi i stabilnemu, zrównoważonemu rozwojowi w Polsce i na świecie.
Perspektywa 2014-2020 Unii Europejskiej ma szansę stać się okresem zielonej modernizacji naszych miast czy obszarów wiejskich oraz m.in. likwidacji ubóstwa energetycznego. Może także dać impuls tworzenia nowoczesnych miejsc pracy i rozwoju zielonej gospodarki: przemysłu energooszczędności (domy, pojazdy, AGD itp.), nowoczesnych zielonych technologii (np. na bazie polskich: grafenu i perowskitów). Zamiast analizować domniemane choroby sąsiadów, zastanówmy się co zrobić, aby dobrze wykorzystać najbliższe 7 lat na zazielenienie polskiej gospodarki. Ta szansa może się już nie powtórzyć.
źródło: http://wysokienapiecie.pl
autorzy:
Dariusz Szwed, Radosław Gawlik