Brytyjska lekcja interwencji w energetyce
W Ministerstwie Gospodarki trwają przymiarki do przedstawienia koncepcji polskiego rynku mocy, który miałby wspierać elektrownie węglowe i gazowe.
Tymczasem od początku tego roku taki rynek formalnie istnieje w Wielkiej Brytanii. Jak radzi sobie z nim brytyjska energetyka?
Brytyjska reforma funkcjonuje od początku 2014 roku formalnie, bo odpowiednie regulacje weszły już w życie, ale na pierwszą aukcję przyjdzie poczekać do listopada tego roku. Oprócz ogólnych założeń rynku zawartych w reformie sektora energetycznego (Energy Market Reform), podpisanej przez królową pod koniec 2013 roku, brakuje także szczegółowych rozwiązań rządzących tym rynkiem. Te mają zostać przedstawione przez rząd w postaci przepisów wykonawczych przed tegorocznymi wakacjami.
W poszukiwaniu balansu
Na początku trzeba zaznaczyć, że w praktyce rynek mocy (ang. capacity market) nie jest celem samym w sobie a de facto mechanizmem kompensacyjnym mającym zminimalizować destabilizacyjny wpływ innych zmian rynkowych, związanych głównie z promowaniem odnawialnych źródeł energii (OZE) w ramach realizacji celów klimatycznych.
OZE produkują w Wielkiej Brytanii coraz więcej energii, ale w niewielkim tylko stopniu mogą zagwarantować, że w każdej godzinie roku będzie jej wystarczająco, aby zaspokoić potrzeby odbiorców. W końcu wiadomo, ze na Wyspach wieje zawsze, ale nie zawsze wiadomo z jaką siłą. Dlatego potrzebny jest mechanizm, który zagwarantuje, że nawet jeśli warunki naturalne nie pozwolą na wygenerowanie odpowiedniej ilości energii, to odbiorcom nie zgaśnie światło.
Dlatego rząd chce przeprowadzać aukcje, na których wyłoni elektrownie, które w zamian za gotowość produkcji w określonym momencie w przyszłości, przez cały okres obowiązywania kontraktu otrzymywać będą dopłaty. Suma tych mocy wytwórczych ma się równać prognozowanemu zapotrzebowaniu odbiorców.
W brytyjskiej wersji rynkiem mocy de facto objęte zostaną elektrownie gazowe oraz węglowe. Niedopuszczalne będzie bowiem uczestniczenie w tym mechanizmie wytwórców korzystających z innych form wsparcia, np. kontraktów różnicowych, taryf z gwarantowaną ceną odbioru energii - tzw. feed-in, zielonych certyfikatów czy dopłat dla podmiotów wytwarzających ciepło ze źródeł odnawialnych. Wyklucza to więc w praktyce z rynku mocy przyszłe elektrownie atomowe oraz odnawialne źródła energii.
Trzeba przy tym zaznaczyć, że do uczestnictwa w rynku mocy dopuszczone będą zarówno nowe jak i już istniejące moce wytwórcze. Będą one jednak traktowane na różnych warunkach. Nowe moce wytwórcze, według obecnych propozycji rządowych, będą mogły otrzymać maksymalnie 10-letnie kontrakty, gdy tymczasem istniejące elektrownie mogą liczyć na roczne lub co najwyżej trzyletnie umowy (w tym drugim wypadku pod warunkiem przeprowadzenia znaczących modernizacji).
W praktyce, dla tej drugiej grupy wytwórców decyzja o nieuczestniczeniu w aukcji będzie de facto oznaczać likwidację ze względu na brak innych mechanizmów wsparcie energetyki gazowej czy węglowej przy rosnących z roku na rok obciążeniach wynikających z polityki klimatycznej.
Co ciekawe, w brytyjskim rynku mocy będą mogli uczestniczyć także duzi konsumenci (poprzez mechanizmy ograniczania mocy po stronie popytowej - demand side response) oraz podmioty świadczące usługi magazynowania energii.
Autor: Małgorzata Beślerzewska - Energia-pl.pl
źródło: http://tech.money.pl/energia-odnawialna/artykul/brytyjska-lekcja-interwencji-w-energetyce,118,0,1490038.html