Współcześni architekci przekonani są, że opanowali już w pełni sztukę konstruowania energooszczędnych, przyjaznych naturze budynków. Wspólnie z urbanistami postanowili zatem pójść o krok dalej: w komputerach i na rajzbretach mnożą się szkice kolejnych „zielonych miast”.
Masdar City
W skomplikowanej grze sił między ekologami, projektantami i inwestorami nie bez znaczenia są względy propagandowe i PR-owe... .
Współcześni architekci przekonani są, że opanowali już w pełni sztukę konstruowania energooszczędnych, przyjaznych naturze budynków. Wspólnie z urbanistami postanowili zatem pójść o krok dalej: w komputerach i na rajzbretach mnożą się szkice kolejnych „zielonych miast”.
Masdar City
W skomplikowanej grze sił między ekologami, projektantami i inwestorami nie bez znaczenia są względy propagandowe i PR-owe. Dla „zielonych osiedli” trudno o lepszą okazję do debiutu niż konferencja ONZ dotycząca zmian klimatycznych, nic więc dziwnego, że od jesieni minionego właśnie roku większość inicjatyw ekologicznych związana była w jakiś sposób z Kopenhagą. Zadbały o to również władze kraju, jeszcze w sierpniu 2009 r. przyjmując ustawę, zgodnie z którą emisja CO2 ma zostać w Danii ograniczona aż o 20 procent w ciągu najbliższych kilku lat. Jeśli osiągnięcie podobnie utopijnego celu jest gdzieś możliwe, to w Kopenhadze: już dziś ponad jedna trzecia mieszkańców centrum duńskiej stolicy jeździ do pracy i do szkoły na rowerach, korzystając z coraz gęstszej (307 km) sieci ścieżek. Na peryferiach jednak, jak wszędzie, wciąż jeszcze króluje samochód. Ponad 90 procent śmieci poddawane jest utylizacji w sortowniach i spalarniach; te ostatnie dostarczają duńskiej stolicy już ponad jedną dziesiątą zużywanej tam energii cieplnej.
Spalarnie, sortownie i ścieżki rowerowe znaleźć dziś jednak można w niemal każdej stolicy europejskiej. Chlubą Kopenhagi jest Norhavnen (Nordhavn) – zaniedbany obszar portowy położony na północy miasta, na terenie którego powstać ma pierwsze w pełni ekologiczne miasteczko. Transport łodziami, hodowla alg, panele słoneczne – i jedno tylko zmartwienie władz miasta: jak przekonać wielodzietne rodziny kopenhaskie, od lat przyzwyczajone do modelu „domek z ogródkiem”, do przeprowadzenia się do niewielkich, ale jednak wielorodzinnych bloków?
Sprawa jest tym bardziej paląca, że otrąbione z wyprzedzeniem jako sukces Norhavnen musi się liczyć z poważną konkurencją w samej Danii: o splendor „pierwszego eko-miasta w Europie” zabiegają również władze wysepki Samso, położonej niemal pośrodku żeglownej cieśniny Kattegat, łączącej Morze Północne z Bałtykiem, odkąd wraz z rezygnacją Danii z ambicji imperialnych przestała pełnić rolę twierdzy, słynęła w kraju jedynie jako dostawca na krajowe stoły pierwszych w sezonie poziomek i młodych ziemniaków. Dziś Samso zaczyna odgrywać coraz poważniejszą rolę jako producent energii elektrycznej: od dawna samowystarczalna, na coraz większą skalę zaopatruje „kontynentalną” Danię w prąd produkowany dzięki pracy turbin wiatrowych, „fermy” paneli słonecznych oraz trzech elektrociepłowni, uzyskujących ciepło ze spalania słomy, pędów wierzbiny i odpadów z obróbki drewna. Większość pojazdów, utrzymujących komunikację na wysepce, wykorzystuje pozyskiwane z miejscowych upraw biopaliwo. Na Samso otwarto też pierwszą bodaj w Europie Akademię Energetyczną, w której podwoje trafiają nie tylko miejscowi zapaleńcy (populacja całej wyspy liczy sobie 4300 osób, niełatwo więc byłoby nastarczyć kolejnych studenckich roczników), lecz i stypendyści z kolejnych krajów Unii Europejskiej. Początek przemianom na Samso dała inicjatywa rządu duńskiego, który postanowił rozpisać konkurs na modernizację duńskich wysp: dostawcy poziomek wygrali rywalizację za sprawą projektu inżyniera Ole Jonsona, który zdołał przekonać władze do wyłożenia na modernizację Samso blisko 50 mln euro.
Na drugim końcu świata ton przemianom również nadają wyspiarze: miasteczko Tianjin powstaje wprawdzie na stałym lądzie, znajdującym się pod jurysdykcją Pekinu, ale zarówno know how, jak ogromna większość zainwestowanych środków pochodzi od władz Singapuru. Od decyzji o budowie „ekomiasta” do położenia w październiku 2009 roku kamienia węgielnego pod jego centrum minął zaledwie rok: za piętnaście lat – czy nie przypomina to w pewien sposób euforii, jaka towarzyszyła narodzinom Magnitogorska czy Nowej Huty? – w Tianjin mieszkać ma 350 tysięcy osób. O ile jednak w utopiach realnego socjalizmu nie było miejsca na jakiekolwiek problemy społeczne, tu inwestorzy zakładają, że aż 20 procent mieszkańców pochodzić będzie z najbardziej przeludnionych i „najgorszych” dzielnic południowych Chin.
Jednym z najważniejszych elementów infrastruktury nowego miasta ma być gęstsza niż gdzie indziej sieć lekkiego, naziemnego metra; ma to znacząco ograniczyć transport samochodowy. Wprowadzenie rygorystycznego systemu osmotycznej filtracji wody umożliwić ma czerpanie wody pitnej wprost z wodociągów, co oznacza piętnaście milionów butelek PET mniej. Co drugi litr wody ze ścieków przeznaczony będzie, dzięki systemowi wymienników ciepła, do chłodzenia instalacji przemysłowych, a aż 15 procent energii zużywanej przez infrastrukturę miejską pochodzić będzie ze źródeł odnawialnych.
Znacznie bardziej fantazyjny wydaje się projekt „miasta w pustyni” powstającego staraniem Zjednoczonych Emiratów Arabskich; nic dziwnego jednak, skoro Masdar został w całości zaprojektowany przez zespół jednego z najsławniejszych dziś architektów, sir Normana Fostera. Pięćdziesięciotysięczne miasto powstać ma o 30 km od stolicy ZEA Abu Dabi. Miasteczko – co rodzić może u Europejczyków niewesołe skojarzenia, jest jednak konieczne ze względu na burze piaskowe i gorące wiatry, wiejące znad pustyni – zostanie odgrodzone od świata kilkumetrowym murem. Budowa zaczyna się nie od kamienia węgielnego czy od ratusza, lecz od stacji baterii słonecznych: to one stanowić będą sercem miasta. Panele znajdą się z czasem na większości dachów, planowane jest też uruchomienie podziemnych wymienników ciepła i, rzecz jasna, energii wiatrowej. Aż 90 procent wody będzie po przedestylowaniu ponownie trafiać do obiegu. Równie ambitnie poczynają sobie inwestorzy w przypadku śmieci, licząc na zredukowanie ich objętości do zera: z sortowni, komór wentylacyjnych i spalarni ma szanse wychynąć na świat jedynie garść stłuczki szklanej. Najważniejsze jednak i najbardziej rygorystyczne posunięcie to całkowity zakaz posiadania i używania samochodów osobowych: do dyspozycji pozostaje transport miejski, bądź – w uzasadnionych zdrowotnie przypadkach – kilkuosobowe vany, zarządzane przez władze miasta.
Wobec tak potężnej konkurencji, południowi Koreańczycy musieli postawić na to, w czym celują, czyli na nowoczesne technologie. Kiedy w roku 2015 swoje podwoje otworzy New Songdo, będzie „najmądrzejszym” (czytaj: wyposażonym w największą liczbę mechanizmów samoregulujących i automatyki) miastem na naszej planecie. Projektanci z góry zakładają automatyzację ogromnej większości funkcji, spełnianych dziś przez służby miejskie, od zaopatrzenia w wodę i energię elektryczną, po system doładowywania eko-samochodów, jedynych, które będą miały prawo wjazdu na ulice miasta. Aż 40 procent terytorium miasta stanowić będą parki, bulwary i ogrody. Projekt New Songdo powstał dzięki współpracy specjalistów koreańskich i amerykańskich: jeśli wizja „miasta bez spalin” zda egzamin, w ciągu niespełna pokolenia zazielenić się może całe zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych.