Prezes TGPE: przecena energetyki możliwa na wielką skalę
Na koniec roku, jako skutek tego co się stało w PGE, najprawdopodobniej większość firm energetycznych odpisze około kilkunastu tysięcy megawatów, około jednej trzeciej mocy w systemie.
Megawatów, które nie rokują przyniesienia dodatnich wyników finansowych w najbliższym czasie - ocenia Stanisław Tokarski, prezes zarządu TGPE, wiceprezes Taurona.
W Warszawie pod hasłem "Polityka Klimatyczno- energetyczna Polski w aspekcie pakietu klimatycznego w programach głównych partii politycznych" odbyło się otwarte spotkanie Komitetu ds. Energii i Polityki Klimatycznej Krajowej Izby Gospodarczej. Uczestniczący w nim Stanisław Tokarski, prezes zarządu Towarzystwa Gospodarczego Polskie Elektrownie (TGPE) oraz wiceprezes ds. strategii Tauron Polska Energia, przedstawił prezentację na temat m.in. aktualnej sytuacji w sektorze wytwarzania energii elektrycznej i proponowanych środków jej poprawy.
Tokarski informował, że w 2014 roku główne polskie podmioty, które produkują energię elektryczną, a zwłaszcza te które są oparte o same aktywa wytwórcze, ponosiły straty, a w tym Tauron Wytwarzanie, którego wynik za ubiegły rok to strata 157 mln zł.
- Coraz krótszy czas pracy bloków i charakter coraz bardziej rezerwujący system powoduje, że nie zarabia się na koszty stałe. Co się może wydarzyć? PGE podjęło dramatyczną decyzję o odpisaniu aktywów za 8 mld zł (większość instalacji na węglu kamiennym i część bloków na węgiel brunatny) tzn. że spisano je jednorazowo w koszty jako nieefektywne. Tauron również dokonał takiego odpisu bloków 120 MW i na koniec roku, jako skutek tego, co się stało w PGE, najprawdopodobniej większość firm energetycznych odpisze około kilkunastu tysięcy megawatów, około jednej trzeciej mocy w systemie, jako takich, które nie rokują przyniesienia dodatnich wyników finansowych w najbliższym czasie - oceniał prezes Tokarski.
Szef TGPE informował, że wszystkie elektrownie na węgiel kamienny praktycznie pracują ze stratami, a wyniki dodatnie generowane są przez najbardziej efektywne bloki na węgiel brunatny. Podkreślał, że marże na wytwarzaniu energii systematycznie spadają, a z drugiej strony trwają inwestycje, co oznacza tyle, że jeśli sytuacja taka się utrzyma to mogą pojawić się nawet problemy z kontynuacją inwestycji. Pokazał także jak duży jest rozdźwięk pomiędzy obecnymi cenami hurtowymi energii - rzędu 160 zł/MWh, a cenami potrzebnymi do pokrycia kosztów inwestycji w nowobudowane bloki.
- Jeśli przyjmiemy, że węgiel będzie po 9 zł/GJ i w związku z tym koszty zmienne będą rzędu 90 zł/MWh to jeżeli blok będzie pracował miedzy 5 a 7 tys. godzin rocznie, a jest taka opcja, że będzie to raczej 5 niż 7 tys. godzin, a może nawet mniej, to żeby pokryć koszty inwestycyjne, cena energii musiałaby wynosić 220 zł/MWh przy 7 tys. godzin pracy, a prawie 300 zł/MWh przy 5 tys. godzin i jest to cena bez CO2. Czy można zatem podjąć decyzję inwestycyjną o budowie kolejnego bloku węglowego? Na dzisiaj odpowiedź brzmi "nie" - wskazywał prezes Tokarski.
Z informacji przekazanych przez prezesa Tokarskiego wynikało poza tym, że w odpowiedzi na ankietę PSE, zawierającą pytanie o plany dotyczące eksploatacji bloków w przyszłości w kontekście polityki klimatycznej, sektor zgłosił do odstawienia w perspektywie 2022 roku około 9-10 tys. MW, czyli, jak podkreślił Tokarski, jedną trzecią wszystkich elektrowni i elektrociepłowni w Polsce.
- Jeżeli dzisiaj marze na energii elektrycznej nie generują nadwyżki, która pokrywa koszty stałe ani nie powodują, że pojawiają się sygnały inwestycyjne do budowy nowych bloków, (…) jedyną rzeczą, która umożliwi nam w miarę stabilne przejście okresu transformacji energetyki do niskoemisyjnej, jest wprowadzenie opłat za istnienie bloków rezerwujących system. Chcę z całą mocą powiedzieć, że energetyka jako całość jest zdania, że należy wszystkie stare, niepotrzebne jednostki, które są zużyte wycofać z eksploatacji, a wszystkie te, które OSP potrzebuje do tego, żeby system był wydolny w takim okresie jak ostatnio, muszą otrzymać pewną opłatę za moc rezerwującą system - wskazywał prezes Tokarski.
Szef TGPE ponadto apelował do ministra gospodarki, żeby w ramach polityki energetycznej określić jak będzie się zmieniało zapotrzebowanie na węgiel do 2030 roku, co ułatwiłoby także reformowanie górnictwa. Ocenił, że zważywszy m.in. obecne warunki rynkowe (brak bodźców do inwestowania) wysyłanie sygnałów, że w 2030 Polska będzie potrzebowała nadal wielkich ilości węgla, czy że do 2025 powstaną bloki węglowe o mocy 12 tys. MW, to wysyłanie błędnych informacji, bo i czasu mało, i obecnie żadna firma energetyczna poza PGE (blok w Turowie) nie planuje inwestycji opartej o węgiel.
- Zmniejszenie potencjału energetyki węglowej i kierunek na generację niskoemisyjną jest zdecydowany. Nikt tego nie odwróci, ale w polityce energetycznej musimy określić tempo przejścia między dzisiejszym stanem i rokiem 2030 i 2050. To pozwoli także racjonalnie zaplanować reformę górnictwa. (…) Stabilności systemu nie możemy oprzeć o import energii, bo jeżeli ktoś zapewni nam energię wtedy kiedy będziemy jej potrzebować to będzie bardzo droga. (…) W związku z tym musimy wprowadzić mechanizmy wynagradzające moc rezerwującą system, której ilość pracy się zmniejsza. Na razie jest to apel dotyczący tzw. operacyjnej rezerwy mocy. Apelujemy o wydatek około 750 mln zł w budżecie PSE na 2016 rok , który dałby nam szanse pokryć koszty stałe, a potem o rynek mocy - przedstawiał stanowisko branży prezes Tokarski.
źródło: http://energetyka.wnp.pl