Polska żegna się z energetyką jądrową?
Hanna Trojanowska, pełnomocnik rządu ds. energetyki jądrowej, zrezygnowała ze stanowiska. Oficjalnie – bo wykonała spoczywające na niej zadania. Nieoficjalnie – bo Polska po cichu żegna się z programem atomowym
To już druga w ostatnim czasie dymisja najważniejszych osób związanych z polskim programem atomowym. Pierwszy był Aleksander Grad, były minister skarbu, a ostatnio prezes należącej do Polskiej Grupy Energetycznej spółki PGE EJ1, który złożył dymisję pod koniec stycznia.
Zadaniem PGE EJ1 jest budowa pierwszej polskiej elektrowni jądrowej. Założenie przyjętego niedawno rządowego Polskiego Programu Energetyki Jądrowej jest takie, że zbudujemy dwie siłownie atomowe, każda o mocy 3 tys. MW. Optymistyczny scenariusz mówi, że koszt inwestycji wyniesie 50 mld zł, a pierwszy kilowat energii elektrycznej popłynie w połowie przyszłej dekady. Ale jak to jest z każda inwestycją, mało kto wierzy, że uda się dotrzymać terminu i nie przekroczyć nadmiernie budżetu.
Polska energetyka znajduje się w trudnej sytuacji – musi szybko odbudowywać moce wytwórcze konwencjonalnych elektrowni, modernizować sieci przesyłowe, budować energetykę odnawialną. To gigantyczne i kosztowne wyzwania, dlatego sprawa elektrowni atomowej budzi wśród ekspertów masę dyskusji. Czy nas na nią stać i czy elektrownie atomowe są potrzebne?
Na oba pytania nie sposób odpowiedzieć, bo nikt nie wie, w jakich warunkach ekonomicznych będzie działała energetyka po 2020 roku. Nie wiadomo także, czy będzie popyt na energię z elektrowni atomowych, skoro dziś trwa pospieszna budowa elektrowni węglowych, a węgiel ma być fundamentem naszego bezpieczeństwa energetycznego. Prąd z atomu jest wprawdzie tani, ale same instalacje – piekielnie drogie. Co gorsza, Polska nie ma żadnych doświadczeń w dziedzinie energetyki jądrowej. Musimy korzystać z usług firm doradczych, właśnie trwa przetarg na doradcę, który za 1 mld zł podpowie nam, jakiego dostawcę technologii najlepiej wybrać. Za 250 mln zł firma WorleyParsons bada potencjalne lokalizacje pod kątem środowiskowym.
Wszystko są to jednak plany ponad możliwości ekonomiczne PGE, obciążonej już i tak ogromnymi zadaniami inwestycyjnymi, zwłaszcza budową Opola II. Poprzedni prezes PGE Krzysztof Kilian złożył dymisję, uważając, że spółka nie podoła takim obciążeniom. Powtarzał, że Polski nie stać na inwestycje w łupki i atom. Próbował lansować pomysł małych reaktorów jądrowych, chcąc w ten sposób dać politykom poczucie, że wprowadzili Polskę w erę atomu, a firmę ochronić, by nie poległa finansowo. To jednak nie spodobało się premierowi, który wprawdzie o programie atomowym mówi coraz częściej w trybie warunkowym, ale oficjalna rezygnacja byłaby politycznie nie do przyjęcia.
Dlatego Polski Program Energetyki Jądrowej toczy się coraz bardziej na jałowym biegu. Aleksander Grad ewakuował się z niego kilka tygodni temu. Jest teraz wiceprezesem koncernu energetycznego Tauron i ma za zadanie pilnować inwestycji w elektrowni Jaworzno (węglowej). W PGE EJ1 panuje przekonanie, że jednym z powodów jego ucieczki na Śląsk była obawa przed podpisywaniem umowy z firmą doradczą, która ma doradzać w sprawie elektrowni jądrowej. Bo jeśli budowa nie dojdzie do skutku, ktoś może zapytać, po co wydawano miliard złotych.
Hanna Trojanowska miała w branży energetycznej opinię niezłego fachowca, ale bez politycznych wpływów. Była więc odwrotnością Aleksandra Grada. Jak mrówka pracowała przy stworzeniu całego instrumentarium prawnego, niezbędnego do funkcjonowania elektrowni jądrowej. Mało kto zdaje sobie sprawę, jak skomplikowane i rozbudowane są przepisy w tej dziedzinie. Myśmy ich nie mieli, dzięki minister Trojanowskiej mamy. Nie mając silnej pozycji politycznej, będąc jednym z wielu wiceministrów gospodarki, czyli resortu kontrolowanego przez PSL, była niestety lekceważona. Także przez premiera, który potrafił organizować narady w sprawie energetyki jądrowej, na które jej nie zapraszał.
Wygląda na to, że jej cierpliwość się skończyła i podziękowała. Oficjalne uzasadnienie jest takie, że zadania na nią nałożone wykonała. Choć, tak po prawdzie, sporo zostało jeszcze do zrobienia. Premier dymisję przyjął, grzecznie podziękował, informując, że nowego pełnomocnika rządu ds. energetyki jądrowej już nie będzie. Bo go nie potrzeba. Podobnie jak elektrowni atomowej. Ale tego powiedzieć głośno nikt się nie ośmieli.
autor:Adam Grzeszak
źródło: http://www.polityka.pl