Czy w lutym warszawiacy powinni nosić maski?
12 lutego stacje pomiarowe WIOŚ w Warszawie zanotowały stężenie pyłów PM na poziomie 109 μg/m3. A to już jest poziom, który pod względem zanieczyszczeń stawia Warszawę w innej lidze – w jednym rzędzie z Pekinem, który jest symbolem degradacji środowiska.
Zimą zdarzają się dni, gdy powietrze w stolicy jest zanieczyszczone równie mocno jak w Pekinie.
W lutym średnie miesięczne stężenie szkodliwych substancji (pyłów PM – przyp.red.) w powietrzu wynosi w Warszawie ok. 46 μg/m3 [mikrogramów na metr sześcienny], czyli prawie tyle co w słynnym z zanieczyszczenia powietrza Krakowie- a czemu ten Kraków tu wbijamy? Tak wysoki poziom to głównie efekt zwiększonej pracy elektrowni i elektrociepłowni ze względu na zimę, która właśnie w lutym atakuje najbardziej. Ale zdarzają się i gorsze dni. I tak np. 12 lutego stacje pomiarowe Wojewódzkiego Instytutu Ochrony Środowiska w Warszawie zanotowały stężenie pyłów PM na poziomie 109 μg/m3. A to już jest poziom, który pod względem zanieczyszczeń stawia Warszaw w innej lidze – w jednym rzędzie z Pekinem, który jest symbolem degradacji środowiska. W chińskiej stolicy ludność stale monitoruje powietrze a władze ustaliły trzy poziomy alarmowe. Najniższy, tzw. niebieski, ogłaszany jest kiedy smog w powietrzu osiąga poziom rzędu 150 ug/m3. Następuje wtedy redukcja ruchu ulicznego, zaleca się pozostanie w domach a także noszenie ochronnych masek. W mieszkaniach używa się także specjalnych filtrów powietrza.
W Warszawie, przy poziomie w sumie niewiele niższym, o panice nie było mowy. A tam też smog zbiera żniwo. - Osoby, które mają mieszkania z oknami od strony ulicy mają gorsze wyniki badań układu oddechowego – mówi prof. Anna Doboszyńska, pulmonolog z Uniwersytetu Warminśko-Mazurskiego.
Co więc mogą zrobić warszawiacy, by poprawić swoje szanse z walką ze smogiem? - Nie ma właściwie możliwości. Jedyną bronią są maseczki z filtrem. Ale ich noszenie nie jest u nas popularne. I szczerze mówiąc, i tak nie jest do końca skuteczne – mówi Doboszyńska.