Atomowy szantaż: gmina zarabia, gdy nie krytykuje rządowej spółki
Rządowa spółka PGE EJ1, przygotowująca budowę elektrowni atomowej, była gotowa zapłacić trzem gminom na Pomorzu za współpracę.
Ale pod warunkiem: nie będą zarzucały niekompetencji i krytykowały opóźnień w projekcie.
Z wójtem Choczewa jedziemy do Lubiatowa, gdzie od półtora roku miał stać maszt do badań meteorologicznych. To drobny, ale niezbędny element badań, za które PGE EJ1 miała zapłacić ćwierć miliarda złotych. Dopóki badania nie zostaną skończone, nie ma mowy o wskazaniu lokalizacji elektrowni atomowej.
- Niech pan zobaczy, całe pole jest puste. Ani śladu prac - mówi wójt Wiesław Gębka, wskazując na pustą łąkę. - Owszem, badali u nas ptaszki, cieki wodne, prawie całą przyrodę, ale od pewnego czasu prace stoją. A przecież pomagamy, jak możemy. Gdy ludzie realizujący badania przyszli i powiedzieli, że mają problemy, to daliśmy im działkę gminną pod maszt, urząd morski też swój kawałek udostępnił.
Według rządowego harmonogramu z roku 2009 budowa elektrowni atomowej miała się zacząć w styczniu 2016 r. Ale jeśli w ogóle się rozpocznie, to nie za dziesięć miesięcy, lecz za około 5 lat. Siłownia ma stanąć w Żarnowcu albo Lubiatowie, obie lokalizacje znajdują się na terenie sąsiadujących gmin: Krokowa, Gniewino i Choczewo.
Ministerstwa spierają się o opóźnienia
Odpowiedzialna za przygotowanie budowy elektrowni spółka PGE EJ1 znajduje się pod specjalnym nadzorem rządu. Realizuje bowiem nie tylko strategiczny, ale i najbardziej kosztowny projekt przemysłowy w historii kraju, wart ok. 50 mld zł. Ma problem nie tylko z dotrzymaniem terminów, ale i z trzema wspominanymi gminami, które wskazują, że przez opóźnienia tracą szanse na rozwój. Lokalizacja siłowni miała być znana już w roku 2013, a niepewność trwa nadal. Skutki są takie, że gminy nie wiedzą, w co inwestować, z powodu braku chętnych nie sprzedają nieruchomości, swoje inwestycje wstrzymują też okoliczne firmy i mieszkańcy.
21 stycznia wójtowie Krokowej, Gniewina i Choczewa napisali list do premier Ewy Kopacz. W związku z opóźnieniami zażądali "pakietu gwarancyjnego w przypadku zaniechania lub przerwania inwestycji", wypłaty odszkodowań za straty poniesione do tej pory przez gminy, zawarcie z PGE EJ1 tzw. planu rozwoju. Odpowiedzi nie otrzymali.
Swoje stanowisko przedstawiła natomiast spółka PGE EJ1: "Ogólnodostępne informacje nie potwierdzają prezentowanego przez władze gmin twierdzenia o związku między widocznym w ostatnich latach zastojem w sprzedaży nieruchomości w pasie nadmorskim Polski a prowadzonymi przez spółkę pracami" - oświadczyła spółka.
Stanowisko resortu skarbu jest podobne - prace trwają, gminy powinny cierpliwie poczekać.
Inne zdanie ma jednak Ministerstwo Gospodarki, które w odpowiedzi na interpelację pomorskiego posła PO Jerzego Budnika napisało, że podziela jego opinię "o znaczeniu dialogu ze społecznościami lokalnymi w celu dobrego zrozumienia ich oczekiwań i podjęcia działań, które zakończą spory". Budnik wytykał, że gminy przez opóźnienia spółki PGE EJ1 nie mogą planować inwestycji ani aplikować o środki unijne. - To wszystko są realne problemy i gminy słusznie zwracają na nie uwagę - wskazywał poseł.
W odpowiedzi Tomasza Tomczykiewicza (PO), sekretarza stanu w Ministerstwie Gospodarki, znalazło się coś jeszcze. Podkreślił, że zadania, za które ponosi odpowiedzialność Ministerstwo Gospodarki, realizowane są zgodnie z harmonogramem lub nawet go wyprzedzają, zaś za opóźnienia odpowiadają Ministerstwo Skarbu i PGE EJ1.
"Zarząd PGE EJ1 jeszcze w grudniu 2014 r. przedstawiając zaawansowanie prac nad projektem, nie informował Ministerstwa Gospodarki o zagrożeniach dla realizacji harmonogramu budowy elektrowni jądrowej. Jako koordynujące realizację programu (...) Ministerstwo Gospodarki oczekuje od PGE EJ1 jednoznacznych i konkretnych działań celem szybkiego i definitywnego rozwiązania problemu. W ostatnich tygodniach wystosowane zostały pisma interwencyjne w tej sprawie zarówno do Inwestora, jak również do Ministra Skarbu Państwa" - ujawnił Tomczykiewicz.
PGE EJ 1 ma inne zdanie. - Przed rozwiązaniem umowy z WorleyParsons [firmą prowadzącą badania lokalizacyjne - red.] PGE przekazało do Ministerstwa Gospodarki, w trybie przewidzianym w Ustawie o ochronie informacji niejawnych, informacje dotyczące tej sprawy oraz jej konsekwencji dla realizacji projektu - informuje spółka.
PGE gotowe zapłacić za zakaz krytyki
Aby powstrzymać falę krytyki, spółka PGE EJ1 zażądała od wójtów gmin Krokowa, Gniewino i Choczewo, aby pisemnie zobowiązali się, że nie będą udzielali żadnych komentarzy, które w odbiorze publicznym mogą podważyć zaufanie do "PGE EJ1, inwestora lub inwestycji". Taki jest warunek zawarcia z gminami umowy o współpracy. Dotarliśmy do tego dokumentu. Czytamy w nim, że gminom nie wolno byłoby np. podważać "zaangażowania PGE EJ1 w rzetelne informowanie mieszkańców". Wójtowie musieliby milczeć o opóźnieniach i błędach w realizacji projektu. Nie mieliby też prawa do informowania o ewentualnych sporach związanych z realizacją umowy z PGE EJ1.
- To jest absurd, czegoś takiego nie możemy podpisać. W obrocie prywatnym takie klauzule można zawierać, ale moim zdaniem są niedopuszczalne między samorządami i spółkami z udziałem skarbu państwa - komentuje Zbigniew Walczak, wójt Gniewina.
Jak to możliwe, że rządowa spółka domaga się tego typu gwarancji?
- Projekt umowy zobowiązywał do powstrzymania się od naruszania dobrego imienia inwestora oraz podważania jego zaangażowania w rzetelne informowanie o inwestycji. Zapis taki nie ma nic wspólnego z "milczeniem w sprawie opóźnień i błędów" - przekonuje Joanna Zając, rzecznik prasowy PGE EJ1. - W żadnym wypadku nie dotyczył informowania o faktach dotyczących inwestycji, do czego nikt gminom prawa nie ograniczał - dodaje.
Czy rzeczywiście tak jest? Sięgam do projektu umowy. Punkt 3. brzmi: "Każda ze stron zobowiązana jest do powstrzymywania od formułowania publicznie negatywnych komentarzy, opinii lub uwag dotyczących każdej innej strony".
- To jest zakaz wszelkiej krytyki - ocenia wójt Walczak.
We wtorkowy poranek z wójtem Choczewa odwiedziłem lokalizację Lubiatowo. Tego samego dnia po południu, po wielomiesięcznych negocjacjach, spółka PGE EJ 1 wysłała do gmin nowy projekt umowy.
- Nie wiem, czy to przypadek, ale już chcą od nas zobowiązania do zakazu krytyki - mówi Zbigniew Walczak.
Dlaczego nie ma masztu w Lubiatowie
Wróćmy do masztu meteo, którego w Lubiatowie (gmina Choczewo) nadal nie ma. Za badania lokalizacyjne (miały być prowadzone równolegle w Choczewie i Żarnowcu) zlecone za ćwierć miliarda złotych przez PGE EJ1 odpowiedzialne było australijskie konsorcjum WorleyParson. W grudniu umowa 2014 została zerwana przez PGE EJ 1. Oficjalny powód to opóźnienia.
W roku 2013 poświęcony obronności portal defence24.pl pisał o podejrzanych związkach menedżerów z Worleya m.in. z rosyjskim biznesem atomowym.
Szefowie WolreyParsons w Polsce to Tankosic Djurica, Sabinov Sabin Penchev i Spasov Lyulin Emilov. To pierwsze nazwisko pojawia się w depeszy amerykańskiej z roku 2006 ujawnionej przez Wikileaks, mówiącej o korupcji w bułgarskiej energetyce. Djurica nie był o nią posądzany, lecz jego partnerzy biznesowi w Bułgarii już tak. Jak ustaliliśmy, w roku 2013 Sabinov Sabin - będąc przedstawicielem WolreyParsons w Bułgarii - został tam aresztowany w śledztwie dotyczącym korupcji w energetyce, a następnie zwolniony.
Ich działalność Polsce nie była przedmiotem śledztwa. Jednak w liście do premier Kopacz wójtowie Gniewina, Krokowej i Choczewa napisali, że PGE EJ 1 zapłaciła za badania lokalizacyjne bardzo drogo. Miały one pierwotnie kosztować 50 mln zł, później ponad 100, a ostatecznie wybrano ofertę opiewającą na ponad ćwierć miliarda złotych. Ale taką cenę zaproponował rynek, z dwóch wiążących ofert to Worley zaproponował niższą cenę.
Dlaczego spółka straciła ten kontrakt? - Wątki z rzekomymi związkami z Rosjanami nie miały znaczenia - mówi nam osoba blisko współpracująca z Worleyem w tym projekcie. - Powodem rzeczywiście były opóźnienia, Proszę zwrócić uwagę, że w Żarnowcu maszt meteo ustawiono szybko i bez przeszkód. Tam się udało, ponieważ znaleźliśmy działkę położoną bardzo blisko potencjalnej lokalizacji, a jednocześnie była ona poza terenem, na którym obowiązywał zakaz inwestycji. Taki zakaz wydał wojewoda pomorski, paradoksalnie - aby ułatwić przygotowania do budowy elektrowni. W Lubiatowie także obowiązuje ta decyzja, lecz działki położonej poza rejonem objętym zakazem, będącej jednocześnie blisko miejsca budowy, nie udało się znaleźć. Ta wskazana przez wójta i urząd morski leży o dwa, trzy kilometry za daleko, żeby można było uznać te badania za wiarygodne. To są miejsca o innych warunkach meteo. Dlatego Worley nie chciał tam stawiać masztu - tłumaczy nasz rozmówca.
Grad o wiarygodności programu
Podobnych kwestii, jak ta z masztem, były jeszcze dziesiątki. - Nie było merytorycznej rozmowy z PGE EJ1. Chcieli efektów, nie bacząc, że na pozwolenia na wycinkę drzew na terenie leśnym trzeba u nas czekać niekiedy i dwa lata. Nie było wsparcia politycznego, żeby ktoś poczuł się gospodarzem i naprawdę chciał pomagać. A wiadomo, jak u nas traktuje się obce firmy, które chcą coś szybko załatwić. Sądzę, że przy tym programie pracują ludzie, którzy nie mają pojęcia o takich inwestycjach - dodaje nasz rozmówca współpracujący z Worleyem.
Od wielu lat dokładnie obserwuję przygotowania do budowy i odnoszę wrażenie, jakbyśmy chcieli tej elektrowni, ale się boimy i celowo zwlekamy. To przedłużenie i niepewność generuje ogromne koszty i straty chociażby naszych gmin - mówi wójt Zbigniew Walczak. - Czasami powątpiewam, czy rząd naprawdę to zbuduje, ponieważ nawet umowy gwarancyjnej z nami nie chcą podpisać, która dawałaby nam zabezpieczenie na wypadek, gdyby projekt został przerwany.
Spółka PGE EJ1 powstała w roku 2010 i miała już trzech prezesów. Drugim i najbardziej znaczącym dla projektu był szef resortu skarbu (do 2011 r.) Aleksander Grad (PO), który kierował spółką od połowy 2012 do początku 2014 r. W firmie nadal są jego współpracownicy.
- Wybór wykonawcy badań lokalizacyjnych i środowiskowych to kolejny krok w projekcie, który z pewnością przyczyni się do umocnienia poziomu wiarygodności polskiego programu jądrowego. Decyzja ta będzie miała ogromny wpływ na dalsze etapy projektu - mówił w styczniu 2013 r. prezes Grad o wyborze Worleya. Były minister jest dziś wiceprezesem spółki energetycznej Tauron i pozostaje jedną z najbardziej wpływowych osób w tej branży.
Badania do powtórzenia?
Pomimo opóźnień program jądrowy jakoś się toczy. W 2014 r. PGE EJ1 wybrała inżyniera kontraktu - brytyjską spółkę AMEC Nuclear i zyskała partnerów, którzy w konsorcjum mają współfinansować inwestycję - spółki KGHM, Tauron i Enea. Za samo doradztwo techniczne w procesie inwestycyjnym PGE EJ 1 ma zapłacić 1,3 mld zł. Nadal nie wiadomo jednak, gdzie budować, kto to zrobi, kto dostarczy technologię i ją sfinansuje.
Zatrzymane pod koniec 2014 badania lokalizacyjne powoli są wznawiane, PGE EJ1 chce je teraz prowadzić własnymi siłami, przy pomocy podwykonawców pracujących wcześniej dla WorleyParsons.
Na razie PGE EJ1 analizuje "alternatywne scenariusze dalszego prowadzenia programu badań lokalizacyjnych i środowiskowych".
Wiadomo już, że zasadniczą wadą lokalizacji Żarnowiec są pozostałości po przerwanej budowie elektrowni jądrowej z lat 80. i problemy związane z koniecznością dostarczenia dużej ilości wody do chłodzenia reaktora. Powstał kosztorys rozbiórki i symulacja budowy siłowni w tym samym miejscu. Wytypowano też alternatywną lokalizację w Żarnowcu.
Problemy pojawiły się również w Lubiatowie. Pierwotnie siłownię planowano umiejscowić przy plaży, na wysokości ośrodka Fundacji Anny Dymnej "Mimo Wszystko". Po pomiarach wydm roboczą lokalizację przesunięto o ok. dwa kilometry na zachód.
Jak czytamy w odpowiedzi PGE EJ1, spółka ma problem z ustaleniem, które badania powinny być kontynuowane i na ile może uznać wyniki prac przekazane już przez Worley. Nie rozliczyła się też ostatecznie z wykonawcą, nie otrzymała od niego danych źródłowych i prawdopodobnie będzie musiała powtarzać niektóre badania.
- Należy mieć na uwadze fakt, iż znaczna część kluczowych badań lokalizacyjnych, m.in. geologia czy hydrogeologia, nie została przez wykonawcę rozpoczęta [opóźnienia te były jedną z przyczyn rozwiązania umowy - red.] - informuje Joanna Zając, rzecznik prasowy PGE EJ1.
Naliczone przez PGE EJ1 kary (nieoficjalnie 48 mln zł) pomimo starań spółki nie zostały w całości ściągnięte. Ile z obiecanego ćwierć miliarda otrzymał Worley, jest tajemnicą handlową.
Swoje roszczenia ma również Worley, który żądał pełnej zapłaty za wykonane prace. PGE EJ 1 liczy się z tym, że wykonawca może skierować sprawę do sądu. - Spółka analizuje jednak wszelkie możliwe scenariusze rozwoju sytuacji i przygotowuje stosowne rozwiązania. W ocenie zarządu decyzja o rozwiązaniu umowy z przyczyn zależnych od WorleyParsons jest oparta na ewidentnych podstawach umownych i prawnych - zapewnia Joanna Zając.
Ryzyko polityczne
Zaniepokojenie trzech pomorskich gmin nie wynika wyłącznie z faktu kolejnych opóźnień. Projekt przygotowań cały czas jest na takim etapie, że można go zatrzymać. - Bardzo trudny politycznie, wymaga gigantycznych nakładów i stwarza konkurencję dla lobby węglowego, które wiele razy pokazało, że potrafi walczyć o swoje. A przy tym bardzo lukratywny - ocenia jeden z pomorskich polityków. Prosi o anonimowość, choć nie są to kontrowersyjne wnioski. - To jest jeden z flagowych projektów Platformy. W grę wchodzą wielkie pieniądze i wpływy takich osób, jak minister Grad i całej grupy posłów z różnych względów lobbujących za PGE. Nie chcę mieć przez to kłopotów - wyjaśnia.
Przygody Pomorza z elektrownią atomową
1972 r. Komisja Planowania przy Radzie Ministrów wskazała Żarnowiec jako lokalizację dla pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej
1982 r. Początek budowy elektrowni atomowej w Kartoszynie nad Jeziorem Żarnowieckim. Łącznie wybudowano ponad 600 obiektów, m.in. ośrodek radiometeorologiczny, hotel, hale do produkcji prefabrykatów, dworzec kolejowy, stołówkę.
1990 r. Inwestycja została przerwana przez rząd Tadeusza Mazowieckiego. W grę wchodziły powody ekonomiczne i obawy przed energią jądrową po katastrofie w Czarnobylu. Minister Przemysłu Tadeusz Syryjczyk przekonywał także, że siłownia jest zbędna "w horyzoncie 10 do 20 lat, a potem wcale nie ma pewności, że energetyka jądrowa będzie potrzebna". Do dziś w Żarnowcu straszą porzucone niedokończone obiekty. Gigantyczne straty poniesione przy tej inwestycji szacowano wówczas na 2 mld dolarów.
Wiosna 2005 r. Rząd Marka Belki przyjmuje "Politykę Energetyczną do 2025 r." i wpisuje do niej, że należy rozważyć powrót do atomu. Pierwszy blok jądrowy miałby zostać oddany do użytku w 2021 r.
Lipiec 2006 r. Premier Jarosław Kaczyński mówi w exposé, że Polska powinna wrócić do energetyki atomowej. Za jego kadencji powstaje sejmowa komisja ds. energetyki jądrowej. PSE (obecnie PGE) zaczyna prowadzić badania lokalizacyjne.
Jesień 2008 r. Marszałek pomorski Jan Kozłowski poznaje atomowe plany rządu PO i pisze do premiera, że Pomorze potrzebuje elektrowni atomowej. Donald Tusk odpowiada pozytywnie. Obiecuje podjęcie przez rząd decyzji do końca roku 2008, gdzie staną w Polsce dwie elektrownie atomowe.
2009 r. Państwowe grupy energetyczne prowadzą niezależnie od siebie badania potencjalnych lokalizacji. Obok PGE własne prace wykonuje Enea (lokalizacja Kozienice). Wkrótce dołączy do nich prywatny Vatenfall, który sprawdzi, czy siłownię można postawić w dolnym biegu Wisły.
Listopad 2009 r. Rząd Tuska przyjmuje "Politykę energetyczną do roku 2030". Pierwszy reaktor ma rozpocząć pracę w 2020 r.
2010 r. Rząd w przyjętym dokumencie zakłada, że lokalizacja pierwszej elektrowni zostanie wybrana do końca 2013 r., budowa rozpocznie się w 2016 r.
2011 r. Spółka PGE ogłasza, że pierwsza elektrownia atomowa powstanie nad jeziorem w Żarnowcu albo nad Bałtykiem - w Choczewie lub Gąskach. Wkrótce Gąski wypadają z tej listy ze względu na protesty społeczne w tej miejscowości.
Styczeń 2014 r. Rząd przesuwa terminy. Ustalenie lokalizacji i zawarcie kontraktu na dostarczenie technologii jądrowej ma nastąpić do końca 2016 r., a początek budowy przesuwa się na 2019 r.
Grudzień 2014 r. Spółka PGE EJ1 zrywa kontrakt na badania lokalizacyjne.
Styczeń 2015 r. Wójtowie Gniewina, Krokowej i Choczewa piszą list otwarty do premier Ewy Kopacz w sprawie opóźnień. Premier nie odpowiada na list.