Rząd stawia na węgiel, a Polacy na odnawialne źródła energii
Od 1 września Warszawa daje 15 tys. zł na budowę minielektrowni słonecznych, a RWE chce ich zakup rozkładać na raty. - Polacy chcą zielonej energii - wynika z sondażu CBOS.
Od 1 września Warszawa daje 15 tys. zł na budowę minielektrowni słonecznych, a RWE chce ich zakup rozkładać na raty. - Polacy chcą zielonej energii - wynika z sondażu CBOS.
Według opublikowanego właśnie sondażu CBOS w porównaniu z ubiegłym rokiem zaufanie do węgla jako do źródła energii, które daje bezpieczeństwo, spadło o 10 pkt proc. Dla odnawialnych źródeł energii (OZE) ten odsetek jest stały i wynosi 87 proc.
Rząd stawia na fedrowanie węgla i budowę nowych elektrowni. Wkrótce Polska będzie ostatnim krajem w Unii Europejskiej z czynnymi kopalniami węgla kamiennego.
Raty w RWE
W tej sytuacji Polacy biorą sprawy w swoje ręce i zostają prosumentami (od zbitki słów produkować i konsumować). Jest ich już ponad 8 tys., a za dekadę może być dziesięć razy tyle. To osoby, które produkują prąd na własne potrzeby, a nadwyżki oddają do sieci energetycznej.
Prosumenci kojarzeni są niemal wyłącznie z produkcją prądu z paneli fotowoltaicznych. Żeby postawić panele wystarczy kawałek dachu albo ogrodu.
Z ofertą projektu i montażu instalacji fotowoltaicznej wystartowała niedawno RWE Polska. Oferta dotyczy nie tylko Warszawy, gdzie firma jest przypisanym dostawcą prądu, lecz także całej Polski. Instalacja o mocy 4 kW (potrzebujemy ponad 20 m kw. powierzchni) kosztuje 22 tys. zł. RWE jako pierwsza z dużych grup energetycznych daje możliwość rozłożenia kwoty na raty. Oprocentowanie powiązane jest tylko z inflacją.
- Analizujemy oferty konkurencji i wyciągamy wnioski. Nowy model oferty dla prosumentów wkrótce wzbogaci portfolio PGE - mówi Agnieszka Szczekala, rzeczniczka prasowa PGE Obrót. Podobne plany ma też Enea.
Stolica daje 15 tys. zł
Stolica niezależnie od oferty RWE już 1 września rozpoczyna nabór wniosków na 40-procentowe - bezzwrotne dotacje na budowę instalacji fotowoltaicznych. Pieniądze będą pochodzić z opłat i kar środowiskowych, np. za pobór wody czy składowanie odpadów. Osoby fizyczne mogą dostać maksymalnie 15 tys. zł. W poprzednim naborze wpłynęły 222 wnioski. Do tej pory rozliczono 98 dotacji na łączną kwotę 1,2 mln zł.
W Warszawie mało jest dzielnic willowych, więc z dotacji na pewno będą chcieli też skorzystać mieszkańcy bloków Ursynowa czy Bemowa. Teoretycznie jest to możliwe, np. na dachu. W praktyce trzeba prosić o zgodę wspólnotę mieszkaniową. Zarządcy nieruchomości, z którymi rozmawialiśmy, przyznają, że jest to bardzo trudne i najczęstsza odpowiedź brzmi "nie".
Oprócz Warszawy prosumentów w tym roku wspierają takie miasta jak Piekary Śląskie, Śrem w Wielkopolsce, Karzew, Jastrzębie-Zdrój czy Toszek na Śląsku. Mniejsze miasta nie mają takiego budżetu i tam pieniądze pochodzą z funduszy europejskich.
Główny strumień pieniędzy dla prosumentów płynie z Wojewódzkich Funduszy Ochrony Środowiska. Na dofinansowanie przeznaczono 160 mln zł do 2018 r. W tym przypadku można liczyć na 40 proc. bezzwrotnej dotacji, a resztę inwestycji sfinansować z kredytu oprocentowanego na 1 proc. Od przyszłego roku kwota dotacji maleje do 30 proc.
Problemem są terminy: fundusz w danym województwie rozpoczyna nabór, który trwa np. trzy miesiące lub do wyczerpania puli środków. Najczęściej pieniądze kończą się już po kilku, kilkunastu dniach.
W trybach ustawy o OZE
Od 1 lipca prosumenci - zarówno ci obecni, jak i przyszli - wpadli w tryby przygotowanej przez rząd ustawy o OZE.
Najważniejsza nowość w ustawie to upusty za nadwyżki wyprodukowanego prądu. Załóżmy, że nasza elektrownia wyprodukowała ok. 3000 kWh prądu w ciągu roku - teoretycznie taka ilość energii wystarczyłaby na zaspokojenie rocznych potrzeb na prąd rodziny, która mieszka w niewielkim domu.
W rzeczywistości przeważnie jedynie 20 proc. prądu zużywamy na własne potrzeby. Bo gdy jesteśmy w pracy, a słońce w zenicie, nie sposób zużyć prąd, który właśnie w tym momencie jest produkowany. To, czego nie wykorzystamy, trafia więc do sieci.
Ustawa zakłada, że po roku każdy prosument rozliczy się z zakładem energetycznym - ile prądu oddał do sieci, a ile pobrał. W przypadku instalacji do 10 kW za nadwyżki będzie przysługiwał upust 80 proc. na zakup energii. - Oznacza to w praktyce, że nadwyżka energii produkowana w lecie i nieskonsumowana od razu może zostać przez prosumenta odebrana w nocy z rabatem 80 proc. - wynika z szacunków firmy Solsum z Piwnicznej-Zdroju.
- Nowy system upustów pozytywnie wpłynął na zainteresowanie klientów instalacjami fotowoltaicznymi - potwierdza Łukasz Studziński z firmy PV Instalator Polska. - Widzimy wzrost zainteresowania mikroinstalacjami prosumenckimi. Może ich powstawać 7-9 tys. rocznie - mówi Michał Kitkowski z firmy SunSol. Średnio zwrot z inwestycji powinien nastąpić po ok. 10 latach.
Zdaniem Pawła Smolenia, byłego szefa organizacji Euracoal i byłego wiceprezesa PGE, wzrost cen prądu zmotywuje Polaków do budowy własnych instalacji bardziej niż ekologia. - Nie bez znaczenia jest też fakt, że panele fotowoltaiczne montuje coraz więcej parafii, w tym siedziba Episkopatu. Taki przykład może być najlepszą zachętą do budowy własnych instalacji - dodaje Smoleń.