Sejm uchwalił nowelizację ustawy o OZE. Przepisy określą na nowo zasady wsparcia dla rozwoju energii ze źródeł odnawialnych
Sejm uchwalił nowelizację ustawy o OZE. Przepisy określą na nowo zasady wsparcia dla rozwoju energii ze źródeł odnawialnych. Zdaniem wielu ekspertów otwiera to furtkę do rozwoju biogazownictwa, dla którego w Polsce warunki są wręcz wymarzone.
Nowe przepisy największe wsparcie w systemie aukcji energii z OZE przewidują przede wszystkim dla tych technologii, które wytwarzają energię w sposób stabilny i przewidywalny. Oznacza to mniejszy nacisk na produkcję energii z wiatru i słońca.Większe znaczenie ma zyskać bioenergia.
Wiele miejsca w projekcie poświęcono biomasie, istotą rozwoju OZE ma stać się efektywne wykorzystanie lokalnie dostępnych surowców. Dlatego wprowadzono definicję biomasy lokalnej, czyli takiej, która pierwotnie jest pozyskana w promieniu nie większym niż 300 km od instalacji OZE.
Czy w takim razie biogazownie „pociągną” polskie OZE?
– Został zrobiony milowy krok, jakieś wątpliwości oczywiście są, są pytania, ale myślę, że otworzyła się droga do rozwoju bioenergetyki – mówi prezes Grupy IEN i Rolniczej Agencji Energii Daniel Raczkiewicz.
Jego zdaniem są wreszcie korzystne warunki do tego, żeby w gminach czy powiatach utworzono klastry energetyczne, a to jest początek do rozwoju lokalnej energetyki. Są zagwarantowane fundusze na działania takich klastrów i już pierwsze z nich powstają.
– Jestem pewien, że tych biogazowni w najbliższym czasie powstanie sporo – przekonuje i podkreśla:
– Ustawa dopiero przeszła przez Sejm, czeka jeszcze na podpis prezydenta, a dosłownie wczoraj powstał Klaster Tatrzański, trwają przygotowania do powołania trzech kolejnych. Na pewno więc to ruszy lada moment.
Także profesor Jacek Dach z Instytutu Inżynierii Biosystemów Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, który od lat zajmuje się biogazownictwem, jest optymistą:
– Ustawa daje szanse małym i dużym, ale przede wszystkim zapewnia stabilizację warunków finansowych – podkreśla.
W stosunku do poprzedniej nowelizacji zmieni się też wsparcie dla prosumentów, jednoczesnych producentów i konsumentów energii. Zamiast taryf gwarantowanych – co zapisane było w noweli z lutego 2015 r., otrzymają oni tzw. opusty, czyli rozliczenie różnicy między ilością energii, którą prosument wyprodukował (np. w panelu fotowoltaicznym), a tą którą pobrał (w czasie, gdy nie świeci słońce i panel nie wytwarza prądu).
Czy jednak uda się zachęcić mieszkańców do działań prosumenckich? – Ciągle jesteśmy społeczeństwem niezbyt bogatym i większości mieszkańców nie stać na tworzenie takich instalacji prosumenckich, wciąż te projekty są stosunkowo drogie – mówi Daniel Raczkiewicz.
Jego zdaniem, tu jest rola samorządów, które poprzez klastry mogą tworzyć programy, projekt i znajdować na nie pieniądze dofinansowując indywidualne inwestycje. Zysk dla JST jest oczywisty, choćby rozwiązanie problemów ze smogiem, o którym tyle się mówi.
Polskie biogazownictwo w powijakach
Obecnie w Polsce pracują biogazownie o łącznej mocy 188,5 MW. Krajowy Plan Działania dla Źródeł Odnawialnych z 2010 r. zakładał, że w roku 2015 r. będzie to moc 230 MW.
Założeń nie udało się więc zrealizować. Polska to jednak rolnicza potęga i potencjał dla bioenergetyki jest ogromny.
– Niemcy posiadają ok. 1,8 mln h użytków rolnych mniej niż Polska, a tam działa 9,2 tys. biogazowni opartych głównie na kiszonkach z kukurydzy, a my możemy mieć niewiele mniejszą moc, w ogóle nie używając kiszonki, tylko bazując na biomasie odpadowej z rolnictwa i przemysłu spożywczego – mówi prof. Jacek Dach.
Nasz rozmówca przyznaje, że jest zainteresowanie bioodpadami ze strony resoru rozwoju:
– W marcu robiłem takie wyliczenie dla Ministerstwa Rozwoju, z którego wynika, że tylko część odpadów pochodzących z rolnictwa i przemysłu rolno-spożywczego pozwoliłaby na produkcję ponad 8 mld metrów sześciennych metanu rocznie, a to jest niewiele mniej niż cały import gazu ziemnego ze Wschodu.
Jak można policzyć, łączna moc takich instalacji pozwoliłaby zrezygnować z planów budowy elektrowni atomowej.
– Aż się prosi, żeby iść w tym kierunku, bo są czynniki proekologiczne, prospołeczne, prośrodowiskowe i biznesowe – zauważa profesor.
Także Daniel Raczkiewicz widzi jaśniejsze światełko dla bioenergetyki:
– To musi zadziałać, bo nie mamy innego wyjścia. Przecież już w ub. roku mieliśmy energetyczny blackout, teraz, choć to dopiero początek lata, też się mówi, że znów będą problemy. Bez energetyki lokalnej po prostu sobie nie poradzimy – przekonuje.
Jak zauważa, węgiel nadal będzie podstawą polskiej energetyki, ale miejsce dla OZE jest znaczące i będzie rosło.
Biogazownictwo może odegrać tu szczególną rolę, bo ma w porównaniu z fotowoltaiką czy energią wiatrową kilka zalet. Co podkreśla nowa ustawa, jest źródłem stabilnym, ale także rozwiązuje problem bioodpadów, a jeszcze daje nowe miejsca pracy.
– Taka farma fotowoltaiczna czy wiatrowa tych miejsc pracy nie tworzy zbyt wiele, w biogazowniach to jest cały łańcuch, od producentów komponentów, poprzez samą biogazownię, a potem odbiorców wyprodukowanej energii, ciepła – wylicza Raczkiewicz i dodaje:
– Moim zdaniem to są argumenty, które przekonają samorządy, gminy, mieszkańców do bioenergetyki. To już działa w wielu krajach, u nas właściwie nie istnieje, ale ten rozwój nastąpi szybko.
Trzeba też pamiętać, że biogazownie mogą produkować prąd i ciepło niemal bez przerw, a wyprodukowaną przez nie energię można łatwo magazynować – w postaci gazu. Biogaz może także służyć jako paliwo lub zastępować gaz ziemny.
Kolejnym atutem jest to, że dzięki biogazowniom można taniej niż dotąd i mniej uciążliwie dla otoczenia zagospodarowywać odpady rolne (np. gnojowicę) i te z przemysłu rolno-spożywczego
Biogazownia nie śmierdzi
Biogazownie dość powszechnie kojarzą się z otaczającym je smrodem.
Nawet podczas prac nad ostatnią nowelizacją, część posłów zwracała uwagę, że należy „w sposób konkretny i precyzyjny określić zasady ustalania lokalizacji takich obiektów”.
Długo forsowany był pomysł wprowadzenia zapisu określającego odległość biogazowni od zabudowań (tak jak ma to miejsce w przypadku wiatraków), ostatecznie jednak nie przeszedł.
Jak jednak widać biogazownie budzą obawy. Czy słusznie?
– Uciążliwość biogazowni to mit – mówi prof. Dach. – One, w latach 70-tych i 80-tych w Niemczech, powstały właśnie po to, żeby utylizować smród z farm zwierzęcych. U nas pokutuje taka opinia, bo przy budowie pierwszej w kraju biogazowni doszło do „wpadki” – wycofał się niemiecki inwestor, polska firma nie mająca technologów to dokończyła, a gdy na wielkie otwarcie przyjechali politycy i media odór był straszliwy. Zła fama poszła w Polskę, a tak naprawdę biogazownie są pod tym względem zupełnie nieszkodliwe.
Podkreśla to także Daniel Raczkiewicz:
– Biogazownie wbrew potocznej opinii, nie wydzielają zapachów, wiem z doświadczenia bo nasza firma współpracowała przy kilku takich inwestycjach. Myślę, iż pierwsze dobre przykłady i korzyści szybko przekonają mieszkańców, że to dla nich dobre i nie będzie takich problemów jak z wiatrakami.
Zaletą biogazowni jest także to, że przy ich budowie mogą zarobić polskie firmy.
– Jeśli stawiamy na energetykę jądrową to wiadomo, że inwestował będzie obcy kapitał, bo my nie mamy technologii. Inaczej w bioenergetyce, mamy swoje sprawdzone instalacje, a przy tym w naszych warunkach zachodnie instalacje się nie sprawdzą, bo one tam działają na innych zasadach, są mocno dofinansowywane i w naszych warunkach nie będą opłacalne – podkreśla Jacek Dach.
Opłacalność biogazowni
Do tej pory rachunek ekonomiczny nie był dla biogazowni korzystny i głównie to stało na przeszkodzie rozwoju tej gałęzi OZE.
– Mamy przy uniwersytecie biogazownię, która była projektowana do pracy na typowych produktach rolniczych. Kiedy liczyłem stopę zwrotu przy obecnych cenach to wyszło minus 20 procent, dzienna strata wynosiłaby ponad 4 tysiące złotych – mówi Jacek Dach.
Jak zauważa, „odpalanie” takiej instalacji w obecnych warunkach ekonomicznych byłoby samobójstwem finansowym.
– Teraz ją przerabiamy na instalację pracującą na tańszych bioodpadach i jeśli weźmiemy zarówno te odpady, jak i nową planowaną cenę na poziomie 580 złotych za megawatogodzinę, to stopa zwrotu z minus 20 proc. zmienia się na plus 19 proc. To przywraca opłacalność.
O czym trzeba pamiętać aby inwestycja w biogazownię była opłacalna?
Jak tłumaczy naukowiec z Poznania, trzeba zrobić inwentaryzację substratów, czyli zorientować się jakim materiałem, o jakiej wartości energetycznej i w jakiej ilości dysponujemy w najbliższym otoczeniu.
Druga rzecz to możliwość przyłączenia się do sieci elektrycznej.
– Bo cóż z tego, że wyprodukujemy biogaz i energię, jeśli nie będziemy mieli gdzie jej dostarczyć – przestrzega profesor i tłumaczy:
– Koszt 1 km linii przesyłowej to ok. kilkaset tysięcy złotych. Jeśli taki główny punkt zasilający będzie np. 10 czy 12 km dalej to się może okazać, że biogazownia będzie kosztowała 100 proc., a jeszcze 80 proc. trzeba będzie dołożyć do linii.
Nie tylko wieś
Czy nowelizacja ustawy o OZE to szansa jedynie dla terenów rolniczych? Co z miastami?
– Gospodarka komunalna to inna historia, tutaj głównym celem działalności związanej z biogazownictwem jest zutylizowanie odpadów, czyli zredukowanie zawartości materii organicznej w mieszanych odpadach przed ich złożeniem na składowisko. Oczywiście to też jest duży potencjał, ale wpływ ustawy o OZE nie jest tu znaczący – mówi prof. Dach.
Doktor Marek Goleń, ze Szkoły Głównej Handlowej, podkreśla jednak, że bioodpady komunalne, kuchenne można doskonale wykorzystać do produkcji biogazu.
– Żeby się o tym przekonać najlepiej jest zobaczyć jak robią to Szwedzi – mówi dr Marek Goleń.
Jak zaznacza naukowiec, problem jest jeden: odpady kuchenne, żeby się nadawały do wykorzystania, muszą być czyste, nie mogą być wymieszanie z popiołem, szkłem, plastikami czy na przykład zużytymi bateryjkami, czy świetlówkami, a to przecież polski standard odpadów zmieszanych.
– To musi być dobrze wysegregowany odpad u źródła i tu jest główny kłopot – dodaje.
Zdaniem Marka Golenia, w Szwecji system działa, bo społeczeństwo jest zdyscyplinowane i współpracuje z władzami, które takie metody postępowania z odpadami konsekwentnie wprowadza – już ponad 60% szwedzkich gmin segreguje odpady kuchenne u źródła. – Oni nastawili się na produkcję biogazu po to, żeby zrezygnować ze zużywania paliw kopalnych. To świadczy o możliwościach jakie daje ta technologia – mówi doktor Goleń.
Czy wiemy jak wygląda rynek biopaliw komunalnych, jaki jest potencjał?
– Nie liczyłem tego, ale w razie potrzeby można to dość szybko oszacować. Na pewno jest to ogromny potencjał, który w tej chwili niemal w całości marnujemy, bo jest zaledwie kilka zakładów w Polsce, które próbują ten potencjał jakoś wykorzystać. Było tych prób więcej, ale z powodu brudnego surowca to się nie udawało – tłumaczy.
Jak dodaje, to co my robimy z odpadami kuchennymi woła o pomstę do nieba w kontekście stawiania na gospodarkę o obiegu zamkniętym.
Jak bowiem podkreśla nasz rozmówca, trzeba pamiętać, że zyskiem z takich instalacji jest nie tylko biogaz. Najistotniejsze jest to, iż odpad, który teraz biologicznie stabilizujemy i potem trzymamy na składowiskach, jest wykorzystywany w rolnictwie jako naturalny nawóz. Korzyść jest więc ogromna i znacznie większa niż tylko pozyskanie energii.
– To oczywiście kosztuje, ale nie ma dobrych rozwiązań za darmo. Założenie, że będzie tanio skutkuje tym, że mamy śmieci w lasach i żwirowniach oraz cuchnące kompostownie – dodaje nasz rozmówca.
Dlaczego w takim razie nie postawiliśmy na biogazownie komunalne do tej pory?
– Bo odpad jaki produkujemy z odpadów kuchennych, czyli podsitową frakcję odpadów zmieszanych łatwiej i taniej jest kompostować, co prawda nie daje to korzyści, no, ale problem jest jakoś tam rozwiązany.
O kosztach biosystemów mówi także Andrzej Bartoszkiewicz – twórca systemu Eko AB.
– Potencjał w bioodpadach na pewno jest ogromny, ale żeby go wykorzystać trzeba do tego podejść systemowo, sieciowo – twierdzi.
Jak wylicza, mała biogazownia, żeby była wydajna, potrzebuje dziennie ok. 34-40 ton biopaliwa, a to są ogromne ilości.
– Takiej ilości odpadów nie wysegreguje się na obowiązujących dzisiaj zasadach: bo co z tego, że ja odpady wrzucam do worków czy pojemników o określonym kolorze, ale już sąsiad ma pojemnik z napisem „odpady zmieszane” i wrzuca tam wszystko jak leci – mówi.
Jego zdaniem to musi być działanie masowe.
– Wtedy będzie i taniej – gdyż powiedzmy sobie szczerze, np. w Szwecji, gdzie jest to bardzo popularne, mieszkańcy płacą za odpady naprawdę dużo – i skuteczniej, i efektywniej.
Bartoszkiewicz zwraca uwagę na to, iż problem zagospodarowania bioodpadów rośnie, bo rośnie konsumpcja – przybywa tzw. odpadów kuchennych.
– Niektórzy szacują, że stanowią one nawet do 60 proc. odpadów komunalnych – podkreśla nasz rozmówca.
Potencjał jest więc wielki, tylko trzeba go wykorzystać. – Mamy dobrych naukowców, można stworzyć własne projekty jak to biopaliwo wykorzystać, a pomysłów i możliwości jest dużo, choćby napędzanie samochodów.
Piotr Toborek
żródło: http://www.portalsamorzadowy.pl
Newsletter/ Obserwator TEPP (Transformacji Energetycznej Ponad Podziałami) 10.2024 |
Kopalnia Turów pochłania dawny kurort uzdrowiskowy Opolno-Zdrój, a (...) |
TURÓW - Wyrok NSA niezgodny z prawem UE (...) |
Trwa wyścig o czyste powietrze – najnowszy ranking (...) |
Newsletter/ Obserwator TEPP (Transformacji Energetycznej Ponad Podziałami) wrzesień (...) |
Wakacje ze śmieciami. Czy system kaucyjny oczyści środowisko? |
Wakacje ze śmieciami. Czy system kaucyjny oczyści środowisko? (...) |
prof. Jan Popczyk: Trzy fale elektroprosumeryzmu |
Jean Gadrey: Pogodzić przemysł z przyrodą |
Jak wyłączyć ziemię z obwodu łowieckiego i zakazać (...) |
Bez mokradeł nie zatrzymamy klimatycznej katastrofy |
Zielony Ład dla Polski [rozmowa] |
We Can't Undo This |
Robi się naprawdę gorąco |