Długo oczekiwany projekt ustawy o OZE może nieco odblokować potencjał inwestycyjny w kraju.
– Prawdopodobnie do końca kwietnia dokument trafi do laski marszałkowskiej – powiedział nam wiceminister gospodarki Jerzy Witold Pietrewicz.
Już samo jego zatwierdzenie przez rząd trzy tygodnie temu rozbudziło nadzieje branży energii odnawialnej. Bo choć proponowany w niej system wsparcia oparty na aukcjach, a nie – jak dotąd – zielonych certyfikatach, nie jest idealny, to daje pewne stabilne ramy do dalszego inwestowania w zielone instalacje.
Nadzieje były jednak większe. Niezadowoleni mogą być przy tym głównie najmniejsi gracze chcący wytwarzać energię, zwani prosumentami. Projekt ustawy nie tworzy odpowiednich zachęt do wytwarzania nadwyżek.
– Opłaca nam się produkować tylko na własny użytek. Za każdą sprzedaną megawatogodzinę dostaniemy bowiem nie 100 proc., tylko 80 proc. ceny hurtowej z poprzedniego roku. To daje zaledwie 145 zł za 1 MWh, a odliczając podatek – nawet 112 zł/MWh, czyli 1/6 naszego kosztu zakupu energii z systemu – tłumaczy Krzysztof Żmijewski, sekretarz generalny Społecznej Rady ds. Rozwoju Gospodarki Niskoemisyjnej.
Jego zdaniem energetyka prosumencka musi się rozwijać zwłaszcza na wsiach, gdzie już mamy do czynienia z tzw. brownoutem. Chodzi o złą jakość prądu trafiającego do ponad 40 proc. mieszkańców Polski.
– Statystycznie każdy z nas doświadcza przerw w dostawie energii przez ok. 400 minut w ciągu roku, a są regiony, w których ten poziom przekracza 500 minut. Tymczasem na każdego Niemca przypadają zaledwie 23 minuty – szacuje Żmijewski. Co więcej, w latach 2016–2017 grozi nam niedobór mocy.
Rozwiązaniem może być stworzenie systemu rozproszonej energetyki, jak w Niemczech, gdzie żyje 1 mln prosumentów detalicznych i tyle samo hurtowników.
Spektakularnym przykładem dynamicznie rozwijającego się ruchu prosumenckiego jest też Wielka Brytania z 0,5 mln mikroinstalacji, które powstały w zaledwie cztery lata.
– Portugalia postawiła na energetykę gminną, a Włochy na systemy fotowoltaiczne. Z kolei Szwecja już wypełniła cel w zakresie udziału OZE w miksie energetycznym (dziś ma 51 proc. energii ze źródeł odnawialnych), głównie produkując ciepło w mikroinstalacjach – wskazuje prof. Jan Popczyk z Politechniki Śląskiej.
O tym, jaki skok dokonał się na Wyspach, świadczy choćby fakt, że w sektorze wokół OZE pracę znalazło dodatkowe 30 tys. osób (patrz wykres).
Polska jest średniakiem w tej stawce, bo ma dziś 11 proc. energii z OZE wobec przypisanego w ramach pakietu klimatycznego celu 15 proc. do 2020 r. Produkowana u nas zielona energia w większości pochodzi z dużych farm wiatrowych. Na ten sektor wydano już 20 mld zł, co przyczyniło się do uruchomienia 3,5 tys. MW mocy zainstalowanej z wiatru.
A jeśli chodzi o mikroinstalacje, to według Instytutu Energetyki Odnawialnej (IEO) do początku 2013 r. już 223 tys. Polaków je zamontowało. Przy czym dzięki wsparciu z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej rozwijał się głównie rynek kolektorów słonecznych oraz kotły na biomasę i pompy ciepła. Jeśli chodzi o fotowoltaikę, to było zaledwie 17 mikro- i małych instalacji o łącznej mocy 1,9 MW przyłączonych do sieci, a także 197 instalacji o mocy 2,73 MW poza siecią, w tym 187 poniżej 40 kW. Dlatego nowe przepisy ustawy i program Prosument faworyzują źródła prądotwórcze, np. panele fotowoltaiczne.
Zdaniem ekspertów potencjał rynku mikroinstalacji jest spory. Określono go m.in. w Krajowym Planie Działania w zakresie OZE, gdzie jest mowa o 2,5 mln prosumentów w 2020 r., którzy będą mieli źródła o łącznej mocy elektrycznej 2 GW i cieplnej 25 GW.
– W Polsce mamy 5,5 mln domów jednorodzinnych, 130 tys. budynków należących do wspólnot mieszkaniowych i ponad 300 tys. bloków należących do spółdzielni mieszkaniowych i samorządów. To jest ten prawdziwy potencjał do rozwoju mikroinstalacji – zaznacza prof. Popczyk.
Grzegorz Wiśniewski, prezes IEO, nie wierzy w masowy rozwój tego rynku. – Przy tych relacjach kosztów produkcji i cen w zakresie sprzedaży energii z OZE rynek albo się zatrzyma na tym etapie, albo będzie się rozwijał w sposób patologiczny, czyli mikroźródła będą kupować nieliczni bogaci hobbyści lub bardzo wąskie grono amatorów reglamentowanych dotacji, a to nie doprowadzi ani do spadku kosztów, ani do urynkowienia – mówi.
Krzysztof Żmijewski uważa, że aby energetyka prosumencka mogła się rozwijać na szeroką skalę, niepotrzebne są zachęty w postaci dotacji. Konieczna jest raczej motywacja do zaoszczędzenia na opłatach za zużycie i dostawę prądu systemowego. – Chodzi o te 600 zł, które płacimy za 1 MWh wyprodukowanej i przesłanej przez koncern energii – precyzuje.
Prof. Popczyk wskazuje, że prawdziwy boom na mikroinstalacje nadejdzie wtedy, gdy zmieniony zostanie płatnik opłaty przesyłowej. – W obecnej sytuacji technologicznej opłatę za usługę przesyłową powinien ponosić wytwórca. Dziś mamy sytuację taką, jakby Toyota, chcąc konkurować w Polsce nowym modelem samochodu, doliczała nam przy zakupie koszty transportu z Japonii – porównuje profesor.
Jego zdaniem duża presja na konkurencyjne opłaty przesyłowe w Wlk. Brytanii – w obszarze sieci przesyłowych – jest przykładem dobrze rozwijającego się rynku energii elektrycznej. W Niemczech z kolei były zachęty w postaci stałej ceny, więc prosumentom opłacało się obłożyć cały dach panelami i produkować prąd także na sprzedaż. Zamiast prosumentów pojawili się więc „inwestorzy" zarabiający na produkcji energii. Rząd niemiecki błyskawicznie jednak zmienił regulację i naprawił błąd.
– U nas koncerny budują coraz większe, nieprzystosowane do sieci bloki energetyczne, dlatego opłaty przesyłowe rosną. To będzie zachęcać do stopniowego odłączania się od sieci i przechodzenia na własne źródła – ocenia prof. Popczyk.
Jak wyliczył IEO, opłaty za dystrybucję i handel stanowią już połowę ponoszonych przez nas kosztów za dostawę 1 kWh i ich udział systematycznie rośnie. Za pięć lat koszty samej energii stanowić będą ok. 30 proc., a to oznacza, że nie obronią się biznesplany oparte na oszczędzaniu na kupnie energii i ponoszeniu przez przyłączonych do sieci prosumentów pełnych opłat stałych, stanowiących gros kosztów zaopatrzenia w energię.
Ale przemysł jest zawiedziony, bo wsparcie dostaną tylko te źródła OZE, które produkują ciepło wyłącznie w skojarzeniu z energią. A więc nie będą to np. kotły na biomasę, kolektory słoneczne czy pompy ciepła. Katarzyna Motak, prezes Związku Pracodawców Forum Energetyki Odnawialnej, zauważa też, że program Prosument NFOŚiGW, który miał być dopełnieniem ustawy o OZE, w ostatniej chwili zmienił założenia.
– Co prawda budżet pozostał na niezmienionym poziomie 600 mln zł, ale teraz doprecyzowano, że tylko 150 mln zł z tej kwoty stanowić będą bezzwrotne dotacje, a pozostała część będzie dysponowana w formie pożyczek. To zmniejsza zasadniczo efekt mnożnikowy dla całej gospodarki z racji rozwoju mikroźródeł – zauważa Motak.
Jak szacuje, powstanie od 5,5 tys. mikroinstalacji – przy założeniu, że w przeważającej większości będą to inwestycje duże, warte ok. 120 tys. zł – do 22–23 tys., jeśli ludzie decydować się będą na panele fotowoltaiczne, które można założyć już za ok 27 tys. zł. Te inwestycje dadzą pracę dodatkowo 10 tys. osób. Wcześniejsze wyliczenia mówiły o 70 tys. mikroinstalacji i 43 tys. nowych etatów.
żródło: http://www.ekonomia.rp.pl
Newsletter/ Obserwator TEPP (Transformacji Energetycznej Ponad Podziałami) 10.2024 |
Kopalnia Turów pochłania dawny kurort uzdrowiskowy Opolno-Zdrój, a (...) |
TURÓW - Wyrok NSA niezgodny z prawem UE (...) |
Trwa wyścig o czyste powietrze – najnowszy ranking (...) |
Newsletter/ Obserwator TEPP (Transformacji Energetycznej Ponad Podziałami) wrzesień (...) |
Wakacje ze śmieciami. Czy system kaucyjny oczyści środowisko? |
Wakacje ze śmieciami. Czy system kaucyjny oczyści środowisko? (...) |
prof. Jan Popczyk: Trzy fale elektroprosumeryzmu |
Jean Gadrey: Pogodzić przemysł z przyrodą |
Jak wyłączyć ziemię z obwodu łowieckiego i zakazać (...) |
Bez mokradeł nie zatrzymamy klimatycznej katastrofy |
Zielony Ład dla Polski [rozmowa] |
We Can't Undo This |
Robi się naprawdę gorąco |