Fragmenty debaty: Polska energetyka -co nam się opłaca?
Uzasadnieniem polskiego klimatycznego "nie pozwalam" jest podobno racja stanu. Jak twierdzą nasi przedstawiciele, polska gospodarka oparta jest na węglu i racją stanu jest niedopuszczenie do wzmocnienia polityki klimatycznej. Tak rozumiana owa racja jest sprowadzona do prymitywnego XX-wiecznego protekcjonizmu przemysłowego, który jest sprzeczny z regu łami wspólnego rynku jako podstawy Unii. Istotą racji stanu jest najwyższy interes państwa i narodu oceniany w długiej perspektywie
W Warszawie 11 listopada rozpocznie się światowy szczyt klimatyczny COP19. Władze Polski intensywnie zabiegały o prawo do organizacji 19. spotkania stron konwencji klimatycznej. Ale dlaczego minister środowiska Marcin Korolec zabiegał o to spotkanie właśnie w Warszawie, skoro jawnie zmierza do dekonstrukcji europejskiej polityki klimatycznej?
Wszystko wskazuje na to, że w przekonaniu obecnej ekipy racją stanu Polski jest pogrzebanie nie tylko europejskiej, ale i ewentualnej ogólnoświatowej polityki ochrony klimatu. Pełnienie obowiązków gospodarza szczytu mo że w tym wydatnie pomóc. Gdy zjadą do Warszawy delegacje z całego świata, zobaczą na ulicach demonstracje narodowców, którzy będą demolowa ć stolicę pod hasłem obrony polskiego węgla. Obrazki miasta w ogniu pokażą CNN i BBC. Ulica wspomoże w ten sposób ministra Korolca w doprowadzeniu do fiaska szczytu.
Oficjalne stanowisko rządu brzmi: europejska polityka klimatyczna jest błędna, nadmiernie obciąża gospodarkę Unii, nie ma zaś istotnego wpływu na redukcję emisji dwutlenku węgla, a to z powodu braku światowego porozumienia klimatycznego. Unia nie powinna więc rozwijać własnej polityki klimatycznej do czasu wejścia w życie światowego porozumienia.
Według wersji nieoficjalnej całe to gadanie o ochronie klimatu to wymys ły europejskiej lewicy albo po prostu dążenie wpływowych lobby do zniszczenia polskiej opartej na węglu gospodarki. Polska powinna więc dążyć do tego, aby porozumienia klimatycznego nie udało się osiągnąć. Do czasu wejścia w życie porozumienia światowego będziemy blokować polityk ę klimatyczną Unii.
W ten sposób należy odczytać słowa ministra Korolca, że nowa polityka klimatyczna UE powinna powstać dopiero po osiągnięciu globalnego porozumienia w 2015 r. (wypowiedź dla PAP, 22 maja 2013). A ponieważ postaramy się także, aby porozumienia światowego nie było, politykę klimatyczną odeślemy ad Kalendas Graecas. W ten sposób uratujemy polski węgiel, polski Śląsk i osiągniemy niepodległość energetyczną. Przesadzam? Przyjrzyjmy się faktom.
Nasz kraj zachowuje się w Unii tak jak szlachcic - poseł na sejm w I RP. Gdy rzecz dotyczy klimatu i energii, krzyczymy: liberum veto! Premier Donald Tusk stwierdził, że użycie weta podczas głosowania nad pakietem klimatycznym w 2009 r. to bomba atomowa. A jednak Polska blokuje niemal wszystko, co ma na celu wzmocnienie polityki klimatycznej Unii.
Podczas konwencji PO na Śląsku premier stwierdził, że "polski węgiel - dziś leżący na hałdach - będzie znowu zarabiał i dawał energię. Nie damy się wprowadzić w błąd wielkim przemysłowym lobby () i nie będziemy wmawiali Polakom, że baterie słoneczne i wiatraki to jest energetyczna przyszłość Polski. To jest zaledwie uzupełnienie. Nasze źródła energii będą polskim źródłem energii i polskiej niepodległości energetycznej na długie lata".
Słowa te brzmią jak wypowiedzenie wojny europejskiej polityce klimatycznej opartej na stopniowym odchodzeniu od węgla i rozwoju alternatywnych źr ódeł energii.
Ta polityka ma pełne emocjonalne i moralne poparcie głównych sił politycznych. Papierkiem lakmusowym było głosowanie w Parlamencie Europejskim w sprawie naprawy systemu handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla (tzw. backloading). Początkowo propozycję służącą naprawie tego niedoskonałego mechanizmu wspierała cała europejska lewica, łącznie z europosłami SLD. Jednak po tym, jak prawicowi publicyści okrzyknęli ich zdrajcami interesu narodowego, wycofali się i zagłosowali tak, jak cała europejska prawica i część centrum. W drugim głosowaniu w sprawie back-loadingu wyłamał się tylko jeden polski eurodeputowany - Marek Siwiec.
Niedawne kłótnie premiera Tuska i prezesa Kaczyńskiego w sprawie pakietu klimatycznego w większym stopniu dotyczą symboli niż rzeczywistych kosztów i korzyści. Okazuje się, że palenie węglem jest świętym narodowym obowiązkiem. Cóż lepszego mogli wymyślić lobbyści przemysłu węglowego, aby odwieść nas od rzeczywistych problemów, od sięgnięcia do emocji rodem z Sienkiewicza?
Ta retoryka pozwala poczuć siłę i narodową dumę. Władze Polski konsekwentnie wkładają kij w szprychy polityki klimatyczno-energetycznej UE. I okazuje się, że potrafimy być skuteczni.
Podobnie jest na froncie krajowym. Udało nam się nie wdrożyć w terminie zarówno dyrektywy o handlu emisjami, jak i dyrektywy w sprawie odnawialnych źródeł energii, bohatersko opóźniamy też wprowadzenie w życie dyrektywy w sprawie składowania dwutlenku węgla. Dyrektywę w sprawie efektywno ści energetycznej wdrożyliśmy z kilkuletnim opóźnieniem.
Efektywność energetyczną powszechnie uznaje się za dźwignię innowacyjności gospodarki. Jednak polska ustawa o efektywności energetycznej z 2011 r. została tak skonstruowana, że praktycznie nie działa.
W perspektywie krótkoterminowej wszystko wygląda świetnie. Ceny uprawnień do emisji dwutlenku węgla w tym roku były najniższe w historii. Inwestujący w odnawialne źródła energii zaczynają uciekać, gdyż otoczenie regulacyjne jest tak niepewne, że banki nie chcą tych inwestycji kredytować. W perspektywie średnio- i długoterminowej polityka ta ujawni drugą twarz, a skutki dla dobrobytu Polaków będą opłakane.
Zapomnieliśmy o świętej w dyplomacji zasadzie pacta sunt servanda. Pa ństwa Unii, którym Polska pokazała figę z makiem, kilkakrotnie samotnie blokując ambicje klimatyczne pozostałych, nie zapomniały tego policzka. Utrata zaufania to w dyplomacji europejskiej strata, którą trudno odrobić. Należy spodziewać się retorsji. Jest romantycznym złudzeniem, że Unia odejdzie od polityki ochrony klimatu, bo nie podoba się ona Polakom. I za to złudzenie przyjdzie nam słono zapłacić.
Zarazem, odrzucając faktyczną realizację polityki klimatycznej, elity naszego kraju skazują polską gospodarkę na to, że staniemy się w ęglowym skansenem Europy. Elektrownie węglowe mają żywotność od 30 do 50 lat. Oznacza to, że polityka budowy nowych elektrowni tego typu powoduje wzrost uzależnienia naszej gospodarki na następne pół wieku od paliwa, z którego już wycofuje się Unia, a ostatnio także USA. Oparcie gospodarki na energii z węgla jest jedną z jej największych słabości. Grozi nam znany klasycznej ekonomii syndrom tzw. klęski surowcowej, powtórka paradoksu Hiszpanii. Ponieważ mamy węgiel, blokuje on nasz rozwój, tak jak w XVII wieku nadmiar złota zablokował na stulecia modernizację gospodarki hiszpańskiej.
Wreszcie za zmiany klimatu - za powodzie, tornada, klęski suszy - zapłacą nasze dzieci, ci obywatele RP, którzy dziś mają 5, 10 czy15 lat. Koszty będą gigantyczne. Wszak samo Ministerstwo Środowiska oszacowało ostatnio, że adaptacja do zmian klimatu będzie kosztować Polskę w najbliższych latach ponad 80 mld zł.
''Węgiel skraca życie Chińczykom. A ile lat zabiera nam? Wyliczamy''
DeutscheWelle wyjaśnia mechanizmy handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla
Dlaczego nasze elity nie dostrzegają grożących nam rzeczywistych niebezpieczeństw? Skąd ta gorliwość w zwalczaniu wysiłków Unii i części społeczności międzynarodowej, aby rozwiązać problem, który szef ONZ Ban Ki-moon nazwał ''największym zagrożeniem w historii ludzkości''? Polska polityka klimatyczna tkwi w emocjach, w języku i pojęciach z ubiegłego wieku. Jak zauważył filozof Ludwig Wittgenstein, granice mojego języka oznaczają granice mojego świata. Mentalnie żyjemy w innym świecie, w świecie, którego już nie ma, nie dostrzegamy więc nowych, realnych problemów albo uznajemy je za nierealne. Spójrzmy na pojęcia, które w świecie globalnych zależności maj ą nowy, niezauważany przez nasze elity sens.
Uzasadnieniem polskiego klimatycznego "nie pozwalam" jest podobno racja stanu. Jak twierdzą nasi przedstawiciele, polska gospodarka oparta jest na węglu i racją stanu jest niedopuszczenie do wzmocnienia polityki klimatycznej. Tak rozumiana owa racja jest sprowadzona do prymitywnego XX-wiecznego protekcjonizmu przemysłowego, który jest sprzeczny z regu łami wspólnego rynku jako podstawy Unii. Istotą racji stanu jest najwyższy interes państwa i narodu oceniany w długiej perspektywie. Gdy sięgniemy do rdzenia tego pojęcia i skonfrontujemy je z realnymi problemami wspó łczesności, stanie się jasne, że racją stanu jest zapewnienie bezpieczeństwa ekonomicznego i ekologicznego Polaków. Dzisiaj racją stanu jest uniknięcie najgroźniejszych skutków zmian klimatu, które mogą doprowadzić do katastrofy ekonomicznej i ekologicznej.
Kolejne słowo klucz to ''bezpieczeństwo energetyczne''. W debacie publicznej w Polsce jest ono sprowadzone do pomysłu na energetyczną autarkię z czasów Gomułki, z silnie zmonopolizowanym i upaństwowionym sektorem energetycznym. W dobie globalnych zależności nie zapewni nam bezpieczeństwa dostaw energii oparcie tzw. miksu energetycznego na węglu, bo złoża tego paliwa według NIK-u wyczerpują się. Wydobycie węgla w Polsce maleje. W 2010 r. wydobyto go 76 mln ton, w 2050 wydobycie zmniejszy się do 28 mln ton. Przy utrzymaniu węgla jako głównego paliwa w 2050 r. będziemy musieli importować aż 80 proc. paliw kopalnych.
Idee narodowego paliwa i narodowego sektora energetycznego są sprzeczne z gospodarczymi podstawami Unii, z zasadą wspólnego rynku. Unia konsekwentnie zmierza do wewnętrznego (wspólnego) rynku energetycznego, tymczasem polski rząd chce nas uwięzić na węglowej wyspie. Bezpieczeństwo energetyczne powinno być dziś definiowane przez pryzmat dokończenia budowy wewnętrznego rynku energii, uniezależnienia się od dostaw energii spoza Unii (w czym największy udział może mieć energia ze źródeł odnawialnych); powinno się opierać na dywersyfikacji źródeł energii w kraju i na rozwoju konkurencji na rynku energetycznym.
Przyszłością energetyki na świecie, a zwłaszcza w Europie, jest zróżnicowany miks energetyczny, z malejącą rolą węgla, wzrastającą rolą efektywności energetycznej, odnawialnych źródeł energii, z energetyką rozproszon ą i inteligentnymi sieciami energetycznymi. Nowe elementy rynku energetycznego wymagają postępu technologicznego, innowacji i badań.
Trwanie przy węglu nie wymaga innowacyjnego myślenia i nie wymusza innowacyjności gospodarki, wystarczy powielanie XIX- i XX-wiecznych koncepcji i technologii. W istocie więc polska krucjata klimatyczna, zarówno w sensie społeczno-kulturowym, jak i gospodarczym, to wojna przeciw modernizacji naszego kraju. Czas zako ńczyć tę wojnę.
*Marcin Stoczkiewicz - doktor nauk prawnych, członek zarządu fundacji ClientEarth Poland skupiającej prawników zajmujących się ochroną środowiska
doktor nauk prawnych, członek zarządu fundacji ClientEarth Poland skupiającej prawników zajmujących się ochroną środowiska
Newsletter/ Obserwator TEPP (Transformacji Energetycznej Ponad Podziałami) listopad 2024 |
Powstrzymajmy czarne piątki |
Obywatelskie społeczności energetyczne |
COP29: Cel finansowy zbyt niski, ale transformacji nie (...) |
Decybele Przyszłości |
Rzeka betonu nikogo przed powodzią nie uratuje |
Newsletter/ Obserwator TEPP (Transformacji Energetycznej Ponad Podziałami) 10.2024 |
prof. Jan Popczyk: Trzy fale elektroprosumeryzmu |
Jean Gadrey: Pogodzić przemysł z przyrodą |
Jak wyłączyć ziemię z obwodu łowieckiego i zakazać (...) |
Bez mokradeł nie zatrzymamy klimatycznej katastrofy |
Zielony Ład dla Polski [rozmowa] |
We Can't Undo This |
Robi się naprawdę gorąco |