Cycling - Recycling w trasie
Wdarłem się w końcu do Obwodu Kaliningradzkiego. W oryginale chyba tak brzmi: Я бросился к Калининградской области - i znacznie lepiej oddaje mój czyn.
- "Rzuciłem się" - jest w tym wyrażeniu jakaś nuta desperacji. Po kilku kilometrach przypomniałem sobie Henryka Sytnera z warszawskiej trójki, który zyczył mi gumowych krawężników. Tutejsze mają 40 cm wysokości. Co chwilę jakiś TIR niemal ociera się o sakwy przy rowerze i spycha na te mury. Koszmar.
Nie bez problemów pokonałem nie tyle trasę, co granicę.
Rano wyruszyłem z bardzo przyjemnego kampingu w Krynicy Morskiej statkiem do Fromborka.
Rowerzyści nie są specjalnie hołubieni przez kapitanów. Mój zdarł ze mnie za fracht rowera. W przypływie odwagi potargowałem się trochę. Zaryzykowałem "grube" argumenty , międzynarodowe.
Pomachałem rękami, pozawodziłem:
- Panie kapitanie, jak to tak ?
W Europie to nie przyjęte.
Nawet samoloty przewożą rowery w cenie bagazu ! Niedawno transportowałem rower samolotem, linią SAS - nie pobrali ode mnie dodatkowej opłaty - a tu... rodaka ?
Niestety numer z rodakiem (bohaterem) nie przeszedł.
Twardy, jak nowojorscy bankierzy kapitan ma jednak serce ekologa. Na pokładzie trafiłem na tabliczkę "Nie wyrzucać żadnych smieci do wody". Brawo, kapitanie !
Prostą trasą popędziłem radośnie na kraj Polski. Na granicy mnie zatrzymano na 4 godziny, mój zapał chyba na dłużej. Telefonowano do Moskwy, do Warszawy, do Poznania. Miałem sporo czasu, żeby sobie przypominać, czy przypadkiem nie przywiązałem sie do jakiegoś drzewa obok rosyjskiej granicy. Na szczęscie nie o to chodziło. Okazało się, że w poznańskim konsulacie wpisano nieprawidłowe numery do mojej wizy.
Wdarłem się w końcu do Obwodu Kaliningradzkiego. W oryginale chyba tak brzmi: Я бросился к Калининградской области - i znacznie lepiej oddaje mój czyn. Uwielbiam język rosyjski, bo ma niespotykane w innych drugie dno.
"Rzuciłem się" - jest w tym wyrażeniu jakaś nuta desperacji. Po kilku kilometrach przypomniałem sobie Henryka Sytnera z warszawskiej trójki, który zyczył mi gumowych krawężników. Tutejsze mają 40 cm wysokości. Co chwilę jakiś TIR niemal ociera się o sakwy przy rowerze i spycha na te mury. Koszmar.
Zupełnie wykończony dotarłem do Kalingradu, do domu Siergieja. Siergiej jest surferem, należy do światowej sieci ludzi, udzielających sobie noclegów. Przyjęcie było królewskie - piękny dom, piekna gospodyni, apartament, lodówka wypchana, w zamrażarce napoje zgodne z narodową tradycją w lokalnie przyjetej za standard ilości. Niestety nie miałem sił rozkoszować się zastanym komfortem. Padłem.
legenda mapy