Ekologiczne świadectwa z zielonym paskiem.
Posłanka lewicy pod koniec niedawno minionego roku szkolnego zamartwiała się paskami na świadectwach. Przez media przetoczyła się otwierająca sezon ogórkowy awanturka, której podglebiem, jak się okazało, była troska posłanki o tych, którzy paska nie dostali.
Pani Posłance zapadły być może w pamięć niedawne jeszcze utyskiwania na brak pedagogów, których tak łaknęły dzieci zamknięte w domach podczas pandemii. Wszyscy biadoliliśmy nad niedostatkiem specjalistów, użalaliśmy się nad rozchwianymi emocjonalnie pociechami, zaglądaliśmy niespokojnie do pokoików naszych latorośli z obawą, czy aby nie buzną (od „buzuje”) nam w twarz ich uwięzione hormony.
Na szczęście koszmar minął, dzieci mogą wychodzić, a ich hormony uwalniają się w okolicach szkół podczas filmowanych smartfonami egzekucji miej zaradnych społecznie rówieśników. No bo wiadomo, że hormony muszą wytłumaczyć koleżance, że nie mówi się źle np. o chłopaku właścicielki hormonów. Tłumaczy się to najczęściej za pomocą kilku kopnięć w wymalowany ryj adwersarki. Wszystko zaś uwieczniają (szarują) koleżanki na insta.
Te i podobne przykłady zazwyczaj nie budzą refleksji w kręgach zajętych mnożeniem patriotyzmu i krzewiących odwieczne prawa wiary. Tym bardziej, że tam kaganiec oświaty przysuwany jest pod ślepia interlokutorów nie tyle by oświetlić im temat, co oparzyć a potem je wyłupić. Tę walkę Dobra z Tuskiem stale komentują media Ojca Dyrektora oraz TV Republika z przystawkami. Tak, czy inaczej dzieci nie są przedmiotem stałej troski tych kręgów lecz Polska, Wiara, Prawda i wstrętny Tusk.
Nie umknął jednak problem wrażliwcom z lewicy. Pani Poseł zauważyła i słusznie podzieliła się informacją, że koniec roku szkolnego zamiast być źródłem radości, bo to przecież ukoronowanie długiego cyklu wyrzeczeń związanych z uczęszczaniem do szkoły jak i początek upragnionych wakacji... no więc zamiast być słodko, jest źle. Radosny nastrój psują absolwentom szpetne paski na świadectwach nielicznych kolegów.
Te paski, na dodatek biało czerwone sugerują coś polskiego, a może nawet narodowego. Przyznawane są za wybitne osiągnięcia w nauce ze wszystkich przedmiotów, za wysoką średnią. Jak piętno naznaczają kujonów. Pani Poseł ma rację, kiedy brzydzi się kujonami, ja też się brzydzę i chyba wszyscy się brzydzimy.
Nie dość, że w czasie pełnych napięcia lekcji, kiedy człowiek musiał panicznie przeszukiwać ściągi, oni wstawali, podnosili się z ławek niby smród znad kupy i recytowali bez zająknienia koszmarnie niezrozumiałą regułkę lub wymieniali bohaterów lektury obowiązkowej. A człowiek nawet nie do końca tytuł kojarzył. Potem dla tych łachuder układane są pytania na maturę: Wskaż na elementy oniryczne i wytłumacz na czym polega synkretyzm na przykładzie wybranych fragmentów Pana Tadeusza Adama Mickiewicza.
Tu słusznie Pani Posłanka zauważa, że brak psychiatrów dziecięcych może być kluczowy, w poradzeniu sobie z konsekwencjami. Proponuje zatem te paski zlikwidować. Albo zastąpić biało-czerwone (bo jej się źle kojarzą) niebieskimi, zielonymi czy jakimiś tam.
Pewnie poparłbym bez oporów Panią Poseł w jej krucjacie (no nie wiem, czy to dobre określenie dla posłanki lewicy, ale już poszło, trudno), ale teraz mam pewne wątpliwości. Myślę, że problem jest bardziej złożony.
Mam wnuczkę, która nie dość, że od paru lat chodzi do liceum, to jeszcze notorycznie dostaje te budzące odrazę paski. Ale, niestety nie uczy się jakoś specjalnie. Mnie pisanie wypracowań przychodziło z większym trudem. Co więcej, nie tylko się nie uczy, ale i nie robi ściąg. Zamiast tego dniami i nocami gra na platformie Steam i gada przez Discorda. Potem, rano, idzie do szkoły, odpowiada na piątki czy szóstki, co natychmiast jest zaznaczane w on-linowym dzienniczku – i przychodzi do domu. Jeszcze w autobusie namawia się z kumplami – być grać. A gra z kolesiami z Ameryki, z Anglii, z Filipin, czy Japonii. Kiedy wpadam do jej pokoju z awanturą, że już tego wystarczy - mówi mi, że traktuje grę jako nagrodę za wyniki w nauce. W ten wredny sposób wybija mi z rąk jedyny praktyczny argument. Kiedy zaś snuję przypuszczenia, że być może zaszkodzi to ciągłe granie jej rozwojowi społecznemu i emocjonalnemu itd., ona twierdzi, że jej organizm w tym wieku tego potrzebuje. I chipsów.
Siadam zdruzgotany przed telewizorem, włączam stację, gdzie pokazują też posłów lewicy, wsłuchuję się apel Pani Posłanki. W sumie nie wiem o co jej chodzi? Czy o te chipsy, czy o te nagrania dla insta, czy o psychologów, o dzieci, o Wiarę i Tuska? Piani młoda, więc podpowiem, że komuniści mieli takie hasło: od każdego według możliwości, każdemu według zasług. Nawet komuniści godzili się z tym, że świat jest zróżnicowany. O co więc chodzi Pani Poseł? Czy to kolejny głupi pomysł, który ma sprawić, że nawet sztandaru nie będzie komu wyprowadzić? Martwią mnie te pomysły posłanek lewicy, naprawdę martwią, bo tymczasem chamy i kłamcy przejęli Związki Zawodowe, oszuści mamią emerytów, cwaniaki sprzedają lukrowane kłamstwa na facebookach, ganiają z gaśnicami po Sejmie i PE, a Pani Posłanka po wizycie w szkole u swojego leniwego dzieciaka, postanawia otrzeć mu łezki płynące ze środka zawistnego serduszka – idiotycznym pomysłem. Tymczasem powinna zawalczyć o jakiś konkret dla nas wszystkich, do czego zobowiązuje ją nominacja na Posła RP.
Wydaje mi się, że dopóki po lewej stronie Sejmu nie zasiądzie jakiś cham ze wsi, który nie za bardzo wie co to paski na świadectwie, jakiś koleś z linii produkcyjnej, który nawet nie zauważa półek z chipsami, kiedy gna po „supamaket” w kierunki wiadomego stoiska, dopóki bejsbola demonstrującemu robotnikowi będzie podawał poseł Kowalski, a nie Czarzasty, dopóty w Sejmie lewicy nie będzie, a my poważnie powinniśmy brać pod uwagę powrót demokraty z Żoliborza do władzy.
O tym informuje nas w swej istocie apel Pani Posłanki z lewicy dotyczący biało-czerwonych pasków na świadectwie.
am