Węglowa autarkia – bezpieczna energia dla każdego?
W sierpniu br. rząd zaprezentował nowy, wstępny projekt Polityki energetycznej Polski do 2050 r. Społeczeństwo dostało dwa tygodnie na konsultacje. Dlaczego tylko tyle?
Może dlatego, że to projekt „wstępny”, a może dlatego, że była jeszcze końcówka wakacji i ludzie mieli więcej czasu na czytanie rządowych dokumentów. Niezrażone liczne organizacje pozarządowe (również eksperci partii Zieloni) przeczytały propozycje i złożyły uwagi. Politykę tę na gorąco ocenialiśmy także w radiu TOK FM w cyklu Energia dla Klimatu ( audycja do odsłuchania na www.eko.org.pl). Szukaliśmy „za” i „przeciw” tego dokumentu. Pozytywów tej polityki nie ma jednak wiele. Zaliczam do nich:
- fakt, że w ogóle jest jakaś nowa strategia energetyczna po latach obietnic,
- zaakcentowanie wagi i roli efektywności energetycznej i oszczędzania energii,
- opis różnych rodzajów źródeł energii i priorytetów, pokazujący ryzyka i złożone uwarunkowania – nie najgorszy jak na tego rodzaju dokumenty, choć mało pogłębiony.
Minusy przesłaniają plusy
Negatywów wpisujących się w filozofię polskiej polityki izolacji i „klimatycznego weta” jest jednak więcej. Po pierwsze, rząd, bez niespodzianki, wierzy i preferuje wariant węglowy rozwoju. Większość energii końcowej w 2050 r. mamy mieć z węgla kamiennego i brunatnego, a 15% z odnawialnych źródeł energii (OZE) oraz 15% z atomu. Wariant ten nazywa się w sposób zupełnie nieuprawniony „zrównoważonym”, choć to polityka utrzymania pozycji i monopolu węglowego. Rząd wciąż ma stronniczych i słabych doradców i nie dostrzega uwarunkowań, które ten wariant właściwie wykluczają. Bowiem przypomnieć należy, że – wbrew upowszechnianym opiniom – nie mamy ekonomicznie dostępnych zasobów przemysłowych węgla do wydobycia, a wariant ten skazuje nas na import węgla lub budowę kopalń droższych, w trudniejszych warunkach geologicznych. Poza tym nadal samotnie zamierzamy wetować politykę klimatyczną, wchodząc w niebezpieczną izolację wewnątrz UE, a do tego utrwalamy trwałe, długofalowego dotowanie rozwoju i funkcjonowania górnictwa i energetyki opartej na węglu. To wszystko wiąże się z dalszym zadłużaniem państwa kosztem wspierania potrzeb społecznych, nauki czy zdrowia. Warto zwrócić ponadto uwagę, że w dokumencie tym nie występuje kategoria kosztów zewnętrznych spalania węgla, a są one gigantyczne, przy czym około połowy z nich to koszty zdrowotne. To ostatnie potwierdza wiele międzynarodowych i krajowych badań. Skutki dla społeczeństwa polskiego to m.in. skrócenie życia przeciętnego człowieka w wyniku wdychania powęglowego pyłu zawieszonego – o dziewięć miesięcy, ok. 4 mln ludzi chorych na astmę oraz ok. 2,5 mln mieszkańców Polski cierpiących na przewlekłą obturacyjną chorobę płuc (tzw. POCHP). Lekarze specjaliści są zgodni – główną przyczyną tego stanu są zanieczyszczenia ze spalania węgla. Czy Polska jest i chce być w czołówce Europy w użytkowaniu węgla i truciu swoich obywateli?
Łupkowa i atomowa utopia
Po drugie, w Polityce energetycznej do 2050 r. przeceniana jest również rola gazu łupkowego. Dziś trudno odwoływać się do optymizmu sprzed kilku lat (hasła: „będziemy europejskim Katarem”, „dofinansujemy Polakom emerytury”). Efekty wykonanych do tej pory kilkudziesięciu odwiertów są niejednoznaczne, mamy większą głębokość i inne układy geologiczne niż w USA. Większe są koszty wydobycia, a prawo niestabilne. Kilka koncernów już wycofało się z wierceń w Polsce. Pojawiają się kolejne dowody szkodliwości środowiskowej i zdrowotnej tej technologii, np. w 600-stronnicowym raporcie Federalnego Urzędu Ochrony Środowiska w Niemczech, który zaleca moratorium wydobycia gazu łupkowego. Ale o tych wszystkich uwarunkowaniach trudno przeczytać w dokumencie. Trudno zatem nie sądzić, że rząd chce nadal patrzeć na szanse gazu łupkowego politycznie i w różowych okularach!
Po trzecie, w dokumencie przeceniana jest ciągle szansa na rozwój energetyki atomowej. Pojawia się futurystyczny i nierealny wariant atomowy polskiej energetyki w 2050 r. (45-60% energii z elektrowni jądrowych – EJ). Koszty budowy EJ, trendy światowe, syndromy Czarnobyla i Fukushimy oraz trudności z akceptacją społeczną powodują, że bez wielkiego zaangażowania państwa i nas, podatników, elektrownie atomowe w Polsce nie powstaną. Bowiem komu rząd miałby odebrać dziesiątki miliardów złotych z zadłużonego budżetu, aby utopić je w technologii atomowej?
A OZE ma ciągle pod wiatr
Po czwarte, w dokumencie proponuje się planową dyskryminację OZE. Rząd z uporem nie bierze pod uwagę trendów wzrostu odnawialnych energii w Europie i na świecie. Znajduje się tu kuriozalny zapis o tym, że kapitał – zamiast na technologie OZE – ma być kierowany na wciąż niepewne i niewynalezione technologie tzw. czystego węgla – w wariancie gaz plus OZE (50-55% energii pierwotnej w 2050 r.). Rozwój odnawialnych energii jest warunkowany wątpliwym, jak piszę wyżej, rozwinięciem wydobycia gazu łupkowego, a same OZE mają w 2050 r. dawać ok. 20% energii końcowej (tj. gaz ma jej dać 30-35%, węgiel kamienny i brunatny – 30%, atom – 10%, ropa 15-20%). Dla OZE przewidziana jest stagnacja – 15% całości energii pierwotnej w 2050 r. w wariantach węglowym i atomowym, czyli tyle samo, ile zobowiązaliśmy się mieć wobec UE w 2020 r.! Przez 30 lat między 2020 a 2050 rokiem nie będziemy zatem rozwijać więcej darmowej energii z wiatru i słońca! Na domiar złego rząd zapowiada, że w 2030 r. chce zakończyć dotowanie OZE, choć jeszcze tego właściwie nie rozpoczął (poza hojnym wspieraniem poprzez zielone certyfikaty państwowych koncernów energetycznych w budzącej ogromny sprzeciw procedurze tzw. współspalania węgla i biomasy), gdyż wciąż nie ma ustawy o promocji OZE – opóźnionej o cztery lata wobec zobowiązań wynikających z dyrektywy UE!
Ten ostatni postulat uważam za ciekawy i do zastosowania, ale konsekwentnie. Odejście od dotowania energii może nastąpić pod warunkiem, że zaprzestaniemy subwencjonowania wszystkich paliw kopalnych w tym samym 2030 r., w tym szczególnie węgla i górnictwa oraz energetyki atomowej, wprowadzając sensowny system dopłat do energii dla najuboższych obywateli. Ale tej propozycji w dokumencie nie dostrzegłem!
Podsumowując – przy użyciu metafory – można powiedzieć, że Polityka energetyczna rządu do 2050 r. wskazuje, iż utknął on po kolana w kopalni, w mule węglowym, i nie wie, że na powierzchni jest ożywcze słońce i wiatr, dostępne dziś już prawie bez ograniczeń. A większość krajów Europy już wyszła z tego mułu na powierzchnię. Jak długo nasza polska specyfika ma polegać na tkwieniu tam, na dole?
Radosław Gawlik
Redaktor naczelny eko.org.pl
Stowarzyszenie Ekologiczne EKO-UNIA
Partia Zieloni