Zabiją nas superbakterie? Antybiotyki przestają działać
Wyhodowaliśmy superbakterie odporne na większość antybiotyków.
Ich rozprzestrzenianiu sprzyja brak higieny w szpitalach, niedouczenie personelu medycznego i nietrafione oszczędności – czytamy w najnowszej "Polityce".
Zdaniem prof. Marka Gniadkowskiego, kierownika Zakładu Mikrobiologii Molekularnej z Narodowego Instytutu Leków, nie ma wątpliwości, że właśnie spełniły się najczarniejsze przewidywania co do skuteczności antybiotyków.
– Od 20 lat przestrzegano, że antybiotyki przestaną działać i cofniemy się do czasów, kiedy wielu zakażeń nie można było niczym wyleczyć. Ta czarna wizja wydawała się niektórym mało realna, a jednak stało się – atakują nas zarazki-potwory, a zaczyna brakować amunicji, która mogłaby je pokonać – wyjaśnia.
Lekarze przyznają, że coraz częściej dochodzi do sytuacji, w której nie wiadomo, jak pomóc choremu człowiekowi, bo żaden ze stosowanych specyfików nie działa. Jak podkreśla "Polityka", to już nie przelewki - "przyzwyczajeni do sukcesów kuracji antybiotykowych w zwalczaniu banalnych infekcji oskrzeli czy dróg moczowych, z niedowierzaniem przyjmujemy wieści o zdrowych ludziach, którzy w XXI w. padają ofiarą bakterii".
Przykłady? Oporny na niemal wszystkie znane antybiotyki szczep gronkowca złocistego zabija rocznie w USA 19 tys. osób. W Azji z powodu oporności zarazków co pięć minut umiera dziecko, a w Europie odnotowuje się ok. 25 tys. powodowanych tym przypadków. Niewykluczone jednak, że te statystki są zaniżone – na skutek szpitalnych zakażeń w samych Niemczech umiera ok. 15 tys. ludzi rocznie.
Również w Polsce statystyki nie są precyzyjne. Często śmierć z powodu zarazków odnotowywana jest jako niewydolność narządowa. A lekarze przyznają, że zdarza im się podawać antybiotyki, choć wiedzą, iż one nie zadziałają – ze strachu przed prokuraturą.
– Nikt mi wtedy nie zarzuci, że nie próbowałem ratować chorego. Rodzina nie uwierzyłaby, że w świetnie wyposażonym szpitalu mamy do zaoferowania chorym to, co w XIX w., czyli praktycznie nic – mówi pewien anestezjolog. Inny lekarz przyznaje, że w ekstremalnych sytuacjach kilka razy podał chorym… czosnek, który może pomóc w likwidacji opornych szczepów bakterii.
Wszystkiemu winne są tzw. karbapenemazy, czyli enzymy niszczące większość antybiotyków. Bakterie produkują je w odpowiedzi na skierowaną przeciwko nim broń. I co gorsza, są one dziś w powszechnych zarazkach, które powodują bardzo częste i poważne zakażenia – np. Escherichia coli.
Jak czytamy w "Polityce", niestety rozprzestrzenianiu się opornych zarazków sprzyjają szpitale. Brakuje izolatek, personel nie jest wyczulony na ten problem, a współpraca z pracowniami mikrobiologicznymi nierzadko kuleje.
Dodatkowym problemem jest dodawanie antybiotyków do zwierzęcych pasz przez hodowców czy rozpylanie ich w sadach dla ochrony przed szkodnikami. Ich dawki są bowiem zbyt małe, by zwalczać infekcje, ale wystarczające do zabicia form wrażliwych i ekspansji opornych szczepów bakterii.
Zdaniem naukowców zagrożenie jest na tyle poważne, że można je porównywać np. z terroryzmem. Każdego z nas może bowiem czekać śmierć z powodu błahej infekcji bakteryjnej.
(Polityka, Onet/JM;GK)