Bezwartościowa przyszłość
ratowanie planety, a nawet nasze przeżycie nie są opłacalne ekonomicznie. Większość dorosłych jest skłonnych poświęcić życie dla ochrony życia dziecka, ceniąc je wyżej od własnego. Rachunek ekonomiczny idzie jednak w zupełnie inną stronę – niezbyt wysoko cenimy przyszłość naszych dzieci, prawda?
Nie opłaca się chronić środowiska. Jeśli będziemy rzetelnie kierować się zasadami opłacalności, rachunek ekonomiczny może wykazać, że nie warto utrzymywać środowiska w dobrym stanie, lecz najbardziej opłacalnym kierunkiem działań jest krótkoterminowa maksymalizacja zysków.
To nasza naturalna cecha – wolimy dostać 100 złotych dzisiaj, a nie za 5 czy 20 lat, nawet gdyby nie było inflacji. Jesteśmy skłonni ewentualnie poświęcić 100 złotych dzisiaj na rzecz przyszłych większych korzyści – w takim przypadku oczekujemy stopy zwrotu na satysfakcjonującym nas poziomie. Dla kogoś będzie to 5% rocznie, dla kogoś innego 20% – często trudna sytuacja finansowa powoduje, że bierzemy kredyt oprocentowany na 20% – w tym przypadku uznajemy, że 100 złotych dziś jest warte dla nas więcej, niż 120 złotych, które będziemy musieli oddać za rok.
Jeśli uważasz, że 5% realna stopa zwrotu (ponad inflację) jest satysfakcjonująca i przeznaczysz je na inwestycje, to zgodnie z matematyką procentu składanego po roku będziesz mieć 105 złotych, po 2 latach 110,25 złotych, po 14 latach blisko 200 złotych a po 50 latach prawie 1150 złotych.
Wyobraź sobie teraz, że co roku będziesz dostawać 100-złotowy banknot. Prawdopodobnie wyżej będziesz cenić sobie 100-złotych otrzymane dziś, od tych, które otrzymasz za rok czy 10 lat, choćby dlatego, że 100 złotych wpłacone na 5-procentową lokatę zmieni się za rok w 105 złotych.
Inaczej mówiąc, 100 złotych za rok będzie dla Ciebie warte tyle, co 95,23 zł otrzymane dzisiaj, a 100 złotych otrzymane za 14 lat będzie dla Ciebie warte jedynie połowę (50,5 zł) ich obecnej wartości. 100 złotych wypłacone zaś za 50 lat miałoby zaś dla Ciebie wartość na poziomie jedynie 8,7% względem 100 złotych otrzymanych w tym roku. Można tę zależność zaprezentować w formie wykresu.
Względna wartość pieniędzy otrzymanych w kolejnych latach przy założeniu 5% oczekiwanej stopy zwrotu. Pieniądze otrzymane za 14 lat są dla nas warte już tylko połowę tego, co otrzymane obecnie, a pieniądze otrzymane za 50 lat są warte już jedynie kilka procent. Dalsza przyszłość jest już praktycznie zupełnie bezwartościowa.
Dobra otrzymane w odległej przyszłości są dla nas warte znacznie mniej – odległa przyszłość jest już dla nas zupełnie bezwartościowa. Doświadczamy tu drugiego oblicza funkcji wykładniczej – malejącej o określony procent co roku. Tak jak rosnąca funkcja wykładnicza rosła szybko do nieskończoności, tak malejąca funkcja wykładniczo szybko zmierza w kierunku zera.
Jeśli zsumować te wszystkie przychody od obecnego roku aż do nieskończoności: 100+95,24+90,70+… , to okazałoby się, że suma wynosi tylko 2100 złotych. 100-złotowa tegoroczna wpłata będzie odpowiadać 4,8% całości wpływów aż do końca Wszechświata, a pierwsze dwa lata łącznie będą mieć wartość 9,3%.
Jak myślisz, po jakim czasie (przy uwzględnieniu postrzeganej 5% rocznej stopy utraty wartości) skumulowana wartość tak postrzeganych wpływów osiągnie połowę całości ich wartości od dziś do końca Wszechświata?
Po 14 latach. Przyjmując 5% stopę zwrotu, stwierdzimy, że całkowita wartość korzyści uzyskanych w ciągu najbliższych 14 lat jest dla nas większa od wartości wszystkich korzyści uzyskanych od 15 roku do końca Wszechświata.
Co gorsza, w im trudniejszej jesteśmy sytuacji, tym ważniejsza staje się dla nas krótka perspektywa czasowa – martwiący się o przeżycie i zaspokojenie swoich podstawowych potrzeb nie będą troszczyć się o to, co zdarzy się za 10, 20 czy 50 lat. Jeśli sytuacja świata pogorszy się, jeśli wejdziemy w serię kryzysów – finansowego, żywnościowego, energetycznego, społecznego i całej reszty – jest bardzo prawdopodobne, że stopa dyskontowania przyszłości – czyli procent, o jaki takie same korzyści w kolejnym roku są mniej warte od tych w obecnym – poszybuje w górę i całkowicie skupimy się na rozwiązywaniu bieżących problemów, kosztem działań długofalowych, odkładając je na „po kryzysie”. Przy przyjęciu 20-procentowej stopy dyskontowania przyszłości teraźniejszość staje się dla nas znacznie istotniejsza od tego, co będzie później – do tego stopnia, że najbliższe 3 lata mają wartość większą od całej przyszłości.
Słyszysz ten chichot? To śmieją się z nas duchy Wyspy Wielkanocnej.
Takie rozumowanie przeprowadza nie tylko Kowalski planujący lokatę lub wzięcie kredytu. Podobnie postępują korporacje, podczas wyliczania opłacalności inwestycji i decydowania o sposobie postępowania. Podstawą tych obliczeń jest metoda „Wartości bieżącej netto” (ang. Net Present Value – NPV) zestawiającej koszty z zyskami w kolejnych latach, w której korzyści w kolejnych latach są wykładniczo redukowane w oparciu o przyjętą w obliczeniach oczekiwaną stopę zwrotu z inwestycji.
Identyczne rachunki ekonomiści robią dla wartości usług środowiska – czy opłaca się wyciąć las i sprzedać drzewo, wyłowić ryby kosztem wyczerpywania łowisk za 20 lat, zastąpić namorzyny hodowlą krewetek, zamienić pola w pustynie albo zarobić na sprzedaży chemikaliów kosztem zdrowia ludzi żyjących za pół wieku. W takich wyliczeniach, jeśli jakiś ekosystem świadczy nam usługi o pewnej wartości, to jego przyszłe usługi są dla nas mało warte – lepiej jest wycisnąć go jak cytrynę i zarobić jak najszybciej.
Podobnie robi się wyliczenia porównujące koszty przeciwdziałania zmianom klimatu (które trzeba ponieść dzisiaj) z potencjalnymi konsekwencjami (te najpoważniejsze wystąpią za wiele, wiele lat). Gdy w 2006 roku na zamówienie rządu brytyjskiego powstał najbardziej kompleksowy jak dotychczas Raport Sterna, zawierający przewidywania wpływu globalnego ocieplania się klimatu na światową ekonomię, przygotowujący go zespół przyjął stopę dyskontową 1,4%. Dzięki przyjęciu tak niskiej wartości doszedł do wniosku, że w ochronę klimatu warto inwestować po prostu ze względu na zwykłą opłacalność ekonomiczną takich działań. Szereg ekonomistów „głównego nurtu” zaraz skrytykował tak niską stopę procentową, niespotykaną w praktyce biznesowej. Przy przyjęciu 6% stopy dyskontowej, jak stwierdził np. Martin Weitzman, można wykazać, że w ochronę klimatu inwestować nie warto. [6hwegn2]
Nieuniknionym wnioskiem wypływającym z takiego rachunku ekonomicznego jest to, że
Inaczej mówiąc – ratowanie planety, a nawet nasze przeżycie nie są opłacalne ekonomicznie. Większość dorosłych jest skłonnych poświęcić życie dla ochrony życia dziecka, ceniąc je wyżej od własnego. Rachunek ekonomiczny idzie jednak w zupełnie inną stronę – niezbyt wysoko cenimy przyszłość naszych dzieci, prawda?
Gdy tylko uznamy tę logikę, wszystkiemu zaczniemy nadawać ceny i stopy dyskonta czasowego, to zaraz też zaczniemy przy nich manipulować, w zależności od efektu, na którym nam zależy. Księgowi i statystycy, odpowiadając na zapotrzebowanie mocodawców – czy to z kręgu władz czy wielkiego biznesu – dostarczą zamówionych liczb, pozwalających na podjęcie korzystnej dla zamawiającego decyzji odnośnie dalszej opłacalności utrzymywania istniejącego ekosystemu. Wystarczy wyliczyć, że bardziej opłaci się go zlikwidować, niż pozostawić przy życiu. W szczególności wystarczy przyjąć odpowiednio wysoką oczekiwaną stopę dyskontową – zgodnie z rachunkiem ekonomicznym można matematycznie wykazać, że opłaca nam się w ciągu kilkunastu lat rabunkowo wyeksploatować środowisko do tego stopnia, że wartość jego usług spadnie do zera – o ile wcześniej ta eksploatacja przyniesie satysfakcjonujące, liczone w dolarach, dochody. Ważne, żeby opłacało się teraz. A potem? Po nas choćby potop.