Gdzie jest KoKo i co dalej z odejściem od węgla za Odrą?
ClientEarth i Greenpeace w Niemczech wzywają rząd federalny do tablicy. Od stycznia, kiedy Komisja Węglowa (KoKo) ogłosiła datę odejścia od węgla, dzieci w temacie polityki klimatycznej zrobiły więcej niż politycy. Na dzień dzisiejszy odejście od węgla w Niemczech można podsumować następująco – KoKo spoko czyli mamy prawniczy kogel mogel
Na początku roku niemiecka komisja opracowująca transformację energetyki z uwzględnieniem rozwoju oraz miejsc pracy, nazwana potocznie – celnie jak się okazuje po czasie – „Komisją węglową” (Kohlekommission) ustaliła datę odejścia od węgla na 2038 rok. Już w chwili opublikowania dokumentu pojawiły się głosy krytyki, że zaproponowana data jest za późna z punktu widzenia ochrony klimatu oraz znaczenia Niemiec na arenie międzynarodowej. Co więcej lobby węglowe też nie było zadowolone z zaproponowanej daty twierdząc, że ta jest z kolei za wczesna. Po kilku miesiącach temat jakby zniknął z agendy. Coś zostało ustalone i na tym koniec – taki można wysunąć wniosek. Komisja węglowa, która miała przywrócić twarz Niemiec po tym, jak się okazało, że nie osiągną celu redukcyjnego do 2020 r. pozostawiła niesmak. Jest krytykowana z wielu stron począwszy od „Strajku dla klimatu” aż do polityków w Bundestagu. Język niemiecki lubi skróty i powinniśmy w Polsce wiedzieć, że KoKo to po prostu oficjalnie używany skrót od Kohlekommission. Brzmi może i śmiesznie, ale jest też chyba czarnym żartem wobec powagi sytuacji, jaką są zmiany klimatu. KoKo bowiem nic nie robi i oferuje Polsce kolejny prezent tym, którzy własne tróje i dwóje ze sprawdzianu lubią tłumaczyć tym, że przecież Jasiu za Odrą też wypada słabo.
„Chcemy prawa a nie rekomendacji”
2 maja niemiecki Greenpeace oraz Client Earth przedstawiły stanowisko w sprawie postępów we wdrażaniu postanowień KoKo. Nie jest dobrze. Jest też dość znajomo, jeżeli chodzi o działania wielkiej polityki i związanego z nią przemysłu. Zatem temat odejścia od węgla wydaje się być gorącym kartoflem, który, jak to gorący kartofel najlepiej przerzucić na kolejny czas przedwyborczy, aby kolejna ekipa mogła się wykazać w retoryce proklimatycznej. W tym Niemcy są bardzo dobrzy. Retoryki uczą się jednak w szkole wszyscy i dzieci dobrze słyszą różne chwyty erystyczne klimatoustych polityków. Niestety ci lubią sobie co najwyżej zrobić zdjęcie ze strajkującymi na ulicach młodzianami, ale jak ich naprawdę traktują może świadczyć skecz satyrycznego programu Extra 3, kiedy matka pyta dziecko powracające z protestu: „chcesz kakauko?” (https://www.youtube.com/watch?v=nb97pfnnpMs) a może „odgrzać ci kurczaczka?”.
Wracając jednak do sprawozdania z początku maja wydaje się, że po raz kolejny to organizacje pozarządowe przygotowują to, co w kompetencjach władz publicznych. Oto dostajemy swego rodzaju mapę drogową, jak dojechać do celu czyli zamknąć elektrownie węglowe w Niemczech w latach 30stych XXI wieku. A zadań jest wiele, bo aż 7 z najbardziej emisyjnych elektrowni w Europie znajduje się na terenie Niemiec. Należy zatem już dzisiaj wdrożyć zalecenia komisji do prawa niemieckiego, inaczej skorzysta na tym, jak wielu ma nadzieję, lobby węglowe, które przecież wyraźnie stwierdziło, że rok 2038 to za wcześnie...No i oczywiście za mało pieniędzy się im oferuje...ale tego też nie ma jak dotąd określonego w przepisach. Do tego czasu można zatem obiecywać pieniądze elektrowniom, które co więcej nie należą przecież do obywateli, ale – jak np. w przypadku leżącej blisko z granicą Niemiec Jänschwalde – do prywatnego, czeskiego koncernu EPH, którego właściciel ma sporo wspólnego z rajami podatkowymi. Tak więc oklaskiwane porozumienie KoKo z prawnego punktu widzenia jest dzisiaj palcem na wodzie pisane. „Wielu sądzi, że odejście od węgla w Niemczech jest sprawą załatwioną i zamkniętą. Jednak Komisja Węglowa jak na razie przedstawiła tylko zalecenia – teraz należy napisać do tego prawo. Rząd federalny nie ma żadnej wymówki dla nicnierobienia. Niezależnie od rozmów ministerstwa gospodarki z koncernami energetycznymi potrzebujemy niezależnego prawa wynikającego z ustalonych przez komisję zaleceń. Jest ono tym bardziej potrzebne, bowiem może się okazać, że ze wspomnianych rozmów nic nie wyniknie” – mówi prof. Hermann Ott z niemieckiego biura ClientEarth w Berlinie.
Jurystyczny Kogel Mogel
Komentarze względem nieuregulowanego jak dotąd odejścia od węgla idą też w stronę znaczenia Niemiec na arenie międzynarodowej, jako jeszcze do niedawna lidera w energetyce odnawialnej i orędownika polityki klimatycznej. Niemcy jako kraj kojarzony nie tylko z odważną polityką klimatyczną, ale też wysoką kulturą prawną ryzykują bowiem twarz oferując obecnie chaos i niepewność prawną. I to ma zapewne na myśli prof. Herman Ott mówiąc o „ein juristisches Kuddelmuddel” czyli po prostu o prawniczym chaosie, żeby nie nawiązać do bliskiego uchu Polaka kogla mogla, który z onomatopeją KoKo da się przecież powiązać. Ott przypomina, że pożądane prawo w przypadku tak poważnej sprawy, jaką jest odejście od węgla w Niemczech wymaga też opracowania sankcji dla tych, którzy nie będą przestrzegać przepisów. Butne zapowiedzi przedstawicieli przemysłu węglowego jak np. RWE mogą bowiem sugerować, że znajdą się tacy, którzy swoje „za wcześnie” będą chcieli jak najszybciej wykorzystać.
Stanowisko ClientEarth oraz Greenpeace zostało przygotowane przez prawników. Twierdzą oni, że opracowanie prawa będącego jurystyczną artykulacją rekomendacji Komisji Węglowej jest możliwe. Dodają też, że możliwość ta musi być wykorzystana już teraz, bo od oklaskiwanej rekomendacji styczniowej minęło już sporo czasu. Takie prawo jest niezbędne, ponieważ obecnie nie tylko zalecenia wiszą na włosku, ale też zapanowała atmosfera, że na ich wymowę mogą mieć wpływ negocjacje między rządem a przemysłem węglowym. Pamiętajmy jednak, że w Komisji Węglowej zasiadały jeszcze inne podmioty, którym zależało na szybszym odejściu od węgla. Pozostawianie teraz prawa na łaskę dobrych stosunków lobby węglowego i polityków jest kpiną z samej idei komisji węglowej, która najpierw miesiącami się zbierała i opracowywała skład, potem równie długo obradowała aż ostatecznie wydała takie wnioski, jakby strony społecznej i ekologów przy stole w ogóle nie było. Opracowanie prawa niezależnie przed rząd i parlament daje też szansę na zwiększenie ambicji samej umowy i większy udział polityki KLIMATYCZNEJ oraz zaleceń ministerstwa środowiska. Jest też mniejsze ryzyko, że przyznane zostaną „odszkodowania” za odejście od węgla dla koncernów energetycznych, chociaż samo to słowo w tym przypadku wydaje się być odwróceniem znaczenia. Według logiki klimatycznej, to raczej koncerny energetyczne powinny zapłacić odszkodowanie za lata eksternalizacji kosztów środowiskowych i przerzucanie ich na obywateli oraz przyszłe pokolenia. Te organizują się w Niemczech i można mieć tylko nadzieję, że już niedługo poza ochami i achami dorosłych, jaką to mamy politycznie zaangażowaną młodzież, zostaną w końcu wysłuchane. Ich postulaty mówią bowiem to samo co ekspertyza prawników – weźcie się do roboty politycy. Optymizmem napawa też fakt, że nicnierobienie rządu federalnego stało się też ostatnio w Niemczech wdzięcznym tematem dla programów satyrycznych, których za Odrą nie brakuje. Krzywe zwierciadło znane jest bowiem ze swojej otrzeźwiającej mocy.
Hanna Schudy
Źródła:
https://www.clientearth.org/our-draft-law-provides-german-coal-phase-out-blueprint/
https://www.welt.de/newsticker/news1/article192819649/Kohle-Umweltschuetzer-mahnen-gesetzliche-Verankerung-des-Kohleausstiegs-an.html
https://www.clientearth.org/our-draft-law-provides-germancoal-phase-out-blueprint/
https://www.sueddeutsche.de/politik/kohlekraftwerke-greenpeace-fordertabschaltung-1.4429871