Myśliwy kocha swoje łowisko nad życie. Z tej miłości w Puszczy Białowieskiej zabija się około tysiąca dużych zwierząt rocznie.
Rozmowa z Zenonem Kruczyńskim.
- Miałem 28 lat, zabiłem zająca.
- Doskonale. Na polu zając biegnie do mnie, a obok cała linia myśliwych. Wiedzą, że strzelam pierwszy raz w życiu, więc robię wszystko, aby trafić. Strzelam raz, drugi, jakoś trafiam. Ulga, udało się, ale czuję się okropnie. Koledzy z koła winszują mi i robią chrzest. Smarują twarz krwią zabitego zająca. Czuję się nieswojo, ale uśmiecham się i odbieram gratulacje.
- Znajomy, który strzelał pierwszy raz w życiu do dużego zwierzęcia, a była to łania, źle trafił, bo ręce latały mu ze zdenerwowania. Łania upadła, podniosła się, próbowała uciekać, a on ciągle strzelał i haratał ją kulami. Zabił za piątym razem, gdy ją w końcu doszedł i strzelił z bliska. Przez dwa dni pił wódkę.
- Jak najbardziej. Jak już się zacznie, nie ma końca. Myśliwi mogą zabijać wciąż i wciąż. Tydzień w tydzień, czasami częściej. Strasznie dużo śmierci ciągnie się za nimi. To bardzo trudny los, proszę sobie wyobrazić, tak wciąż zabijać i mieć na rękach ciepłą krew. Ciągle wyrywać serca, wątroby, płuca. Dobijać ranne zwierzęta. Morze cierpienia, krwi i potrzaskanych kulami kości.
- Każdy z nas, ludzi, ma w sobie wrodzoną wrażliwość i myśliwy, żeby zabijać, musi się od niej odciąć. To nie jest łatwe. Urodziłem się w rodzinie myśliwskiej, proces wypierania tej wrażliwości zaczął się u mnie w dzieciństwie. Bez tego nie da się uczestniczyć w polowaniach. Widzisz, jak śrut rozwala głowę lisowi, musisz wziąć w ręce rannego zająca, żeby go dobić, a jemu z nogi wystaje ostra kość piszczelowa. Trzeba nauczyć się tego nie widzieć.
- Miałem osiem lat. Potem jeździłem z tatą regularnie. Gdy strzelał, patrzyłem, gdzie spada kaczka, i biegłem po nią. Żyjące trzeba było dobić, czyli chwycić za łepek i obrotem naderwać. Ale nie urwać. Czasami jednak głowa zostawała w dłoni, a z tułowia kaczki sterczał kikut skrwawionej szyi. Trzeba było ściskać rękoma dłuższy czas, bo kaczka żyła i żyła.
- Tata polował co tydzień.
- Zabijanie kur było dla mnie bardzo drastycznym przeżyciem.
- Ja te kury znałem, a zwierzęta w lesie były obce i uciekały. Ciągle słyszałem od dorosłych, że trzeba przechytrzyć zwierzę. Wówczas strzelano z dubeltówek i żeby trafić, należało podejść na 40 metrów. Dziś używa się broni, z której z dwustu metrów albo i dalej można zastrzelić zwierzę.
- Mogłem być blisko taty, czułem się z tym bardzo dobrze, a było to możliwe jedynie podczas polowania. Urodziłem się 66 lat temu. Nikt wtedy specjalnie nie rozmyślał, jak wychowywać dzieci. Zanim nie narodziła się współczesna pedagogika, dzieci były dość tajemnicze dla swoich rodziców i dorośli radzili sobie jak umieli. U nas w domu było podobnie, tyle że dla ojca najważniejszą rzeczą w życiu były polowania. Tak jest z prawie wszystkimi myśliwymi.
- Nałóg. Patrząc, jakich atrakcji i emocji dostarcza polowanie, reszta życia wydaje się nudna. Większość myśliwych żyje, żeby polować. Wiem, o czym mówię, ponad 20 lat byłem skutecznym myśliwym. Zapytał mnie kiedyś znajomy myśliwy, co bym wybrał, jeśli żona postawiłaby mi ultimatum: albo ona, albo polowanie. Wyobraziłem sobie życie tylko z żoną i pomyślałem: "Polowanie". Nie powiedziałem tego nigdy głośno oczywiście.
- Nikogo nie ścigam, próbuję jedynie stanąć po stronie całkowicie bezbronnych leśnych istot. Mają jedynie skórę przeciwko karabinom. W Polsce legitymację ma 116 tysięcy myśliwych, rocznie zabijają około 1,5 miliona zwierząt, a wielką ilość ranią i tylko część udaje im się odnaleźć. Reszta umiera od ran w lesie.
- Zmagaliśmy się najpierw z lobby łowieckim w Sejmie poprzedniej kadencji. Przez ostatnie dwa miesiące pokazywaliśmy nowym posłom, czym jest myślistwo. Statystycznie Polak zjada rocznie 240 gramów mięsa dzikich zwierząt - to jeden kotlet na rok. Mięsa z uboju każdy z nas je ponad 80 kilogramów w roku. Łowiectwo nie odgrywa żadnej roli w wyżywieniu ludzi. Jest to wyłącznie krwawe hobby.
- I niech tak zostanie. Już w maju 2015 roku prosiliśmy posła Kaczyńskiego o spotkanie. Spotkania nie było, ale na początku stycznia dostaliśmy maila z biura prezesa PiS-u, że ustawa zostanie wycofana z procedowania.
Badania opinii społecznej wskazują, że prawie 70 procent Polaków nie akceptuje współczesnego łowiectwa. Nie chcą, by myśliwi w psychopatyczny sposób traktowali zwierzęta jak przedmioty.
- Polowanie to hałaśliwa, gruba operacja. Nie jest tak, że się strzela i zwierzę cicho gaśnie. Myśliwi sami piszą, że nawet w jednej czwartej przypadków ofiara jest dobijana, bo strzelają niecelnie. Psy tego rannego biedaka szarpią - leje się krew. Zwierzę zrobi wszystko, żeby przeżyć - chowa się i ucieka, więc dobija się je kolejnymi strzałami. Potem trzeba wypróżnić ciało z serca, wątroby, jelit. Wnętrzności porzuca się na miejscu, a resztę myśliwy zabiera do samochodu, zazwyczaj kładąc ciało na specjalne kratki, które wystają poza auto.
- By krew nie kapała do środka.
- Każde zabijanie jest skrajnie drastyczne, a język, którym posługują się myśliwi, służy maskowaniu brutalności uśmiercania. Zamiast "przestrzeliłem jeleniowi nogę i złamałem kość", usłyszymy "dostał w przedni badyl". Słowo "krew" zastępuje "farba". Nie ma jelit i żołądka, tylko "miękkie". Na klatkę piersiową myśliwi mówią komora, a zamiast "odstrzeliłem dzikowi żuchwę" usłyszy pani "trafiłem w gwizd". Kolejne magiczne słowo to "zestrzał".
- Sierść, krew, kawałek kości, płuc, wątroby, które leżą na ziemi w miejscu, gdzie stała ofiara w momencie strzału. Proszę sobie wyobrazić, że myśliwi zabijają także ciężarne samice, a potem je patroszą.
- Przez cały rok samice są albo w ciąży, albo prowadzą młode i karmią je mlekiem, albo jedno i drugie jednocześnie - tak jest u jeleni. Ciężarne łanie myśliwi zabijają do końca czwartego miesiąca ciąży, która trwa ponad siedem, do sarny strzelają do końca szóstego miesiąca - poród następuje w dziewiątym. Panie dzikowe można zabić nawet na dzień przed rozwiązaniem. Gdy przecina się brzuch, z wymion leje się białe mleko i miesza z krwią. Pęcherz płodowy łani z maluchami w charakterystyczne paski odciąga się w krzaki. W województwie podlaskim, w związku z niemądrą histerią wokół afrykańskiego pomoru świń, można zabijać dziki, które wodzą młode. Urząd marszałkowski dopłaca myśliwemu 400 złotych za zabicie dzika.
- Jest specjalna lista Ministerstwa Środowiska. Są tam sarny, jelenie, dziki, ale także lisy, borsuki, zające i całe mnóstwo ptaków. Zabijanie zajęcy, kuropatw, gęsi i jarząbków - tego ślicznego leśnego drobiazgu - nie ma żadnego uzasadnienia! Oprócz przyjemności. Ot, szybki strzał do kolorowego, żywego rzutka. Straszną ilość ptaków się rani. Najgorsze są jednak polowania zbiorowe. Czeszą wszystko równo. Las przez dwa, trzy tygodnie wygląda jak wymarły. Na "zbiorówkach" rani się jeszcze więcej zwierząt niż normalnie. Myśliwi opowiadają o rozpoznaniu, selekcji - to bajki. Na zbiorowych polowaniach zwierzaka widzi się dwie, trzy sekundy i pada strzał.
- W 2014 roku Trybunał Konstytucyjny nakazał znowelizować ustawę o Prawie łowieckim z 1995 roku, tak aby właściciele gruntów, na których powstają obwody łowieckie, mogli się jakoś odnieść do tej decyzji - do tej pory nie mieli prawa głosu. Posłowie mieli czas do 16 stycznia 2016 roku. Przy okazji nowelizacji myśliwi posłowie przygotowali korzystny dla siebie projekt ustawy, kolejny, konkurencyjny, powstał w rządzie, bo Ministerstwo Środowiska chciało uzyskać nieco kontroli nad Polskim Związkiem Łowieckim. Do konsultacji włączyły się organizacje pozarządowe. Zaproponowaliśmy poprawki, które miały choć trochę ochronić zwierzęta przed traumą polowań zbiorowych i szkodliwością dokarmiania. Zaproponowaliśmy też, by podobnie jak w ustawie regulującej ubój towarzyszenie dzieci przy zabijaniu było surowo karane. Stara ustawa łowiecka nie pochylała się nad tym problemem.
- Obydwa projekty, poselski i rządowy, zostały scalone w jeden i skierowane do prac w podkomisji. Z siedmiu jej członków sześciu było myśliwymi, efekt był do przewidzenia, powstała ustawa kuriozum. Postulaty organizacji społecznych wylądowały w śmietniku. Jak rozwiązano nakaz Trybunału? Właściciel, na którego gruncie ma być wytyczony obwód łowiecki, mógł wystąpić do sądu z wnioskiem o zakaz polowania. Musiał jednak uzasadnić swoją prośbę przekonaniami religijnymi lub wyznawanymi zasadami moralnymi.
- No właśnie, jak? Podczas prac nad ustawą działy się cuda. Nowelizację ustawy miała zaakceptować komisja ochrony środowiska, a tam na 27 członków 15 było myśliwymi. Opracowaną w podkomisji ustawę przepchnięto "w ciemno" na wniosek ówczesnego posła PiS Jana Szyszki, bez dyskusji i poprawek. Co więcej, ówczesny wiceminister środowiska nie ujawnił ważnych opinii MEN oraz Rzecznika Praw Dziecka i psychologów o szkodliwości udziału dzieci w polowaniach.
- Tak, słaliśmy też petycje, jak się okazało, skutecznie - we wrześniu Sejm zakończył kadencję i projekt ustawy przepadł.
- Tym razem myśliwi naprawdę się nie ograniczali. Projekt był poselski, droga procedowania krótka - myśliwi z Sejmu zachowali się, jakby wystarczyło sięgnąć po swoje.
- Poluje minister Szyszko, dyrektor Lasów Państwowych Konrad Tomaszewski także - to zaprzysięgli myśliwi. Mąż premier Szydło również. Sejmowa maszynka do głosowania działa idealnie, więc czego mieli się obawiać?
- Tak. Właściciel gruntu nadal miał udowadniać swoje przekonania religijne przed sądem, żeby na jego terenie nie polowano. Lista zwierząt łownych miała być wpisana do ustawy, więc by np. przestać polować na zagrożone gatunki ptaków, a większość jest zagrożona, konieczne byłyby obrady parlamentu.
Żadne z naszych postulatów nie zostały spełnione, na przykład o ograniczeniu toksycznej amunicji ołowianej. W Europie odchodzi się od ołowiu. Myśliwi wstrzeliwują w glebę i wodę do 600 ton ołowiu rocznie, gdy cały przemysł i transport w Polsce emituje do środowiska 347 ton.
- Bardzo dużo. Weźmy posła Pawła Kukiza, który chwali się, że uwielbia strzelać do ptaków. W prasie można przeczytać, że ostatnio kupił tysiąc sztuk amunicji. Przedstawia siebie jako zaciętego myśliwego. Jest przy tym, delikatnie mówiąc, przyrodniczo niezbyt lotny - wygaduje szkodliwe banialuki.
- Na YouTubie opowiada, że "lisów było mnóstwo i to one przyczyniły się do tych zajączków, że ta populacja się zmniejszyła, że kuropatw nie ma". W "Do Rzeczy" chwalił się, że ma dwie jednostki broni długiej na wszelki wypadek. Podczas wojny na pewno nastąpiłaby destabilizacja gospodarcza, więc karabin się przyda, aby upolować zwierzynę i przetrwać z rodziną.
- Tak, jeden z zapisów ustawy mówił, że myśliwi będą mogli kupić bez specjalnych pozwoleń broń krótką. Tłumaczą się, że po krzakach łatwiej będzie im biegać z pistoletem i dobijać ranne zwierzęta. To kompletna bzdura! Myśliwy już ma broń. Jeżeli nie umie się nią posługiwać i nie potrafi z niej dobić poranionego przez siebie biedaka, to jego koledzy powinni zabrać mu legitymację, bo ten człowiek stwarza zagrożenie.
- Posiadanie broni łaskocze i podbudowuje męskie ego. Długiej broni myśliwskiej nie schowasz za pazuchę - każdy widzi, że jesteś uzbrojony. Natomiast broń krótka, która została skonstruowana do zabijania ludzi, jest noszona w ukryciu - gdy jestem w tajny sposób uzbrojony, dodaje mi to pewności siebie.
- Chcieliśmy, by zakazano używania zwierząt do trenowania psów.
- Przytoczę historię z pisma łowieckiego. Myśliwy opisuje, jak uczył młode psy aportowania dzikiej gęsi. Przestrzelił skrzydło, zapakował ptaka do bagażnika, przywiózł na podwórko i wypuścił młode psy. Ptak zdołał się obronić zdrowym skrzydłem i dziobem, więc myśliwy puścił doświadczonego wyżła, który pokazał, jak się chwyta i zabija. Gdyby takie okrucieństwo spotkało zwierzę domowe, ten człowiek mógłby nawet trafić do więzienia. My, społeczeństwo, milcząco te wszystkie myśliwskie straszliwości tolerujemy.
Zwracaliśmy także uwagę na bezsensowność dokarmiania. To niebywale szkodliwe. Dokarmianie w co najmniej 90 procentach odbywa się na nęciskach. Myśliwi przyzwyczajają zwierzęta do jedzenia, a gdy te spokojnie żerują, zabijają je przez okienko ambony z 30 metrów. Rok w rok na jednym nęcisku można zastrzelić nawet kilkadziesiąt zwierząt - to jest jatka.
- Dziwna nazwa "ambony". Stoją wszędzie, jak wieżyczki z obozów jenieckich. Podjeżdża się samochodem sto metrów od wieżyczki, wchodzi z bronią po drabinie, bywa że wypije piwko, zastrzeli zwierzaka, wypatroszy i jedzie się do domu. To zwykła egzekucja wykonana niebywale zaawansowaną technologicznie bronią. I wolno strzelać zaledwie sto metrów od zabudowań.
- Mieszkam na skraju Puszczy Białowieskiej, dziki bardzo lubią mirabelki, które rosną sto metrów od domu. Owocują w sierpniu, pełnia księżyca, okna w nocy otwarte i nagle ze snu podrywa mnie grzmot! Strzał, jakby ktoś huknął przy furtce. Inny przykład - jakiś myśliwy upodobał sobie Polanę Białowieską, pewnie ma blisko z domu, postanowił, że będzie tam strzelał i zabijał zwierzęta. Polana leży między wsią a rezerwatem ścisłym - to jest miejsce, gdzie przychodzi mnóstwo turystów przez cały rok, a zwłaszcza podczas rykowiska. Nasłuchujących przyrody w nocy. A na polanie stoją cztery ambony, dwie są niecałe 200 metrów od rezerwatu ścisłego! Tu w końcu coś tragicznego się stanie. Rozmawiałem o tym z nadleśniczym.
- Nic. Chodzę po Puszczy i jest mi coraz bardziej głupio, bo nawet gdy jestem w rezerwacie ścisłym, zwierzęta uciekają ode mnie panicznie. Wstyd mi, że jako człowiek jestem przez wszystkie istoty postrzegany jako morderca.
- Według niektórych prawników odpadnie podstawa prawna nie tylko do zmiany granic istniejących obwodów, ale w ogóle podstawa prawna podziału wszystkich już istniejących. Obywatel będzie też mógł zwrócić się do sądu o zakaz polowania na jego gruntach.
- Z punktu widzenia przyrody zwiększona ilość kornika nie jest czymś niezwykłym - co jakiś czas występuje w każdym lesie, w którym rosną świerki. Od 1915 roku zjawisko jest dokumentowane i opisywane przez naukowców. Gradacja trwa kilka lat i zamiera. Potem pojawi się nowa. To naturalne zjawisko charakterystyczne dla lasów świerkowych.
- To jest papierek lakmusowy wskazujący na zaburzenie równowagi. Naukowcy pracujący w Białowieży obserwują, że od dziesięciu lat obniża się poziom wód gruntowych, a ostatnie lato było niebywale gorące. W sierpniu nie spadła ani kropla deszczu, a temperatury dochodziły do 38 st. C. Pojawiła się susza glebowa, świerk wymaga dużo wilgoci i do tego ma płaski system korzeniowy. Nic więc dziwnego, że świerki porastające Puszczę osłabły. Na osłabione drzewa najpierw wchodzą grzyby glebowe znajdujące pożywkę na zamierającym systemie korzeniowym. Następnie pojawiają się różne gatunki opieniek. I wtedy otwierają się drzwi dla przeciekawego chrząszcza - kornika drukarza. System "immunologiczny" osłabionego drzewa działa już zbyt słabo i nie jest ono w stanie obronić się. Gdy kornik próbuje dostać się do tkanki zdrowego drzewa, zostaje zalany żywicą i po sprawie.
- Nie, 26 procent drzew w Puszczy to świerki rozproszone wśród drzew liściastych. Po skomasowaniu można wyliczyć, że zamarło cztery tysiące hektarów Puszczy, to tak, jakby na każde 100 metrów kwadratowych lasu 6 metrów było uszkodzonych. Chodząc po lesie, można tego w ogóle nie zauważyć. Naukowcy i leśnicy mówią, że nie ma żadnego zagrożenia dla trwałości przyrodniczej Puszczy. Tak funkcjonuje las, nie ma w tym nic groźnego.
- Przed laty na dużym obszarze lasu z monokulturą świerkową, który był podzielony granicą pomiędzy Czechy i Niemcy, zdarzyła się gradacja. Czesi podeszli do sprawy jak nasi leśnicy - wycięli i wywieźli wszystkie zaatakowane przez kornika drzewa. Niemcy postąpili odwrotnie - czekali, aż las sam się upora. Dziś, po 20 latach, Park Narodowy Szumawa wygląda jak krajobraz po klęsce ekologicznej, a po stronie niemieckiej rośnie fantastyczny, bujny Las Bawarski.
- Poprosiłem niedawno o spotkanie profesora Jerzego Gutowskiego z Instytutu Badawczego Leśnictwa w Białowieży. Potwierdził, że na skutek stosowania przez leśników wycinki nazwanej "ochroną czynną" zginie więcej drzew, niż gdyby nie robiono nic i zostawiono naturę w spokoju.
- Pieniędzy z masakrowania Puszczy nie ma i nie było - to mity. Aby trzy nadleśnictwa puszczańskie: Białowieża, Browsk i Hajnówka, mogły egzystować, Fundusz Leśny kilkanaście lat temu dopłacał rocznie 8 milionów złotych, a dziś kwota wzrosła do 20.
- Kiedyś owszem, ale teraz już nie. Najbrutalniej eksploatowali Puszczę Niemcy na początku XX wieku i Polacy w latach 60. i 70. Gdy zwarto w 2011 roku kompromis, można było wyciąć 48,5 tysiąca metrów sześciennych drzew rocznie. Mniej więcej połowa z tego idzie na potrzeby opałowe miejscowej ludności, zresztą po paskarskich cenach. Pozostałe drewno jest sprzedawane na aukcjach.
Dane GUS z końca 2015 roku pokazują, że mimo ograniczonej wycinki drzew przez ostatnie cztery lata dochód w powiecie hajnowskim cały czas rośnie. Co więcej, podczas tych badań, które miały wskazać, w jakich gminach poziom życia jest najwyższy, okazało się, że gminy puszczańskie są w krajowej czołówce. I jest to jedyny obszar w Polsce o najwyższym poziomie życia, który nie jest związany z jakąś dużą aglomeracją. Powiat hajnowski związany jest z Puszczą Białowieską. Plany, żeby zacząć ciąć pięć razy więcej drzew niż dotychczas, zaszkodzą, a nie pomogą okolicznej ludności.
- Bo do Puszczy przyjeżdża 200 tysięcy ludzi rocznie i zostawia w regionie pieniądze. Przedstawiciele Rady Europy, którzy byli w Puszczy dwa miesiące temu, mówili jasno: wszędzie na świecie społeczności żyjące na obszarach przyrodniczo cennych, które są chronione - mają się dobrze. Mieszkańcom Białowieży i okolic bardziej opłaca się wynajmować kwatery, niż biegać z piłą po lesie. Zresztą pilarze zarabiają niewiele, dyrekcja Lasów pozbawiła ich etatów wiele lat temu, dziś robotnicy leśni nazywani "zulami", od Zakładu Usług Leśnych, pracują na samozatrudnieniu i zarabiają między 700 a 1000 złotych miesięcznie.
- W trzech puszczańskich nadleśnictwach na etatach jest prawie setka personelu i leśników - zarabiają średnio od 6 do 9 tysięcy złotych, a niektórzy pewnie więcej. Do tego rozmaite apanaże, przede wszystkim pięknie położone domy w prestiżowej Puszczy Białowieskiej, służbowe samochody, sorty mundurowe, nisko oprocentowane kredyty. Leśna korporacja dobrze ich opłaca, ale trzyma na złotym łańcuchu. W tej grupie tylko nieliczni nie polują, reszta - to myśliwi. Poza wszystkimi "konfiturami", jakie dostają od korporacji, z lasem wiąże ich łowisko, a powiedzieć, że myśliwy jest przywiązany do łowiska, to nic nie powiedzieć. Myśliwy kocha nad życie swoje łowisko! Z tej miłości w Puszczy Białowieskiej zabija się około tysiąca dużych zwierząt rocznie.
- Leśnicy chcą żyć w tym miejscu, zarabiać i polować! Przez kilkadziesiąt lat nikt im nie patrzył na ręce, teraz to się zmienia i aby zachować swoje status quo, robią bardzo dużo. Najpierw ustawa łowiecka, teraz walka o Puszczę - krew im się gotuje -"obcy" próbują wtrącać się do tego, jak rządzą się w państwowym skądinąd lesie. Ktoś powiedział, że lasy w Polsce należy znacjonalizować. Na jednej z narad w dyrekcji Lasów prominentna osoba oznajmiła: "Puszczy bronimy jak Stalingradu - nie oddamy! Jak polegniemy tu, polegniemy i w innych miejscach. Rozleje się na cały kraj". Puszcza jest bardzo prestiżowym łowiskiem. Polować w dzikiej puszczy to myśliwski rarytas. Tutaj nie strzelają zwykli myśliwi, to tereny należące do Administracji Lasów Państwowych, nazywane Ośrodkami Hodowli Zwierzyny, stanowią tylko 8 procent powierzchni obwodów łowieckich w kraju. Ale zabija się w nich prawie jedną czwartą zwierząt ginących podczas polowań.
- Miejscowi leśnicy, wspierani przez szefostwo Lasów Państwowych, podburzają i wykorzystują mieszkańców do załatwiania swoich interesów, a mają w regionie Puszczy duże wpływy. Przykro mi to wszystko mówić, mam dobrych znajomych wśród różnych leśników w kraju. Ale tutaj dopuszczają się niegodnej manipulacji, to jest przejaw braku szacunku dla społeczeństwa mieszkającego w regionie Puszczy. Przecież leśnicy wiedzą, że ze zwiększonego etatu cięć ludzie stąd nie będą mieli złamanego grosza więcej.
Trzy tygodnie temu w okolicznych kościołach i cerkwiach na zakończenie mszy księża i popi prosili wiernych o podpisywanie apelu w sprawie zwiększenia limitów wycinki drzew z powodu kornika. Wierzą tylko leśnikom. Nie wierzą naukowcom, parkowcom, socjologom, ekonomistom środowiska, GUS-owi, organizacjom turystycznym, politycznym i przyrodniczym głosom z Unii Europejskiej i ze świata.
- Na razie wypuszczono balon próbny i w grudniu do konsultacji społecznych trafił aneks do planu urządzania lasu w nadleśnictwie Białowieża. Przewidywał prawie pięciokrotne zwiększenie wycinki drzew. Na początku stycznia zaczęły się obywatelskie protesty, w Warszawie był Marsz Entów, kilka dni później minister Szyszko spotkał się z komisarzem Unii ds. środowiska Karmenu Vellą, który wyraził zaniepokojenie wycinką Puszczy.
- Będzie dramat. Jak wygląda trzebiona Puszcza, każdy może się przekonać w Rezerwacie Szafera, biegnie przez niego szosa wjazdowa z Hajnówki do Białowieży. Potężne świerki leżą po obu stronach szosy. Tną pod pretekstem zapewnienia bezpieczeństwa. Teoretycznie mogą ciąć, bo Lasy są odpowiedzialne za bezpieczeństwo przy szlakach i drogach. To widowiskowy manifest siły i obecnej poprawności politycznej wobec ministra środowiska.
- Jeśli piły pójdą w ruch, będą koleiny do kolan wyryte w miękkim gruncie przez wielkie koła leśnych kombajnów. Łańcuchowe piły będą wyły na najwyższych obrotach w tumanach siwych spalin o ostrym, chemicznym zapachu. Wielkie naczepy drogowe załadowane do pełna kłodami drzew będą rozjeżdżały puszczańskie drogi. Hałas będzie trwał przez lata. Potem nastąpi cisza. Wszędzie będą ślady ponurej przemocy. Naturalny z wyglądu las odrodzi się za 60-80 lat. Z punktu widzenia przyrody taki czas nic nie znaczy, pewnie nie wzruszy nawet ramionami.
Dla mnie trudne do przyjęcia jest zachowanie leśników.
- Czarny leśny piar doprowadził do tego, że w Puszczy gotuje się od wzajemnej nienawiści. Być może leśnicy rzeczywiście wierzą, że lasu należy bronić piłą, a naukowcy i organizacje społeczne to oszołomy. Kilka dni temu podszedłem do leśniczego, który nadzorował wycinkę przy szosie w Rezerwacie Szafera, robotnicy wokół ogniska jedli posiłek, rozmawialiśmy chwilę. Jeden z pilarzy wskazał na suche drzewo i powiedział: "Ten świerk usechł przez takich jak pan". Gdy wracałem do samochodu, drwal z piłą w ręku poszedł za mną i wykrzyczał mi w twarz: "Spierdalaj stąd, ty gnido, bo cię, kurwa, pochlastam piłą na miejscu". Koledze z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot miejscowi grozili, że utopią go w bagnie. Czy leśnicy stąd mogą zobaczyć swój udział w tym wszystkim?
- Leśnicy przebudzili się, kiedy PiS zaczął górować w sondażach. Jeszcze zanim przejął rządy, leśnicy już zaczęli machać do polityków ręką z Puszczy: "Myślimy jak pan minister, jak pan dyrektor. Będziemy ciąć, proszę popatrzeć - już tniemy...". Ustawa o lasach nakazuje sumiennemu urzędnikowi walkę z kornikiem polegającą na wycince. W lesie gospodarczym - dobrze, ale w Puszczy Białowieskiej?! Leśnicy w jedną powyborczą noc z ludzi w miarę czujących przyrodę stali się suchymi urzędnikami. Nadleśniczy to stanowisko polityczne.
- Jest starszym panem, schorowanym, jak mówi, czyta "Nasz Dziennik", ogląda Telewizję Trwam i to mu wystarcza. Kiedyś był podobno niezłym naukowcem, ale teraz mam wrażenie, że nie nadąża za wyzwaniami klimatycznymi i środowiskowymi. Entomolog, specjalizował się w biegaczowatych. Te chrząszcze dobrze się mają na zrębach, może dlatego ministrowi podoba się wycinanie drzew. To zaprzysięgły myśliwy, mówi, że "myślistwo wyssał z mlekiem matki", jego traktowanie natury jest wyłącznie eksploatacyjne, zgodnie z tezą, że ziemia została dana nam, ludziom, we władanie. Wielu ludzi uwierzyło w to. W końcu ziemia się otrząśnie z naszego kłopotliwego gatunku. Dyktatorzy trwają długo, ale ostatecznie wszyscy dają szyję.
- Sprawa Rospudy pokazuje, że Polacy potrafią walczyć o przyrodę. Pamiętajmy, że zdarzyło się to za poprzedniego ministrowania Szyszki. Jak informacja o planowanej wycince w Puszczy dotarła do społeczeństwa, zagotowało się. Ludzie stoją w blokach startowych i czekają, żeby bronić lasu. Białorusini, do których należy dwie trzecie Puszczy, z całości zrobili park narodowy.
Odkąd przeprowadziłem się do Białowieży, codziennie wędruję po tym prastarym lesie - ciężko mi myśleć, że jeśli leśnicy się nie opamiętają, zostanie zmasakrowany.
- Od wielu lat myślałem o Białowieży, mieszkał tu mój najlepszy przyjaciel, regularnie go odwiedzałem. To była szybka decyzja, podczas spaceru zobaczyliśmy z żoną, że na skraju wioski, tuż przy Puszczy, jest działka na sprzedaż - kilka tygodni później była nasza. Zbudowałem drewniany dom, a kiedy syn jesienią zaczął studiować w Warszawie, przenieśliśmy się tutaj z Dorotą na stałe.
- To był proces. Przełomem okazał się moment, gdy zastrzeliłem psa. Stałem pod drzewem i patrzyłem na dwie sarny. Z żyta wyskoczyły psy i zaczęły je gonić. Strzeliłem odruchowo. Pies nie zginął na miejscu, uciekł. Skonał w krzakach. Wtedy poczułem, że już nie mogę zabijać. Proces "zdrowienia" był bolesny - przeżyłem dość długi okres retrospekcji i przygnębienia. Zobaczyłem z całą wyrazistością niepotrzebne cierpienie i śmierć, które zadawałem kulami i śrutem.
Przestałem polować ponad 20 lat temu. Dziś uważam, że aby móc nieść los myśliwego, trzeba mieć bardzo twarde serce. Nie można zabijać w sobotę i niedzielę, a od poniedziałku dla rodziny i przyjaciół mieć pełne miłości i współczujące serce.
- Widzę, że zwierzęta są pełnymi wdzięku czującymi istotami i jest mi ich po prostu najzwyczajniej żal. Kiedyś wybrałem się do rezerwatu pokazowego - to rodzaj zoo, w którym żyją gatunki zamieszkujące Puszczę. Tajał już śnieg, słońce przygrzewało, a ja stałem oparty o ogrodzenie i przyglądałem się jeleniom. Zauważyłem łanię, która zbliżała się do mnie - kroczek za kroczkiem. Może liczyła, że dostanie coś do jedzenia. Podeszła i patrzyliśmy sobie z bliska w oczy. Jakże piękne oczy ma łania! Po chwili obróciła głowę i poczułem w uchu jej oddech: "szszszszszsz...". Ciepły i miękki. Dotknąłem jej skóry - była niesamowita. Chciałem się do niej przytulić.
Zenon Kruczyński z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, autor książki "Farba znaczy krew". Były myśliwy
gazeta wyborcza: http://wyborcza.pl/duzyformat/1,150178,19574949,poluja-szyszko-i-kukiz-co-roku-polscy-mysliwi-zabijaja-1-5.html
Newsletter/ Obserwator TEPP (Transformacji Energetycznej Ponad Podziałami) 10.2024 |
Kopalnia Turów pochłania dawny kurort uzdrowiskowy Opolno-Zdrój, a (...) |
TURÓW - Wyrok NSA niezgodny z prawem UE (...) |
Trwa wyścig o czyste powietrze – najnowszy ranking (...) |
Newsletter/ Obserwator TEPP (Transformacji Energetycznej Ponad Podziałami) wrzesień (...) |
Wakacje ze śmieciami. Czy system kaucyjny oczyści środowisko? |
Wakacje ze śmieciami. Czy system kaucyjny oczyści środowisko? (...) |
prof. Jan Popczyk: Trzy fale elektroprosumeryzmu |
Jean Gadrey: Pogodzić przemysł z przyrodą |
Jak wyłączyć ziemię z obwodu łowieckiego i zakazać (...) |
Bez mokradeł nie zatrzymamy klimatycznej katastrofy |
Zielony Ład dla Polski [rozmowa] |
We Can't Undo This |
Robi się naprawdę gorąco |