Łupkowy chaos zamiast El Dorado
Styczniowy raport NIK na temat poszukiwania, wydobywania i zagospodarowania gazu łupkowego okazał się dla administracji państwowej druzgocący.
Jak było do przewidzenia, pompowanie bez umiaru bańki łupkowej skończy się jej pęknięciem z dużym hukiem. Raport NIK jasno stwierdza, że nie ma na razie żadnych podstaw do wyrokowania o zasobach złóż łupkowych, które by pozwoliły prognozować komercyjne wydobycie gazu łupkowego. Ba, w ogóle nie wiadomo, czy jest go na tyle, aby możliwa była produkcja na masową skalę.
Jakkolwiek w dotychczasowych komentarzach publicyści zwracali uwagę głównie na brak jasnych uwarunkowań prawno-administracyjnych, które pozwoliłyby firmom na kontynuowanie inwestycji, to warto przede wszystkim podkreślić inne wnioski NIK-owskiej kontroli: brak nadzoru ze strony państwa, lekceważenie – żeby nie powiedzieć: całkowite ignorowanie przepisów o ochronie środowiska, dziwaczne powiązania personalne między urzędnikami państwowymi a firmami, które dostały koncesje, na milę pachnące korupcją, pobłażanie firmom nieprzestrzegającym warunków koncesji, brak kontroli nad próbkami geologicznymi, które wbrew przepisom zostały wywiezione za granicę – do laboratoriów amerykańskich i niemieckich.
W raporcie najmocniej się dostało ministerstwu środowiska i nie ma się co temu dziwić, skoro pomieszane zostały role, co pachnie konfliktem interesów. Obarczone odpowiedzialnością za doprowadzenie do jak najszybszego uruchomienia wydobycia gazu łupkowego, popędzane przez premiera Tuska, który zapowiedział złote (w)czasy dla emerytów, gdy uruchomimy łupkowy raj, ministerstwo środowiska – zamiast pilnować warunków bezpieczeństwa środowiskowego i zdrowotnego – przekształciło się w resort gospodarczy, poświęcając środowisko na łupkowym ołtarzu. W swej gorliwości pracownicy ministerstwa nawet zaczęli sami pisać wnioski koncesyjne firmom ubiegającym się o koncesje, mimo że to oni mieli oceniać wiarygodność aplikujących podmiotów. Ministerstwo szło także przedsiębiorcom na rękę, nielegalnie rozkładając na raty opłaty koncesyjne i niewłaściwie określając terminy ich uiszczania. Zupełnie nie monitorowało sytuacji: nie miało pojęcia, że na jakimś terenie firma rozpoczęła już działalność koncesyjną, nie potrafiło wyegzekwować od przedsiębiorstw, które otrzymały koncesje, przysyłania na czas raportów z podjętych działań.
Raport NIK potwierdził większość zarzutów postawionych przez Partię Zieloni. Już dwa lata temu, 16 marca 2012 roku, złożyliśmy na ręce ówczesnego prezesa NIK wniosek o przeprowadzenie kontroli procesu koncesyjnego, ze szczególnym uwzględnieniem przestrzegania wymogów ochrony środowiska i ochrony zdrowia (http://www.zieloni2004.pl/art-4507.htm). Jak czytamy w raporcie NIK: „organ koncesyjny [tj. ministerstwo środowiska] nie pozyskiwał także informacji o realizacji postanowień koncesyjnych w zakresie ochrony środowiska przy pracach poszukiwawczo-rozpoznawczych złóż gazu z łupków od podlegającej mu Inspekcji Ochrony Środowiska. Wynikało to po części z tego, że Inspekcja Ochrony Środowiska nie otrzymywała od organu koncesyjnego kopii udzielonych koncesji”, a więc nie miała pojęcia, że powinna przeprowadzić na danym terenie kontrolę.
Nie popisały się także okręgowe urzędy górnicze, które powinny sprawdzać, jak wygląda sprawa z bezpieczeństwem środowiskowym, zwłaszcza jeśli chodzi o ochronę powierzchni ziemi, ochronę wód podziemnych i powierzchniowych, ochronę przed odpadami, ochronę przed hałasem i wibracjami, ochronę powietrza przed zanieczyszczeniem, a tego nie robiły, co NIK nazwał wprost „działaniem nierzetelnym i nielegalnym”. Na przykład okręgowy urząd górniczy w Warszawie skontrolował tylko dwa z siedmiu otworów poszukiwawczych w zakresie ochrony środowiska, a jego szef beztrosko stwierdził, że była to jego „autonomiczna decyzja co do zakresu kontroli”. Dużo większą nonszalancją wykazał się jednak okręgowy urząd górniczy w Poznaniu, który w raporcie z kontroli podał wyniki pomiaru hałasu i wibracji przeprowadzone przed kilkoma miesiącami – gdzie? W Niemczech (sic!). Zaś okręgowy urząd górniczy w Lublinie nie przeprowadzał kontroli, ponieważ – jak to uzasadnił naczelnik wydziału – nie wpłynęły żadne skargi…
Bardziej jednak niepokojące jest to, że w wyniku przeprowadzonych kontroli stwierdzono nieprawidłowości w zakresie ochrony środowiska – na przykład odstępstwa od przyjętych parametrów wiercenia, gromadzenia odpadów czy braku pomiaru jakości zacementowania rur w otworze, co wiąże się z ryzykiem wycieku do wód gruntowych toksycznych chemikaliów używanych do szczelinowania hydraulicznego.
Dla mnie oczywistym wnioskiem płynącym z raportu NIK jest konieczność jak najszybszej zmiany organu koncesyjnego i to nie dlatego, że ministerstwo środowiska nie było w stanie podołać tej roli. Ono zostało powołane w zupełnie innym celu: ma strzec bezpieczeństwa środowiskowego, przestrzegać standardów ochrony środowiska, ma środowisko chronić, a nie destruować. Już czas, żeby to ministerstwo stało się na powrót ministerstwem ochrony, a nie destrukcji środowiska.
Zalecana lektura:
Zieloni: Gazu nie da się pić! - wniosek Partii Zieloni do Najwyższej Izby Kontroli http://www.zieloni2004.pl/art-4507.htm
Komunikat pokontrolny na stronie NIK http://www.nik.gov.pl/aktualnosci/nik-o-poszukiwaniach-gazu-lupkowego.html
Zieloni: Nie tędy droga do gazu łupkowego – opinia o projekcie nowelizacji prawa geologicznego i górniczego http://zieloni2004.pl/news.php?readmore=3254