Wojna Światów
Jak zrozumieć to, co robimy z innymi istotami zamieszkującymi naszą planetę? Kim dla nich jesteśmy?
Kolejne gatunki odchodzą w niebyt z nużącą regularnością, obecnie już 1000 razy szybciej, niż przed nastaniem epoki przemysłowej. Żegnamy więc perkozka długodziobego, kolejny gatunek żaby czy delfina baiji i liczymy, ile dolarów na śmierci tych żywych istot traci nasza gospodarka, ile tracimy potencjalnych leków, zysków z turystyki i rybołówstwa. Owszem, jest to język, który przemawia do ekonomistów, polityków i większości społeczeństwa. Sam go używam starając się powstrzymać ten proces. Czy jednak gdzieś po drodze, licząc dolary, nie tracimy człowieczeństwa? W natłoku przygnębiających statystyk gubi się gdzieś zrozumienie skali i moralnego wymiaru problemu.
Jak zrozumieć to, co robimy z innymi istotami zamieszkującymi naszą planetę? Kim dla nich jesteśmy?
Być może jedynym sposobem, w jaki możemy to zrozumieć, jest wczucie się w sytuację eksterminowanych przez nas gatunków. Pomyślmy, jak taka sytuacja może wyglądać z perspektywy zwierząt morskich, muszących zmierzyć się z inwazją wielkich jak krążowniki trawlerów, linami z milionami haczyków, trałowaniem dennym, rozrastającymi się strefami beztlenowymi, setkami milionów ton plastiku, morderczymi związkami chemicznymi i innymi naszymi działaniami.
Wyobraź sobie, że rozglądasz się wokół i widzisz 100 innych osób, w tym swoją „drugą połowę”, rodzinę i przyjaciół. Świat jest dobry i bezpieczny.
Jednak to już jego ostatnie chwile. Ostatnie chwile świata, który znasz…
Z odległych, nieznanych nam rejonów przestrzeni nadciąga obca rasa, dysponująca potężną technologią, potrzebująca zasobów Ziemi i absolutnie obojętna na to, co dotychczas się na niej działo. W ciągu 50 lat z każdych 100 z nas, przy życiu pozostanie tylko jeden.
Z góry opadają potężne, długie na dziesiątki kilometrów machiny, wymiatając wszystko na swej drodze, burząc nasze domy i wyłapując wszystkie żywe istoty, łącznie z nami. Nigdy nie wiadomo, kiedy taka machina się pojawi – a kiedy już to nastąpi, szanse ucieczki są bliskie zera. I nie ma żadnego sposobu, żeby je zniszczyć, czy powstrzymać ich działanie. Znikają kolejni nasi bliscy, świat rozpada się w gruzy, a my żyjemy w wiecznym, paraliżującym strachu, nie znając dnia ani godziny. Nawet nie wiemy, czy jesteśmy celem tych polowań, czy po prostu ta potężna obca inteligencja nawet nie zauważa naszego istnienia. Bardzo często zauważamy, że zwłoki są po prostu wyrzucane bez śladu zmian na sobie, tak, jakbyśmy byli niepotrzebnym odpadem przy pozyskiwaniu innego surowca.
Nie tylko mordercze machiny dziesiątkują naszą populację. Co jakiś czas Obcy tworzą strefy pozbawione tlenu. Najpierw były one małe, nieliczne i formowały się powoli – jeśli było się czujnym, to nawet był czas na ucieczkę. Jednak stopniowo stawały się coraz większe, powstawały szybciej, a na niektórych obszarach stały się wręcz permanentne – ich rozmiary można porównać z rozmiarem krajów.
Cierpimy głód, ale obawiamy się sięgnąć po znajdywane jedzenie. Obcy podrzucają je jako przynętę, a gdy po nie sięgamy, wpadamy w śmiertelne pułapki.
Zasypują nasz świat toksycznymi substancjami. Dorośli umierają na tajemnicze choroby, dzieci rodzą się zdeformowane lub martwe – nie wiemy, dlaczego tak się dzieje, w swoim przerażeniu i bezsilności wiemy tylko, że zaczęło się to wraz z nadejściem Obcych.
Gdybyśmy tylko posiadali jakiekolwiek środki, które pozwoliłyby nam podjąć walkę... Za to, co ci Obcy z nami robią należałaby im się zemsta i zagłada. Ale to niemożliwe… byliśmy bezbronni nawet wtedy, kiedy nasza populacja była jeszcze setki razy liczniejsza. Wspomnienia tych czasów zbladły i zatarły się w pamięci. Pozostała nas już tylko garstka, nasz świat i kultura legły w gruzach, a inwazja Obcych staje się coraz silniejsza.
Jak oni mogą to robić? Jak można być tak nieludzkim, obojętnym na czyjeś cierpienia, jak można bezdusznie eksterminować inny gatunek?
Tak mogą nas postrzegać żółwie, tuńczyki czy delfiny. Uważamy, że są naszą własnością, i nawet eksterminacja całych gatunków nie jest zbyt wysoką ceną za zarabianie na tym pieniędzy. A czasem nie chodzi nawet o pieniądze, lecz o przyjemność, którą czerpiemy z zabijania.
Przeczytaj tekst po raz drugi, tak, żeby patrzeć na niego zarówno oczami żółwia, jak i człowieka.
Prawdopodobnie czujesz zbliżone emocje. Wystarczy zwykła zmiana perspektywy – wyobrażenie siebie w roli ofiary potężnej obcej inteligencji, żeby dojść do wniosku, jakim mianem można określić takie traktowanie innych istot….
Jak zauważył biolog morski prof. Daniel Pauly, „Toczymy wojnę z rybami. Rzuciliśmy przeciwko nim naszą technologię i przemysł. I wygrywamy” [6zwup7o]. To wygląda jak Wojna Światów. I to my w tej historii gramy rolę bezlitosnych Marsjan. Owszem – nie wszyscy. Na ile jednak mogłoby stanowić dla nas pocieszenie, gdyby wśród niszczących nasz świat Obcych było kilku takich, którzy uważaliby, że to nie jest w porządku? Wojna Światów skończyła się happy endem – Ziemia uporała się z najeźdźcami. Na jaki happy end teraz liczymy?
Czy zmienimy się na czas, by miało to znaczenie dla losu innych gatunków? Czy zamiast być dla nich Marsjanami, staniemy się ich starszymi braćmi i odpowiedzialnymi opiekunami planety?
Jak na razie jesteśmy Marsjanami nie tylko dla innych gatunków, ale nawet dla innych ludzi. Jeśli w swojej pogoni za złożami ropy czy rud metali trafiamy na nie w zamieszkałych rejonach, ich mieszkańcy, żyjący tam często od pokoleń, muszą je opuścić. Uważamy, że to nasze zasoby, które przez przypadek znalazły się na ich terenach. Tam, gdzie wcześniej ciągnął się las tropikalny, płynęły czyste rzeki i rozbrzmiewał śpiew ptaków, pojawiają się więc kopalnie odkrywkowe, wody zamieniają się w ścieki, a zamiast ptaków dźwięczą silniki spychaczy. Z zajmowanych od stuleci terenów wysiedlane są całe plemiona w Amazonii i Afryce, które miały pecha znaleźć się na terenie planowanych kopalni metali, obszarów zalewowych nowych elektrowni wodnych lub po prostu terenów, które zagraniczny koncern nabył pod uprawę soi. Konfiskacie ziemi nierzadko towarzyszą morderstwa, gwałty, tortury i praca przymusowa. Nie tylko kraje autorytarne, jak Chiny czy Birma przesiedlają przymusowo swoich obywateli. Robią tak również kraje demokratyczne, jak Brazylia, czy nawet… Polska. Za kilka lat w kopalni odkrywkowej Bełchatów wyczerpie się węgiel, co więc zrobimy? Planujemy zająć pod kopalnie tereny zamieszkałe przez dziesiątki tysięcy ludzi, gdzie dziś są ich domy, sady i pola. Lokalne społeczności nie mają wyboru.
Jeśli rozwiążemy nasze problemy energetyczne, przez znalezienie potężnego i taniego źródła energii, ale nie zmienimy sposobu postępowania, to nadal będziemy pompować do środowiska coraz większe ilości szkodliwych substancji, będziemy zajmować coraz to nowe tereny pod uprawę, zabijemy kolejne gatunki, a rosnąc dalej, sięgniemy być może w kosmos, po inne planety, których zasoby i mieszkańców będziemy sobie podporządkowywać. I wtedy staniemy się Marsjanami.