Koniec energetyki węglowej w Niemczech w rękach lobbystów
Niemcy nie dostarczają ostatnio powodów do ochów czy achów, jeżeli chodzi o politykę klimatyczną i ochrony środowiska. Brakuje im odważnej realizacji celu odejścia od węgla. Problemem jest opracowanie konkretnego planu oraz osiąganie celów polityki klimatycznej na szczeblu federalnym i europejskim.
Kraj transformacji energetycznej najpierw nie mógł się umówić na nową koalicję rządową, teraz wciąż kontrowersje budzi praca tzw. Komisji Węglowej, która ma opracować odejście od węgla, ale też zadbać o niezbędne środki i doprowadzić do sprawiedliwej transformacji regionów. Cała sprawa, podobnie jak wcześniej długi poród koalicji rządowej jak i samo zwycięstwo partii AfD w landach odkrywkowych pokazuje, że odkładanie odważnych decyzji na przyszłość może w końcu doprowadzić politykę pod ścianę. Komisja nie może ruszyć z miejsca i coraz głośniej pobrzmiewa stara węglowa piosenka.
Komisja zamiast redukcji do 2020 r.
Kiedy okazało się, że Niemcy nie zrealizują celu redukcyjnego CO2 o 40% do 2020 r. ogłoszono, że należy powołać specjalną Komisję Węglową, aby cel redukcyjny został zrealizowany w odpowiednio większym zakresie do 2030 r. Te słowa wielu uspokoiły, ale okazuje się znowu, że nie ma co chwalić dnia przed zachodem słońca. Komisja Węglowa nie opracowała dotychczas żadnej metody, nie podała konkretnych dat oraz celów redukcyjnych. Ba – sam skład jest przedmiotem krytyki. Odejście od węgla wiązać się będzie z dużymi przekształceniami oraz transformacją regionów. W przypadku węgla chodzi obecnie głównie o ten brunatny, co angażuje przede wszystkim landy jego wydobycia oraz spalania: Saksonię i Brandenburgię oraz Nadrenię Północną-Westfalię. Skąd wątpliwości? Powodem jest dobór polityków, którzy mają przewodniczyć pracom komisji. Mają nimi zostać osoby znane z zangażaowania w obronę eksplotacji odkrywek oraz spalania węgla brunatnego w elektrowniach. Gdyby przenieść to na polskie realia, to tak, jakby szefem komisji dbającej o zrównoważony rozwój obszarów leśnych został drwal i myśliwy Jan Szyszko.
Odejście od węgla z przytupem
Rosną obawy, że komisja, która ma opracować odejście od węgla w Niemczech zbyt małą uwagę przywiązywać będzie do ochrony klimatu. Zgodnie z Porozumieniem Paryskim Niemcy mogą wyemitować 4 miliardy ton CO2. Jednak według obecnych planów limit ten zostanie wyczerpany już w 2030 r.
Przewidywania dalszej intensywnej emisji CO2 budzi kontrowersje, bowiem wiadomo, że Niemcy nie osiągną przez to swojego celu redukcji do 2020 r., mimo że jest to technicznie możliwe. To czego cały czas brakuje, to wola polityczna. Wiemy, że republika federalna mogłaby do 2030 r. zredukować prawie o połowę moc energetyki węglowej ze względu na planowany rozwój sieci przesyłowych czy podłączenie do nich eleketrowni gazowych. Jochen Homann, prezes federalnej agencji zajmującej się rozwojem sieci powiedział gazecie Frankfurter Allgemeine Zeitung, że moc węglowa może zostać zmniejszona o połowę do 2030 r. bez ryzyka dostaw energii elektrycznej. Cel redukcji wsparty zostanie też rozbudową energetyki wiatrowej i solarnej. Do 2030 r. udział OZE w miksie energetycznym ma wynieść 65%. Takie są przynajmniej życzenia rządu federalnego. Zwiększenie udziału OZE będzie jednak wymagało rozwoju inteligentnych sieci przesyłowych. Dzisiaj braki w infrastrukturze powodują konieczność zabezpieczania dostaw energii elektrycznej, co kosztowało w 2017 r. prawie miliard euro.
Komisja węglowa – lobby energetyczne
Na reakcję społeczeństwa odnośnie pracy i składu komisji węglowej nie trzeba było długo czekać. GRÜNE LIGA zażądała nawet „zorganizowania wiarygodnej komisji, a nie komisji lobbystów”. Skąd podejrzenie o lobby? Otóż przewodniczącymi z ramienia wschodniego zagłębia węglowego zostali Stanislaw Tillich (CDU) oraz Matthias Platzeck (SPD), obaj znani ze swojego poparcia dla węgla brunatnego. Podczas rządów na stanowisku premierów landów ich rola polegała na blokowaniu i odraczaniu decyzji ważnych właśnie w kontekście polityki klimatycznej.
Wybór Platzka skomentował Rene Schuster z GRUNE LIGA: „My mieszkańcy Łużyc znamy go z tego, że jest niesłowny. Złamał słowo swoich poprzedników i chciał poświęcić nasze wsie dla węgla brunatnego. Zgotował nam dziesięć lat niepewności o jutro oraz lęku o przyszłość naszych stron. Platzek nigdy nie brał pod uwagę planu B dla rozwoju Łużyc. Dlatego uważam za absurdalne, że tak ważny projekt odchodzenia od węgla ma być prowadzony właśnie przez niego”. Ekolodzy wyśmiali też uzasadnienie Svenji Schulze (SPD) z ministerstwa środowiska, która uważa Platzka za osobę „dobrze zorientowaną w polityce klimatycznej landu”.
Czasy, kiedy Platzek kierował ministerstwem środowiska w Branenburgii (2002-2013) trudno określić, jako okres przyjazny dla klimatu i środowiska. Były już premier osobiście pofatygował się do Komisji Europejskiej, aby tereny wcześniej wpisane na listę Natura 2000 przeznaczyć pod wydobycie węgla brunatnego. W 2007 zdecydował, że Brandenburgia stanie się innowacyjnym regionem poprzez stosowanie technologii sekwestracji CO2. Mimo starań, nigdy do tego nie doszło, jednak pieniądze i czas zostały zmarnowane. Platzek wystosował też wniosek o specjalne traktowanie węgla brunatnego w ramach handlu emisjami. Jego rząd działał szybko i skutecznie dla przemysłu węglowego. Prowadził badania dotyczące złóż oraz możliwości przesiedleń. I gdyby nie przeciek działania te nigdy nie wyszłyby na światło dzienne. Plany wydobycia minister Platzek przedstawiał na konferencjach prasowych wraz z koncernem Vattenfall, co sprawiało, że wielu miało trudności z rozróżnieniem gdzie kończy się administracja rządowa, a gdzie zaczyna koncern węglowy. Jako osoba związana z koncernami energetycznymi potrafił też dyskredytować wszystkich sprzeciwiających się działaniom rządu landowego. Sam wygłaszał zdania w stylu: „Zamknięcie elektrowni węglowych na terenie Łużyc będzie miało mniej więcej taki wpływ na światowy klimat, jak to, że w Chinach spadnie z półki worek ryżu”. Teraz organizacje ekologiczne obawiają się, że podobne idee mogą być mottem prowadzonej przez niego komisji.
Z kolei minister StanislawTillich (CDU), drugi przewodniczący komisji, prowadził podobną politykę prowęglową w Saksonii. Powtarzał nie raz, że odejście od węgla brunatnego będzie dla regionu „katastrofą”. Zapewniał opinię publiczną zainteresowaną miejscami pracy w saksońskiej branży węgla brunatnego, że wystąpi przeciwko planom Bundestagu odnośnie podniesienia celów polityki klimatycznej. Gest premiera Saksonii miał charakter populistyczny, ponieważ wiadome było, że ani Bundestag, ani tym bardziej Komisja Europejska nie pochyli się nad groźbami ministra Saksonii. Tillich rozbudzał zatem nadzieje, które nie miały pokrycia. Teraz ta sama osoba miałaby być szefem komisji, która w zasadzie ma zająć się końcem energetyki węglowej w Niemczech. Tillich ucieszył się oczywiście z udziału w komisji zawodowego związku górniczego LGBCE. Warto dodać, że kiedy zostało otwarcie wyartykułowane, że cel 40 procent redukcji do 2020 r. nie zostanie osiągnięty, związek zawodowy IG BCE stwierdził, że „cieszy się z realizmu, jaki znowu zapanował w sektorze przemysłu i energii”.
Kontrowersyjne biografie
Pytania może też prowokować wydelegowanie trzeciej przewodniczącej z regionu Nadrenii Północnej-Westfalii. Jest nią Ursula Heinen-Esser (CDU), która w międzyczasie została minister środowiska Landu NRW po tym jak jej poprzedniczka musiała ustąpić ze stanowiska. Christina Schulze Föcking podała się do dymisji po masowej krytyce środowisk walczących o prawa zwierząt, które dotarły do firmy zajmującej się masową hodowlą świń prowadzonej przez rodzinę Christiny Schulze Föcking. Warunki jakie panowały przy produkcji trzody pozostawiały wiele do życzenia. Po odejściu zastąpiła ją Heinen-Esser. W swojej mowie poinformowała, że ma zamiar łączyć interesy rolnictwa i wytyczne ochrony środowiska. Nie to jest jednak problematyczne w jej biografii, jeżeli chodzi o udział w komisji węglowej. Polityczka od 2016 jest również prezeską komisji zajmującej się składowaniem odpadów atomowych. Ze względu na fakt, że została minister środowiska landu, zrezygnowano z jej udziału w komisji.
Na miejsce Heinen-Esser w międzyczasie został wybrany Ronald Poffala, były polityk CDU obecnie z zarządu Deutsche Bahn. Polityk ma za sobą kilka skandali, m.in. z tajnymi służbami. W tematyce ochrony środowiska wsławił się m.in. swoim zaangażowaniem w realizację oprotestowanego przez społeczeństwo projektu kolejowego Stuttgart 21. Jego kompetencje oraz wcześniejsze doświadczenia w polityce ochrony środowiska stawiają projekt odejścia od węgla czy ochrony klimatu także pod znakiem zapytania.
Niemcy postawiły sobie ambitny cel - 60 % redukcji mocy węglowych do 2030 r. Na podstawie powyższego można podejrzewać, że realizacja tego celu będzie prawdziwym wyzwaniem.
Hanna Schudy