Zabijanie nasze codzienne

Dawniej, kiedy często jeździłem samochodem i przyjeżdżałem z długiej trasy, na szybie, masce, zderzakach oglądałem ślady po setkach zabitych owadów. Kiedyś zabiłem autem psa. Jechałem powoli, ale on wskoczył dosłownie pod koła. W szkole krajaliśmy żaby na lekcjach, a ja je łapałem, żeby było co kroić. Legitymizował ten proceder nie byle jaki autorytet - Pan od Biologii.

Mój przyjaciel prosi o herbatę, podaję mu kubek z wrzuconą torebką. Nie, nie chcę w torebce, napiję się wody - mówi. Ile śmierci trzeba zadać, żeby niewielkie ilości herbaty rozsypać do indywidualnych torebek, ze sznureczkami i zszytych metalową spinką! Edward O. Wilson, twórca socjobiologii, zauważa, że im wyższa organizacja społeczna, tym więcej towarzyszy jej zabijania i tym większych fizycznie istot. Czasami są to jednak miliony istot bardzo niewielkich. Każdy, kto jeździ samochodem, musiał zauważyć "placki" po rozjechanych jeżach, żabach, ropuchach... Miliony zwierząt giną w laboratoriach tylko po to, żeby ktoś mógł napisać kolejną pracę magisterską lub doktorską, albo żeby wypuścić na rynek kolejny krem piękności. Miliony giną w rzeźniach... A jest jeszcze spektakularne zabijanie: morderstwa, wojny, myślistwo. Ogromna część naszej kultury - rytuałów, form, nawet języka - służy zabiciu dokuczliwego współodczuwania z zabijanym. Najwięcej osobników i gatunków ginie jednak poza wszelką empatią, nawet poza świadomością tych, którzy zabijają: Postęp musi być - głosi popularne przekonanie. W imię owego postępu Homo sapiens cywilizuje przyrodę: buduje autostrady, przekształca krajobraz, wycina lasy w tempie boiska piłkarskiego - co sekundę. Mijają lata, a tempo się nie zmniejsza.

Przyroda wciąż jest, więc wydaje się nam, że jest niewyczerpywalna i nic nie ginie. Tym bardziej, że coraz więcej z nas nawet nie widziało tego, co odeszło na zawsze - dzikiej przyrody. Pomyślmy jednak, jaką katastrofą dla życia jest budowa zbiornika wodnego lub autostrady! Giną całe populacje i miliony osobników. Nikt z zaangażowanych w te inwestycje nie wykona nawet symbolicznego gestu pojednania z ofiarą. A czasami, gdy wybuduje (dla świętego spokoju ze strony "zielonych") przepusty pod szosą dla małych zwierząt, dla których to i tak nie ma znaczenia, czuje się wręcz dobroczyńcą przyrody! Inwestorzy, przedstawiciele wielkiego biznesu coraz chętniej angażują się w proekologiczne gesty. Byle tylko nie zmniejszyć wzrostu, nie zwolnić ekspansji inwestycji.

Codziennie, na skutek przede wszystkim wycinania lasów, ginie kilkadziesiąt, a może kilkaset gatunków zwierząt. Uczeni nie są pewni ile, bo większości z nich nie zdążyli nawet poznać! Wielkie międzynarodowe banki i korporacje budują potężny gazociąg przez ekwadorski rezerwat w Amazonii. Pracują w nich wrażliwi ludzie, pewnie są wśród nich i wegetarianie, kierujący się chęcią zachowania życia. Dla przebogatego życia tam - to holokaust! To tak, jakby myśliwy wszedł do lasu z karabinem maszynowym. Ale kiedy tankuję paliwo lub kupuję jakiś sprzęt, nie dostrzegam związku między ilością tych produktów, wciąż nowszych modeli, a zabijaniem. Cóż, życie podtrzymywane jest przez nieustanne zabijanie - może ktoś powiedzieć. Autostrada, samochód, komputer - to nie są konieczności życiowe; to atrybuty postępu, który -musi być". Kultura Homo sapiens zabija znacznie skuteczniej niż strzelba, w dodatku anonimowo, bez rytuału, bez zauważenia...

W miejscu przebogatego organizmu wzajemnych związków i domu dla tysięcy gatunków człowiek buduje szeroką na 80 m pustynię - żeby po niej jeździć na nartach i nabrać sił do dalszej walki o postęp. To się nazywa trasa narciarska, a musi być odpowiednio szeroka, żeby była bezpieczna. Przecież człowiek jest najważniejszy! Jeżeli ma dość pieniędzy i naczytał się mądrych książek o środowisku, to wybuduje sobie dom letniskowy ze "zdrowych" materiałów, gdzieś na wsi, albo jeszcze lepiej - wykupi duży obszar przyrody i wybuduje siedlisko, w którym będzie wszystko co tylko można dostać na rynku, ale z odcieniem "swojskości", "ludowości" i "ekologii". Starannie to wszystko ogrodzi i będzie w harmonii z przyrodą planował dalsze inwestycje zabijające przyrodę.

bez szacunku dla wirusów

Człowiek myśli, że w przyrodzie jest sielanka. Nic bardziej błędnego. Nieżyjący już Konrad Lorenz, twórca etologii, miał skłonność do upiększania świata przyrody, do przypisywania mu samych dobrych cech; zło w przyrodzie było przecież dla niego tylko "tak zwane". A jednak zabijanie wśród zwierząt jest częste! Dużo częstsze niż wśród ludzi. I, oczywiście, nie ma w tym nic złego, ponieważ zwierzęta - w pewnym sensie - nie zabijają. Nie mają kodeksu moralnego i są doskonałymi oportunistami! To nas, ludzi, ewolucja doprowadziła do swoistego pacyfizmu wśród wszystkich gatunków. Zaczęliśmy odczuwać opór przeciw zabijaniu. Skoro pojawiło się takie uczucie, nasz oportunizm polegać powinien na niezabijaniu. Gdyby zaletą - dla harmonii przyrody - okazał się kanibalizm, gatunek zacząłby go uprawiać bez żadnego wewnętrznego oporu. I nie byłoby w tym nic złego. Homo sapiens brzydzi się jednak zabijaniem - tego nauczyła nas ewolucja.

Oportunizm Homo sapiens doprowadził nas do pokoju (nawet jeśli człowiek toczy wojny, toczy je zawsze w imię pokoju!), wyposażył w dążenie do harmonii z wszystkimi istotami (no, prawie wszystkimi, bo wirusy, bakterie i inne organizmy stanowiące zagrożenia naszego życia i zdrowia zwalczamy bez moralnego sprzeciwu). Nie oznacza to wcale, że jesteśmy -"lepsi". Jesteśmy po prostu w innym miejscu łańcucha wzajemnych powiązań. Krwiożerczy drapieżnik jest tak samo doskonały! Co ciekawe, teatr wzajemnego zabijania, pożerania, posożytnictwa w dzikiej przyrodzie postrzegamy jako doskonałą harmonię! Burzy ją dopiero ingerencja "miłującego pokój" człowieka.

cywilizacja tzw.
"wolnego rynku"
jest bardziej
śmiercionośna niż
kły i pazury

Musimy się zastanowić nad definicją zabijania. Dla człowieka zabijanie ma miejsce wówczas, kiedy czujemy wewnętrzny sprzeciw. Jest wódka - kiedy zabija się na wsi prosiaka; są myśliwskie rytuały i eufemistyczny język, w którym farba znaczy krew; jest pacyfistyczna frazeologia kiedy wysyła się żołnierzy, by zabijali innych żołnierzy i cywilów. W dzikiej przyrodzie nikt nikogo w taki sposób nie zabija! Lew zabijający innego lwa nie toczy wewnętrznej walki z przykazaniem "nie zabijaj". Po prostu działa zgodnie z prawem doboru naturalnego. To człowiek, żeby zabić, musi najpierw pokonać wewnętrzny opór - i dlatego tylko człowiek naprawdę zabija. Narusza oportunistyczny nakaz ewolucji mówiący mu, że zabijanie dla Homo sapiens przynosi szkody! Cofa się do etapu wilka, choć zatracił już wszystkie piękne cechy wilka czyniące go doskonałym drapieżnikiem - elementem biocenozy lasu.

W złożonym i tajemniczym świecie przyrody wydaje się, że nadrzędnym interesem nie jest ani interes osobnika, ani rodziny, ani nawet gatunku - chodzi o dobro Gai, żyjącej planety. To ona, póki co, tutaj rządzi, choć większy, kosmiczny porządek też nie jest bez znaczenia. To ona każe nam nie zabijać. Dlaczego człowiek ma nie zabijać?

miliony zwierząt giną
w laboratoriach,
by wypuścić na
rynek kolejny
krem piękności

Wśród innych zwierząt mamy do czynienia z zabijaniem, gdy zwierzę nie przekracza pewnego minimum poziomu ryzyka. Paradoksalnie, w świecie zwierząt zabijanie służy harmonii i to znacznie lepiej, niż ludzki "pacyfizm". Ekosystem leśny potrzebuje drapieżników, a jelenie są najzdrowsze tam, gdzie polują na nie wilki, a nie "etyczni" myśliwi. Człowiek, który proporcjonalnie zabija bezpośrednio znacznie mniej istot niż inne gatunki, w istocie powoduje hekatombę śmierci! Pomyślmy, ile istot ginie przy budowie i eksploatacji autostrady, zbiornika wodnego, kopalni, przy wielkoobszarowej uprawie, hodowli, podczas gospodarki leśnej, wskutek składowania odpadów (pomińmy haniebne laboratoria). Cywilizacja tzw. "wolnego rynku" zbudowana jest na zasadzie wzrostu sprzedaży i konsumpcji, a to jest bardziej śmiercionośne niż kły, pazury a nawet strzelby.

Chrześcijanie często mówią o konieczności ochrony życia poczętego. Zapłodnione jajo to dla biologa tylko zygota. Ona jeszcze nie płacze, nie krzyczy, nie wykazuje cierpienia. Ale to oczywiście potencjalny człowiek. Czy jednak bogactwo matrycy dzikiego życia nie jest też potencjalnym człowiekiem? A co z życiem niepoczętym, za to pulsującym wokół nas? Dlaczego akt poczęcia ma stanowić jakiś wyjątek wymagający szczególnej ochrony?

opanować agresję

Gdy przyjrzymy się innym gatunkom rozwiniętym społecznie, widzimy, że obowiązuje wśród nich hierarchia. Nie ma tam "równości" postulowanej w haśle rewolucji francuskiej. Koncept równości ewolucja wymyśliła dopiero przy okazji Homo sapiens. Wcześniej istotną rolę odgrywała agresja. Służyła ustaleniu "miejsca w szeregu". Czym wyżej w hierarchii znajduje się osobnik, tym skłonniejszy jest do zaatakowania, a nawet zabicia. Władcy wśród ludzi też wyjątkowo lubią polować. Mówimy tu oczywiście o samcach.

Istnieje wiele teorii mówiących o agresji człowieka lub tzw. "męskiej agresji". Przywalić tak, żeby nie wstał. Pokonać każdego, kto może być ewentualnym wrogiem lub konkurentem. Wyśmiać, wykpić, zdyskredytować. Z takimi "pokonanymi" trudno potem żyć, więc najlepiej wyeliminować zupełnie. To trochę inna agresja niż w świecie zwierząt. Psycholog powie, że jest ona wynikiem doświadczeń z dzieciństwa - złej relacji z matką, posiadania ojca despoty itp. - i będzie miał rację. Zachowania agresywne miały zwiększyć szansę przetrwania. Jednak analiza sytuacji, w jakiej znajduje się świat gospodarowany przez gatunek Homo sapiens, globalny kryzys społeczny i ekologiczny wskazują, że przystosowawcze znaczenie agresji i zabijania, jakie obserwujemy wśród zwierząt, straciło znaczenie u ludzi. Chyba, że człowiek chce zmienić wektor ewolucji i wyeliminować w całości lub znacznej części nie tylko inne gatunki, ale także siebie samego. Z perspektywy biocentrycznej zmniejszenie ilości ludzi na Ziemi byłoby z korzyścią zarówno dla nich, jak i dla innych gatunków. Ale proces ten może się dokonać także bez ogromu cierpienia, na drodze samoograniczania, która znana jest wśród wielu gatunków dzikich zwierząt. Gatunek wyposażony w samoświadomość nie musi przechodzić procesów adaptacyjnych polegających na jakiejś formie holokaustu.

Największym wrogiem człowieka jest inny człowiek. Wśród wielu gatunków możemy obserwować, jak wrogo reagują na pojawienie się "obcego" naruszającego terytorium. Naszą nadzieją jest jednak fakt, że terytorium Homo sapiens stała się cała planeta. Człowiek dysponuje środkami, które, jak walec, niszczą regionalną różnorodność. Ale zarazem - proces globalizacji ukazuje konieczność solidarności w obronie życia naszego wspólnego terytorium - Matki Ziemi. Agresja wewnątrzgatunkowa wydaje się tu zupełnie nie na miejscu.

Janusz Korbel

rys. Arkadiusz Bagiński

Prace pochodzą z albumu pt. "Chaos", Arek Bagiński, text: Agnieszka Wierzchucka grafika: Arek Bagiński, Wrocław 2003. Album jest do nabycia pod numerem: 0-504 380 537.


[ Poprzedni | Spis treści | Następny]