Rozdziobią nas kruki i wronyTak, jak padlinożercy węszący rannej zwierzyny, koncerny amerykańskiego agrobiznesu upatrzyły sobie Polskę jako teren nowej ekspansji. W Stanach Zjednoczonych i Kanadzie nadchodzą ciężkie czasy dla chowu przemysłowego zwierząt, który zniszczył środowisko naturalne kilku stanów, zrujnował indywidualnych hodowców zwierząt i wywołał falę groźnych zatruć pokarmowych. Lawinowo narasta opór przeciw budowaniu nowych farm, tak ze strony mieszkańców, władz, ekologów, jak i lekarzy mówiących o masowym zatruciu wody pitnej. Delegacja polskich organizacji rolniczych pojechała do USA kilka lat temu, by naocznie przekonać się, co oznacza niekontrolowany rozwój chlewni przemysłowych. Żona jednego z farmerów - sąsiada takiej hodowli - powiedziała ze łzami w oczach: "Staliśmy się królikami doświadczalnymi. Kiedyś ktoś napisze książkę o tym, ilu z nas umarło na raka, zatruło się chlorowodorem, ile urodziło się kalekich dzieci. Na miłość boską, prosimy was - nie pozwólcie zrobić z wami tego, co nam zrobili!" Świński interes Amerykańska firma Smithfield Foods hoduje obecnie systemem przemysłowym w gigantycznych chlewniach 10% ogółu amerykańskich świń i dokonuje taśmowego uboju 25% świń w tym kraju. W 1991 r. w Północnej Karolinie Smithfield otworzył w miejscowości Tar Hill największą rzeźnię na świecie zdolną do uboju 24 tys. zwierząt dziennie. W 1999 roku nabył on natomiast firmę Animex - drugą co do wielkości firmę mięsną w Polsce. Koncern ten posiada również gigantyczne kombinaty hodowlane i mięsne we Francji, Kanadzie, Meksyku. Gnojowica z chlewni przemysłowych emituje blisko 400 różnych gazów. Aerozol amoniaku unosi się znad obszarów intensywnego chowu świń, aby później ulec skropleniu i zmieszać się z azotem znajdującym się już w jeziorach i potokach. Siarkowodór, który może osiągnąć śmiertelne stężenie w niedostatecznie wentylowanych pomieszczeniach, stanowi ogromne niebezpieczeństwo dla zwierząt i pracowników chlewni. Większość pracowników w zakładach przemysłowego chowu świń cierpi z powodu chronicznych problemów z oddychaniem oraz infekcji skórnych. Profilaktyczne podawanie antybiotyków potrzebnych do utrzymania zwierząt przy życiu w farmach przemysłowych bez wątpienia przyczynia się do powstawania nowych bakterii odpornych na antybiotyki. Blisko połowa z 25-30 tysięcy ton antybiotyków używanych rocznie w Stanach Zjednoczonych jest podawana zwierzętom hodowlanym. Gnojowica jest szczególnie niebezpieczna z powodu zawartych tam patogenów - zarazków pomoru świń, salmonelli, bakterii E-coli, listerii a nawet pryszczycy. Firma Smithfield Foods płaci w USA największe kary za zanieczyszczanie środowiska. W sierpniu 1997 r. oskarżona została o 700-krotne naruszenie federalnego Aktu Czystości Wody w okresie od 1991 do 1997 r., poprzez zanieczyszczanie rzeki Pagan na południu stanu Wirginia. Grzywny za wylewanie ścieków i odpadów z rzeźni Smithfielda do rzeki Pagan wynosiły 12,6 milionów USD. Jeden z dyrektorów rzeźni Smithfielda skazany został na karę więzienia za fałszowanie dokumentów dotyczących tej sprawy. Stan Wirginia wszczął obecnie swój własny proces przeciwko Smithfieldowi, w którym oskarża go o 22 300 naruszeń stanowych praw ochrony środowiska od 1982 r. Rzeka Pagan jest od 27 lat zamknięta dla rybaków ze względu na niedopuszczalnie wysokie poziomy bakterii pochodzących z odpadów z rzeźni Smithfielda i jednokomórkowców Pfiesteria, które żywcem zjadają ryby i atakują ludzi. Chów przemysłowy wpłynął znacznie na pogorszenie warunków życia na obszarach wiejskich USA - odór trudny do wytrzymania unosi się nad olbrzymim obszarem spryskanych pól oraz nad tzw. lagunami. Na obszarach wzmożonego rozwoju chowu przemysłowego, nie tylko w Północnej Karolinie i Wirginii, ale także w stanach Misissipi, Missouri, Minnesota, Iowa, Illinois, Oklahoma, Kansas, wschodnim Colorado, a nawet w środkowym Utah (gdzie Smithfield ma olbrzymią rzeźnię) całe powiaty są nękane przez przyprawiający o mdłości smród pochodzący z zakładów chowu przemysłowego świń, a w szczególności ze spryskanych gnojowicą pól i z lagun, gdzie gnojowica jest składowana. Dzieci nie mogą tam bawić się na zewnątrz, wartość nieruchomości znacznie spadła; niektórzy ludzie - szczególnie starsze osoby z problemami z oddychaniem - są zmuszeni do opuszczenia swoich domów. W obronę środowiska Wirginii zaangażował się także Robert Kennedy Junior (syn zamordowanego senatora Roberta Kennedyego), który wygrał dziesiątki procesów przeciwko firmie Smithfield Foods. W lutym 2002 przyjechał on do Warszawy wyłącznie po to, by ostrzec Polaków przed inwazją Smithfielda. I mimo, że w konferencji w Hotelu Jan III Sobieski wzięli udział wicepremier Kalinowski i minister środowiska Żelichowski, to właśnie ministerstwo rolnictwa naciskało na władze w Olsztynie, Poznaniu czy Szczecinie o wyrażenie zgody na gigantyczne inwestycje Smithfielda, choć wiadomo, że oznacza to katastrofę ekologiczną dla Zachodniego Pomorza, Wielkopolski, północnych Mazur i Okręgu Kaliningradzkiego w Federacji Rosyjskiej - którego przedstawicieli nikt nie pytał o zdanie. Smithfield nadchodzi W ciągu ostatnich 12 miesięcy powstało kilkadziesiąt farm chowu przemysłowego świń Smithfielda w Polsce - dokładnie nie wiadomo ile, bo takich danych nie zbiera ani GUS, ani Ministerstwo Rolnictwa. Na każdej z nich jest 10-15 tysięcy świń, a największa z nich znajduje się we wsi Nielep koło Świdwina (30 000 zwierząt), gdzie Smithfield działa pod szyldem spółki Prima Farm. Zorganizowane znęcanie się nad zwierzętami hodowlanymi w skali i nasileniu, które byłyby niewyobrażalne dla poprzednich pokoleń, jest cechą współczesnego chowu przemysłowego. Świnie trzymane są na betonowych lub metalowych rusztach, bez ściółki, żeby nie trzeba było po nich sprzątać. Całe życie są w zamknięciu, bez dostępu słońca i świeżego powietrza, w oddzielnych boksach, w których trudno się ruszać. To dla nich dodatkowy stres, bo są zwierzętami stadnymi i potrzebują kontaktu. Obcina się im ogony, uszy i zęby, żeby się nawzajem nie raniły, kastruje bez znieczulenia. Kiedyś przykuwało się je do ziemi, ale odchodzi się od tego, bo powodowało to rany i zakażenia (zapomnijmy o "cierpieniu zwierząt", bo takich słów nie ma w podręcznikach nowoczesnej hodowli)... Hałas osiąga 90 decybeli, powietrze jest przepełnione trującymi gazami. Maciory zamknięte w kojcach porodowych stoją na betonowych rusztach bez ściółki mając do dyspozycji ograniczoną ilość miejsca, nie będąc w stanie nawet się obrócić. W naturalnych warunkach świnie żyją co najmniej dziesięć lat; maciory w chowie przemysłowym rzadko żyją dwa i pół roku. Ogromna większość pada w wyniku obrażeń i infekcji; jeszcze więcej jest uśmiercanych w chlewni. Młode lochy, które zostały przeznaczone na rzeź, są do tego stopnia okaleczone, że nie mogą samodzielnie dojść do miejsca uboju. Kontenery na każdej z farm są przeładowane padłymi zwierzętami. Społeczeństwo zapomniane przez władze? Wielu ludzi w Polsce zastanawia się nad tym, kto w polityce i administracji naszego kraju reprezentuje jeszcze rolników posiadających gospodarstwa rodzinne. W Stanach Zjednoczonych wielkie firmy agrobiznesu, takie jak Smithfield Foods, IBP, Conagra - wygrały z drobniejszą konkurencją dzięki olbrzymiej koncentracji produkcji, zwłaszcza jednoczesnego opanowania hodowli i przetwórstwa mięsa. Doprowadziło to do upadku większości małych i średnich hodowców świń w USA. Nastąpił tzw. efekt domina - małe rzeźnie nie mogą istnieć bez małych dostawców, wielkie sieci handlowe preferują gigantów. Rynek pozbywa się małych, którzy nie mają koneksji rządowych, kontroli nad społecznościami lokalnymi czy wpływu na powstające akty prawne z zakresu regulacji rynku czy standardów weterynaryjnych. Monopolista zawsze będzie miał duże oddziaływanie na rynek, administrację, politykę, media czy świat naukowy poprzez zręczną politykę subsydiowania partii politycznych, stypendiów dla studentów czy grantów dla prac naukowych. Smithfield Foods podaje, że korzysta z usług firmy, która zajmuje się wszczepianiem maciorom zarodków. Firma ta wyhodowała już kilka świń sklonowanych z komórek skóry dorosłego zwierzęcia. W przypadku świń sprowadzanych do Polski prawdopodobnie nie jest to jeszcze modyfikacja genowa w ścisłym tego słowa znaczeniu, a raczej wyrafinowana selekcja. W Polsce np. sprowadza się świnie określane skrótem PIC, które zostały wyhodowane w Wielkiej Brytanii. Kto nam zagwarantuje, że obcy inwestor pod pozorami zwiększania mięsności i "dbałości" o jakość nie będzie skupować od naszych rolników tylko "odpowiednich" tuczników? Zakontraktuje tylko takie zwierzęta, które sam dostarczy, zagwarantuje określoną paszę dla zwierząt, udzieli na nią kredytu i pod tymi warunkami kupi już dorosłego tucznika. Na skutek koncentracji produkcji ogromne rzesze farmerów w USA hodując świnie dla olbrzymich firm, nie pracują już na swojej ziemi. Nie są oni jednak pracownikami koncernów, więc nie mają prawa np. do ubezpieczenia społecznego czy okresu wypowiedzenia umowy o pracę. W tym systemie wszystkie koszty muszą pokrywać sami. W przypadku, kiedy jakiś produkt się nie sprzedaje, podwykonawca traci wszystko. Taki farmer nie otrzymuje dopłat rządowych do eksportu, bo całą pulę zgarnia coraz bogatsza firma, a nie podwykonawca. Ponad 40 procent amerykańskich farmerów musi szukać dodatkowych źródeł dochodu. W USA następuje proces latyfundyzacji rolnictwa. Z takim samym zjawiskiem mamy do czynienia na terenach byłej Niemieckiej Republiki Demokratycznej. We wschodnich Niemczech właściwie nie ma gospodarstw rodzinnych, jakie można jeszcze spotkać w zachodniej części Niemiec. Także w Polsce w takich regionach, jak Warmia, Mazury, Pomorze proces latyfundyzacji jest coraz bardziej widoczny. Wszystkie zabezpieczenia jak np. okresy przejściowe w sprawie zakupu ziemi przez obcokrajowców itp. brzmią niepoważnie, gdy bocznymi drzwiami wpuszcza się koncerny, które stają się nowymi właścicielami byłych PGRów. W Polsce wystarczy założyć spółkę z o.o. - jak to zrobił Smithfield - by być ochoczo wspieranym przez władze, banki czy władze lokalne chwalące sumę podatków wpłacaną przez polskiego-niepolskiego inwestora. Nie trzeba być prorokiem, by przewidzieć, iż skutkiem tej inwazji będzie zepchnięcie rolników na margines życia politycznego w Polsce. Tak samo dla rządu USA farmerzy nie liczą się dzisiaj zupełnie - liczą się natomiast wielkie korporacje pobierające rządowe dotacje do eksportu i uzyskujące niekończące się ulgi podatkowe. Gdyby coś takiego stało się w Polsce, to pracę straciłyby setki tysięcy ludzi hodujących świnie, drób czy krowy. Będzie się im ciągle mówić, że ich świnie mają za dużo tłuszczu, albo że nie mają weterynaryjnej kontroli i dlatego nie nadają się do przetwórstwa. Ludzie ci stracą rację bytu. Natomiast ten, kto opanuje przetwórstwo mięsa i hodowlę, opanuje całe polskie rolnictwo. Nie jest prawdą, że producent pasz będzie miał wielkie znaczenie; liczyć się będzie ten, kto podpisze umowy kontraktacyjne z rolnikami i będzie tych rolników "krótko" trzymał. Giganty hodowlane mówiąc o hodowli świń, już teraz zakładają, że połowa produkcji będzie pochodziła od rolników indywidualnych, a połowa z ich własnych megafarm. Mówi się wiele o kredytach dla kontraktacyjnych hodowców, jednak po analizie umów okazuje się, że za wszystkie szkody ekologiczne odpowiada rolnik. Poza tym obowiązuje zakaz udzielania przez niego informacji o hodowli w trakcie trwania kontraktu oraz po jego wygaśnięciu - czy znaczy to, że rolnik nie ma prawa powiedzieć, co tak naprawdę się z tą hodowlą działo? Spowodowanie pogorszenia środowiska 20 maja b.r. Główny Inspektorat Ochrony Środowiska opublikował wyniki kontroli niektórych amerykańskich chlewni w Polsce. Czytamy tam: "Przeprowadzona analiza ustaleń kontroli potwierdziła, że kierownictwa wszystkich 14 kontrolowanych farm należących do amerykańskiego koncernu Smithfield Foods dopuściło się naruszenia przepisów ochrony środowiska oraz przepisów prawa budowlanego, jak też wymagań wynikających z przepisów sanitarnych i weterynaryjnych. Rodzaj i skala tych naruszeń w poszczególnych jednostkach objętych kontrolą były zróżnicowane." Poszczególne kontrole wykazały, że żaden z obiektów nie miał w pełni uregulowanego stanu formalnoprawnego, ani też zgody na odprowadzanie do powietrza gazów i pyłów. Ponadto inspekcje miały zastrzeżenia do gospodarowania gnojowicą (zanieczyszczanie terenu, niewystarczająca pojemność zbiorników, odprowadzanie do rowu melioracyjnego czy nawożenie mimo zamarzniętego gruntu). Inne naruszenia prawa to, np. nie prowadzenie ewidencji odpadów lub wykazywanie ich zaniżonej ilości, czy też nie wnoszenie opłat za wprowadzanie zanieczyszczeń do powietrza. Wydawałoby się, że każde z wymienionych przekroczeń prawa z tej listy wystarcza do zamknięcia nielegalnych hodowli. Jednak GIOŚ na zakończenie raportu pokontrolnego stwierdza: "(...) Inspekcja Ochrony Środowiska nie stwierdziła występowania przesłanek świadczących o spowodowaniu pogorszenia środowiska w znacznych rozmiarach lub zagrożenia życia lub zdrowia ludzi, co upoważniałoby do obligatoryjnego wstrzymania takiej działalności, zgodnie z art. 354 ustawy Prawo ochrony środowiska (...)". To stwierdzenie instytucji, która miała być "policją ekologiczną" - pozostawiamy bez komentarza. Marek Kryda fot. Marek Kryda Zabawny w formie film o tragicznych losach zwierząt hodowlanych. Jeśli chcesz poznać prawdę wejdź na stronę www.eko.org.pl/kropla/30 i wybierz czerwoną pigułkę
|
[ Poprzedni | Spis treści | Następny]