Sztuka w zielonym kolorze

Mogą być postawione na sztorc, krzyczące: "Nie dotykać!" - jak pancerz jeża. Mogą też zachodzić na siebie metodą rybiej łuski, nie pozostawiając cienia wątpliwości co do kierunku głaskania. Kiedy igły, igły sosnowe - bo o nich mowa - z całą swoją dwuznacznością wkraczają na teren sztuki, może się to wydawać "grubymi nićmi szyte". Już lata 70. i rozwijający się wówczas nurt "sztuki ziemi" udowodniły jednak, że natura może być dla artysty nie tylko inspiracją, ale też budulcem, fakturą, artystycznym tworzywem.

Joanna Biela - absolwentka rzeźbiarstwa na wrocławskiej ASP - swoją sztukę nawleka na igły sosnowe. Utkana z nich dwuczęściowa, damska bielizna, łóżko, poduszka, które jakiś czas temu można było obejrzeć w jednej z wrocławskich galerii, zostały opatrzone przez artystkę zbiorczym komentarzem: "Proszę dotykać!". Prace są wynikiem zainteresowań artystki. "Interesuje mnie szczególna sprzeczność związana z igłami. Wizualnie bardzo przyjazne. W dotyku porażają" - wyznaje nam Biela.

Pod koniec lat 60. włoski krytyk Germano Celant zaczął lansować ideę sztuki biednej ("arte powera"), w której tradycyjne materiały artystyczne zostały wyparte przez odpady przemysłowe oraz naturalne tworzywa, piasek, kamienie czy drewno. Kiedy twórcy takiej "biednej sztuki" zaczęli odnosić komercyjne sukcesy, a ich dzieła zgrabnie wkomponowały się w największe i najbardziej prestiżowe kolekcje muzealne, przesłanie takiej formy twórczości straciło swój aspekt ideologiczny. Dziś bywa ona coraz częściej jedynie oryginalnym opakowaniem pusto brzmiących wyrazów. Podejmowanie wciąż przez artystów, ludzi kultury i nauki problemów ekologicznych bywa po trosze grą pozorów. Jest uspokajaniem sumienia ludzi odpowiedzialnych za stan środowiska naturalnego; ich podziwem dla piękna natury, ale i głęboką obawą przed nią, noszącą znamiona ekologii strachu. Efektem tego wydaje się ucieczka w naturalną estetykę; geometrię roślinnego i harmonię zwierzęcego świata. Kiedy w roku 1990 artyści Mark Dion i William Schefferine umieścili w taczkach pluszowe zwierzaki i egzotyczne rośliny ("Taczki postępu"), zilustrowali nasz sposób myślenia o przyrodzie w kategoriach nowej arki Noego. Jak zauważa prof. Grzegorz Dziamski w książce "Sztuka u progu XXI wieku":

Miejsce groźnej, dzikiej i tajemniczej natury zajmują miłe zwierzaki, którymi opiekuje się Brigitte Bardot i tropikalne lasy, na ratowanie których zbiera pieniądze rockowa gwiazda, Sting.

A kiedy Yoko Ono podczas happeningu na marmurowej płycie nagrobnej zostawia komunikat: "Earth Calling Stop Help Us Stop Help Us Stop Help Us Stop Help Us Stop..." ("Endangered Species", 1993) - zastanawiamy się: do kogo właściwie adresowane jest owo wołanie o pomoc? Znacznie łatwiej jest posprzątać Ziemię niż uporządkować własny umysł, dlatego sztuka próbuje pomóc nam odnaleźć naturalny porządek rzeczy. Czy z powodzeniem?

Naturalny jest materiał rzeźbiarski Joanny Bieli. Naturalny, bo czyż może być coś bardziej naturalnego niż, będąca niemalże "drugą skórą", naturalna... bielizna? Trudno też o bardziej prostą i skuteczną formę aromaterapii dla chorych cierpiących na choroby górnych dróg oddechowych, niż drzemka na łóżku z sosnowych igieł - oto prawdziwie zmysłowa propozycja artystki, adresowana nie tylko dla fakirów. "Fascynujące było wykorzystanie tego, co leży pod stopami. Jest tyle rzeczy wokół nas, z których można stworzyć coś nowego..." - zaznacza Biela. Miękką, delikatną, kobiecą bieliznę zastępuje u niej pancerz ochronny. Taki iglasty pancerz w postaci gałązek sosny, umoczony dodatkowo w sosnowej żywicy, bronił dawniej na wsiach wnętrzy szaf z ubraniami przed "robactwem wszelkim".

Bieliźniany rodowód ma także sztuka uznanej artystki tego "nurtu" - Teresy Murak. Jej koszule, płaszcze, suknie i peleryny porośnięte rzeżuchą ("Zasiewy", od 1972 r.) czy hodowane przez trzy doby we wnętrzu dłoni ziarna ("Kolebka", 1975) bez wątpienia zainspirowały Joannę Bielę. Sztuka roślinna ("vegetal art.") od zarania bowiem naznaczona była biologicznymi rytmami. "Za urodą i brzydotą rzeżuchy skrywa się słabość człowieka i wola wzrastania" - twierdzi Murak. Jej kiełkujące na ubraniach ziarno zawiera w sobie warunek własnej śmierci; koniecznej, by pojawiło się nowe życie.

Igły sosny czarnej, z których wykonane są rzeźby Joanny Bieli, były zbierane przez artystkę przy Hali Ludowej we Wrocławiu. Pachną więc tyle samo lasem, co i miastem. Nie wykiełkuje z nich nowe życie i nie staną się, choćby trochę kłującym, wyrzutem sumienia dla sprawców znikających z powierzchni Ziemi naturalnych lasów, ale przypominają nam, że wyszliśmy z... lasu. I że do niego, nawet w bardzo zielonych ciuchach, nie ma już dla nas powrotu.

Katarzyna Głowacka

fot. Julien Garrido


[ Poprzedni | Spis treści | Następny]