W Kostaryce Parki Narodowe rosną jak grzyby po deszczu. Kiedy parę lat temu był tam Krzyś Baldy przywiózł, poza wielkim zachwytem dla przyrody tego kraju, sporo materiałów. Wyraźnie wyliczały one liczbę i powierzchnię obszarów chronionych. Było ich wtedy 35, a zajmowały około 12,2% powierzchni. Na początku roku 2000 obszarów takich było już 80 i pokrywały 25 % Kostaryki. Jak tak dalej pójdzie to strach pomyśleć - za 20 lat całe państwo mogłoby stać się jednym wielkim Parkiem Narodowym... Ale poważnie...
Costa Rica to z hiszpańskiego dokładnie - Bogate Wybrzeże. Nazwana tak przez pierwszych konkwistadorów zwabionych mirażem złotych miast i niezmierzonych bogactw bardzo rozczarowała pierwotnych odkrywców. Nie znaleźli tu ani złota, ani szlachetnych kamieni, a przebogatej kultury pierwotnych mieszkańców tych ziem po prostu nie potrafili docenić. Dziś jednak nazwa ta nabiera nowego znaczenia. Kostaryka stała się jednym z pionierów w dziedzinie nowoczesnego, współczesnego patrzenia na zrównoważony rozwój, a turystyka (generalnie z przedrostkiem eko -, choć momentami jest to "eko" nieco na pokaz) znacznie zdystansowała tradycyjne dziedziny gospodarki,tj. uprawę kawy, bananów i hodowlę bydła. Nie wiem, kto pierwszy w kostarykańskim rządzie wpadł na ten świetny pomysł, nie wiem też kiedy... Fakt, że stało się to stosunkowo niedawno, bo jeszcze do początku lat 70-tych po Kostaryce szalały bezkarnie kompanie papiernicze i firmy farmaceutyczne, a kraj, pomimo stabilnej demokracji i gospodarki rynkowej, nie był bynajmniej marzeniem przyrodnika. Teraz jest zupełnie inaczej... raj poznanyKażdy chyba kto przemierza ten malutki kraj w Ameryce Centralnej wyjeżdża stąd oczarowany. Turysta - niezwykłą różnorodnością krajobrazów. Przyrodnik - ogromnym bogactwem świata ożywionego. Geolog - możliwością zetknięcia się z aktywnymi procesami wulkanicznymi i całkiem niedawną historią tego międzykontynentalnego pomostu. Ktoś zainteresowany ochroną przyrody będzie zaś z pewnością pod wrażeniem nacisku, jaki kładzie się tu na tą dziedzinę życia oraz subtelnych mechanizmów, jakimi powiązano dobrobyt mieszkańców Kostaryki z troską o zachowanie przyrodniczego dziedzictwa. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Każdy - poza posiadaczem luksusowego samochodu z niskim zawieszeniem. Do szybkiej jazdy nadaje się tylko niewielka część dróg w tym kraju, dzięki czemu może on stać się rajem dla turystyki rowerowej. To jednak przyszłość, a dziś...
Dziś Kostaryka liczy sobie około 51 000 km 2 i jakieś 5 milionów ludzi. Krótko mówiąc - Dolny Śląsk z przyległościami. Językiem oficjalnym jest hiszpański (choć liczne idiomy i naleciałości pozwalają mówić o specyficznej odmianie tegoż języka). Stolicą jest San Jose, miasto leżące na wysokości 1300 m npm, w którym nieliczne nowoczesne wieżowce sąsiadują z kamienicami jeszcze z czasów kolonialnych. Ludność jest ogromną mieszanką ras łączącą elementy ze wszystkich stron świata. Typowy Ticos jest biały, czarny, żółty lub wygląda jak Indianin, lecz nie zauważyłem by to komukolwiek przeszkadzało. Wszyscy uważają się za jeden zgrany naród i dumni są ze swojej odrębności. Ukształtowanie powierzchni bezpośrednio wiąże się z niedawną historią geologiczną tego obszaru. Przesmyk Panamski jest tworem stosunkowo młodym. Powstał kilka milionów lat temu łącząc ze sobą (po raz nie wiem zresztą który w historii Ziemi) obie, rozdzielone przez miliony lat, części Ameryki. Powstał zresztą nie tak sobie spokojnie i cichutko, lecz w dramatycznym spektaklu wybuchających wulkanów, trzęsień ziemi i potężnych fal oceanu. Do dziś więc wulkany, zarówno wygasłe, drzemiące, jak i czynne, są stałym elementem krajobrazu. Góry, które możemy tu spotkać, szczególnie w centralnej części kraju, są także bardzo młode. Przecinają je głębokie na dziesiątki i setki metrów doliny potoków, a stoki są strome i spadziste, tak, że czasem nawet bujna tropikalna roślinność ma kłopot z utrzymaniem się w szczelinach prawie pionowych skał. Trzęsienia ziemi nie należą tu do rzadkości, choć szczęśliwie nie wyrządzają większych szkód. Świat ożywiony nie bierze sobie do serca tego niestałego charakteru skorupy ziemskiej, stąd kostarykańska bioróżnorodność obrosła już niemal legendą. Źródła oficjalne podają, iż żyje tu 845 gatunków ptaków, 205 ssaków, 218 gadów oraz (dokładnie) 1013 ryb słodkowodnych i morskich. Do tego dochodzi jeszcze świat roślin, który według prowizorycznych szacunków liczy ponad 10 000 gatunków rodzimych (czterokrotnie więcej niż w Polsce, około 4% wszystkich roślin wyższych znanych na Ziemi). Starczy zresztą wspomnieć iż jednym tylko parku narodowym Braulio Carrillo o powierzchni koło 46 tys. ha znaleziono dotąd 6000 gatunków, zaś samych storczyków podobno rośnie w Kostaryce blisko 1200! O bogactwie bezkręgowców lasów deszczowych lub koralowych raf wręcz strach pomyśleć. raj nieznanyNie myślcie jednak, iż kraj ten dla pasjonata jest rajem. Nie, wprost przeciwnie! Polski przyrodnik - wszystko jedno jakiej specjalności - dowiadując się z czym ma do czynienia, już od początku narażony jest na ogromną frustrację. Jeśli dysponuje nawet dwoma lub trzema tygodniami pobytu, co jak na tak mały kraj wydaje się zupełnie wystarczyć, i tak wyjedzie stąd wręcz chory z ogromnego niedosytu. Bo nie jest przecież tak, że te 10 tysięcy gatunków roślin rośnie tu obok siebie i tylko czeka żeby ktoś je obejrzał. Niestety - niewyobrażalną wręcz bioróżnorodność tego kraju podkreślają wszyscy. Tu nie trzeba jechać na drugi kraniec by zobaczyć inną formację roślinną czy inną florę - czasem wystarczy kilkaset metrów! Aby nie być gołosłownym wytłumaczę w czym rzecz.
Otóż Kostaryka nie tylko charakteryzuje się silnym zróżnicowaniem powierzchni, w którym wulkany o wysokości ponad 3800 m npm, przechodzą wprost w płaskie i bagniste nadoceaniczne niziny. Równie silnie zróżnicowane są tu klimaty, i to zarówno w układzie pionowym (co oczywiste, gdyż w najwyższych piętrach gór temperatura spada czasem poniżej zera), ale także w poziomym. Karaibskie i pacyficzne wybrzeża tego kraju przedzielone są potężną barierą Kordyliery, która działa jak parawan dla bogatych w wilgoć mas atlantyckiego powietrza. O ile wschodnia, przykaraibska część kraju ma warunki strefy równikowej (wysokie temperatury roczne, stałe i silne opady), to w zachodniej - występuje długi okres suszy, roczna amplituda temperatur jest większa, lecz upały wyższe etc. Wszystko to razem powoduje, że na ledwie 50 tys km 2 można obejrzeć prawie wszystkie formacje roślinne tropiku i subtropiku. Poczynając od lasów mangrowych i nizinnych lasów deszczowych, przez górskie lasy deszczowe, tajemnicze i oryginalne lasy mgielne z wielkim bogactwem drzewiastych paproci, zarośla wrzosowatych krzewów, górskie stepy, suche lasy podzwrotnikowe, sawanny i kolczaste, wiecznie zielone zarośla twardolistne, a nawet gorące półpustynie, zbliżone do meksykańskich. Jeśli dodamy do tego różnorodne formacje torfowisk, lasów bagiennych i galeriowych, a nawet roślinność antropogeniczną, która również potrafi zadziwić Europejczyka - to powody owej frustracji stają się chyba zrozumiałe. Gdziekolwiek nie pojedziemy (pomijając tropikalne ogrody prawie takie same już na całym świecie), trafimy tu na całkiem nowy świat przyrody, gdzie nie znajdziemy już roślin czy zwierząt, które uparcie poznawaliśmy przez kilka dni w innym, nie tak odległym miejscu. Florę wschodnich i zachodnich wybrzeży Kostaryki dzieli zaś taka przepaść jak, nie przymierzając, Polskę i Hiszpanię. Co warto więc odwiedzić w pierwszej kolejności ? Niestety - wszystko! Ale autora tych słów najbardziej oczarowały w kolejności zachwytu i bogactwa gatunkowego: Park Narodowy Braulio Carrillo: 48 tysięcy hektarów górskiego lasu deszczowego pokrywa tu strome, wulkanicznego pochodzenia góry z najwyższym, wygasłym wulkanem Barba (2906 m npm). Opady dochodzą do 4500 mm rocznie, zaś przez sam środek parku przebiega wygodna szosa biegnąca wprost ze stolicy kraju - San Jose. Jeśli nie dysponujemy maczetą, to z drogi tej można zejść tylko w kilku miejscach. Tu nigdy nie prowadzono gospodarki leśnej, więc o duktach czy szlakach zrywkowych które tak nas irytują w Polsce możemy sobie tylko pomarzyć. Nawet nie schodząc z szosy znajdziemy tu na poboczach co najmniej kilkaset gatunków nigdy nie spotkanych wcześniej roślin. Zoolog musi zapuścić się w głąb - np. schodząc koło mostu nad Rio Sucio (wym. "siusiu") i podążając w górę lub w dół po głazowiskach rzeki. Można tak dojść aż pod wulkan Irazu - również Park Narodowy, lecz choć to tylko 20 km, to lepiej wynająć przewodnika. Na skraju Parku leży prywatna posiadłość, która może z nim śmiało konkurować pod względem bogactwa. Posiada ona jedną, niewątpliwą atrakcję: jedyny (podobno) na świecie "tramwaj powietrzny", którego trasa biegnie na wysokości koron drzew lasu równikowego. Jest to jedna z największych atrakcji turystycznych Kostaryki, a jednocześnie doskonała okazja do obejrzenia najważniejszego w lesie tropikalnym spektaklu życia - tego co dzieje się na wysokości 40-50 metrów ponad ziemią. Kto go nie widział, ten faktycznie nie ma pojęcia o funkcjonowaniu tego najbogatszego na Ziemi ekosystemu. Rezerwat Gandoga-Manzanillo: leżący na południowo-wschodnim wybrzeżu Kostaryki, przy samej granicy z Panamą. Ochronie podlegają tu duże fragmenty pierwotnego lasu równikowego poprzedzielane mniej pierwotnymi, lecz niemal równie bogatymi w gatunki, posiadłościami prywatnych hoteli i obozowisk żyjących właśnie z ekoturystyki. Nikt więc nie wycina tu bezmyślnie drzew i nie wpala zarośli, a drogi (na mapach zaznaczone jako przejezdne) wymagają terenowych wozów z napędem na 4 koła i baaaaardzo wysokim zawieszeniem. Nie ma tu powietrznych kolejek, lecz za to można nieźle ponurzać się w błocie, zwiedzając z ziemi lasy formacji holilo lub gęste mangrowce i połapać kraby (są za szybkie, ale można popróbować).
Park Narodowy Volcan Poas: ochronie podlegają tu lasy mgielne i egzotyczne dla nas zarośla twardolistne formacji arrayan, rozwijające się na wysokościach od 1800 po 2700 m npm. Ponadto w dobrych warunkach atmosferycznych możemy zobaczyć wiele pozostałości po dawnej aktywności wulkanicznej np. wygasły krater wypełniony wodami jeziora tak silnie zmineralizowanymi, że nie żyje w nim podobno nic. Na dobre warunki pogodowe nie należy jednak liczyć. Najwyższe szczyty Kostaryki zwykle spowite są chmurami i nawet gdy u podnóża praży bezlitosne słońce, tu zawsze warto mieć przeciwdeszczową kurtkę. Acha - trzy dodatkowe zalety wulkanu Poas: leży blisko San Jose, szosa jest wyjątkowo dobra, zaś wejście na szczyt jest wygodne i krótkie (około 45 min do godziny). Wejście na inne wulkany Kostaryki wymaga nieco więcej wyrzeczeń, a na szczycie i tak pewnie będzie lało... Południowo-wschodni kraniec półwyspu Puntarenas między Tamborem a Montezumą : dojazd trudny (z San Jose do miasta Puntarenas, potem promem i autobusem do Taboru), ale warto. Nie ma dużych Parków Narodowych, jest kilka wartych odwiedzenia rezerwatów (szczególnie Cabo Blanco), ale rosnące tu suche lasy podzwrotnikowe przedstawiają jedyny w swoim rodzaju widok. Dziwaczne kwiaty, jakich nie zobaczycie pewnie nigdzie na świecie, epifityczne kaktusy, kolczaste palmy, a do tego skaliste plaże z rozrzuconymi złomami bazaltu i żadnych amerykańskich wycieczek! Wulkan Arenal (też Park Narodowy) wraz z lasami w otoczeniu wodospadu koło La Fortuna. Jeden z niewielu jeszcze czynnych wulkanów Kostaryki. Ostry, klasycznie wykształcony stożek najlepiej widoczny koło 12-tej w południe. Potem silna kondensacja pary wodnej nad gorącym kraterem powoduje często deszcze. Lasy przepiękne, bardzo bogate szczególnie w drzewiaste paprocie i górskie gatunki palm. W niektórych górskich potokach można się kąpać - na wysokości prawie 1000 m npm mają temperaturę około 20 oC. To tylko wybrane punkty. Tak naprawdę można tu zatrzymać się w dowolnym miejscu, nawet na parkingu czy zatoczce przy szosie, a i tak z pewnością znajdziemy coś ciekawego. Pierwszy spotkany przeze mnie leniwiec zwisał z gałęzi Cecropia peltata tuż nad najbardziej ruchliwą szosą w kraju i nic nie robił sobie z toczących się tuż pod nim wielkich amerykańskich traków, a terenową lecz uczęszczaną drogę koło wielkiego jeziora zaporowego Arenal raz po raz blokowały stada wszystko lekceważących oposów. Po trzech tygodniach wydawało mi się więc, że nawet jeśli nie widziałem wszystkiego, to przynajmniej liznąłem nieco oryginalnej i niepowtarzalnej (mnóstwo endemitów!) przyrody tego kraju. Wrażenie to zblakło po spotkaniu z przesympatyczną kostarykańską Polonią, której jest tu całkiem sporo. "Byłeś w Monteverde? - Niestety nie. - Ach szkoda. A na półwyspie Osa? - Też nie. - A Irazu widziałeś? - Nie. - A ...?" Po którymś z rzędu pytaniu łatwo było dojść do wniosku, że przez trzy tygodnie pobytu nie zobaczyłem jeszcze nawet połowy tego, co koniecznie należy w tym kraju zobaczyć. I co? Krzysztof Świerkosz
P.S.Na zakończenie kilka adresów, pod którymi można zasięgnąć więcej informacji na temat Kostaryki i jej atrakcji turystycznych. Z nich można posurfować dalej. |
|||||||||||||
|