zadziwiająca wyspa |
|
Z podróży przywozimy zwykle plik zdjęć, może jakąś muszlę, kamyk, czy inny drobiazg i oczywiście garść wspomnień. Są one w pewnym sensie obrazem nas samych. Z jednej strony bowiem każdy widzi to co chce, z drugiej zaś zapamiętujemy to co nas zadziwia, co wydaje się nam nienormalne. Pierwsze zaskoczenia nie wiążą się wcale z dwoma kółkami. O rowerowym raju na Bornholmie słyszeliśmy już nieraz. Nikt jednak nie mówił o rzucającym się w oczy od pierwszego dnia poszanowaniu dla podmokłości. Byle jeziorko, glinianka, czy kamieniołom są tu otoczone opieką, niczym w parkach. Może dzieje się tak dlatego, że jak to na wyspie mało jest tu słodkiej wody i stąd zapewne zawsze była ona cenna.
Cenny jest też wiatr, który nie wieje na Bornholmie nadaremno. W ślad za starymi "holendrami", mielącymi jeszcze tu i ówdzie dla turystów mąkę poszły stada białych, majestatycznych wiatraków produkujących prąd. Przybyszów z Polski szczególnie dziwi czystość morza. Przyzwyczailiśmy się do mętnego, za sprawą polskich rzek Bałtyku. Tu w kamienistych zatoczkach i małych portach widać nawet na 10 metrów w głąb owoce morza: falujące rośliny, ryby, krewetki, meduzy. Nic w tym właściwie specjalnie dziwnego, bowiem aż 95% ścieków jest oczyszczana w spełniających rygorystyczne normy oczyszczalniach. Nie ma tu również problemu ze śmieciami. Trudno tu przy drodze znaleźć tak charakterystyczne w polskim krajobrazie puszki po napojach. Po prostu w Danii piwo sprzedaje się wyłącznie w zwrotnych butelkach. Na Bornholmie żyje się spokojnie. To raj dla emerytów i rodzin z dziećmi. Przy drogach stoją małe budki, w których znaleźć można płody rolne: warzywa, owoce a nawet kwiaty oraz cennik i nie przymocowaną skarbonkę. Z kolei przy ścieżkach rowerowych na stołach pod parasolami w ten sam sposób serwowane są soki, kawa, kanapki i świeże domowe ciasto.
I w ten sposób doszliśmy, a może dojechaliśmy do rowerów. Szlaków rowerowych jest na tej małej wyspie pewnie tyle ile w całej Polsce. Prowadzą one leśnymi drogami, dawnymi ścieżkami ratunkowymi wzdłuż skalistych wybrzeży, lub nasypami zlikwidowanych w latach sześćdziesiątych kolei. Zresztą jeździć rowerem można spokojnie i zwykłymi drogami - rowerzysta jest tu święty. Miłośników i użytkowników dwóch kółek spotkać tu można wszędzie. Poruszają się zwykle stadami - duzi pchają i ciągną przyczepy z ekwipunkiem i najmniejszym potomstwem. Czteroletnie na oko berbecie jadą już same - najczęściej w kaskach. Nikt tu raczej nie szpanuje drogim sprzętem. Zamiast drogich górali spotyka się raczej solidne miejskie rowery z kilkoma przerzutkami, które można oczywiście nie bojąc się złodziei zostawić gdziekolwiek.
Odwiedzających Bornholm po raz pierwszy dziwi również sama przyroda. Dzięki łagodnemu, morskiemu klimatowi spotkać tu można bambusy, owocujące figowce i palmy w ogrodach. Wybrzeża na tle lazurowego, niczym południowego morza zadziwiają swoją różnorodnością - poczynając od piaskowych wydm i plaż, poprzez obłe skały porośnięte wrzosowiskami, aż po postrzępione, poprzecinane małymi zatoczkami skaliste klify. Trudno byłoby jednak szukać tutaj wstrząsających wrażeń i pulsującej dzikością natury. Na Bornholmie można zobaczyć produkcję i skosztować cukierków robionych według wiekowych metod. Bornholm to bowiem cukierkowa wyspa, w sam raz dla rodziców pragnących dać swoim dzieciom na przyszłość wspólne rodzinne wspomnienia. Znajoma Dunka mówi, że zieje tu nudą. Może to i prawda, ale spotkane przez nas po powrocie w nadmorskich Międzyzdrojach: mętna woda, tłumne plaże, chamstwo i krzykliwa rozrywka nie umywają się do owej nudy. Krzysztof Smolnicki
Bornholm
Na Bornholm można dopłynąć w sezonie promem ze Świnoujścia (kursuje w środy i soboty - cennik www.polferries.com.pl - lub wodolotem z Ustki). Po sezonie pozostaje nam stałe połączenie z niemieckim Sasnitz (dla kilkuosobowych grup wychodzi taniej). Najtaniej, bo za około 7 zł od osoby, przenocować można we własnych namiotach na siedmiu obozowiskach tylko dla rowerzystów. Trzykrotnie drożej kosztują zwykłe kempingi. Jest ich jednak znacznie więcej, posiadają dobrze wyposażone kuchnie i place zabaw dla dzieci - niejednokrotnie z trampolinami i basenami. Bezkonkurencyjnym środkiem transportu na Bornholmie jest oczywiście rower. Najlepiej przyjechać na własnym. Rower można również wypożyczyć na miejscu w cenie około 150 zł za tydzień, dostępne są także przyczepki dla dzieci i towarów. Krzysztof Smolnicki
|