BORN HOLM zadziwiająca
wyspa

Z podróży przywozimy zwykle plik zdjęć, może jakąś muszlę, kamyk, czy inny drobiazg i oczywiście garść wspomnień. Są one w pewnym sensie obrazem nas samych. Z jednej strony bowiem każdy widzi to co chce, z drugiej zaś zapamiętujemy to co nas zadziwia, co wydaje się nam nienormalne. Pierwsze zaskoczenia nie wiążą się wcale z dwoma kółkami. O rowerowym raju na Bornholmie słyszeliśmy już nieraz. Nikt jednak nie mówił o rzucającym się w oczy od pierwszego dnia poszanowaniu dla podmokłości. Byle jeziorko, glinianka, czy kamieniołom są tu otoczone opieką, niczym w parkach. Może dzieje się tak dlatego, że jak to na wyspie mało jest tu słodkiej wody i stąd zapewne zawsze była ona cenna.

Fot. Krzysztof Smolnicki

Cenny jest też wiatr, który nie wieje na Bornholmie nadaremno. W ślad za starymi "holendrami", mielącymi jeszcze tu i ówdzie dla turystów mąkę poszły stada białych, majestatycznych wiatraków produkujących prąd. Przybyszów z Polski szczególnie dziwi czystość morza. Przyzwyczailiśmy się do mętnego, za sprawą polskich rzek Bałtyku. Tu w kamienistych zatoczkach i małych portach widać nawet na 10 metrów w głąb owoce morza: falujące rośliny, ryby, krewetki, meduzy. Nic w tym właściwie specjalnie dziwnego, bowiem aż 95% ścieków jest oczyszczana w spełniających rygorystyczne normy oczyszczalniach. Nie ma tu również problemu ze śmieciami. Trudno tu przy drodze znaleźć tak charakterystyczne w polskim krajobrazie puszki po napojach. Po prostu w Danii piwo sprzedaje się wyłącznie w zwrotnych butelkach.

Na Bornholmie żyje się spokojnie. To raj dla emerytów i rodzin z dziećmi. Przy drogach stoją małe budki, w których znaleźć można płody rolne: warzywa, owoce a nawet kwiaty oraz cennik i nie przymocowaną skarbonkę. Z kolei przy ścieżkach rowerowych na stołach pod parasolami w ten sam sposób serwowane są soki, kawa, kanapki i świeże domowe ciasto.

Fot. Krzysztof Smolnicki

I w ten sposób doszliśmy, a może dojechaliśmy do rowerów. Szlaków rowerowych jest na tej małej wyspie pewnie tyle ile w całej Polsce. Prowadzą one leśnymi drogami, dawnymi ścieżkami ratunkowymi wzdłuż skalistych wybrzeży, lub nasypami zlikwidowanych w latach sześćdziesiątych kolei. Zresztą jeździć rowerem można spokojnie i zwykłymi drogami - rowerzysta jest tu święty. Miłośników i użytkowników dwóch kółek spotkać tu można wszędzie. Poruszają się zwykle stadami - duzi pchają i ciągną przyczepy z ekwipunkiem i najmniejszym potomstwem. Czteroletnie na oko berbecie jadą już same - najczęściej w kaskach. Nikt tu raczej nie szpanuje drogim sprzętem. Zamiast drogich górali spotyka się raczej solidne miejskie rowery z kilkoma przerzutkami, które można oczywiście nie bojąc się złodziei zostawić gdziekolwiek.

Fot. Krzysztof Smolnicki

Odwiedzających Bornholm po raz pierwszy dziwi również sama przyroda. Dzięki łagodnemu, morskiemu klimatowi spotkać tu można bambusy, owocujące figowce i palmy w ogrodach. Wybrzeża na tle lazurowego, niczym południowego morza zadziwiają swoją różnorodnością - poczynając od piaskowych wydm i plaż, poprzez obłe skały porośnięte wrzosowiskami, aż po postrzępione, poprzecinane małymi zatoczkami skaliste klify. Trudno byłoby jednak szukać tutaj wstrząsających wrażeń i pulsującej dzikością natury. Na Bornholmie można zobaczyć produkcję i skosztować cukierków robionych według wiekowych metod. Bornholm to bowiem cukierkowa wyspa, w sam raz dla rodziców pragnących dać swoim dzieciom na przyszłość wspólne rodzinne wspomnienia.

Znajoma Dunka mówi, że zieje tu nudą. Może to i prawda, ale spotkane przez nas po powrocie w nadmorskich Międzyzdrojach: mętna woda, tłumne plaże, chamstwo i krzykliwa rozrywka nie umywają się do owej nudy.

Krzysztof Smolnicki

Fot. Krzysztof Smolnicki

Bornholm

co i jak - słów kilka

Na Bornholm można dopłynąć w sezonie promem ze Świnoujścia (kursuje w środy i soboty - cennik www.polferries.com.pl - lub wodolotem z Ustki). Po sezonie pozostaje nam stałe połączenie z niemieckim Sasnitz (dla kilkuosobowych grup wychodzi taniej).

Najtaniej, bo za około 7 zł od osoby, przenocować można we własnych namiotach na siedmiu obozowiskach tylko dla rowerzystów. Trzykrotnie drożej kosztują zwykłe kempingi. Jest ich jednak znacznie więcej, posiadają dobrze wyposażone kuchnie i place zabaw dla dzieci - niejednokrotnie z trampolinami i basenami.

Bezkonkurencyjnym środkiem transportu na Bornholmie jest oczywiście rower. Najlepiej przyjechać na własnym. Rower można również wypożyczyć na miejscu w cenie około 150 zł za tydzień, dostępne są także przyczepki dla dzieci i towarów.

Krzysztof Smolnicki