ochrona zabytków a ochrona przyrody![]() (pra)historia na zielono
Od momentu odkrycia słynnej Dezyderaty z Baltimore, płynąca z niej spokojna mądrość i piękno myśli budzą zachwyt, stanowiąc źródło refleksji dla współczesnych ludzi. Zawarte w niej przesłanie wskazuje uniwersalną drogę "dobrego życia" w zgodzie z Bogiem, sobą i światem. Czemu jednak tak skromnie i nieśmiało brzmi ów głos autora przyznający nam miejsce pośród gwiazd i drzew? Czy dzisiaj sformułowalibyśmy to zdanie tak samo? Prawdopodobnie brzmiałoby ono tak: "Jesteś dzieckiem wszechświata bardziej niż drzewa i gwiazdy, ale i one mają prawo być tutaj...". Dziś to człowiek narzuca reguły przyrodzie i sięga ku niebu. Jeśli wierzyć tradycji, od napisania tekstu Dezyderaty minęło ponad trzy stulecia - trzy wieki w historii ludzkości, które wstrząsnęły światem. Dotąd bowiem istnieliśmy w pełnej harmonii i zależności od przyrody, zajmując godne, ale stosowne miejsce. Dopiero czasy nowożytne i rozwój cywilizacji technicznej, będąc zaledwie drobnym promilem historii naszego gatunku, oddaliły nas od natury. Nie zawsze uświadamiamy sobie jak bardzo, w tak krótkim czasie, od niej odeszliśmy. Żyjąc dziś w sterylnych miastach, traktujemy ją bardziej jako zjawisko estetyczne niż właściwe nam środowisko życia. Dezyderata niesie więc ze sobą jeszcze jedną wskazówkę - mówi nam o wpisanej w naturę ludzką pokorze wobec przyrody. Nie wypowiada jej wprost, ponieważ dla autora jest to jeszcze prawda zbyt oczywista. My pokorę tę utraciliśmy, a świadomość tego jest właśnie obiektem naszego mozolnego, powtórnego odkrywania. Jednymi ze świadków czasów, gdy stanowiliśmy jedność z naturą, są zabytki. To dzięki nim wiemy skąd przyszliśmy i kim byliśmy. Dają nam punkt odniesienia w przebytej drodze. Mogą też wskazać nam gdzie powinniśmy wrócić, by nie zajść za daleko. Są często zapisem żmudnej i bezlitosnej walki człowieka o przetrwanie i wspaniałym dokumentem zwycięstw. Zwycięstw, w których przyroda ustępowała człowiekowi, lecz nie ginęła. Związek zabytków z naturą jest tym wyraźniejszy i bardziej oczywisty, im głębiej cofniemy się w przeszłość. Narzuca się przy tym pytanie - dlaczego budzą dziś nasz zachwyt megality Stonehenge, piramidy faraonów, akropole starożytnej Grecji, drogi i akwedukty Rzymu? Czy nie powinniśmy traktować ich jak nie zagojonych ran w przyrodzie? Wszak są to wszystko wytwory cywilizacji na tyle głęboko odciśnięte w krajobrazie, że natura i czas nie zdołały ich zniwelować. Czy strzelistość gotyckich katedr nie ma w sobie czegoś ze współczesnych drapaczy chmur? A jednak mało kto odważy się chyba postawić znak równości między tamtymi obiektami, a współczesnymi tworami cywilizacji technicznej. Niegdyś żyliśmy w nurcie przyrody, korzystaliśmy z niej i pozostawialiśmy po sobie dzieła, które jej nie okaleczały. W swych najprzeróżniejszych budowlach ludzie często starali się naśladować przyrodę. Wzorem dla piramid - jednych z największych konstrukcji stworzonych ręką ludzką, były święte góry. Egipcjanie, Majowie, Aztekowie czy Babilończycy do ich wznoszenia używali ziemi, kamienia, gliny lub drewna. Mimo swej skali, nigdy nie naruszały równowagi w przyrodzie. Nie były więc niegdyś i nie są dziś ciałem obcym ani w krajobrazie naturalnym, ani kulturowym. Podobnie rzecz się ma z innymi dziełami, będącymi obecnie reliktami przeszłości. Jedyny znany w dziejach przypadek naruszenia tych zasad skończył się fatalną w skutkach katastrofą budowlaną. Analizując to biblijne wydarzenie można podejrzewać, że historia Wieży Babel jest świadomą przestrogą nie tylko dotyczącą ludzkiej pychy, ale także zbytniej wiary w technologię. Mimo ostrzeżenia sprzed wieków walące się wieże znów mają pomieszać nam języki. Zabytki towarzyszą nam jak drzewa. Mają swój czas. Te, które on oszczędzi - uszlachetnia, nadaje im wagi i wyznacza ich wartość. Mają także swoje miejsce. Wyrwane z podłoża, w którym wzrastały, stają się własną atrapą. Zarówno drzewa, jak i zabytki są człowiekowi przyjazne. Budzą pozytywne, ciepłe i żywe emocje. Osobliwe zaś wzmocnienie tej energii czujemy w miejscach, gdzie przyroda łączy się z dziełem dawnych ludzi. Może dlatego, że zabytkom często już bliżej do natury niż do nas. Wcześniej czy później tylko ona obejmie w niepodzielne władanie to, co niegdyś było naszą własnością. Wiele obiektów zabytkowych trwa lub wręcz funkcjonuje do dziś w nierozerwalnej symbiozie ze środowiskiem. Nie kiedy związek ten był od samych narodzin obiektu świadomym zamysłem budowniczego. Niekiedy wytworzył się samoistnie z biegiem setek i tysięcy lat, stopniowo wtapiając relikty przeszłości w pierwotne tło natury. Jaskinie, kurhany, opuszczone cmentarze, grodziska, groble, zespoły parkowo-pałacowe, zabytkowe ogrody itp. są przykładami współegzystencji zabytkowych tworów kultury ludzkiej oraz natury. Są częstokroć enklawami życia specyficznych gatunków flory i fauny. Ilustracją takiej symbiozy są choćby tak świeżej daty zabytki jak bunkry Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego, które stały się szczególną ostoją całych kolonii rzadkich nietoperzy. Przykładem bezpośredniej i silnej zależności środowiska przyrodniczego i zabytków są skażenia powietrza i wód czy antropogeniczne kataklizmy, powodujące głęboką i szybką degradację substancji zabytkowej. Jeśli tekst Dezyderaty rzeczywiście pochodzi z końca XVII wieku, to jest niebywałym przykładem wyprzedzenia swej epoki w patrzeniu na świat i w jego rozumieniu. To dziś dojrzewamy do postrzegania go jako całości, której elementy są ściśle od siebie zależne i powiązane na każdym poziomie. Zaczynamy rozumieć, że nie ma w przyrodzie, a co za tym idzie w kosmosie, wydarzeń bez przyczyny i bez konsekwencji. Podejście holistyczne widać w naukach medycznych, społecznych i przyrodniczych. Konsekwentnym krokiem jest także łączenie według tego modelu różnych dziedzin i sfer naszego życia, w tym koncepcje traktujące środowisko człowieka jako całość przyrodniczo-kulturową. Związek taki jest bowiem faktem. Na nasze otoczenie składa się także i to, co sami już niegdyś stworzyliśmy. Starając się chronić przyrodę, musimy zatem pamiętać o nim oraz o płynności i przenikaniu się granic między sferami ochrony przyrody i dziedzictwa kulturowego. Naturalnym sprzymierzeńcem takiego przesłania jest rosnąca od kilku lat w całej Europie fala zainteresowania historycznymi i pradziejowymi korzeniami. Przejawia się ona w powstawaniu stowarzyszeń, bractw i drużyn wojów i rycerzy, organizacji licznych turniejów rycerskich, rekonstrukcjach bitew, festynach archeologicznych, rekonstruowaniu elementów stroju, uzbrojenia aż po budowę całych osiedli, a nawet statków z wybranej epoki. Istnieją wioski (np. Foteviken w Szwecji, Moesgard w Danii) tworzone od podstaw w oparciu o źródła archeologiczne lub historyczne, gdzie po dokonaniu stosownej opłaty można zaznać pełni życia pradziejowego. Wiernie odtwarzane są zarówno elementy scenografii, jak i tryb życia, rzemiosła, hodowla i uprawa roli. Takie formy edukacji bez naciągania i z niezwykle dobrym skutkiem, budują zarówno świadomość ekologiczną, jak i utrwalają wiedzę historyczną i poczucie własnej tożsamości kulturowej. Cóż bardziej ekologicznego nad "prasłowiańskie, lniane gacie i miskę kaszy w kurnej chacie"? Choć trend ten ma wyraźne znamiona mody i zapewne po jakimś czasie wygaśnie, jednak niewątpliwie jest to godne uwagi i niezwykle pozytywne zjawisko socjologiczno-kulturowe. Tym ciekawsze, że zrodziło się samorzutnie, najwyraźniej ze społecznej potrzeby i wewnętrznej tęsknoty za światem prostym i czystym. A wzorce takie znalazło właśnie w przeszłości. Obszarem w szczególny sposób spajającym naturę i historię jest Masyw Ślęży. Klimatyczny "Śląski Olimp" pełen pradziejowych rzeźb, kurhanów, grodzisk, owiany tajemnic ą pogańskich rytuałów jest także wyjątkowy pod względem przyrodniczym. Pięć lat temu Dolnośląskie Forum Środowiska Kulturowego "Millennium" stworzyło projekt budowy archeologicznej wioski u podnóża Ślęży. Bazą miał być zaniedbany i niszczejący skansen na wczesnośredniowiecznym grodzisku w Będkowicach koło Sobótki. Mimo dużego zainteresowania i poparcia miejscowych władz oraz dyrekcji Ślężańskiego Parku Krajobrazowego, sprawa napotkała na opór urzędników. W tym czasie powstało w Polsce kilka takich miejsc m.in. w Poznaniu, na Wolinie, pod zamkiem Ogrodzieniec. Szanse jawią się też przed Dolnym Śląskiem. Może resztę historii dopiszemy wspólnie... na zielono? Wojciech Ziółkowski
|
[Poprzedni | Spis treści | Następny]