Dwa
światy

Kiedy po dwóch tygodniach pobytu w Pradze wróciłem do Polski, wydało mi się, że chyba jednak prawdą jest, że istnieją wszechświaty równoległe. To co widziałem w Pradze na własne oczy i to, co zobaczyłem w polskich mediach było jak spojrzenie na ten sam punkt z dwóch różnych końców lunety.

Moi znajomi, którzy dowiedzieli się, że byłem w Pradze, podchodzą do mnie i w zależności od grupy, z której się wywodzą, mówią w te słowa: "no nieźle, Maciek, spora zadyma, siedziałeś? Szkoda, że nie dałeś mi znać wcześniej, że jedziesz" albo też w ten sposób: "to za podatki moje i innych podatników europejska młodzież szaleje po placu Wacława?!" Kiedy zaczynam tłumaczyć, że to, co widzieli w telewizorach i czytali w gazetach ma się nijak, do tego, jak rzeczy wyglądały naprawdę, następuje niedowierzanie - jak to, przecież nie ma cenzury w mediach.

Cóż, nie ma, ale media mają własną dynamikę. Muszą przyciągnąć tych, którzy obejrzą reklamy, a na pewno bardziej medialna jest walka 500 osób z policją niż skuteczna akcja obywatelskiego nieposłuszeństwa, w której bez użycia przemocy uczestniczy 10000 osób.

Kręte uliczki Pragi widziały tej jesieni taką różnorodność kolorów skóry i profesji, jakiej nie doświadczyły wcześniej pomimo swego statusu jednej z najbardziej obleganych turystycznie stolic. Zieloni krytykujący megainwestycje globalnych organizacji finansowych dyskutowali i organizowali się razem ze związkowcami oporującymi wobec "race to the bottom" - wyścigu w obniżaniu standardów pracy na świecie. Tubylcy z meksykańskiego Chiapas przypominający o swoim prawie do ziemi maszerowali razem z anarchistami żądającymi zniesienia jakiegokolwiek rządu. Odwieczni wrogowie, Turcy i Grecy, wspólnie ustalali sposoby komunikacji pozwalające im skuteczne koordynować współpracę pomiędzy swoimi grupami. Różnorodność tych grup i jednocześnie możliwość wspólnego działania jest dla nich wszystkich niezapomnianym doświadczeniem, bowiem nagle uświadamiają sobie, że nie są sami, że wszędzie na świecie żyją ludzie, którzy myślą i działają podobnie do nich.

I to jest właśnie to, co tak denerwuje czołowych komentatorów i samych polityków - jedni mówią o nieprzystosowanych, drudzy o dobrych intencjach, ale braku sensownych alternatyw. To, że według ich nie ma takich alternatyw oznacza tylko, że oni sami o nich nie słyszeli, bo nie znaleźli ich w książkach zarządzania, w sprawozdaniach statystycznych czy na posiedzeniach prezydium rządów. Cały czas powstaje coraz więcej praktycznych rozwiązań problemów, które rodzi globalizacja rozumiana jako pierwszeństwo dla struktur o dużej skali, ponieważ coraz większej liczby ludzi dotykają skutki tego procesu.

Teraz jednak chcę opisać młodych ludzi, których spotkałem w Pradze. Chcę to zrobić szczególnie dlatego, że w Polsce przyjęło się sądzić, że szeroko rozumiana "postawa ekologiczna" jest swego rodzaju wymierającym gatunkiem, bo najdolniejsi idą tam, gdzie są pieniądze bądź kariera. Otóż nie jest to prawdą.

W czasie, gdy przestraszeni delegaci MFW i Banku Światowego wyglądali przez okna Centrum Kongresowego w Pradze, w Brighton w Wielkiej Brytanii odbywała się konferencja dotycząca polityki Labour Party i "umowy społecznej", na której przemawiał m.in. premier Tony Blair. Większość komentatorów była zachwycona jego umiejętnościami politycznymi - "to jest to, o chodzi w polityce". Chyba jedynym, który uczynił wyłom, był Simon Jenkins z The Times, który napisał: "Im dłużej słuchałem pana Blair'a, tym bardziej pragnąłem spakować mój plecak i pojechać na Plac Wacława. To tam znajdował się kokpit ostatniej nowoczesnej rewolucji. Tam powstaje zalążek globalnej zmiany."

Oczywistym jest, że w Pradze nie powstało nic jakościowo nowego, ale Jenkins używa tej metafory, żeby w skrócie przekazać czytelnikom, że "trzecia droga" Blair'a jest tylko pustym frazesem i że coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę, że problemy naszego środowiska, pracy, praw człowieka - czyli te, które najbardziej nas dotyczą - nie będą rozwiązane w ramach systemu opartego na losowaniu pomiędzy garniturem Gore i garniturem Bush. Zwłaszcza ludzie młodzi, czyli ci, których w największym stopniu będą dotykać skutki praw i zasad tworzonych dzisiaj, uważają, że wybór, jaki im się pozostawia, przypomina słynne powiedzenie Henry Ford'a: "możesz mieć samochód jakiego chcesz koloru, pod warunkiem, że będzie to kolor czarny".

Jednocześnie są oni często dobrze wykształceni i mają dużo ochoty, żeby zmienić świat na taki, w którym żyłoby się im bezpieczniej, zdrowiej i przyjemniej. Ich umiejętności techniczne i organizacyjne sprawiają, że wielu z nich bez najmniejszego trudu znalazłoby pracę w korporacjach, przeciw działaniu których występują. Mówiąc o ekologii czy globalizacji nie mówią jak skrzywdzeni, którzy domagają się wyrównania krzywd, nie twierdzą też, że znają jedno rozwiązanie dla wszystkich, ponieważ czują, że to właśnie "jedno rozwiązanie dla wszystkich" stanowi rdzeń problemu.

Jak napisał Paul Kingsnorth z "The Ecologist": "to nie jest ostatnie westchnienie starej lewicy lub wskrzeszenie nowej prawicy. To jest coś całkiem nowego".

Maciej Muskat
autor jest członkiem International Society for Ecological Economics

Phototaxi - http://www.phototaxi.com.pl/Te i inne, równie niepowtarzalne zdjęcia
możesz obejrzeć w internetowej galerii Phototaxi:
http://www.phototaxi.com.pl/

[ << poprzednia ] [ strona główna ] [ następna >> ]