Włodzimierz H. Zylbertal  

Technosfera

n a s z e     ś r o d o w i s k o     n a t u r a l n e

Słowo "ekologia" dawno już oderwało się od swego pierwotnego znaczenia i jest w powszechnej społecznej świadomości właściwie synonimem pojęcia "ochrona środowiska naturalnego". Tylko że dawno już nie żyjemy w środowisku naturalnym... bo go wokół nas praktycznie nie ma! Nawet o ochronie tego środowiska dowiadujemy się z gazet i mediów elektronicznych, które, jako żywo, w środowisku naturalnym nie występują. Niemal połowę swego czasu czuwania człowiek XX stulecia spędził przy sztucznym świetle; jego ciało często okrywają tkaniny wykonane z materiałów w przyrodzie niespotykanych; stał się ten człowiek już niemal więźniem telefonu, samochodu, sieci elektroenergetycznej, kanalizacji i wodociągów. I to właśnie telefony, samochody i inne niezliczone maszyny inteligentne mniej i bardziej - stanowią właściwe środowisko życia mieszkańca bogatszych rejonów planety Ziemi. A zresztą w rejony biedniejsze i pierwotniejsze, nieskażone zda się piętnem cywilizacji, też wdziera się przenośne radio, przenośny telefon i przenośny komputer. Środowisko to, nazywane uczenie technosferą, stało się już tak banalne, że człowiek wyrobił sobie nawyki funkcjonowania w nim na poziomie odruchowym. Tym samym właśnie ono stało się naturalne, bo nie ma dla człowieka nic bardziej naturalnego, niż funkcjonowanie odruchowe. Spróbujmy przenieść mieszczucha do pierwotnej puszczy! Jego naturalne odruchy - sięganie do lodówki, szukanie wyłącznika światła, itp. - nie na wiele się tu zdadzą a zanim przypomni on sobie atawistyczne nawyki swych przodków sprzed zaledwie kilku setek lat, może wśród tego "naturalnego" środowiska po prostu zginąć.

Rys. Darek Mrożek Technosfera, jako twór człowieka, nie jest oczywiście ani lepsza ani gorsza od swego twórcy. Jeśli ów twórca boi się świata, technosfera będzie nieprzyjazna i równie często straszyć będzie groźnymi w skutkach awariami. Nie dość na tym: owa technosfera szybko powtarza inne twory człowieka, np. zorganizowane religie. Czyż nie taka jest dzisiejsza technika, bez swoich kapłanów - managerów, konstruktorów i serwisantów - kompletnie niezrozumiała? Tym ważniejsza staje się kwestia naszego stosunku do środowiska. Bo o ile będące w zaniku i zdane na ludzką łaskę i niełaskę środowisko przyrodnicze ma swoje prawa, o tyle syntetyczne środowisko techniczne potężnie podkreśla wszystkie świadome i nieświadome myśli, jakie towarzyszyły tworzeniu techniki. Mówiąc językiem mitologicznych symboli, ma ona naturę Hermesa, który sam o sobie mawia: jestem dobry z dobrymi, zły ze złymi.

Człowiek ery "naukowej", człowiek zalękniony, który we własnym mniemaniu musi o wszystko walczyć, wszystko naturze wydzierać - na pewno nie mógł stworzyć techniki innej niż ta, która służy agresji i jest równie nieprzewidywalna, jak siły natury. Popatrzmy, z jakąż satysfakcją, wręcz ulgą, media donoszą o spektakularnych awariach samolotów, fabryk i elektrowni jądrowych! Jak nieufni bywamy wobec czegoś tak banalnego jak samochód, czy komputer! Jak bardzo technologia obrosła "kapłanami", od których zależy jej sprawność i funkcjonalność w naszym życiu! Dopóki nie wymieni się mentalność człowieka, dopóki nosi on pod cienką warstwą kultury wszystkie lęki jaskiniowca - innej techniki nie będzie.

Technologia potrafi dość już skutecznie zastąpić środowisko przyrodnicze. Do tego stopnia, że wielu ludzi woli przewidywalną ich zdaniem niepewność urządzeń technicznych od zupełnie nieprzewidywalnej niepewności czynników naturalnych: klimatu, urodzaju, katastrof żywiołowych, etc. Jest to spostrzeżenie niepokojące, bowiem konsekwencja takiej postawy wobec świata jest chęć całkowitego zastąpienia ekosfery technosferą, co oznaczać może klęskę nie tylko ekologiczną; dzisiejsza technologia nie jest ani w małej części tak doskonała jak organizmy żywe, o ekosystemach nie wspominając.

Rys. Darek Mrożek Może natomiast technologia (i powinna jak najszybciej!) stać się częścią środowiska jako całości, już nie antagonizowanego na naturalne i sztuczne. Bo wbrew powszechnym przekonaniom, interes techniki i przyrody nie jest aż tak bardzo sprzeczny. Żaden twór techniki nie wykorzystuje sił innych niż naturalne. Nie dość na tym; każdy inteligentny i wrażliwy twórca techniki wie, że można zaprojektować i wykonać technologię nie przeszkadzającą naturze. Przykładem może być choćby kontrowersyjna budowa autostrad: autostrada w postaci pięćdziesięciometrowego pasa betonu, rozcinająca las, to rzeczywiście katastrofa. Ale taka sama funkcjonalnie autostrada prowadzona na palach wbitych w grunt, wyposażona w ekrany tłumiące hałas, w kanały odprowadzające wymywane deszczami z jej nawierzchni trucizny w ściśle określone miejsca, z których trucizny te są regularnie wybierane - to już inna jakość. Jedyną róznicą jest koszt: autostrada "ekologiczna" jest wielokrotnie droższa od "normalnej" i jej budowie musiałaby towarzyszyć wola wydania większych pieniędzy. Taka ekologiczna autostrada, choć technologicznie móżliwa, byłaby więc nieekonomiczna z dzisiejszego punktu widzenia. I największą dziś przeszkodę dla zwycięskiego marszu ekotechnologii nie są problemy stricte techniczne, ale obowiązująca dziś mentalność, w której wciąż jeszcze więcej barbarzyńskiego zdobywcy, niż wrażliwego inżyniera. Technologia może być ekologiczna już w założeniu. Zilustrujmy to przykładem:

Niewątpliwie nieekologiczne jest zatruwanie środowiska wyziewami z samochodowych silników. Samochody (zwłaszcza w mieście) najczęściej dowożą ludzi do ich biur i fabryk. Aby tego dokonać potrzebna jest wybitnie antyekologiczna struktura złożona z sieci dróg, z samochodów, z zasilającego je przemysłu naftowego oraz wszelkich urządzeń technicznych i prawnych organizujących ruch kołowy. Zauważmy jednak, że obecnie większość prac biurowych można zautomatyzować przy pomocy komputera i że biuro złożone z kilkudziesięciu pracowników obsługujących komputery może być rozproszone - komputery ustawione w domach pracowników spina się w sieć. Funkcjonalnie biuro takie nie jest mniej sprawne od tradycyjnego. Koszt ekonomiczny takiego rozwiązania jest zdecydowanie niższy od budowy drogi, produkcji samochodów i kierowania ich ruchem. Zatem sieć komputerowa jest tu rozwiązaniem proekologicznym, zaś scentralizowane biuro, wymagające dowozu pracowników jest antyekologiczne. Korzyścią dodatkową jest tu fakt, że pracownicy wykonują pracę w miejscu swego zamieszkania i nie tracą długich godzin na dojazdy.

Inny przykład, nieraz już omawiany, ale wciąż warty przypomnienia: sprawność całkowita systemu złożonego z elektrowni, sieci przesyłowej oraz tramwaju lub trolejbusu wynosi ok 60% a powstające w takim systemie zanieczyszczenia są względnie łatwe do neutralizacji (powstają tylko w jednym miejscu - w elektrowni; tzw. smog elektromagnetyczny, emitowany przez sieci przesyłowe nie jest najistotniejszym składnikiem skażeń elektromagnetycznych). Sprawność systemu złożonego ze stacji paliw i wielu samochodów wynosi w najlepszym przypadku 30%, a zanieczyszczenia są do wychwycenia i neutralizacji trudne, bowiem zależą od stanu technicznego ogromnej liczby pojazdów. Jeśliby więc komunikacja zbiorowa w miastach była rzeczywiście sprawna a samochód osobowy przestałby spełniać rolę wyznacznika statusu materialnego swego posiadacza, przeszkód czysto technicznych dla ekologicznej komunikacji nie ma.

Jak widać, technika może być i pro- i anty ekologiczna, zależnie od jakości myślenia ludzi technikę tę tworzących i obsługujących. Technosfera, jak żadne inne ludzkie środowisko jest podatna na kształtowanie i - już przy dzisiejszym stanie technologii - posłuszna woli. Tym, czego jej brakuje do bycia środowiskiem prawdziwie przyjaznym tak ludziom, jak i przyrodzie, jest właściwie tylko stan umysłu człowieka. Stąd też niepowodzenia genialnych nieraz idei budowy ekologicznych osiedli a nawet miast - są możliwości, nie ma chęci ani nawet świadomości ich wykorzystania. Prawdziwie nowoczesne, nie stroniące od używania zdobyczy nauki i techniki, ale zarazem nie niszczycielskie podejście do cywilizacji - jest wciąż dość odległe. Karierę zrobiła tylko idea zwana eufemistycznie "ekologią płytką", lub też dosadnie "ekologią strachu", która nakazuje oszczędzanie i chronienie środowiska naturalnego dziś w obawie, że już jutro nie będzie już czego chronić i oszczędzać. Dzięki tej idei mamy wprawdzie wcale sprawne proekologiczne lobbies w wielu społecznościach, mamy niezłej jakości proekologiczne technologie, ale też z przesłaniem idei ekologicznej nie ma to wiele wspólnego. Te niewątpliwe osiągnięcia dopiero czekają na swój wielki rozkwit. Na czas, gdy znośna dla natury i przyjazna człowiekowi technosfera stanie się nie tylko przykrą koniecznością, lub sezonową modą, ale rzeczywiście naszym środowiskiem naturalnym. Tak naturalnym, że nawet nie będziemy go na co dzień zauważać.

Włodzimierz H. Zylbertal