Józefina i żaglowce

Fot. Dominik Dobrowolski Tytuł zbyt patetyczny. Bliżej byłbym prawdy, gdybym napisał: Józia i jacht mojego teścia. Lato bez wiatru w żagle, byłoby stracone przynajmniej dla niej. Sam zaś wciąż wspominam rok '97, kiedy opłynąwszy Sycylię dobiłem na "Zawiszy" do najpiękniejszego portu śródziemnomorza, maltańskiej La Valetty. A wszystko to zawdzięczamy Słońcu, a właściwie jego energii, której pewną formą jest energia wiatru. Oczywiście można inaczej, w roku '95 dopłynąłem bez pomocy wiatru do Wybrzeża Kości Słoniowej, na ms "Łokietku", wykorzystując ciężki olej zakupiony przez kapitana pod Kopenhagą. Bez romantyzmu, bez wyrywających kciuki szotów, zostawiając za sobą, na tle rozświetlonego gwiazdami Dakaru, ranę dioksyn, niedopalonych węglowodorów, tlenków azotu - po prostu spalin. Spalin, które w tym rejonie świata znane są już od dawna, (wiadomo, że w niektórych krajach śródziemnomorskich już około 1000 lat przed Chrystusem obok drewna były stosowane do ogrzewania i oświetlania określone frakcje ropy naftowej). W tym też rejonie wcześniej jednak zaczęto wykorzystywać energię wiatru. Około 2000 roku przed Chrystusem pojawiły się na obszarze Morza Śródziemnego prymitywne żaglowce, które z biegiem czasu rozwinęły się i udoskonaliły. Żegluga uprawiana przez prawie cztery tysiąclecia - odkrywanie nieznanych kontynentów i ożywianie handlu - jest przykładem, jak było możliwe wykorzystanie wiatru dla rozwoju cywilizacji, bez szkody dla środowiska naturalnego.

Statki żaglowe - żaglowce - są najlepszym przykładem wykorzystania energii słonecznej. Ich największy rozkwit miał miejsce od czasów średniowiecza do schyłku XIX wieku. Budowa żaglowców była całkowicie dostosowana do potrzeb. Pierwsze wietrzne transatlantyki, powstały 500 lat temu, szybkie klipery oraz pospolite brygi pojawiły się w XIX wieku, pod koniec wieku ich znaczenie jednak zmalało - statki parowe wyparły wtedy z mórz świata wielkie okręty żaglowe. Lecz dzisiaj "wind of change" zaczyna duć w żagle sterowane mikroprocesorami. Na razie Japonia jest tym krajem, który przypomina światu o technice żaglowej. Przyczyną nawrotu do niej są malejące zasoby ropy naftowej, która jest głównym nośnikiem energii dla statków motorowych. Aby móc optymalnie wykorzystać energię wiatru, kładzie się w japońskich badaniach nacisk na rozwój żaglowców w pełni skomputeryzowanych i zautomatyzowanych (w 1986 roku wyruszył w swój pierwszy rejs kombinowany statek motorowo-żaglowy, o wyporności 31 tys. ton). Dotychczasowe doświadczenia wskazują, że połączenie techniki motorowej z żaglową, oprócz planowanej oszczędności 20-40% paliw napędowych, przyczynia się np. do stabilności okrętu. W innych krajach wyraża się już obawy, że japońskie towarzystwa okrętowe dzięki żaglowcom wkrótce zaczną obniżać ceny rejsów na swoich liniach. Dlatego obecnie USA i Wielka Brytania już podjęły prace nad żaglowcami ery wodnika.

Niedawno Józia otrzymała prezent od mamy, jajko niespodziankę a w środku mały żaglowiec do poskładania. Bawi się nim od kilku dni, przemierzając najdalsze zakamarki dywanów i podłóg. Choć jeszcze nie umie wybierać szotów to cieszę się, że już teraz wiatr szumi jej w głowie. W swej genetycznej pamięci zapewne przemierza z prędkością kilkunastu węzłów tysiące mil morskich oceanicznymi żaglowcami Wikingów, Hanzy czy Kolumba. Poczekać jednak musi do wiosny, kiedy to dziadek wyciągnie swój jacht z hangaru i spuści go na wodę, wówczas popłynie z wiatrem lub pod wiatr; ja ją dobrze znam.

Dominik Dobrowolski