"Pędzą konie po betonie w szarej mgle..." śpiewa w popularnym przeboju Golec uOrkiestra. A dokładniej po "betonce", znanej wszystkim miłośnikom ptaków drodze w Parku Narodowym Ujście Warty. Przez kilka pierwszych dni nowego roku sprawa słońskich koni zaprzątała myśli telewidzów i radiosłuchaczy z całej Polski. Wiadomość o zwierzętach uwięzionych na rozlewiskach podawano jako pierwszą lub drugą w kolejności o wojnach jakby przycichło, katastrofa tankowca zeszła na dalszy plan, politycy nie doszli jeszcze do siebie po hucznym Sylwestrze. Wszyscy z napięciem śledzili losy koni.
Zwierzętom rzeczywiście mogło grozić niebezpieczeństwo, bo pogoda na początku stycznia wciąż się zmieniała i lód, po którym mogłyby przejść na stały ląd, prawdopodobnie był słaby. Konie nie powinny zostawać zimą na łące bez zadaszenia i pożywienia. Wiadomo, że przeciętny rolnik polski nie słynie z miłosierdzia dla zwierząt. To dobrze, że ktoś się tym zainteresował, zawiadomił media, konie zostały sprowadzone na stały ląd, może nie tak wyczerpane i wychudzone, jak to mówiono w Wiadomościach, ale na pewno mocno przestraszone panującym wokół nich zamieszaniem. Dziennikarze przedstawili ich sytuację w kontekście okrutnego traktowania zwierząt w Polsce, pokazano krwawe zdjęcia z transportów koni (nie słońskich co prawda) na rzeź, ludzie zaczęli dzwonić do lokalnej telewizji, pytać o możliwość ich zakupu czy finansowego wsparcia. Można by powiedzieć, że to piękny przejaw dobroci dla zwierząt, a trwający przez cały tydzień krzyk wokół sprawy podniesie społeczną wrażliwość na ich okrutne traktowanie. To prawda. Ale spójrzmy na wszystko z nieco innej strony.
Konie to nieodłączny element krajobrazu Parku Narodowego Ujście Warty, wydaje się, że ich malownicze stada biegały tutaj od zawsze. Właściciele wypuszczają je, żeby pasły się na rozlewiskach. Zwierzęta są prawie dzikie, żyją na łąkach przez większość roku, pasąc się swobodnie w prawie naturalnych warunkach, na rozległych otwartych przestrzeniach. Są wśród nich również matki ze źrebiętami. Gdy dokucza upał, gromadzą się nad wodą, której w Parku raczej nie brakuje. Podobne stada koni można zobaczyć w Wolińskim Parku Narodowym. Oczywiście rzadko który właściciel myśli o dobrym samopoczuciu zwierząt, wypuszczając je na łąki, większość chce po prostu zaoszczędzić na paszy i kłopocie. Jednak ani to, ani styczniowy incydent nie zmieniają faktu, że jest im na wielkich powierzchniach rozlewisk bardzo dobrze. Miłośnicy zwierząt powinni to zauważyć.
Niestety, świat jest dziś tak urządzony, że zauważa się głównie to, o czym ktoś bardzo głośno krzyczy, nie widząc czegoś, co mamy prawie pod nosem, można rzec po sąsiedzku. Słońskie konie w niebezpieczeństwie ściągnęły na siebie uwagę całej Polski. Generalnie wydaje się, że są to zwierzęta bardzo lubiane, przez niektórych wręcz uwielbiane, a więc ich nieszczęście to łatwa sensacja, tani sposób na wzruszenie. Szkoda, że nikt nie zainteresuje się kurą, która przez całe swoje (krótkie na szczęście) życie ma do dyspozycji przestrzeń 20x20 cm, obcina się jej dziób i pazury, a do paszy dodaje różne substancje chemiczne, żeby wyrosło jej więcej delikatnego mięska. Nikt nie chce litościwie wykupywać od właściciela tych setek tysięcy indyków przewożonych w ciasnych, nieosłoniętych w żaden sposób klatkach na piętnastostopniowym mrozie, chyba że w celu przerobienia na wędliny. Nikt nie dofinansuje gąski karmionej na siłę przez rurę paszą z chemikaliami. Mało kogo wzrusza brudna, cuchnąca świnka, która w życiu nie widziała nieba ani słońca, tuczona na jak najmniejszej powierzchni, w ogromnym stresie, przy jak najmniejszym nakładzie kosztów. Czy wiele osób przejęło się losem milionów zamordowanych i spalonych krów, gdy drżeliśmy przed chorobą BSE, spowodowaną właśnie przez nieludzkie warunki hodowli? Czy to nie jest dzielenie zwierząt na równe i równiejsze?
Kilka dni po zakończeniu akcji ratunkowej telewizja wyemitowała program z cyklu "Na żywo" dotyczący koni w Ujściu Warty. Okazało się, że konie wcale nie są tak bardzo nieszczęśliwe, jak chcieliby tego intensywnie poszukujący sensacji dziennikarze. Ich dobry stan potwierdzili weterynarze, a o szczęśliwym losie wypowiedział się przedstawiciel Klubu Gaja. Właściciele zwierząt też nie sprawiali wrażenia oprawców, wręcz przeciwnie...
Konie ze Słońska zostały ocalone, sprawa przycichła. Pewnie wiosną znów wrócą na rozbrzmiewające furkotem skrzydeł i ptasimi głosami rozlewiska. I tego właśnie im życzę oby jak najdłużej cieszyły się spokojem, słońcem i świeżą trawą. Żeby tylko jakiś dziennikarz nie próbował ich przed tym ratować...