Obóz zaczyna się w niedzielę. Jest nas uczestników zaledwie czworo. Dwie dziewczyny i dwóch chłopaków, czyli równo dwie na dwóch. Pogoda wspaniała! Zapowiada się upalny tydzień...
Pierwszego dnia wszyscy jak jeden żołnierz wstajemy o 5 rano i sprawdzamy siatki na ptaki i pułapki na gryzonie rozstawione poprzedniego dnia. Nasza pierwsza ptasia zdobycz to czarny jak węgiel kos, ale..... już zaobrączkowany! Wielka radość. W ciągu następnych dni mamy coraz więcej złapanych i zaobrączkowanych ptaków. Lista gryzoni i innych małych stworzeń staje się również coraz dłuższa... Ciągle upał. Żar po prostu leje się z nieba, a my dzień w dzień wędrujemy po murawach kserotermicznych i pomagamy naszym opiekunom - przyrodnikom z prawdziwego zdarzenia - w ich ciężkiej, ale wartościowej pracy. Wspólnie robimy plan ochrony muraw. Nie tylko pomagamy, ale również uczymy się wielu nowych i ciekawych rzeczy. Poznajemy nowe nieznane nam dotąd rośliny i zwierzęta oraz tajniki przyrodniczej pracy...
Zmęczeni wieczorem siadamy wspólnie do kolacji, rozmawiamy, śmiejemy się i po prostu dobrze się ze sobą bawimy. A po kolacji ognisko, nieodłączny element każdego dnia. To już tradycja. Codziennie dym idzie do góry... Jedyne na co możemy narzekać to brak czasu i snu, co daje nam się nieźle we znaki. Co prawda spać chodzimy nie o tej godzinie, co trzeba, ale po prostu staramy się wykorzystać każdą wolną chwilę i każdy moment. Z tego jednak powodu nie zawsze udaje nam się wstać równo o 5. Na szczęście rano ptaków łapie się niewiele. Widocznie nawet one lubią sobie dobrze pospać. Prawdziwe połowy zaczynają się dopiero około 7 czy 8 rano, jak również wieczorem. Wyjmujemy wtedy z siatek naprawdę dużo różnych gatunków, np. pokrzewki, szczygły, sikorki. Na brak gryzoni również nie narzekamy. Tylko wieczorem jakoś nie bardzo nam się chce sprawdzać pułapki, bo w pobliżu stary niemiecki cmentarz, a wyobraźnia przecież nigdy nie śpi... Jest świetnie! Często gdzieś wyjeżdżamy. A to do Słońska, a to do Łagowskiego Parku Krajobrazowego, a to do Słubic...
Ale czas szybko ucieka. Piątek, sobota, kolejna niedziela. Czy to już koniec? Gdzie te dni, gdzie te dni, co tak szybko uciekły? Na pożegnanie jeszcze mała przygoda. O szóstej rano nagle przychodzi deszcz i burza. W siatce wisi mała mokra sikorka! Jeśli zmarznie, może być z nią kiepsko... Szybka pomoc, czyli ptaszek do skarpetki i suszarka w ruch. Ptaszek uratowany!
Naprawdę żal nam wyjeżdżać. Ale spotkamy się wkrótce, przynajmniej niektórzy, na drugim obozie w Bogdance...
Obóz w Bogdandce - 28 lipca 4 sierpnia
Kolejny obóz, kolejne miejsce, ale ludzie niektórzy Ci sami. Troje uczestników to osoby z poprzedniego wypadu, ale troje po raz pierwszy bierze udział w takim obozie. Zaczynamy od pierwszego wspólnego obiadu, przed domem, na powietrzu... Jeszcze nie mamy listy obowiązków i dyżurów, więc szybko wspólnie szykujemy ekspresowe zupki z torebki, bądź co bądź bardzo smaczne.
Jeszcze tego samego dnia rozstawiamy siatki i pułapki i pierwsi odważni dają już nura do pobliskiej, nie za ciepłej, rzeczki Korytnicy. Nie ma to jak dobra zimna kąpiel w upalny dzień. Tydzień zapowiada się naprawdę obiecująco... Tutaj przede wszystkim nastawiamy się na obrączkowanie ptaków. Mniej jeździmy, ale za to możemy lepiej poznać pobliski teren Drawieńskiego Parku Narodowego. Miejsca, które widzimy pierwszy raz na oczy są naprawdę urzekające i warte uwiecznienia na zdjęciu. Oby tylko kiedyś do nich wrócić... Czas płynie nam tutaj podobnie jak w Owczarach nieubłaganie szybko. Na pogodę również nie możemy narzekać. Mamy trochę słońca, trochę deszczu, wszystkiego w sam raz! Pomiędzy dyżurami przy sprawdzaniu siatek i pułapek bierzemy udział w różnych przyrodniczych zajęciach. A to biegamy po lesie w poszukiwaniu rozmaitych gatunków mchów, a to grzebiemy w rzece i pod kamieniami, szukając ślimaków... A kiedy do Bogdanki przybywają nowi zawodowi przyrodnicy, wędrujemy z nimi po znajomych nam już trochę terenach Parku i dowiadujemy się nowych rzeczy, np. o chrząszczach kózkowatych czy o torfowiskach... Zdarza się też, że biegamy po lesie w szaleńczym tempie w poszukiwaniu roślin wszelkiego rodzaju, aby tylko wygrać konkurs, w którym nagrodą jest śniadanie do łóżka!
Jest wesoło, jest ciekawie, na pewno nie jest nudno... W wolnym czasie wieczorem siadamy przy ognisku, słuchamy gitarowych dźwięków i śpiewamy te wszystkie znane piosenki, dla których czas nie gra roli... Ale czemu ten czas biegnie tutaj tak szybko? Czy to już znowu koniec? Chyba niestety tak... Ale jest jeszcze coś o czym trzeba wspomnieć! Nasza nowa obozowa potrawa, a raczej mały deser dla osłody życia, czyli Kakao-kisiel! To naprawdę jest smaczne! Przepis poniżej... Pomysłodawczynią tego przysmaku jest uczestniczka obozu w Owczarach, Agata, która do Bogdanki niestety nie mogła zawitać, ale chociaż nie było jej z nami, jedliśmy jej Kakao-kisiel! I na tym chyba już skończę, chociaż mogłabym jeszcze pisać i pisać...
Przepis na obozowy deser, czyli Kakao-kisiel:
1. Ugotować kisiel z torebki.
2. Dodać rozpuszczalne kakao.
3. Porządnie wymieszać, aż kakao się rozpuści.
4. No i zacząć pałaszować!
Smacznego!