Pięknie wygląda poranna rosa w blasku wschodzącego słońca, gdy błyszczące kropelki załamują migotliwe promienie. Grecy na rosę mówią drósos, a droserós to zwilżony rosą. Od tych właśnie słów wywodzi się łacińska nazwa roślin z rodzaju Drosera. Również dźwięczne określenie słonecznej rosy: ros solis,posłużyło za podstawę do polskiego tym razem określenia gatunku rosiczka. Naszym dziadkom rośliny te znane były głównie z nalewek zwanych rosolisami oraz jako środek leczniczy na katar, astmę, bóle głowy i flegmę. Wyciąg z rosiczek był także jednym ze składników słynnej złotej wody pomagającej na wszystkie możliwe dolegliwości, czyli panaceum prof. A. von Villanowa. Świeżego ziela rosiczki używamy jeszcze dzisiaj w modnej obecnie medycynie homeopatycznej przy zwalczaniu astmy. Rośliny te zawierają bowiem wiele czynnych związków: garbniki, kwasy organiczne, plumbaginę, witaminę C oraz niewielkie ilości olejków eterycznych.
Ktoś kto nigdy nie widział rosiczek ani w naturze ani na rycinach, mógłby na podstawie powyższych informacji przypuszczać, że są to jakieś piękne, delikatne kwiaty o urodzie lekkiej porannej rosy, na których przysiadają zmęczone owady napawające się orzeźwiającym nektarem. Ale natura uwielbia sprawiać niespodzianki.
Rosiczki to bardzo niepozorne rośliny kwiatowe o szczególnych upodobaniach. Spotkać je można na torfowiskach, czyli siedliskach bardzo ubogich w substancje odżywcze, szczególnie w azot. Jakże więc sobie poradziły te maleńkie roślinki? Ponieważ ich liście zawierają zielony barwnik chlorofil, mogą więc przeprowadzać fotosyntezę, czyli wykorzystując energię słoneczną asymilować dwutlenek węgla i zdobywać niezbędny do życia węgiel. Pod tym względem rosiczki nie różnią się od innych roślin kwiatowych. Nie różnią się także sposobem zdobywania wody - po prostu z podłoża. Natomiast związki azotowe, w sposób bardzo drapieżny, pobierają od złapanych podstępnie owadów.
Liście rosiczek pokryte są licznymi włoskami gruczołowymi, które wydzielają słodko pachnącą i zawierającą cukry ciecz. Błyszczące krople wydzielane są na szczycie gruczołów, przez co roślina wygląda jak pokryta lśniącą rosą (stąd nazwy: Drosera, rosiczka). Zarówno zapach, jak i smak cieczy są dla owadów niezwykle atrakcyjne. Dodatkową zachętą jest również barwa włosków, która dzięki zawartości antocyjanów przybiera czerwonawy odcień. Zwabiona ofiara, niczego nieświadoma, rozpoczyna swoją ostatnią w życiu wędrówkę po liściach rośliny i grzęźnie w lepkiej cieczy. Zaczyna wykonywać rozpaczliwe ruchy, żeby uwolnić się z pułapki. Ale ruchy te okazują się zgubne. Są one bowiem mechanicznym bodźcem, który wyzwala reakcje szybkiego wydłużania się części bazalnych włosków w taki sposób, że zaginają się one do środka oblepiając szamoczące się zwierzę nowymi porcjami gęstej cieczy. Równocześnie powierzchnia liścia staje się coraz bardziej wklęsła, aż w końcu pułapka zamyka się nad nieszczęsna ofiarą. Ale nawet gdyby owad nie wykonał najmniejszego ruchu, spotkałby go taki sam los. Włoski gruczołowe są bowiem także wrażliwe na bodźce chemiczne. Główka włoska w początkowej fazie, przed pobudzeniem, wydziela pewne ilości kwasu mrówkowego. Ma on właściwości rozpuszczające ciała owadów i uwalniania z nich cząsteczek białek. I właśnie te białka stają się sygnałem do zamykania liścia i uwalniania enzymów proteolitycznych. Powoli rozkładają one miękkie części ciała przylepionego do liścia owada. Powstała w ten sposób ciecz, bogata w substancje odżywcze, zostaje wchłonięta przez roślinę i staje się źródłem deficytowego azotu. Gdy wszystko co roślinie jest potrzebne, zostanie strawione i wchłonięte, liść otwiera się, a wiatr zdmuchuje z niego resztki po posiłku.
Niesamowita jest zdolność włosków gruczołowych do wykonywania ruchów: w ciągu zaledwie jednej minuty mogą zagiąć się o 180 stopni. Ma to jednak miejsce pod wpływem dość silnych bodźców mechanicznych i chemicznych. Zazwyczaj bowiem proces zamykania liścia trwa około 3 godzin, a otwierania po strawieniu około 24 godzin. Kiedy jednak bodziec jest wyjątkowo krótkotrwały lub ma charakter wyłącznie mechaniczny, włoski znacznie szybciej wracają do pierwotnego położenia. Równie rewelacyjną wrażliwością odznaczają się one na niewielki ciężar: wystarczy zaledwie 0,0008g substancji zawierającej białko, by je pobudzić do działania! Nie mniej jednak proces zamykania i ponownego otwierania może być powtórzony zaledwie trzykrotnie. Później włoski tracą swoją moc i wrażliwość.
Rodzina Droseraceae jest w świecie dość rozpowszechniona. W Polsce jednak możemy na torfowiskach spotkać zaledwie cztery gatunki: rosiczkę okrągłolistną (Drosera rotundifolia), rosiczkę długolistną (Drosera anglica) znacznie rzadszą niż ta pierwsza, rosiczkę pośrednią (Drosera intermedia) i rosiczkę owalną (Drosera x obovata), która jest mieszańcem okrągłolistnej i długolistnej. Nazwy gatunkowe pochodzą od kształtów liści tych roślin.
Wymienione gatunki rosiczek są bylinami, które w Polsce osiągają południową granicę zasięgu, z wyjątkiem rosiczki okrągłolistnej, która w Polsce osiąga granicę południowo wschodnią. W okresie od czerwca do sierpnia rośliny wytwarzają bezlistne pędy kwiatostanowe. Na ich szczycie zawiązuje się od kilku do kilkunastu niewielkich, przeważnie białych, czasami różowawych, promienistych kwiatów. Po zapyleniu ich przez owady powstają niewielkie torebki, które zawierają bardzo liczne i bardzo lekkie nasiona rozwiewane następnie przez wiatr. Liście rosiczek zebrane są w rozetki i leżą płasko na podłożu. Jest to korzystne dla sposobu, w jaki rośliny zdobywają pożywienie, ale ma też swoje uzasadnienie w przystosowaniu się do środowiska, w jakim żyją. Należy pamiętać bowiem, że siedlisko, w jakim występują rosiczki, nie ma stałego podłoża i poziomu. Budują go torfowce, które rosną w ciągu roku pionowo w górę i mogłyby "zadusić" kwiaty. Aby temu zapobiec, rosiczki musiały przystosować się do takiego sezonowego wzrostu mszaków. Od rozetki widocznej na powierzchni torfowiska biegnie w głąb podłoża pęd, na który są jakby nanizane stare rozetki obumarłe w poprzednich latach. Sposób prosty, a jakże skuteczny.
Poradziły więc sobie rosiczki z brakiem azotu, poradziły z kwaśnym podłożem, poradziły z duszącymi torfowcami. I chyba tylko nie poradzą sobie z bezmyślnością człowieka, który uważa wszelkie mokradła, bagna i torfowiska za nieużytki i nikomu nie potrzebne tereny. A szkoda, bo z pewnością jeszcze wiele ciekawych rzeczy moglibyśmy odkryć badając biologię tych niezwykłych roślin. Niestety, nigdzie więcej tych roślin nie możemy obserwować. Pamiętajmy więc, że warto chronić niepotrzebne mokre nieużytki. Pamiętajmy również, że rosiczki są już objęte ochroną gatunkową i nie wolno ich zrywać, niszczyć ani wykopywać. Iwona Dostatnia