Nad przygubielskim sadem zamyka się maj.
Złocistym, bzowym niebem na drzewa opada
zmierzch jasny, słowikowy, co pachnie i trwa
i łąką jak majowa snuje się ballada...
Ten maj zanim się skończy nim zgaśnie jak dzień
i opadnie kurtyną bzową i słowiczą, roztoczy przypomnienie stuwiosennych tchnień
a złociste księżyce z niedośnień rozliczą.
Więc ponieważ łąkowo i rdestnie się śni
w tysiącach Przygubieli każdy ma swój własny
gubiąca się w ogromie rozpędzonych dni
świętość starych jabłoni i rzepaków jasnych
Ponieważ już przekwita nieskończony bez
dusznym polem się skrada lato graniem świerszcza,
nie szczędźmy słów wieczornych, nie żałujmy łez.
Zamknijmy swój Przygubiel w chwilach albo w wierszach.
Wszystkie nasze pustelnie, ogniska, wspomnienia...
Stare studnie, jabłonie, krzewy, dzikie wino...
Zaginą w przyszłych wiarach, w kwadratowych cieniach,
w ludziach, co wieczność zniszczą, potem sami miną...
Coraz mniej Przygubieli...Ogień gra pod płytą.
Niebo wchodzi przez okna lekkim, bzowym chłodem...
Tylko chwila pozwala rozkwitać zachwytom!
Czas zginął więc w majową pogrąż się osłodę...
Jeszcze tylko chwil kilka, nim zapadnie zmierzch...
Jeszcze tylko dni kilka, nim się zacznie lato...
Jeszcze tylko lat kilka wówczas tylko wiersz
przypomni starą studnię zabieganym światom...