Pośród drzew grubych szadzią, bielą na błękicie
gdzie bezlistnością jasna stanęła buczyna
przy brukowanej drodze zakwitła leszczyna
i śnieżny świat się mroźnie zawiośnił w zachwycie...
I wybiegła drawieńskość, co zawsze niezmienna
na jezioro tak długo martwym skute lodem!
Przypomniała błękitną, przezroczystą wodę,
co zielonością jasna i słońcem promienna...
Ale nic nie zabłysło, bo las i szadź cicha
Żadnej nowej przemiany nagle nie roztoczył
Tylko w młodnikach brzmiały pierwsze głosy sikor
Powoli w świat puszczański świeża wiosna wkroczy
Powoli puszczą lody, pozwolą oddychać,
Pąki wystrzelą w dawno otwarte już oczy...