Bociek, biuletyn Lubuskiego Klubu Przyrodników      [LKP Home Page]
[Bociek Home Page]
[Spis treści tego nr (4/2000)]

Co w trawie piszczy ?

Cóż może teraz piszczeć, zapyta dociekliwy przyrodnik. Otóż nic żywego, chodzi mianowicie o odgłosy pracy na terenie naszej ostoi przyrody na łąkach zalewowych nad Obrą koło Trzciela.
Dla tych, którzy tego terenu nie znają na wstępie kilka informacji. Wyżej wymieniona ostoja ma powierzchnię ponad 50 ha i przylega do południowej granicy rezerwatu Jezioro Wielkie. Stanowiła niegdyś dla gnieżdżących się tam ptaków zaplecze żerowiskowe, a dla siewek i derkaczy również miejsce gniazdowania. W jej skład wchodzą nieużytkowane od lat łąki i pastwiska poprzecinane kępami trzcinowisk. Zaniechanie koszenia i wypasu spowodowało zmniejszenie atrakcyjności tego terenu dla ptaków wodno-błotnych.
W 1998r. na wniosek Lubuskiego Klubu Przyrodników i Pszczewskiego Parku Krajobrazowego, Wojewoda Gorzowski uznał część ostoi o powierzchni 26,46 ha za użytek ekologiczny. Tym samym powstała możliwość przejęcia tego terenu w zarząd Pszczewskiego Parku Krajobrazowego co też bez zwłoki nastąpiło. W celu objęcia ochroną całej ostoi Lubuski Klub Przyrodników dzięki zrozumieniu potrzeby ochrony przez Państwo Iwonę i Jana Sawickich, właścicieli 14 ha gruntów leżących na granicy rezerwatu Jezioro Wielkie, wykupił od nich tę część powierzchni. Na pozostałe kilkanaście hektarów sporządził kolejny wniosek o ochronę w formie użytku ekologicznego. Niestety wniosek ten utknął na dłużej w biurkach urzędników. Obecny stan prawny pozwolił jednak na podjęcie działań zmierzających do odtworzenia dawnego charakteru łąk zalewowych.
Wracając do odgłosów dochodzących z trawy. To w zasadzie nie pisk, ale warkot ciągnika, który ciągnąc rozdrabniacz (tzw.orkan) z mozołem niszczył gruby kożuch zeschłych turzyc niekiedy ponad metrowej wysokości. To właśnie te wysokie i zwarte turzyce stały się przyczyną zubożenia wartości tego terenu dla ptaków wodnych i błotnych. Przywrócenie łąkom i pastwiskom ich dawnego charakteru jest głównym celem czynnej ochrony tego terenu. Coroczne wykaszanie powstrzyma też nasilająca się ekspansję zarośli olszy czarnej i wierzby szarej (tzw. łozowiska). Przez dwa sezony działania te będą dofinansowywane przez fundusze ekologiczne. W celu rozwiązania tego problemu na dłuższą metę czynione są poszukiwania użytkownika, który prowadził by na tym terenie gospodarkę łąkowo-pastwiskową lub wykaszał roślinność na cele energetyczne (do spalania w piecach c.o.). Znaleziono już chętnego do pozyskiwania trzciny w okresie zimowym. Trzcinowiska będą eksploatowane przemiennie co kilka lat na innym fragmencie powierzchni aby nie pozbawiać schronienia ptaków związanych z tym środowiskiem.
Oprócz ciągnika spokój tego miejsca zakłócał też warkot koparki przy pomocy której załatano wyrwę w wale nadrzecznym, przez którą wiosenne wody zalewowe uchodziły zbyt wcześnie do Obry. Oczyszczono jednocześnie rów, którym wiosną woda wylewa się z Obry na cały kompleks łąk. Z kolei na rowach odwadniających łąki zbudowano kilka trwałych zastawek mających opóźniać wysychanie łąk po wiosennych wylewach.
W wyniku tych wszystkich zabiegów spodziewany jest powrót na łąki ich dawnych ptasich mieszkańców: czajek, bekasów, krwawodziobów, cyranek., płaskonosów, krakw i derkaczy. To one właśnie do pełni szczęścia potrzebują płytkiej, żyznej wody na wiosnę i długo utrzymującego się błota po jej ustąpieniu. Miejmy nadzieję, że choć częściowo powrócą do nas już tej wiosny. Na sprawdzian tego zapraszamy chętnych do naszej ostoi już za trzy cztery miesiące, chociaż patrząc za okno jak wygląda grudzień to może już niedługo?


Włodzimierz Rudawski

[Łąki nad Obrą jako ostoja przyrody]