Termin “świadomość ekologiczna”, jest ostatnio modny a przez to mocno nadużywany, nieraz kuriozalnie: np. świadomością ekologiczną miałoby być, wg producentów tzw. zdrowej żywności – kupowanie wyłącznie ich produktów! I takie właśnie “handlowe” użycie świadomości ekologicznej mocno rozmywa ostrość i treść tego pojęcia. Nie lepsi są tu “ekoterroryści”, pod pojęcie “świadomość ekologiczna” podkładający swe rzeczywiste oraz urojone lęki i grożący Bóg wie jakimi jeszcze plagami za jedzenie mięsa albo wycinanie drzew.
Tak czy owak, dzięki wysiłkom takich to nadużycieli słowa, trzeba ową “świadomość ekologiczną” definiować ponownie, zastanawiać się nad jej współczesnymi treściami aby nie zagubić najcenniejszych znaczeń tego pojęcia. Podejmijmy taką próbę!
Samo słowo “świadomość” znaczy tyle, co ‘przytomność, całkowita jasność zmysłów i rozumu’ oraz wynikające z takiej przytomności właściwe działanie człowieka. Z przymiotnikiem “ekologiczna” dotyczyłaby więc przytomności i działania w obliczu wymogów środowiska, rozumienia mechanizmów działania takiego środowiska i świadomości jego możliwości i ograniczeń. Najczęściej dodaje się, że owo “środowisko” to środowisko przyrodnicze i na nim koncentruje wysiłki rozumienia. Taki jest rodowód większości ruchów krzewiących świadomość ekologiczną.
Mniejsza grupa myślicieli i działaczy zauważa jeszcze, że człowiek żyje nie tylko w środowisku naturalnym, lecz znacznie bardziej w społecznym i (coraz bardziej) technicznym. Ta właśnie grupa – wśród adherentów ekologiczności najmniej liczna, lecz mająca na swe usługi doprawdy wybitne umysły – domaga się wykształcenia świadomości nie tylko przyrodniczej, lecz i psychologicznej, społecznej a nawet większej. Dopiero taką spotężniałą świadomość, ogarniającą wszelkie skomplikowanie współzależności świata, w którym żyjemy, skłonni oni są nazwać “ekologiczną”. (Wielce wymowny jest tu choćby tytuł modnej przed paru laty w Niemczech książki: “Ekologia serca”). Wydaje się, że ta droga jest najbardziej efektywna, godzi bowiem różne cząstkowe definicje świadomości ekologicznej, nie roszcząc sobie pretensji do jakiegoś antagonizującego ludzi “jedynie słusznego” zdania.
Świadomość
człowieka jest wielowarstwowa: jej poziom najniższy to świadomość
przyrodnicza, funkcjonująca u małych dzieci właściwie
automatycznie, jako zasada przyjemności, głosząca, że
co jest dla organizmu przyjemne, jest dla niego automatycznie
pożyteczne. (Dlatego np. jeśli małe dziecko “ma na coś
smak” a nie jest jeszcze zepsute ofensywą słodyczy i
fast-foodów – nigdy nie chybia, a przeprowadzone potem badania
pokażą, że w pożywieniu, które dziecku smakowało, są
dokładnie takie składniki, jakie były mu aktualnie potrzebne.)
Niestety w warunkach funkcjonowania człowieka bardziej w techno-
niż w ekosferze, zasada przyjemności nie stworzy świadomości
ekologicznej, bowiem nasze ogranizmy dawno już nie umieją
intuicyjnie wybierać potrzebnych składników pożywienia i
potrzebnych zachowań.
Druga warstwa świadomości to świadomość społeczna. Tu mamy takie elementy jak: wpływ wychowania, doświadczenia kulturowe, osobnicze, liczenie się z innymi ludźmi, działanie prawa, norm obyczajowych, etc. Z tą świadomością się najpewniej nie rodzimy; jest ona człowiekowi wpajana w procesie wychowania i edukacji. Dla sprawnego funkcjonowania społeczeństwa świadomości społecznej trzeba nauczyć się wcześnie, w okresie nauki szkolnej.
Trzeci, najwyższy jak do tej pory opisany i jako tako zbadany poziom świadomości, to świadomość duchowa, lub, jak kto woli, kosmiczna. Tu człowiek czuje się cząstką Uniwersum i podlega prawom jednakim w całym Kosmosie: wymienia się choćby popularne prawo karmy, prawo zmiany, prawo sympatii i inne znane naukom duchowym i ezoterycznym zależności. Do tej świadomości silnie odwołują się też wyznawcy tzw. ekologii głębokiej, podkreślający, że bez świadomości uniwersalnej nie ma mowy o poprawnym rozeznaniu świata wokół nas. Świadomość duchowa wydaje się być częściowo wrodzona jednostce, a częściowo budowana jest z dostępnych wokoło wzorców, takich jak np. wyobrażenia Boga w rozmaitych religiach.
O ile świadomość przyrodnicza jest już, m. in za sprawą propagandy ekologicznej, nieźle ugruntowana a świadomość kosmiczna podkreślana wręcz przesadnie (celują w tym wyznawcy New Age) o tyle świadomość świata społecznego – świata, w którym spędzamy najaktywniejsze lata życia! – jest zaniedbywana, wręcz lekceważona. Tymczasem jest tak, że bez tej świadomości wszelkie natchnione wizje ekologów (i nie tylko ekologów) pozostaną mrzonką. Albowiem ekologiczność to nie tylko współodczuwanie z każdym żywym istnieniem, o co nawołują koryfeusze ekologizmu w typie Henryka Skolimowskiego; to także codzienne zachowania , bez świadomości społecznej niemożliwe. To np. segregowanie śmieci, które musi być wpojone wychowaniem; to inicjatywy ustawodawcze ograniczające potworną rzeź zwierząt, i wiele innych działań, które ani nie są wrodzone człowiekowi ani też nie stanowią elementu duchowości.
Trzeba się ich nauczyć, trzeba je – za pośrednictwem szkół i popularyzacji – uczynić trwałym elementem świadomości społecznej. Wtedy dopiero można będzie mówić o świadomości ekologicznej na skalę masową. Wtedy tylko zdoła owa świadomość odpowiednio posterować ludźmi, by nie niszczyli przyrody ani siebie.
Stawiamy zatem tezę, że świadomość ekologiczna jest głównie, jeśli nie przede wszystkim – funkcją ogólniejszej świadomości społecznej. Taka ekologiczna świadomość społeczna potrafi stworzyć wzorce zachowań na tyle atrakcyjne, na tyle silne, że niewielu będzie chętnych do ich łamania, więc można będzie mówić o społeczeństwie ekologicznym jako całości.
Na razie mówienie o świadomości społecznej w takim rozumieniu, jakie tu przedstawiliśmy, jest po trosze opowiastką o żelaznym wilku – zwłaszcza w Polsce. Nie ma u nas ani świadomości prawa, ani szacunku dla niego. Nie ma silnego instynktu zbiorowego, nie ma pędu do wielkich działań ponadjednostkowych. Wygląda na to, że zapóźnieni o sto lat, przechodzimy fazę kapitalizmu “dzikiego”, sprzyjającego ludziom o mentalności koczowniczych grabieżców, od świadomości tak społecznej i ekologicznej jak najdalszych.
Całkiem spora pracą, którą zapewne będą musieli wykonać entuzjaści ekologii, jest praca edukacji społecznej – nauka szacunku dla prawa i norm społecznych, wpojona na poziomie na wpół świadomym a przez to niemożliwym do ominięcia. Wtedy, być może słowa Owidiusza o “wieku złotym, gdy bez obrońcy i oskarżyciela świat szczęśliwie toczył się swoim biegiem” nabiorą nowych treści.
Gdy fundamenty społeczeństwa – prawo, ponadjednostkowa świadomość człowieka, wysoka etyka, koperatywność, rozumienie celów większych niż tylko bezpieczeństwo osobiste i przetrwanie – staną się silne i pewne, światopogląd ekologiczny będzie miał szanse się rozpowszechnić. Bo jego podstawowym wymogiem jest właśnie wyczulenie na zbiorowość i cele prze nią realizowane. Społeczeństwa bogatych i bezpiecznych krajów lekcję tę już chyba przerobiły. Dla nas – dopiero się ona zaczyna.
Włodzimierz H. Zylbertal